Читать книгу Afekt - Remigiusz Mróz - Страница 10

Rozdział 1
Made in China
7
Pałac Belwederski, Ujazdów

Оглавление

Chyłka i Oryński siedzieli przy stoliku pod baldachimem na tarasie Belwederu, nie do końca dowierzając, że się tutaj znaleźli. Tuż obok znajdowała się niewielka fontanna, a zza niewysokiego murka przed nimi można było podziwiać znajdujące się poniżej Łazienki. Nie bez powodu nazwa tego miejsca powstała z połączenia włoskich słów bello, ładny, oraz vedere, widzieć.

Prawnicy nie zastanawiali się ani chwili, z Hard Rocka wyszli zaraz za Alcerem. Na zewnątrz czekało na nich czarne bmw serii siedem o numerach rejestracyjnych zaczynających się od „WU”, zapewne w wersji zaprojektowanej specjalnie do przewozu VIP-ów.

W trakcie jazdy niemal się nie odzywali. Dopiero kiedy przeprowadzono ich przez Belweder i posadzono tutaj, zaczęli wymieniać się niepewnymi uwagami.

– Co my tu robimy? – odezwał się Kordian.

Chyłka wzruszyła ramionami.

– Może chce mi przekazać władzę – odparła.

– Na pewno.

– Ewentualnie może udało jej się zdobyć trochę nowiczoka i chce nas otruć. Jak podadzą herbatę, nie korzystaj.

Oryński wstał od stołu i powiódł wzrokiem w dół skarpy, w kierunku Stawu Belwederskiego. Ścieżką nad nim przechodziła matka z dzieckiem, zadzierając głowę. Zatrzymała się, dostrzegając Kordiana, i szybko wskazała go córce, jakby był jakimś okazem w zoo.

– Chyba właśnie wzięto mnie za kogoś ważnego – odezwał się Oryński.

– Tak czasem się tu dzieje – rozległ się męski głos od strony Belwederu.

Andrzej Alcer podszedł do nich wolnym krokiem.

– Przepraszam, że muszą państwo czekać. Prezydent zaraz powinna się zjawić.

Prawnicy nie odpowiedzieli.

– A tymczasem może się państwo czegoś napiją?

– Nie trzeba – odparł szybko Kordian.

– Do pełni szczęścia wystarczy nam wyjaśnienie, co tu robimy – dodała Chyłka.

Alcer skinął głową z powagą sugerującą, że chodzi o sprawy wagi państwowej.

– Za moment pani prezydent do państwa dołączy – zapewnił, a potem skierował się z powrotem w stronę pałacu.

Joanna rozejrzała się niepewnie, dostrzegając dwóch funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa na skraju tarasu. Niewątpliwie cały czas ich obserwowali i będą mieli ich na oku aż do zakończenia tego spotkania.

– I co teraz? – odezwał się Oryński.

– Hm?

– Naprawdę tu przyjdzie?

– Nie mów, że się jej boisz, Zordon.

Kordian przesunął dłońmi po marynarce i usiadł z powrotem na swoim miejscu.

– To prezydent – powiedział.

– No i? Zachowujesz się, jakby papież zaprosił cię na audiencję.

Oryński przez chwilę nerwowo wiercił się na krześle i popatrywał w kierunku wyjścia, jakby był bliski podjęcia decyzji o ewakuacji.

– Nawet na nią nie głosowałeś – zauważyła Joanna.

– Ty za to tak.

– Bo wtedy była najlepszą z możliwości. A oprócz tego zawsze wyglądała mi na twardą su… sztukę.

– Teraz już ci nie wygląda?

Chyłka powiodła wzrokiem po tarasie.

– Nie w tym rzecz. Przez te lata nie zrobiła w sumie niczego poza umacnianiem swojej władzy – odparła. – Halski to lepszy wybór. Jest zasłużony, ma swoje lata, nie musi budować pozycji ani przejmować się karierą.

– Coś w tym jest.

Może dlatego w ostatnich wyborach prezydenckich w Stanach siedemdziesięciosiedmioletni kandydat mierzył się z siedemdziesięcioczteroletnim? Może nie chodziło o doświadczenie i długość kadencji na tym świecie, ale o to, że im starszy polityk, tym mniej przejmuje się budowaniem wizerunku na przyszłość?

Jakkolwiek by było, Halski miał obecnie sondażową przewagę. I Chyłka spodziewała się, że to spotkanie w Belwederze w jakiś sposób ma doprowadzić do jej zniwelowania.

Chwilę później w końcu zjawiła się Milena Hauer. Wyszła na taras szybkim, zdecydowanym krokiem, a po nieprzeniknionym wyrazie jej twarzy trudno było cokolwiek wnieść.

Podeszła do dwójki prawników, podała im rękę, a potem usiadła przy stole. Sprawiała wrażenie, jakby wybitnie jej się gdzieś spieszyło. I jakby nie była do końca obecna.

– Dziękuję, że znaleźliście czas – odezwała się.

– Nie mieliśmy zbyt dużego wyboru – odparła Joanna.

Wymieniły się nieco ostrożnymi, badawczymi spojrzeniami, a Kordian poruszył się nerwowo.

– Alcer miał nie stosować gróźb karalnych. Zagalopował się?

– Niezupełnie. Ale prezydent kraju się nie odmawia.

Milena pokiwała głową, jakby to rzeczywiście nie ulegało wątpliwości, a potem położyła na stole czarną kopertę. Dwoje prawników wbiło w nią wzrok.

– Nie zaproponowano wam czegoś do picia czy jedzenia?

– Zaproponowano – odparła Joanna. – Ale o ile w menu nie macie odpowiedzi na nasze pytania, to spasujemy.

Prezydent przytrzymała jej spojrzenie, a potem zerknęła na Oryńskiego. Ten wyglądał, jakby nie był w stanie dobyć głosu.

– Co tu robimy? – dodała Chyłka.

– Chciałam zamienić z wami parę słów na temat mojego męża.

W głosie Mileny dało się wyczuć chłód, który sprawił, że Joanna poczuła się nieswojo. Mimowolnie rzuciła okiem na SOP-owców. Nadal trzymali się z dala i wydawało się niemożliwe, by usłyszeli cokolwiek z tej rozmowy.

– Wiem, że dotarliście do pewnej sprawy szantażu sprzed lat. Kingi Łukasik.

Kordian poruszył się nerwowo, otworzył usta, ale się nie odezwał. Chyłka zaś odczekała chwilę, a potem cicho zagwizdała.

– Nieźle – rzuciła. – Więc polskie służby jednak mają system inwigilacji absolutnej.

– Słucham?

– Pegasusa – odparła bez wahania Joanna.

Prezydent lekko się uśmiechnęła – i podobnie jak w przypadku innych polityków, była to jedyna reakcja, na jaką można było liczyć w tym temacie. Zaawansowany system szpiegowski w łatwy sposób rozchodził się po smartfonach, sprawiając, że służby uzyskiwały dostęp praktycznie do wszystkiego – od rozmów, wiadomości, aż po zdjęcia i możliwość nagrywania audio i wideo z kamery. Tajemnicą poliszynela było, że Izrael sprzedał go Polsce, ale na oficjalne potwierdzenie nie było co liczyć.

– Inwigilacja nie była potrzebna, żebym dowiedziała się, czym się zajmujecie – odezwała się Milena. – Mamy z Kazimierzem kilku dobrych wspólnych znajomych.

– I?

Prezydent położyła dłoń na kopercie.

– Jeden z nich powiedział mi, że interesujecie się sprawą tamtej dziewczyny. Sprawą, która pod względem prawnym została zamknięta.

Chyłka zmarszczyła czoło, starając się stwierdzić, jak dużo rozmówczyni na ich temat wie.

Może niewiele? Milena mogła dowiedzieć się o szantażowaniu Halskiego i szybko zidentyfikować prawników, którzy mieli się tym zajmować. Zaprosiła ją i Oryńskiego, bo uznała, że wyciągnie od nich to, co mogłoby okazać się polityczną bronią masowego rażenia.

W istocie mogła jednak nie mieć o tym pojęcia – i sądzić, że Halscy rozpytują o tamtą sprawę, by wykorzystać ją przeciwko urzędującej prezydent.

– Wiem też, że zostaliście zatrudnieni przez Mirka Halskiego – dodała Milena.

– Zgadza się.

– W jakim charakterze?

– Prawników.

Prezydent cicho westchnęła, a potem podniosła się i podeszła do murka. Przez chwilę błądziła wzrokiem po ścieżkach widocznych w przesmyku między drzewami.

– Wiecie, co by się stało, gdybym jutro opublikowała oficjalny komunikat, w którym stanowczo zaprzeczyłabym, że kiedykolwiek spałam z moim ochroniarzem?

Obróciła się i oparła o murek.

– Wszyscy uznaliby, że spałam.

– Cóż…

– Na tym polega polityka. Nie liczą się dowody ani sprawiedliwe procesy, tylko zarzuty. Wystarczy jeden, by zniszczyć człowieka.

Kordian i Chyłka wymienili się krótkimi spojrzeniami.

– Gdyby chodziło wyłącznie o mnie, po prostu wysłałabym do Mirka Halskiego kogoś, kto wytłumaczyłby mu, że nie opłaca się iść ze mną na wojnę. Ale nie chodzi o mnie, tylko o mojego męża. A jeśli jest coś, za co jestem gotowa umierać, to z pewnością jest to pamięć o nim.

Wskazała ręką czarną kopertę na stole.

– Zajrzyjcie.

– Łapówka od samej pani prezydent? – rzuciła Joanna.

– Niezupełnie.

Chyłka sięgnęła po kopertę i wyjęła z niej dwie złożone na pół kartki oraz zdjęcie.

– Co to jest? – spytała.

– Pierwszy dokument to pisemne oświadczenie Kingi Łukasik, w którym wycofuje wszystkie oskarżenia pod adresem mojego męża i przyznaje, że były one całkowicie fikcyjne.

Kordian przysunął krzesło do Joanny, po czym oboje szybko przebiegli wzrokiem po tekście.

– Kinga przyznaje, że była obecna na imprezie w zamkniętej willi nad jeziorem Bełdany na Mazurach – odezwała się prezydent. – Poświadcza, że oprócz niej były tam inne dziewczyny poniżej piętnastego roku życia. Oprócz tego znane osoby publiczne, których tożsamości nie jest gotowa wyjawić. Zaznacza też, że na terenie rezydencji widziała mojego męża. Zrobiła sobie z nim zdjęcie, to wszystko.

Chyłka podniosła wzrok na Milenę. Na miejscu każdego polityka właściwie można by bez trudu postawić aktora i nikt nie znalazłby różnicy. Z jej twarzy nie sposób było odczytać, czy to, co znajduje się w dokumencie, jest prawdą, czy może sowicie opłaconym kłamstwem.

– Kinga poświadcza, że była na tej imprezie w towarzystwie swojej przyjaciółki – ciągnęła prezydent. – I tak się składa, że jej zeznanie znajduje się na drugiej z kartek. Znajdziecie tam podpisane oświadczenie o tym, że przyjaciółka nie opuszczała Kingi ani na chwilę i może ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że oprócz wspólnego zdjęcia Kinga nie miała żadnego kontaktu z Patrykiem Hauerem.

Kiedy wypowiedziała imię i nazwisko męża, jej głos lekko się załamał. Prawie niezauważalnie, ale jednak.

Joanna szybko upewniła się, że przyjaciółka Kingi rzeczywiście złożyła takie zeznanie.

– Jak widzicie, rzekoma ofiara wycofała zeznania, a świadek oczyścił podejrzanego – podjęła Milena. – W sądzie chyba nie byłoby mowy o skazaniu, prawda?

Kordian odchrząknął cicho.

– Prawda – przyznał.

– Ale w mediach to nie będzie miało znaczenia. Jeśli wyciągniecie to na światło dzienne, a przypuszczam, że Halski zatrudnił was właśnie po to, żebyście znaleźli prawną furtkę, uderzycie nie tylko we mnie, ale i w to, jak mój mąż będzie pamiętany.

Chyłka milczała, zastanawiając się, o co tak naprawdę w tej sprawie chodzi. Prezydent nie miała pojęcia, że to nie Halski jest kolejnym oskarżonym. I że za zarzutami stoi inna dziewczyna.

– Wiecie oczywiście, że Kinga nie żyje – dodała Milena. – Nie może więc zabrać głosu i powiedzieć, że lata temu to zmyśliła. Szkody będą nieodwracalne.

Joanna w końcu sięgnęła po zdjęcie, które zrobiono na imprezie nad jeziorem Bełdany. Spojrzała na Hauera obejmującego Kingę, a potem przeniosła wzrok na dziewczynę stojącą po drugiej stronie. Zamarła.

– Zordon… – rzuciła cicho.

Oryński dopiero teraz zerknął na zdjęcie i podobnie jak ona, zupełnie znieruchomiał. Hauer drugą ręką obejmował Asię Piechodzką.

Dziewczyny miały mocny makijaż i wydekoltowane, obcisłe sukienki. Może i nie wyglądały na piętnaście lat, ale na pełnoletnie również nie.

Hauer trzymał ręce na wysokości ich pleców. Wyglądało to jak typowe, robione na szybko zdjęcie polityka z dwójką wyborczyń.

– Coś nie tak? – odezwała się prezydent.

Serce biło Chyłce coraz szybciej. Najwyraźniej Asianna czerpała wiedzę nie z drugiej, ale z pierwszej ręki.

– Nie, nic – odparł Kordian.

– A jednak wyglądacie, jakbyście właśnie weszli na ruchome piaski.

– Bo może tak jest – przyznał Oryński. – Ale to w najmniejszym stopniu nie dotyczy ani pani, ani premiera Hauera.

Milena ściągnęła brwi i przez chwilę nie odrywała wzroku od Kordiana.

– Wiadomo, kto jeszcze był w tej willi tamtej nocy? – odezwał się niepewnie.

– Nie.

Joanna nawet nie liczyła na bardziej rozwiniętą odpowiedź. Prezydent spotkała się z nimi, by realizować swoje cele, a nie pomagać im w osiąganiu własnych.

– Pani mąż nie wspominał o żadnym znajomym, którego tam spotkał? – zapytał Oryński.

– Nie.

Znów nic więcej.

– Pani prezydent, to ważne nie tylko dla nas, ale także…

– Patryk zjawił się tam przejazdem, wracał ze spotkania wyborczego w Giżycku. Wiedział tyle, że będzie tam trochę wpływowych ludzi, więc zrobił parę zdjęć i porozmawiał z kilkoma osobami. Nigdy nie mówił mi, kim były.

– A kto organizował tę imprezę?

– Przemysław Szajner.

Kordian wyciągnął telefon i szybko zapisał imię i nazwisko.

– Rozumiem, że o nim nie słyszałeś.

– Nie.

– To znany biznesmen, właściciel większościowych udziałów w spółce farmaceutycznej produkującej generyki. Poza dziesiątką najbogatszych Polaków, ale z pewnością mieści się w dwudziestce.

Chyłka przestała słuchać wymiany zdań i przysunęła drugą z kartek. Zeznanie Aśkanny Piechodzkiej było zbliżone do tego, które przedstawiła Kinga. Główna różnica polegała na tym, że ta druga wyrażała żal i skruchę. Wprost przepraszała Hauera za to, że go oskarżyła.

Nie to jednak interesowało Joannę najbardziej.

– To wszystkie dokumenty, które dotyczą tej sprawy? – rzuciła nagle.

Prezydent popatrzyła na nią podejrzliwie.

– Czyli nie – odparła Chyłka i zacisnęła usta. – Kurwa mać…

Kordian kaszlnął nerwowo i posłał jej ostrzegawcze spojrzenie.

– Kurwa jebana mać.

– Chyłka…

– Nie krępujcie się – odparła Milena. – W zaciszu politycznych gabinetów z pewnością lata więcej mięsa niż w kancelariach prawnych.

Joanna podniosła się i przeszła w kierunku drugiego z baldachimów. Okrążyła niewielką fontannę, po czym stanęła prosto przed Mileną. Kątem oka widziała, że jeden z funkcjonariuszy SOP powiedział coś do mikrofonu w klapie marynarki.

– Muszę wiedzieć o pozostałych dokumentach w tej sprawie – oznajmiła. – A konkretnie interesuje mnie to, czy Piechodzka też podpisała lojalkę.

Prezydent przyglądała jej się w milczeniu, zapewne starając się przesądzić, czy może sobie zaszkodzić, udzielając odpowiedzi.

– Tak – powiedziała w końcu. – Zobowiązała się do milczenia, tak samo jak Kinga.

– Ja jebię… – syknęła Joanna, a potem popatrzyła na Oryńskiego. – Żelazny nas wyrolował, Zordon.

– Co?

– Zrobiliśmy dokładnie to, czego chciał od samego początku.

– Ale…

– Aśkanna od razu wiedziała, że nie dostanie tej kasy. Nigdy nie zamierzała jej wyciągać – powiedziała Chyłka. – Chciała tylko, żeby ta sprawa wyszła na światło dzienne. A my…

– O kurwa.

– No właśnie – potwierdziła. – Zrobiliśmy to za nią, składając wniosek o zabezpieczenie roszczenia.

Chyłka znów zaklęła pod nosem. Dała się zmanipulować Żelaznemu, pozwoliła, by ją rozegrał.

Piechodzka nie mogła przedstawić tej sprawy w sądzie, więc znalazła sposób, by na wokandę wprowadził ją ktoś inny. I tak właśnie się stało.

A to wszystko oznaczało, że chodziło o coś innego niż pieniądze.

Afekt

Подняться наверх