Читать книгу Afekt - Remigiusz Mróz - Страница 11
Rozdział 1
Made in China
8
Al. Ujazdowskie, Śródmieście
ОглавлениеWychodząc z Pałacu Belwederskiego, Kordian nie mógł oprzeć się wrażeniu, że usłyszeli od Mileny Hauer znacznie więcej gróźb, niż w istocie wypowiedziała. W tej chwili jednak to, jak daleko była gotowa się posunąć, by zapobiec oczernianiu jej męża, było sprawą drugorzędną.
Liczyło się to, by zatrzymać machinę, którą dwójka prawników puściła dzisiaj w ruch.
Oryński usiłował dodzwonić się do Igi Zawady, podczas gdy Chyłka natychmiast spróbowała skontaktować się z Mirkiem Halskim. Jej się udało, jemu nie.
Aplikantka Joanny nie odbierała i cały czas włączała się poczta głosowa. Mimo to wciąż mogło nie być za późno. Chyłka poleciła jej złożyć dokumenty tuż przed tym, jak weszli do Hard Rocka – przy odrobinie szczęścia mogło się okazać, że Iga nie zabrała się do roboty od razu.
Po kilku minutach kręcenia się w tę i we w tę po szerokim chodniku wzdłuż Łazienek Kordian w końcu bezradnie opuścił dłoń z komórką. Nie było sensu dłużej się dobijać, Zawada z pewnością wyciszyła dzwonki, bo była już w sądzie.
Oryński obrócił się w kierunku Belwederu i zobaczył, że Chyłka skończyła rozmawiać z Halskim. Szła teraz szybkim krokiem w stronę Kordiana i wyglądała, jakby miała zamiar staranować każdego, kto stanąłby jej na drodze.
– Nie mogę się dodzwonić – powiedział Oryński. – Wysłałem jej parę esemesów, ale…
– To bez znaczenia.
Kordian uniósł brwi.
– Dlaczego? – spytał.
– Bo Halski nie zgadza się na wycofanie wniosku.
– Że co?
– Chce zabezpieczenia powództwa. I to natychmiast.
– Ale powiedziałaś mu, że…
– Nie, Zordon, zostawiłam wszystko dla siebie i uprzejmie poprosiłam go, żeby w ciemno nas posłuchał.
Joanna miotnęła pod nosem kilka przekleństw, niepochlebnie wyrażając się o niewiaście, która sprawiła, że Mirek pojawił się na tym świecie. Potem rozejrzała się i skinęła ręką w kierunku jednej z ławek.
Oboje opadli na nią ciężko i przez znajdującą się naprzeciw bramę wejściową do Łazienek spojrzeli na wykonany z brązu pomnik Chopina.
– To mamy problem – odezwał się Kordian. – Bo klient najwyraźniej chce działać na swoją niekorzyść.
– Niezupełnie.
Oryński obrócił się do Joanny.
– Działa na korzyść swojego brata – dodała. – Wie, że jeśli uda się uzyskać zabezpieczenie, ta sprawa nie wyjdzie przed wyborami. Ewentualny wyrok zapadnie długo po tym, jak PKW ogłosi oficjalne wyniki.
– Tyle że szanse na uzyskanie zabezpieczenia znacznie spadły przy świadku, który może poświadczyć, do czego doszło w tej willi.
Chyłka westchnęła cicho.
– To też mu powiedziałam.
– I co on na to?
– Że nigdy nie był na żadnej imprezie organizowanej przez Przemysława Szajnera.
– A zna go w ogóle?
– Nie pytałam – odparła pod nosem Joanna. – Sukinsyn powiedział, że jest zajęty, i się rozłączył.
Kordian machinalnie sięgnął za pazuchę marynarki, ale kiedy napotkał ostrzegawcze spojrzenie Chyłki, cofnął rękę. Przez moment siedzieli w milczeniu, obserwując grupę Azjatów, którzy obfotografowali niewielki zbiornik wodny z czerwonego kamienia i pomnik Chopina.
– O czym myślisz? – odezwał się Oryński.
– O tym, czy oni kiedykolwiek po powrocie do siebie oglądają ten pierdyliard zdjęć.
Kordian szczerze w to wątpił. Podobnie jak w to, że właśnie nad tym zastanawiała się teraz Chyłka.
– A oprócz tego? – rzucił.
Joanna syknęła cicho, jakby coś ja zabolało.
– Nie wiem, co o tym sądzić, Zordon – powiedziała. – Jak się nad tym na spokojnie zastanowić, to posunięcia twojej Aśkanny są bez większego sensu.
– Bo?
– Nie może mówić o imprezie, bo zobowiązała się do milczenia, to jasne – odparła ciężko Chyłka. – Ale jeśli doszło tam do czynów pedofilskich, może przecież złożyć zawiadomienie do prokuratury. Dlaczego tego nie robi?
– Bo liczy na kasę. Bo nie ma dowodów, bo…
– W takim razie po co ten wybieg z podpuszczeniem nas do wkroczenia na drogę cywilną?
Oryński podrapał się po karku. Przeszkody, jakie napotkałaby przy sprawie karnej, były właściwie takie same przy tej.
– Może to się już przedawniło? – podsunął Kordian. – Jakie są terminy w przypadku pedofilii?
– Gwałt na dziecku nigdy nie powinien się przedawniać.
– Wiem, ale…
– Pewnie jakieś duże – ucięła. – Może dwadzieścia lat przy obcowaniu bez gwałtu i z trzydzieści lub więcej przy typie kwalifikowanym. A może w ogóle nie ma przedawnienia. Jakiś czas temu w sejmie był projekt, żeby je znieść, i może nawet go przegłosowali.
Ledwo to powiedziała, spojrzeli na siebie niepewnie.
– Ale nie jesteś pewna? – zapytał Kordian.
– Nie jestem. Nie śledzę nowelizacji dotyczących spraw, którymi nigdy nie zamierzam się zajmować.
Oryński szybko wyciągnął telefon i wyświetlił kilka aktów prawnych, które go interesowały. Czując na sobie wyczekujące spojrzenie Joanny, przeczesywał wzrokiem treść artykułów i uzmysłowił sobie, że serce mu przyspiesza.
W końcu odłożył telefon i nabrał głęboko tchu.
– Najczęściej czyny pedofilskie przedawniają się po dziesięciu latach – powiedział.
– Że co?
– To znaczy w przypadku kary pozbawienia wolności na trzy lata – dodał. – Przy pięciu termin wzrasta do piętnastu, dalej do dwudziestu, jak przy innych zbrodniach.
– Nie ma tam jakichś zastrzeżeń?
– Są – odparł. – Do przedawnienia nie może dojść wcześniej niż pięć lat po uzyskaniu przez ofiarę pełnoletności.
Oryński spojrzał na Chyłkę w oczekiwaniu na odpowiedź. Potrzebowała jednak chwili, by przejść do porządku dziennego.
– Ja pierdolę… – rzuciła. – Jesteś pewien?
– Tak.
– A co z tym projektem znoszącym przedawnienie?
– Nie został przyjęty.
Joanna pokręciła bezradnie głową, a potem gwałtownie podniosła się z ławki. Potarła nerwowo skronie i przez palce spojrzała na Kordiana.
– Kinga nie miała wtedy nawet piętnastu lat – powiedziała.
– Więc sprawa się przedawniła. Mamy odpowiedź.
Mimo jej odnalezienia żadne z nich nie wyglądało, jakby im ulżyło. Wprost przeciwnie, świadomość tego, że dwie dekady wystarczą, by pedofil nie mógł być sądzony, była druzgocąca.
Kordian potrząsnął głową i odsunął od siebie te myśli. Powinien skupić się na sprawie, a przede wszystkim na tym, że jego klient był niewinny, dopóki nikt przed sądem nie udowodniono nic innego.
– Co teraz? – odezwał się.
– Musimy się dowiedzieć, co się stało na tej imprezie nad jeziorem Bełdany.
– Czyli znowu jedziemy na Mazury?
Chyłka spojrzała na niego niepewnie.
– Nigdy nie byliśmy na Mazurach, Zordon. Przynajmniej nie razem.
– Ale Sajenek…
– Leży na Suwalszczyźnie – przerwała mu Joanna. – Zresztą to bez znaczenia, nie będziemy przecież szukać rezydencji, w której dwadzieścia lat temu była jakaś impreza. Znajdziemy tego, kto ją organizował.
Kordian skinął głową i po raz kolejny pożałował, że nie mają na podorędziu Kormaczyska. Odnalezienie Przemysława Szajnera zajęłoby mu tylko chwilę, a mimochodem pewnie wpadłby na trop kilku innych osób, które były obecne w jego willi.
Bez pomocy chudzielca dwoje prawników musiało jednak zdać się na tradycyjne metody. Skontaktowali się z firmą Szajnera, a potem przeszli przez kilka szczebli w jej hierarchii służbowej, nim dotarli do sekretarki mogącej umówić ich z szefem.
Szajner zgodził się na spotkanie dopiero po tym, jak prawnicy oznajmili, iż reprezentują Mirka Halskiego – przeznaczył dla nich kwadrans następnego dnia.
Żadne z nich nie spodziewało się, że w tym czasie zdążą wyciągnąć z niego cokolwiek przydatnego, ale uznali, że przynajmniej wybadają grunt.
Tuż przed rozmową stało się jasne, że przynajmniej jedno z nich będzie musiało zrezygnować. W siedzibie KMK zjawił się Halski i wystarczyło rzucić na niego okiem, by mieć pewność, że zamierza zarzucić swoich adwokatów pretensjami.
– Dobra – oświadczyła Joanna, kiedy naradzali się w jej gabinecie. – Ja zostanę, ty jedź do Szajnera.
– Jesteś pewna?
– I tak nie dowiemy się od niego wiele. A jak jeszcze trochę rozkolebię emocjonalnie Halskiego, może coś z niego wyciągnę.
Kordian pokiwał głową i ruszył w kierunku drzwi. Nie miał wiele czasu, by dotrzeć na miejsce.
– Weź Zawadę – odezwała się Chyłka, kiedy złapał za klamkę.
Oryński ostrożnie się obrócił, a Joanna rzuciła mu kluczyki od iks piątki.
– Zazwyczaj wiem, kiedy sobie żartujesz, ale…
– Dziewczyna musi się uczyć.
– Od swojej patronki.
Joanna utkwiła w nim stanowcze spojrzenie. Właściwie tyle wystarczyło, by Kordian doszedł do wniosku, że nie ma wyjścia.
Zahaczył o biurko Igi, oznajmił krótko, że aplikantka wybiera się z nim na rozmowę z klientem, a chwilę później oboje jechali już iks piątką w kierunku siedziby firmy Szajnera, która zajmowała się głównie produkcją tańszych zamienników znanych leków.
Na miejscu jedna z sekretarek zaprowadziła ich do pustej sali konferencyjnej, gdzie mieli czekać na jej szefa.
– To jaką mamy strategię? – odezwała się Zawada.
– Prostą. Ja się odzywam, ty nie.
Iga popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Naprawdę się dobraliście.
– Hm?
– Oboje macie dokładnie tyle samo uroku osobistego i uprzejmości.
Kordian rozpiął marynarkę i usiadł przy stole. Nalał sobie i Zawadzie wody, a potem przelotnie na nią spojrzał. Może miała trochę racji – przez całą drogę tutaj odnosił się do niej mniej więcej tak, jak Chyłka do niego, kiedy trafił do Żelaznego & McVaya. Szczególnie gdy Iga próbowała opowiadać mu prawnicze dowcipy.
– Taka robota – odparł.
– Znaczy?
– Dobrze od początku przyzwyczaić się do tego, że będziesz żyła w permanentnym stanie konfliktu z innymi.
– Świetna perspektywa…
– Prawdziwa – rzucił Oryński. – Będziesz ścierać się nie tylko z prokuratorami i sędziami na sali sądowej, ale też z konkurencją w kancelarii. Chętnych na takie zarobki, jakie oferuje KMK, jest wielu, a miejsca są ograniczone.
Iga przez chwilę mu się przypatrywała. Mógł dodać, że w rywalizacji wewnętrznej będzie miała pod górkę także ze względu na swój wygląd. Zarzuty, że jakikolwiek awans zawdzięcza walorom fizycznym, będą pojawiały się notorycznie.
– Nie demonizuje pan?
Kordian lekko się uśmiechnął.
– Tylko trochę – odparł. – I mów mi po imieniu.
Zawada skinęła głową, ale nie zdążyła skwitować, bo nagle otworzyły się drzwi i do pomieszczenia szybkim krokiem wszedł Przemysław Szajner. Nosił drogi, idealnie układający się garnitur, a kiedy zamknął za sobą drzwi, salę wypełnił zapach porządnych perfum.
– Nie mam dużo czasu – oznajmił zamiast przywitania i usiadł naprzeciwko dwójki gości. – Przysłał was Mirek?
– Jesteśmy jego prawnikami – odparł Oryński.
Biznesmen ściągnął brwi, najwyraźniej nie spodziewając się wymijającej odpowiedzi.
– I czego chcecie?
– Mamy tylko kilka pytań odnośnie do…
– Jakich pytań?
Kordian patrzył rozmówcy prosto w oczy, ale wzrok mężczyzny co chwilę uciekał w stronę młodej dziewczyny stojącej obok. Nie na długo, ale trudno było tego nie dostrzec.
Nie uszło to także uwagi Zawady, która postanowiła zrobić z tego użytek.
– Chodzi nam o imprezę, którą zorganizował pan w swojej willi nad jeziorem Bełdany – powiedziała.
– Że co?
– To było dość dawno temu, jakieś…
– Nie organizuję tam żadnych imprez.
Szajner podniósł się i spojrzał na nich z góry.
– Jak mówiłam, chodzi o wydarzenia sprzed…
– Nigdy nie organizowałem tam niczego takiego – uciął Przemysław. – To miejsce, w którym się relaksuję, z dala od ludzi.
– Ale…
– Halski w ogóle wie, że tu przyszliście? Ma pojęcie po co?
Oryński także wstał i machinalnie zapiął guzik marynarki.
– Przypuszczam, że nie – dodał biznesmen, zanim Kordian odpowiedział. – Następnym razem porozmawiajcie ze swoim klientem, zanim zaczniecie tracić mój czas.
Szajner obrócił się i nie dając im szansy na odpowiedź, szybko opuścił salę konferencyjną. Moment po nim zjawił się pracownik firmy ochroniarskiej i oznajmił, że pokaże im drogę do wyjścia.
Kordian i Zawada opuścili siedzibę firmy i wolnym krokiem skierowali się do iks piątki.
– Co to było? – odezwała się Iga.
– Nic dobrego – odparł Oryński i wyciągnął telefon. Wybrał numer Chyłki, licząc na to, że nie wyciszyła dzwonków przed rozmową z Halskim.
Odebrała dopiero po chwili.
– Co jest? – spytała.
– Szajner właśnie nas wyrzucił.
– Za co?
– Za pytanie o imprezę na Mazurach.
Kordian bez trudu usłyszał głośnie westchnięcie Joanny.
– Tyle wystarczyło? – upewniła się.
– No.
– W takim razie mamy problem.
I to dość duży, skwitował w duchu Oryński.