Читать книгу Afekt - Remigiusz Mróz - Страница 6

Rozdział 1
Made in China
3
Green Caffè Nero, ul. Prosta

Оглавление

Właściwie nie trzeba było opuszczać The Warsaw Hub, by napić się kawy – na parterze znajdował się lokal, który miał wszystko, czego Chyłka potrzebowała o tej porze dnia. Wolała jednak wyjść z budynku, bo im dalej od kancelarii KMK się znajdowała, tym lepiej się czuła.

Dwoje prawników usiadło na stojących naprzeciw siebie fotelach przy oknie, a potem pochyliło się nad niskim stolikiem. Ich gorące kawy jeszcze parowały – Chyłka wzięła średnią americanę, Zordon wybrał karmelową mochę z bitą śmietaną na mleku bez laktozy, a do tego dorzucił kokosowego muffina.

Pochłonął go niemal od razu, kubek też szybko opróżnił do połowy.

– To cukrowe plugastwo w niczym ci nie pomoże, Zordon.

Pokiwał nerwowo głową, jakby dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.

– Mów, co to za dziewczyna – dodała Joanna.

– Lepiej ty mi powiedz, dlaczego nieżyjąca osoba miałaby…

– Cichaj – ucięła. – I nadawaj powoli, jakbyś wpisywał jakieś hasło po dwóch nieudanych próbach.

Otarł usta i odsunął talerzyk z okruchami muffina.

– Dobra – rzucił. – Znałem tę dziewczynę całkiem dobrze, chodziła ze mną do szkoły.

– Jakiej?

– Do liceum.

– Którego?

– Przy Popiełuszki. Imienia Sempołowskiej, numer…

– Do jednej klasy?

– Nie, do równoległej – odparł Oryński i zgarbił się jeszcze bardziej. – I czuję się jak na przesłuchaniu.

– Zaraz poczujesz się jak na wygnaniu. Dawaj konkrety.

Kordian odchrząknął i zerknął w kierunku ciast znajdujących się za ladą, jakby w nich upatrywał ratunku.

– Była najbliższą przyjaciółką mojej ówczesnej dziewczyny – powiedział.

– Miałeś kogoś przede mną, Zordon?

Posłał jej krótkie spojrzenie, a potem wziął niewielki łyk kawy.

– Chodziliśmy ze sobą jak na tamte warunki dość długo, bo pół roku.

– Łał – odparła Joanna i zagwizdała pod nosem. – Mój najtrwalszy związek w liceum wytrzymał jedną czwartą tego okresu. Jak się nazywała ta nieszczęśnica?

– Asia. Asia Piechodzka.

– Nieźle – rzuciła z przekąsem Chyłka. – A ta, która teraz najwyraźniej pośmiertnie oskarża Halskiego?

– Kinga – odparł Oryński i westchnął. – Chodziły do jednej klasy już w podstawówce, przyjaźniły się dość blisko. Często była z nami na jakichś imprezach albo w pubach, ale właściwie nigdy nie miałem okazji dobrze jej poznać. Zdawała się zamknięta w sobie.

Joanna patrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Co? – rzucił.

– Próbuję zwizualizować sobie ciebie na licealnej imprezie.

Kordian obrócił głowę w kierunku okna i powiódł wzrokiem za przejeżdżającym autobusem.

– Możemy wrócić do tematu?

– Dawaj.

– Jakieś dziesięć lat temu gruchnęła wiadomość, że Kinga nie żyje. I całkiem możliwe, że kojarzysz, w jaki sposób umarła.

– Hę?

– Było o tym dość głośno, oczywiście bez personaliów. Rzuciła się pod wagon metra na placu Wilsona.

Chyłka rzeczywiście przypominała sobie, że do podobnego zdarzenia doszło. Właściwie o każdym mówiło się dość dużo, bo przez te wszystkie lata działania metra prób samobójczych było ponad dwadzieścia, ale udanych około dziesięciu.

– Byłem na jej pogrzebie, Chyłka. Swoją drogą tam ostatni raz widziałem się z Asią, gdyby cię to interesowało.

Joanna napiła się americany.

– Nieważne – dodał Kordian. – W każdym razie ktoś podszywa się pod Kingę.

– Co ty powiesz?

– Ale dlaczego? – ciągnął, jakby nie usłyszał uwagi. – Jaki jest sens w próbie wymuszenia okupu, kiedy jedyny świadek nie żyje? I jakim cudem Halscy się nie zorientowali?

– Sam mówiłeś, że imię i nazwisko nie pojawiło się w mediach – odparła spokojnie Chyłka. – I może Kinga nie była jedynym świadkiem.

– Może.

Joanna też wyjrzała za okno, zmagając się z potrzebą, która zawsze nachodziła ją w podobnych chwilach. Oddałaby połowę kolekcji płyt Iron Maiden za możliwość wyjścia przed kawiarnię i wyciągnięcia paczki marlboro.

Postarała się odsunąć te myśli i skupić na tym, co w tej chwili było najważniejsze. Sprawa, która przed momentem wydawała jej się całkiem prosta, teraz ewidentnie miała drugie dno.

– Kinga wspominała kiedyś o sprawie Hauera? – odezwała się Chyłka. – O tym, że dostała od niego pieniądze?

– Nie. Zresztą musiała je od niego wyciągnąć dużo później, kiedy był już w miarę znanym politykiem. Pewnie była już na studiach, a ja nie miałem wtedy kontaktu ani z nią, ani z Asią.

Ilekroć używał tego zdrobnienia, Joanna czuła się co najmniej nieswojo. Robiła jednak wszystko, by nie dać tego po sobie poznać.

– A do samego rzekomego gwałtu miało dojść, kiedy była małoletnia, nie? – ciągnął Oryński. – Czyli jeszcze przed tym, jak trafiła do liceum.

Chyłka układała sobie to wszystko w głowie. Wciąż nie wierzyła, żeby Patryk Hauer był zdolny do tego, co zarzucała mu dziewczyna. A więc jej wiarygodność należało podać w wątpliwość.

Sam upływ czasu między zdarzeniem a próbą wyciągnięcia go na światło dzienne nie miał dla Joanny znaczenia. Doskonale wiedziała, że długa zwłoka nie przemawia na niekorzyść ofiary.

– Potrzebujemy więcej informacji – oznajmiła.

– Wyświetlić na niebie Kormakosygnał?

– Nie. Kościotrup jest z Anką gdzieś za granicą w sprawie małego. Chyba w Wielkiej Brytanii.

Oryński potrząsnął głową, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że planowali wyjazd od pewnego czasu.

– Faktycznie – odparł. – W takim razie…

– W takim razie zostaje nam albo wizyta w Pałacu Prezydenckim, bo to właśnie tam urzęduje jedyna osoba, która może coś wiedzieć, albo u twojej byłej dziewczyny.

– Z dwojga złego wolałbym tę pierwszą opcję.

Joannie nie umknęło, że nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Raczej jak próba zbudowania dystansu tam, gdzie go nie ma.

– Wiesz, co robi teraz ta twoja Asia? – spytała Chyłka.

– Pracuje gdzieś w Galerii Młociny, widziałem u niej na stories filmik z otwarcia.

Joanna odstawiła kubek i wbiła wzrok w oczy Oryńskiego.

– No co? – spytał.

– Nie podejrzewałam cię o podglądanie swoich byłych na Instagramie. Głównie dlatego, że nie sądziłam, żebyś jakiekolwiek miał.

– Nie podglądam, po prostu…

– Ci się kliknęło.

Kordian skrzywił się i poruszył nerwowo, jakby rzeczywiście coś przeskrobał.

– Samo leci, jak już włączysz jedną relację.

– Tłumaczyć się będziesz później – odparła Chyłka. – Teraz ustal, gdzie konkretnie możemy ją znaleźć.

– Chyba w jednym ze sklepów obuwniczych.

Joanna pokręciła głową z niedowierzaniem, a potem szybko dopiła resztkę kawy i skinęła na Oryńskiego. Po kilku minutach byli już na parkingu podziemnym The Warsaw Hub i szli w kierunku czarnej iks piątki.

Ledwo wsiedli do środka, Chyłka wybrała numer, który dziś rano zapisała w komórce, a potem włączyła głośnomówiący.

– Nie spodziewałem się wieści tak szybko – rozległ się głos Mirka.

– Nie dzwonię z odpowiedziami, tylko z pytaniami – odparła Joanna. – I jak tylko zaczniesz kręcić, rozłączam się, uprzednio kazawszy ci spierdalać.

Odpowiedziała jej cisza, a Zordon posłał jej pytające spojrzenie. Większość klientów przełykała gorzką pigułkę, jaką była obcesowość Chyłki, ale szef sztabu człowieka, który miał zostać kolejnym prezydentem kraju, mógł nie być na to gotowy.

– Więc? – rzucił Halski. – Dlaczego nie pytasz, tylko tracisz czas na milczenie?

– Czekałam na reakcję.

– W takim razie ją dostałaś. Wal śmiało.

Joanna odpaliła silnik i wycofała z miejsca parkingowego tak szybko, że nie sposób było upewnić się, czy nic nie jedzie.

– Dziewczyna, która was szantażuje, nie żyje od jakichś dziesięciu lat.

– Słucham?

– Zrobiła z siebie naleśnika na placu Wilsona.

Mirek przez moment nie odpowiadał, przekazując komuś wiadomość. Być może bratu? Nie, Kazimierz Halski miał w tej chwili lepsze rzeczy do roboty niż samodzielne zapobieganie temu kryzysowi.

– Ktoś najwyraźniej postanowił ją wykorzystać – dorzuciła Joanna. – Jak się z wami kontaktował?

– Tylko mailowo, nie mieliśmy powodów sądzić, że…

– Podeślij mi adres, z którego pisano.

– Oczywiście – odparł szybko Mirek. – Ale w takim razie to chyba rozwiązuje sprawę?

– Może.

Znów rozległy się ciche głosy, a Chyłce przeszło przez myśl, że rozmówca musi zasłaniać ręką mikrofon.

– Halo – mruknęła z niezadowoleniem.

Przez moment żadna odpowiedź nie nadchodziła.

– Hej! – krzyknęła Chyłka.

– Już jestem.

– To spręż się trochę, bo ewidentnie masz refleks szachisty korespondencyjnego.

– Dobrze – odparł natychmiast Halski, jakby faktycznie nie chciał drażnić prawniczki. – Ale dlaczego mówisz, że to tylko może rozwiązywać sprawę? Było słowo przeciwko słowu, a teraz…

– Słowo na waszą niekorzyść wypowiada ktoś inny.

– No i? To tylko informacje z drugiej ręki.

– O ile ten ktoś nie ma dowodów – zauważyła Joanna, wyjeżdżając na ulicę.

Nawróciła na Towarowej, a potem skierowała się w stronę ronda Daszyńskiego i wcisnęła gaz do dechy. Żeby dostać się na Młociny, trzeba będzie przebić się przez całą Wolę, Żoliborz i Bielany, ale o tej porze nie powinno to zająć więcej niż dwadzieścia minut.

– Nie można mieć dowodów na coś, do czego nie doszło – odezwał się ze spokojem Halski. – Tak samo było z Hauerem.

– Tyle że dowody można spreparować.

Rozmówca znów zamilkł, a Chyłka uznała, że najwyższa pora kończyć tę konwersację.

– Możesz wybadać dokładniej tę sprawę Hauera? – rzuciła.

– Nie – odparł bez wahania Mirek. – Dowiedziałem się wszystkiego, czego mogłem. Więcej wie chyba tylko jego żona. Ewentualnie ktoś z ich bliskiego otoczenia… o ile jakieś mieli w tamtym czasie.

Chyłka zerknęła na Zordona i zaklęła w duchu. Jakiekolwiek informacje o tamtej sprawie mogłyby rozwiać choć część wątpliwości.

– Postaraj się – rzuciła. – My w tym czasie przepytamy psiapsi.

– Przepraszam… kogo?

– Przyjaciółkę Kingi.

– Bliską?

Joanna skinęła ręką na Oryńskiego, a ten cicho odchrząknął.

– Na tyle, że może wiedzieć coś o tamtych zdarzeniach z Hauerem – odezwał się. – Ale szczerze mówiąc, nie wygląda to najlepiej.

– Znaczy?

– Mamy oskarżenie o obcowanie płciowe z małoletnią i ofiarę, która dziesięć lat temu wpadła pod pociąg metra – odparł ciężko Kordian. – Media zrobią z tego gównoburzę, a Twitter ogłosi halskiisoverparty.

– No dobrze… – westchnął pod nosem Mirek. – Więc trzeba to zdusić w zarodku. Znajdźcie osobę, która rzuca te fałszywe oskarżenia, wynegocjujcie, co się da, i każcie podpisać tak mocne papiery, że za piśnięcie słówka będzie można oberżnąć jej język.

– Taki mamy zamiar.

Mirek podziękował, a potem rozłączył się, nie czekając na odpowiedź. Podobnie jak Chyłka, uznawał przyjaciółkę Kingi za całkiem niezły trop. Najpewniej wiedziała o sprawie z Hauerem i mogła znać osoby, którym zwierzała się rzekoma ofiara.

Ustalą krąg podejrzanych, a potem zaczną przyciskać jednego za drugim. Na własnych warunkach, bez anonimowych negocjacji za pośrednictwem maili.

Joanna wcisnęła nieco mocniej gaz, by zdążyć na zielone światło na rondzie „Radosława”.

– Naprawdę bierzesz Asię pod uwagę? – odezwał się ni stąd, ni zowąd Kordian.

Zdrobnienie znów zabrzmiało jak policzek. Kiedy się do tego przyzwyczai?

– Może.

– Bo?

– Ktokolwiek wiedział o wymuszeniu kasy od Hauera, postanowił powtórzyć tamten myk. A sam mówisz, że Kinga była jej najbliższą przyjaciółką.

Oryński zgodził się krótkim kiwnięciem głowy, które nie wypadło przekonująco, a Chyłka posłała mu równie krótkie spojrzenie.

– Wyglądasz, jakbyś właśnie się dowiedział, że dziewica Maryja jest wymieniona w Koranie znacznie więcej razy niż w Biblii – mruknęła.

– A tak jest?

– No.

Iks piątka nieco za ostro pokonała łuk ronda i ledwo zmieściła się na swoim pasie na alei Jana Pawła II.

– Myślisz, że to nie ona? – rzuciła Joanna.

– Nie wydaje mi się, żeby była zdolna do czegoś takiego.

– Przez lata mogła się zmienić.

Oryński wyjrzał na mijaną przez nich po prawej stronie Arkadię.

– Sam nie wiem – odparł. – To była dziewczyna z gatunku tych dobrze się uczących, niepijących zbyt dużo, niebalangujących do rana.

– Klasyczny typ Zordonowski – zauważyła Chyłka. – Dopóki nie poznałeś mnie.

Nie odwrócił głowy, pogrążony we własnych myślach.

– Nieustannie rozważna, nikt nigdy nie widział, żeby porządnie się upiła. Zawsze jedno piwo i koniec. Żadnych fajek, żadnych kłótni z innymi, żadnego podpadania nauczycielom. Nigdy nikomu nie robiła gnoju i…

– Dobra, dobra. Mogę sobie dopowiedzieć resztę.

Obraz, który Joanna miała w wyobraźni, był dość wyraźny i wpisywał się w pewien stereotyp. Tym większe było jej zaskoczenie, kiedy w końcu odnaleźli Aśkę w sklepie obuwniczym w Galerii Młociny.

Idealna figura, długie blond włosy, tatuaże widoczne na szyi i nieco zbyt błyszczące oczy bynajmniej nie pasowały do wyobrażeń Chyłki.

Ledwo kobieta zobaczyła Oryńskiego, zastygła w całkowitym bezruchu. A kiedy dwoje prawników powoli podeszło do lady, Aśka wyglądała na gotową, by natychmiast uciec.

– Kordian… – rzuciła cicho, jakby coś w niej umarło.

Chyłka zmrużyła oczy, badawczo jej się przyglądając. Reakcja bynajmniej nie należała do normalnych, a Joanna uświadomiła sobie, że między nimi najwyraźniej jest coś, o czym ona sama nie wie.

Afekt

Подняться наверх