Читать книгу Morawiecki i jego tajemnice - Tomasz Piątek - Страница 3
CZĘŚĆ PIERWSZA
Premier z taśmy
ОглавлениеZatem zasadne jest pytanie, co łączy Morawieckiego z rosyjską operacją, jaką była afera taśmowa.
Publikując swój artykuł w 2018 r., dziennikarze Onetu najwyraźniej mieli świadomość wagi tego pytania. Tekst rozpoczęli właśnie tak: „Mateusz Morawiecki jako prezes banku utrzymywał kontakty z Tomaszem Misiakiem, biznesowym współpracownikiem Marka Falenty, bohatera afery taśmowej. W ABW Morawiecki zeznał, że to od Misiaka dowiedział się, że był nagrywany w restauracji Sowa i Przyjaciele”.
Niestety pozostałe media, które zajęły się obecnością Morawieckiego w aferze taśmowej, skoncentrowały się na czymś innym. Nie na tym, że człowiek, który mógł być zamieszany w rosyjską operację dywersyjną, znał się dobrze z późniejszym premierem i ostrzegł go przed tą operacją. Większym zainteresowaniem dziennikarzy cieszyła się treść rozmowy Morawieckiego z restauracji i jego wypowiedzi.
Emocje wzięły górę nad analizą, co poniekąd zrozumiałe. Nad nagranymi wypowiedziami Morawieckiego trudno przejść do porządku dziennego. Są bowiem kompromitujące. Jak wspominałem wcześniej, obecny premier Prawa i Sprawiedliwości (partii, która chce uchodzić za hojnego przyjaciela ludu) mówił, że gospodarka się rozwija, gdy pracownicy „zapierdalają za miskę ryżu”. I mówił to, zajadając przysmaki w drogiej restauracji. Naśmiewał się też z „głupoty” obywateli. Krytykował ich oczekiwania – rzekomo nadmierne – wobec życia i wobec państwa. Z punktu widzenia wyborców PiS kompromitację mogło stanowić również to, że Morawiecki wychwalał kanclerz Niemiec Angelę Merkel17. Partia rządząca w Polsce traktuje ją bowiem jak wroga.
Po tych publikacjach Mateusz Morawiecki może się przedstawiać jako jedna z ofiar afery taśmowej. W końcu nagrano go bez jego wiedzy i zgody. Nie powinno nam to jednak przesłaniać tego, że Morawiecki jest przede wszystkim beneficjentem afery. Nagrania ujawnione w 2014 r. pomogły mu zostać wicepremierem i premierem. To nie jego rozmowy trafiły na okładki gazet przed wyborami w 2015 r. To nie on był wówczas celem ataków, mimo że znano go szeroko w kręgach politycznych, finansowych i medialnych jako członka ówczesnej elity władzy, doradcę Tuska i bliskiego znajomego Jana Krzysztofa Bieleckiego. Tymczasem nagrania rozmów innych, nieraz mniej znanych i znaczących członków tej elity, zostały ujawnione przez media, które drobiazgowo roztrząsały ich treść.
W tamtym okresie aferę taśmową nagłaśniała głównie firma PMPG SA, a dokładnie jej tygodniki „Wprost” i „Do Rzeczy”. Ze wszystkich mediów to „Wprost” jako pierwsze ujawniło istnienie nagrań i opublikowało ich treść. Sekwencja zdarzeń wskazuje, że „Wprost” i „Do Rzeczy” miały dostęp do nagrań, zanim trafiły one gdzie indziej. Ta przewaga dała obu tygodnikom zasadniczy wpływ na tok debaty publicznej. To za ich sprawą media postawiły pod pręgierzem liderów Platformy Obywatelskiej i innych przedstawicieli ówczesnej elity władzy. Jednak z nieznanych przyczyn dziennikarze PMPG SA pominęli Morawieckiego.
Nagrania jego rozmów o „misce ryżu” i głupocie ludzi zostały nagłośnione dopiero w 2018 r. A wtedy nie bardzo mu zaszkodziły. W poprzednich trzech latach Polki i Polacy usłyszeli tyle wyzwisk, zobaczyli tyle pogardy, że słowa Mateusza Morawieckiego nie wywołały wstrząsu. Dotyczyło to też zwolenników partii, której lider zrobił Morawieckiego premierem. Także dlatego, że słowa dla wielu wyborców PiS mają mniejsze znaczenie. PiS przekonuje ich do siebie nie za pomocą argumentów werbalnych, tylko brzęczących. Może być i miska ryżu, skoro partia rządząca krasi ją zasiłkami, maści dodatkową emeryturą… Pytany o wypowiedzi swego faworyta Jarosław Kaczyński powiedział, że to „męski język”. A zwolennicy Kaczyńskiego, jak się zdaje, zgodzili się z tą oceną.
To tłumaczy, czemu upublicznione w 2018 r. nagrania Morawieckiego w tak niewielkim stopniu mu zaszkodziły. Tu również trzeba szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego nagrania z 2014 r. tak bardzo zaszkodziły PO.
To drugie pytanie dręczyło wielu obserwatorów. Niektórych nadal dręczy, gdyż w świetle cynizmu i korupcji rządów PiS w latach 2015–2019, afera taśmowa z 2014 r. może wzbudzać wręcz życzliwe uczucia. Co nagrano w restauracji? Co ujawniły media? To, że politycy rządzącej Platformy Obywatelskiej i inni przedstawiciele elity władzy spożywali obiady za 800 zł w warszawskiej restauracji Sowa & Przyjaciele. Z ich rozmów biło poczucie cynizmu i przepychu władzy („Za 6 tys. zł to pracuje złodziej albo idiota” „Te ośmiorniczki to ho, ho, ho!”) niekiedy okraszone przekleństwami. Ale nie wyszły na jaw żadne krwawe zbrodnie ani miliardowe afery. Raczej wady dość powszechne: pieczeniarstwo, kumoterstwo, wyniosłość, wulgarny język.
Jednak to właśnie ujawnienie tych banalnych wad podstawiło nogę platformerskiej elicie, która wcześniej zdawała się nie do pokonania. Był to moment, gdy Polska czuła się znudzona rządami PO, które odczuwano jako zastój i bierność. Tymczasem wśród pracowników i młodzieży trwał ferment. Nieprzerwany wzrost gospodarczy już nie cieszył. Polki i Polacy mieli dość dominującej od ćwierć wieku neoliberalnej retoryki, zgodnie z którą sukcesy kraju były zasługą przedsiębiorców (a ciężka praca na rzecz przedsiębiorcy stanowiła zaszczyt dla pracownika). Wyborcy odkrywali na nowo, że mają także prawa socjalne. Nie chcieli już więcej słyszeć o rosnącym dobrobycie, chcieli go posmakować. I to własnymi ustami, nie ustami swoich ministrów. Co więcej, nie tylko o żołądek i portfel tutaj chodziło. Polki i Polacy pragnęli być dumni ze swego państwa. Chcieli końca trwającej od ćwierćwiecza postkomunistycznej prowizorki i nieprzejrzystości. Gdy usłyszeli, jak dygnitarze nazywają państwo polskie „chujem, dupą i kamieni kupą”, zachwycając się zarazem ośmiorniczkami za 800 zł, zatrzęśli się ze złości. Jedni uwierzyli, że katolickie Prawo i Sprawiedliwość kieruje się bardziej rygorystycznymi zasadami niż cyniczni smakosze z luksusowej restauracji. Inni uznali, że obie największe partie – PiS i PO – są w tym samym stopniu złe, więc nie poszli do wyborów.
Efekt znamy: szeregowy poseł Jarosław Kaczyński rządzi Polską, a na czele rządu stoi jego protegowany Mateusz Morawiecki. Ich rozrywki kosztują więcej niż 800 zł. Koszty idą w miliardy. Te policzalne, ale należy się obawiać także strat niepoliczalnych i wielopokoleniowych, gdyż obaj liderzy wspólnie gwałcą podstawowe standardy demokratycznego państwa prawa i cywilizacji zachodniej. To, że część z rozrzucanych miliardów służy łataniu (bo przecież nie naprawianiu) socjalnych zaniedbań poprzednich rządów, niewielką jest pociechą. Zapewne przynosi to ogromną ulgę wielu biednym ludziom. Jednak trudno nie martwić się tym, że zamiast przemyślanej polityki socjalnej i emancypacji warstw niezamożnych widzimy próbę ich zniewolenia. Kij w postaci marchewki może być bardziej niebezpieczny niż zwykły kij.
Jak w tym wszystkim odnajduje się Mateusz Morawiecki, były neoliberalny bankowiec, który polskim pracownikom chciał oferować ciężką pracę za miskę ryżu? Znakomicie. Nie tylko został wicepremierem i premierem, lecz także, a może przede wszystkim stał się ulubieńcem Jarosława Kaczyńskiego. Rzecz jasna, Morawiecki ma w PiS wielu wrogów. Stanowi ciało obce w obozie władzy ze względu na swą przeszłość „bankstera” i doradcy lidera PO, Donalda Tuska. Niezbyt lubią go wyborcy Prawa i Sprawiedliwości, których drażni jego biznesowa aparycja i korporacyjny sposób bycia (wielu z nich wolało poprzednią premier Beatę Szydło, „kobietę z ludu”). Mimo to Kaczyński wciąż lansuje Morawieckiego jako swego następcę wbrew wewnątrzpartyjnym spiskom i intrygom. Może prezes PiS wie, że niedługo przyjdą trudne czasy, pieniądze się skończą, marchewka stanie się kijem – i bankowy, biznesowy Morawiecki to jedyny lider obozu rządzącego, który zdobędzie się na cięcia socjalne? Jedyny, który będzie umiał wynegocjować wsparcie dla Polski za granicą, w świecie międzynarodowej finansjery?
Jedno jest pewne. W 2014 r. zaczął się wielki wzlot Mateusza Morawieckiego. Bankowiec znalazł się na szczytach władzy za sprawą kilku ośmiorniczek. Jak również kilku „pluskiew” – czyli urządzeń podsłuchowych nielegalnie zamontowanych w warszawskiej restauracji Sowa & Przyjaciele.
Czy miał jakiś związek ze zorganizowaniem tej operacji?
Wiemy już, że dobrze znał przynajmniej jednego z jej prawdopodobnych organizatorów.
17
M. Krzymowski, Taśma premiera. Co Morawiecki mówił na nagraniu z Sowa i Przyjaciele, Newsweek.pl, 1 października 2018, <https://www.newsweek.pl/polska/polityka/tasmy-mateusza-morawieckiego-co-mowil-w-restauracji-u-sowy/2ywn6n6>.