Читать книгу Behawiorysta - Remigiusz Mróz - Страница 14
Allegro sonatowe
Siedziba prokuratury, ul. Reymonta
ОглавлениеProkurator okręgowy wyłączył telewizor i w sali konferencyjnej zaległa cisza tak gęsta, że można by kroić ją nożem. Zebrani nie patrzyli na siebie, jakby każdy starał się uniknąć odpowiedzialności. Beata Drejer odchrząknęła znacząco.
– Cóż… – podjął jej przełożony. – Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy.
Nikt mu nie odpowiedział. Nie rozległ się choćby cichy pomruk aprobaty, nikt nawet nie skinął głową. Ubertowski pochylił się i skrzyżował dłonie na blacie stołu.
– Teraz naszym priorytetem jest odnalezienie tego chłopaka…
– Jacka Orsonowicza – podsunęła Drejer.
– Dokładnie.
Ilekroć ktoś używał tego sformułowania, przypominały jej się słowa dawnego szefa, który zawsze piętnował „dokładnie” jako ohydną kalkę z języka angielskiego. Kazał zastępować ją przez „właśnie” lub „otóż to” i był na tyle upierdliwy, że cały wydział raz na zawsze zakodował sobie, by tak nie mówić.
Ale był to tylko jeden z artefaktów staranności językowej, które pozostawił po sobie Gerard. Oprócz tego wzbogacił cały zespół o szereg doświadczeń, choć teraz nikt nie był gotowy tego przyznać. Fakt, że odszedł w niesławie, przekreślił cały jego dorobek. I to na tyle grubą kreską, że nie skorzystali z jego pomocy, kiedy mogła okazać się kluczowa.
Drejer być może nie rozważałaby tego teraz, gdyby nie to, że telefon wibrował jej w kieszeni.
– Musimy go znaleźć – dodał Wiesław Ubertowski. – Za wszelką cenę.
Funkcjonariusz CBŚP skupił wzrok na prokuratorze i zmrużył oczy.
– W jakim celu? – zapytał.
Wiesław uniósł brwi i przez chwilę milczał.
– Przyznam, że nie rozumiem pytania – odparł w końcu. – Chce pan wiedzieć, dlaczego proponuję odnaleźć osobę, która miała bezpośredni kontakt z porywaczem?