Читать книгу Afekt - Remigiusz Mróz - Страница 9

Rozdział 1
Made in China
6
ul. Emilii Plater, Śródmieście

Оглавление

Kordian chodził po chodniku w jedną i drugą stronę, jakby dzięki temu mógł natknąć się na wyjaśnienia, których przez ostatni kwadrans z Chyłką poszukiwali. Żelaznemu nie mieli zamiaru niczego tłumaczyć – szybko go odprawili, a potem oboje wyciągnęli komórki i zaczęli dzwonić.

Kończąc rozmowę z Kormakiem, Oryński dostrzegł, że Joanna również załatwiła swoją. Pożegnał przyjaciela i ruszył w jej kierunku.

– I? – rzucił.

– Nie tutaj – odparła Chyłka. – Potrzebujemy odpowiednich warunków.

Nie musiała dodawać nic więcej, oboje automatycznie ruszyli ku znajdującej się po prawej stronie charakterystycznej gitarze. Po drodze do Hard Rock Cafe Chyłka wykonała jeszcze jeden telefon – do swojej aplikantki. Nie miała zamiaru tracić czasu i poleciła jej natychmiast składać wszystkie dokumenty, łącznie z wnioskiem o zabezpieczenie powództwa.

Ważniejszy z tematów podjęli dopiero wtedy, kiedy usiedli przy stoliku.

– Szczerbaty zapewnił, że nie wysłał tego listu – powiedziała Joanna. – I wnosząc po jego tonie urażonej nastolatki, stwierdzam, że nie chce mieć z nami nic wspólnego.

Oryński nerwowo pokiwał głową.

– Kormaczysko? – spytała Joanna.

– Nikomu nic nie mówił, niczego nie wysyłał. Nie ma pojęcia, kto mógłby to zrobić.

Chyłka położyła komórkę na stoliku i włączyła aplikację do robienia notatek. Zapisała nazwisko Kormaka i Szczerbatego, a potem podniosła wzrok na Kordiana.

– Kto jeszcze wiedział o Konsorcjum? Z nazwy?

– Alina i Amelia Karaś.

– No tak – przyznała Joanna. – Ale one nie ryzykowałyby wyjawianiem tożsamości gościa, który stoi na czele tej zasranej organizacji. Od razu wysłaliby je do więzienia.

Kordian zaczął obracać menu na stole.

– Myślisz, że któryś z imiennych partnerów naprawdę…

– Nie wiem, Zordon – ucięła Chyłka. – Ale jeśli tak, to z pewnością nie wylądowaliśmy w KMK bez powodu. Ci ludzie muszą mieć wobec nas jakieś plany.

To, że Konsorcjum poprzez Miłosza Nachurnego zniszczyło Żelaznego & McVaya, nigdy nie ulegało żadnej wątpliwości. Jednak to, że na czele mógłby stać Kosmowski, Messer lub Krat, wywracało wszystko do góry nogami.

– Zastanówmy się – dodała Joanna. – Kto jeszcze używał tej nazwy albo słyszał, jak my to robimy?

– Paderborn i Paulina Feruś, to jasne.

– Ale oni też nie bawiliby się w wysyłanie wiadomości przez Żelaznego.

Oryński kiwnął głową i odłożył kartę dań.

– A sam Żelazny? – podsunął. – On też wiedział o sprawie. Oprócz niego jeszcze Nachurny i Omej.

– Omej?

– Wiesz, ten agent Karaś, który…

– Nie zapominam ludzi, Zordon, nawet jeśli są oślizgłymi glizdami – przerwała mu Joanna. – Nie przypominam sobie tylko, żebyśmy wspominali przy nim o Konsorcjum.

– My nie. Ty tak.

Zmrużyła oczy, jakby niejasno coś kojarzyła.

– No i jest jeszcze Szymon Bloch – dodał Oryński. – Który właściwie mógłby wysłać taką wiadomość. Pewnie wciąż siedzi gdzieś zaszyty i obawia się o własne życie.

– Tym bardziej nie wysyłałby listu.

– Nawet gdyby jakimś cudem udało mu się odkryć, kto stoi na czele Konsorcjum? – spytał Kordian. – Nie olałby tego tak po prostu. Spróbowałby nam to przekazać, może właśnie przez Żelaznego, żeby uniknąć bezpośredniego kontaktu.

Chyłka przesunęła ręką po krótkich włosach, a potem rozejrzała się za kimś z obsługi.

– Dajecie tu jeść czy trzeba sobie coś, kurwa, upolować? – rzuciła w kierunku dziewczyny stojącej przy stoliku obok.

Ta szybko skończyła obsługiwać tamtego klienta i podeszła do dwójki prawników. Zanim Chyłka zdążyła uraczyć ją kolejnym przejawem swojego uroku osobistego, Kordian uznał, że najlepiej, jeśli to on złoży zamówienie.

– Ja poproszę quinoa burgera – powiedział szybko. – A dla mojej narzeczonej będzie hickory-smoked barbecue combo.

– Duo czy…

– Trio – uciął szybko. – Bez sałatki cytrusowej. I bez fasolki.

– Będzie coś do picia?

– Dwa piwa – wyrwała się do odpowiedzi Chyłka.

– Jedno. Dziękujemy.

Dziewczyna również podziękowała, a Joanna złożyła dłonie na stole i popatrzyła z uznaniem na Oryńskiego.

– Pomijając kwestię alkoholu, muszę sobie oddać, że dość dobrze cię wytresowałam.

– Chciałem tylko zaoszczędzić tej Bogu ducha winnej dziewczynie traumy na całe życie.

– I przy okazji sprawiłeś sobie nieco satysfakcji, tytułując mnie swoją narzeczoną.

– Bo brzmi to całkiem nieźle.

Chyłka uśmiechnęła się nieznacznie, ale szybko spoważniała, wbijając spojrzenie w listę nazwisk na telefonie. Któraś z tych osób musiała wysłać Żelaznemu list. Ale która? I skąd czerpała wiedzę?

Oryński obrócił komórkę w swoją stronę i przesunął wzrokiem po wykazie.

– Najbardziej prawdopodobny wydaje się Szymon – mruknął.

– Tyle że on nie miałby powodu, żeby kontaktować się przez Żelaznego. Po pierwsze go nie zna, a więc mu nie ufa. Po drugie znalazłby lepszy sposób, żeby się do nas odezwać.

Kordian zaklął cicho, przyznając jej rację. Sięgnął za pazuchę marynarki i wyjął blister tabletek, po czym posłał pytające spojrzenie Joannie. Skinęła lekko głową.

Od jakiegoś czasu przyjmował xanax w takich dawkach, jakie zaleciła mu lekarka. Nie czuł tego, co dawniej – momentami właściwie wydawało mu się, że tabletki nie działają. Nie miał jednak zamiaru wracać do miejsca, z którego udało mu się uciec.

– Sprawdzimy te wszystkie osoby – powiedziała Chyłka. – I zrobimy to tak, żeby nikt nie miał o tym bladego pojęcia.

Kordian przez moment milczał.

– Zresetować cię? – rzuciła po chwili Joanna.

– Zastanawiam się, czy Żelazny po prostu tego nie wymyślił.

– Po jaką cholerę miałby to robić?

– Choćby po taką, żeby nastawić nas negatywnie do szefostwa i…

– Do tych trzech tępych chujów? – obruszyła się Chyłka. – Mnie nie da się bardziej negatywnie do nich nastroić. I Artur zdaje sobie z tego sprawę.

Oryński znów musiał przyznać, że to ma ręce i nogi. Żelaznemu zwyczajnie brakowałoby powodu, żeby coś takiego wymyślać.

Kiedy kelnerka zjawiła się z zamówieniem, Kordian oparł się bezsilnie o stół. Nie miał przesadnie wielkiego apetytu – Chyłka tradycyjnie wprost przeciwnie. Ledwo znalazł się przed nią talerz wypełniony mięsem, zabrała się do roboty.

– W takim razie to prawda – odezwał się.

– Hę? – rzuciła z pełnymi ustami.

– Facet, który steruje całym Konsorcjum, jest też naszym szefem.

– No – odparła Joanna, wybierając widelcem kolejną ofiarę. Tym razem padło na kawałek ręcznie szarpanej wieprzowiny. – I szamaj, bo ci ta imitacja burgera wystygnie.

Oryńskiego nadal niespecjalnie interesowało to, co miał na talerzu.

– Który z nich? – spytał, wbijając wzrok w sufit. – Kosmowski jest za młody, chociaż z drugiej strony… dlaczego to miałaby być przeszkoda? Messer z pewnością by się nadawał, przynajmniej pod względem charakteru. Bliżej mu do mafiosa niż prawnika. A Krat? Niby najmniej parszywy z całej trójki, ale może właśnie dlatego, że steruje nielegalną organizacją.

– Skończyłeś trajlować?

Kordian potrząsnął głową i w końcu sięgnął po burgera. Po pierwszym kęsie jego apetyt nieco się rozbudził.

– Dojdziemy do tego – odezwała się Joanna. – Ale najpierw rozwiążmy inną kwestię.

– Jaką?

– Rozbieżności w zeznaniach. Twoich.

Oryński przełknął niepewnie kęs. Doskonale wiedział, do czego zmierza Chyłka.

– Więc kiedy ostatnio widziałeś Asiannę? Dziesięć czy sześć lat temu? Nie machnąłeś się, to zbyt duża różnica.

– Cóż…

– Poświadczyłeś nieprawdę, a za to może spotkać cię w najlepszym przypadku embargo łóżkowe na cały miesiąc. O najgorszym nie chcesz nawet wiedzieć.

Kordian odłożył wegetariańskiego burgera na talerz i wytarł dłonie serwetką.

– Od dziesięciu lat nie utrzymujemy kontaktu. To sześć czy siedem lat temu było całkowicie przypadkowym, pojedynczym zdarzeniem.

– Ehe.

– I nie trwało zbyt długo, więc…

– Mówisz, jakbyś wpadł na nią w warzywniaku. A przypuszczam, że tak nie było.

Mocno wbiła widelec w kawałek kurczaka, a Oryński odniósł wrażenie, jakby zaraz miała to samo zrobić z nim.

– Nie – przyznał. – Wpadliśmy na siebie w Operze, zupełnym przypadkiem.

– Ty w operze?

– Mam na myśli ten klub przy placu Teatralnym.

– Ach, czyli wixa.

Kordian odchrząknął nerwowo. Gdy wracał myślami do tamtych czasów, zdawało mu się, że wspomina życie kogoś innego. Nie miał wtedy pojęcia, że jego przyszłość będzie tak bardzo różniła się od wyobrażeń przeciętnego młodego prawnika.

– Popiliśmy, zaczęliśmy wspominać, wiesz, jak to jest.

Chyłka na moment przestała przeżuwać, a potem kontynuowała ze zdwojoną mocą.

– Oboje byliśmy już dość porządnie wstawieni, zrobiło się zbyt miło i posunęliśmy się o krok za daleko. Poszliśmy do niej, a resztę możesz sobie dopowiedzieć. Zwinąłem się z samego rana, ale zanim to zrobiłem, oboje zgodziliśmy się, że to jednorazowy wyskok i błąd, którego nie powinniśmy byli popełniać.

Nabrał głęboko tchu, a potem głośno wypuścił powietrze.

– I w jakim konkretnie celu zachowałeś to dla siebie?

– Nie chciałem ci spoilerować.

Chyłka podniosła wzrok znad talerza i wbijała go w oczy Kordiana tak długo, aż w końcu spasował.

– Nie wiedziałem, jak wyskoczyć z tą informacją – dodał szybko. – Co miałem powiedzieć?

– Że się upodliłeś i w stanie wyłączającym świadome podjęcie decyzji przeleciałeś swoją byłą – odparła lekkim tonem Joanna, krojąc kawałek mięsa. – Przy takich zdarzeniach wykazuję dużą solidarność, Zordon.

Chyłka odłożyła sztućce, ewidentnie coś sobie uświadamiając.

– Ale doskonale o tym wiesz – dodała. – Więc nie chodzi o to.

– Możemy o tym nie gadać?

– Nie.

Czekała, aż doda coś więcej, a on uznał, że najwyraźniej nie ma wielkiego wyboru. Prędzej czy później Joanna i tak wyciągnęłaby z niego wszystko. Tak naprawdę zresztą nigdy nie liczył na to, że uda mu się utrzymać to w tajemnicy.

Spuścił oczy i płytko nabrał tchu.

– Aśka była wtedy może miesiąc przed ślubem – wydusił w końcu.

– Co?

– Zdaję sobie sprawę, że…

– I wiedziałeś o tym wtedy?

– Tak – odparł ciężko. – Powiedziała mi jeszcze w Operze.

Niepewnie podniósł spojrzenie, obawiając się tego, co zobaczy na twarzy Chyłki. Przyglądała mu się wzrokiem normalnie zarezerwowanym dla klientów, którzy z jakiegoś powodu obudzili w niej ostrożność.

– Sama widzisz, że nie było się czym chwalić.

– Ano nie – przyznała, a potem przysunęła się do stołu. – Tyle dla ciebie znaczy narzeczeństwo, Zordon?

– Wiesz przecież, że nie. Poza tym ty też nie należałaś do…

– Ja kieruję się zasadą, że pacta sunt servanda. Nie tylko w robocie, ale także w życiu, gdybyś nie zauważył, parszywcze.

Kordian z trudem przełknął ślinę, a Chyłka zmrużyła oczy, jakby właśnie brała na muszkę cel do zlikwidowania.

– Ale to doskonała okazja, żeby powiedzieć ci, że jeśli kiedykolwiek wywiniesz mi taki numer, urwę ci jaja.

– Przecież…

– Zilustruj to sobie w wyobraźni i dobrze zapamiętaj. I miej świadomość, że prędzej wybaczę Ironsom przerzucenie się na techno niż tobie zdradę. Jasne?

– Jasne, ale akurat w moim wypadku…

Urwał, dostrzegając, że przy ich stoliku ni stąd, ni zowąd pojawił się jakiś mężczyzna w garniturze. Trzymał ręce za plecami i patrzył to na Joannę, to na Oryńskiego, przywodząc na myśl szefa kuchni, który przyszedł, by zapytać, jak goście oceniają przyrządzone przez niego posiłki.

– Jakiś problem? – odezwała się Chyłka. – Jeśli chodzi o mięcho, jest w porządku. Jeśli chcecie w końcu nazwać moim imieniem któreś z dań, też nie mam nic przeciwko.

Mężczyzna lekko się uśmiechnął.

– Andrzej Alcer – oznajmił. – Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

Joanna natychmiast się spięła, a Oryński odłożył sztućce.

– Domyślam się, że raczej się mnie państwo nie spodziewali.

– A powinniśmy? – odezwał się Kordian.

– W pewnym sensie tak. Ale może pozwolę to wyjaśnić samej pani prezydent.

Dwoje prawników spojrzało po sobie, jakby właśnie nastąpił jakiś kataklizm.

– Mają państwo zaproszenie do Belwederu.

– Że co? – wypaliła Joanna.

– I obawiam się, że wygaśnie w momencie, kiedy opuszczę to miejsce – dodał Alcer. – Jeśli więc chcą z niego państwo skorzystać, proponuję iść za mną.

Mężczyzna znów lekko się uśmiechnął, a potem ruszył do wyjścia.

Afekt

Подняться наверх