Читать книгу Próba sił - T.S. Tomson - Страница 13
II
DROGA
I GWIAZDY
ROZDZIAŁ 11
ОглавлениеDochodziła dwunasta. Śnieg topił się w słońcu. Miasto żyło swoim codziennym życiem, chociaż dawało się odczuć, że mieszkańcy nieco zwolnili tempo przed zbliżającymi się świętami.
Sammy stała przez chwilę przed budynkiem, gdzie niegdyś było jej mieszkanie, i uświadomiła sobie, jak bardzo była samotna. Nie miała nikogo, z kim mogłaby spędzić święta, ale to nie było już istotne. Teraz najważniejsze dla niej było zrozumieć znaczenie cyfr. A potem niech los zadecyduje co dalej. Mogła nawet zniknąć.
Ostatnia noc uświadomiła jej, kim była. Marną zabawką tego świata. Wypranym z emocji robotem. Jej rodzice sprzedali ją, gdy była dzieckiem, a później ona sprzedawała się dalej, myśląc, że coś się kiedyś zmieni. Ale koniec końców wiedziała, kim była. Dziwką. Cieniem, który mieszkał w drogim apartamencie i udawał ważnego człowieka.
I chociaż to mężczyzna z hotelu odebrał jej wolę życia, raniąc kawałek po kawałku jej serce oraz duszę, odpowiadając na pytanie, kim ona tak naprawdę jest i ile znaczy, wiedziała kto był za to odpowiedzialny. I kto za to musi ponieść konsekwencje.
Zastanawiała się też, czy to wszystko nie było snem, czy nie popadła w paranoję, ale krew na jej ciele, którą dzisiaj zmyła, była realna. Tak jak wspomnienia.
Ruszyła chodnikiem, kierując się do pobliskiej kawiarni, w której czasem przesiadywała.
– Chwalmy Pana, który wkrótce się narodzi ponownie! – Zobaczyła uśmiechniętego mężczyznę. Wręczył jej ulotkę, na której widniał jakiś kościół i wiele różnych zdań określających wielkość i chwałę Pana. – Czy jesteś gotowa na jego przyjście? Sam wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym oznajmiła: „Oczywiście, nie mogę się doczekać”. Powiedziała to beznamiętnie i zgniotła ulotkę, odrzucając ją na bok.
– On ci wybaczył, pani – krzyknął za nią.
– Ale ja jemu nie – odpowiedziała cicho Sam, bardziej do siebie niż do mężczyzny, po czym weszła do kawiarni.
Jej oczom ukazał się wielki bar z drewna, a nad nim podświetlone logo Caffé and Cookies. Zobaczyła kilka zajętych stolików, jednak większość była pusta. Za barem stał właściciel, który zawsze uśmiechał się, gdy tylko ją zobaczył, i próbował postawić kawę.
Tego Sam nie znosiła. Wiedziała, jak jest atrakcyjna. Niemal każdy mężczyzna próbował o nią zabiegać, co było dla niej męczące. Uświadomiła sobie, że pomimo iż mogłaby mieć każdego mężczyznę na tym świecie (pewnie też i kobietę, ha ha, pomyślała), nie znalazł się żaden, którego chciałaby ona. Do tego grona zaliczał się również barista Barry. „Barrista Bary”. Jakie to głupie, pomyślała i zachichotała. Zauważyła, że śmieje się z coraz głupszych rzeczy. Pomyślała, że naprawdę jej odbija.
– Witaj, Barry. Jak się miewasz? – powiedziała tonem, który wskazywał, że ma to gdzieś, jednak Barry tego nie zauważył. A raczej nie chciał.
– Dzień dobry, panno Mori! Wyśmienicie. To co zawsze dla pani? Chociaż nie ukrywam, że polecam dzisiaj naszą herbatkę pomarańczową z dodatkiem laski wanilii. Sam wymyśliłem! – Uśmiechnął się, jakby wynalazł co najmniej nowy pierwiastek.
Był wysoki. Na jego czole widać było oznaki łysienia, a gdy się uśmiechał, widoczne było jego całe uzębienie. Pomimo tego nie był taki zły. Gdyby tylko miała dzisiaj inny nastrój.
– Dobrze, może być – powiedziała beznamiętnie, po czym skierowała się do najbardziej kameralnego miejsca, w samym rogu na końcu sali.
– Już się robi – odrzekł z entuzjazmem Barry.
Gdy była w połowie drogi, cofnęła się i podeszła do niego jeszcze raz, zdobywając się tym razem na uśmiech.
– Barry, czy miałbyś może pożyczyć laptopa? Potrzebuję coś sprawdzić w Internecie.
– Niestety, nie posiadam w lokalu – odrzekł, szczerze zasmucony, że nie może jej pomóc.
– W porządku, nie kłopocz się tym. Poradzę sobie jakoś. – Gdy już się odwracała, Barry krzyknął:
– Momencik! Proszę chwilę zaczekać. – Po czym zniknął za zasłonką, która prawdopodobnie oddzielała zaplecze od baru.
Wrócił po chwili z jakimś przedmiotem w dłoni.
– To nie laptop, ale dopiero co kupił mi to bratanek, żebym miał z nim kontakt przez jakiś program. Jest tu przeglądarka i Internet, na pewno będzie lepsze niż telefon – powiedział i dał jej urządzenie. Sam wiedziała, że to tablet, którego ten nie umiał nazwać i pomyślała, że urządzenie do kawy musi stanowić dla niego szczyt możliwości w dziedzinie technologii.
– Dzięki, Barry, to mi wystarczy. – Uśmiechnęła się i pomachała tabletem, jakby podkreślając, za co dziękuje.
– Nie ma sprawy, panno Mori, do usług. – Wyszczerzył zęby, a Sam mogłaby przysiąc, że potrafiłaby je teraz dokładnie policzyć.
Usiadła przy stoliku i położyła tablet przed sobą, po czym wcisnęła przycisk zasilania. Dioda zapaliła się i po chwili widoczne było logo Windows. Poszukała karteczki w portfelu, mając w duchu nadzieję, że to jednak był sen, a karteczki nie ma, jednak już po chwili trzymała ją w dłoni. Otworzyła i zobaczyła 32 52 90 T napisane wyraźnie ołówkiem.
Gdy tablet był gotowy do pracy, uruchomiła przeglądarkę i przepisała cyfry do okienka Google. Po chwili ładowania wyświetliło się jej 103.293 pasujących wyników. Super, pomyślała i zaczęła palcem przesuwać po ekranie dotykowym, szukając odpowiedzi na dręczące ją pytanie.
Wyniki były różne, od numerów telefonów, z których żaden nie pasował do cyfr, przez usługi budowlane po produkty odzieżowe. Spróbowała wpisać cyfry bez spacji, ale wynik był ten sam. Nic nie pasowało do cyfr.
– Proszę bardzo, herbatka dla zjawiskowej panny Mori. – Barry przyniósł kawę do stolika, choć zawsze robiły to kelnerki. Jednak nie zdziwiło to Sam.
– Dziękuję, Barry.
– Gdybyś czegoś potrzebowała…
– Tak, wiem, zgłoszę się do ciebie. – Mrugnęła do niego.
– Dokładnie – odrzekł, po czym odchrząknął (na co Sam z irytacją uniosła oczy) i powoli, od niechcenia skierował się w stronę baru.
Sam myślała intensywnie, o co może chodzić z numerami. Czuła, że to wie, ale nie potrafiła sobie przypomnieć. Odpowiedź była gdzieś w głowie, ale umiejętnie się przed nią schowała. Gdy tak rozmyślała, naprzeciw niej wchodzili i wychodzili klienci. Słońce zaczęło prześwitywać, rażąc ją w oczy.
Po chwili zamarła. Zdawało się jej, że widzi Tony’ego w kolejce do kasy, lecz zorientowała się, że mężczyzna, a raczej chłopak ten jest jednak niższy, choć lepiej zbudowany. Jego ciemne, krótko przystrzyżone włosy kontrastowały z niebieskim swetrem. Z postury wyglądał jak żołnierz. Sam odetchnęła z ulgą, że to nie jej były szef i wróciła do rozmyślań. Zdawała sobie sprawę, że jest bezsilna. Nie miała do kogo zwrócić się o pomoc. Spojrzała z powrotem na żołnierza, który odnalazł ją wzrokiem, i od razu odwróciła głowę. Wiedziała z doświadczenia, że nie minie pięć minut, kiedy ten podejdzie do niej, proponując drinka. Co bardziej wyrafinowani zapraszali na kolację. On wyglądał jednak na tego od drinka.
Dostrzegła kątem oka, że zmierza w jej kierunku i pomyślała, że ten jest szybszy niż większość i gdy już obmyśliła w głowie zdanie: „Wybacz, jestem teraz zajęta, ale zostaw swoją wizytówkę, w razie czego zadzwonię”, ten minął ją i usiadł dwa stoliki dalej.
Odetchnęła.
Wsypała zawartość dwóch saszetek cukru do szklanki, wyjęła laskę wanilii i z irytacją odłożyła na podstawkę. Nawet to ją denerwowało. A najbardziej irytował ją fakt, że stoi w miejscu z tymi cholernymi numerami.
Odwróciła się i spojrzała na chłopaka w swetrze, który obracał w dłoniach kostkę Rubika. Kolory kostki były pomieszane. Nawet z tej odległości Sam dostrzegła jego niebieskie, jasne jak neon oczy, których odcień dodatkowo podkreślał kolor swetra. Dziwiło ją, że chłopak jeszcze do niej nie podszedł, jednak najbardziej dziwiło ją to, że nawet na nią nie zerkał. Stanowiła idealny cel. Sama, tylko jeden napój przed nią, sugerujący, że zamówienie zostało już zrealizowane i raczej nikt do niej nie przyjdzie.
Nie wyglądał jak model, jednak jego postura wskazywała na dużą pewność siebie. Sam zauważyła, że jest zamyślony. Nadal obracał w dłoniach kostkę, ale nie poruszył żadnym jej elementem. Oglądał ją tylko z każdej strony, powoli obracając, jakby myślał dokładnie nad pierwszym ruchem.
Rozejrzała się po kawiarni. Kilka zajętych stolików. W większości starsi ludzie, czytający poranne gazety. Matka z córką na lodach, samotna kobieta z książką. Sam szybkim ruchem wzięła karteczkę z dziwnym numerem, wstała i podeszła pewnym krokiem do chłopaka w swetrze.
Stanęła naprzeciw niego z karteczką i gdy miała się odezwać, ten powiedział: „Dzięki, nie jestem zainteresowany”, nawet na nią nie patrząc. Stała, nie wiedząc, co odpowiedzieć, podczas gdy on nadal obracał w dłoniach kostkę. Była pewna, że nie wie, że to ona stoi naprzeciw niego.
– Chciałam cię o coś zapytać.
Uniósł wzrok i spojrzał na nią.
– Ja także. Powiedz – uniósł kostkę – kto do cholery wymyśla takie durne rzeczy?
Zignorował ją. Nie chciała jego adoracji, ale pierwszy raz zobaczyła obojętność względem swojej osoby. Nie licząc mężczyzn o odmiennej orientacji. Co do tego chłopaka nie była pewna, ale jeśli tak było, to dla niej lepiej. Unikną niezręcznej sytuacji, gdy ona mu odmówi. Nie lubiła nigdy mężczyzn, a po ostatniej nocy nienawidziła ich. Jednak mężczyźni z kręgów homoseksualnych byli w większości łagodniejsi. W mieście musieli się dobrze kamuflować, ale Sam potrafiła ludziom
czytać z oczu. Widziała różne sekrety innych, może dlatego, że sama skrywała kilka.
– Ta kostka jest najmniejszą z dwunastościanów – odparła Sam.
– Chcesz mi powiedzieć, że są większe?
– Chcę ci powiedzieć, że ta jest dla przedszkolaków.
Chłopak zmarszczył się i przybliżył kostkę do oczu, jakby chciał jej przekazać tym gestem, jak bardzo go rozczarowała tym faktem.
– Skąd wiesz? – zapytał, nie przenosząc wzroku na Sam.
– Bo wiem – ucięła, zirytowana jego arogancją. Czy wiesz, co to mogą być za numery? – Przysunęła mu kartkę na stole.
– Chyba wiem – odrzekł po chwili zastanowienia. – To twój numer telefonu? Może zadzwonię, ale nie obiecuję. – Mrugnął do niej okiem i wycelował w nią palec, jakby był kowbojem i imitował wystrzał.
– Wiesz co, zapomnij o tym. – Szarpnęła karteczkę i usiadła przy swoim stoliku. Głupi arogancki szczeniak, pomyślała Sam. Włączyła tablet. Po chwili ponownie odpaliła się przeglądarka. Kursor migał, sygnalizując gotowość na wpisanie fraz. Gdy Sam tak patrzyła w ekran, głośne stuknięcie sprawiło, że podskoczyła. Popatrzyła na kostkę, która wylądowała na stole, a po chwili chłopak usadowił się przed nią.
– Umiesz ją ułożyć? – zapytał, jakby nic się nie wydarzyło.
– Nie – odpowiedziała, spuszczając wzrok na tablet. Czuła, że chłopak przypatruje się jej z tym swoim irytującym uśmiechem.
Zobaczyła, jak swoją dużą dłonią stuka w karteczkę.
– Wiem, co to za numer.
Spojrzała na niego i zobaczyła, że po raz pierwszy on przygląda się jej badawczo. Nie była pewna, czy znowu sobie żartuje, więc nie dawała po sobie poznać, że interesuje ją jego odpowiedź. Uniosła brwi do góry w pytającym geście.
– To współrzędne. Brakuje tam stopni, ale ciąg cyfr oraz odstępy między nimi wskazują na jakieś miejsce.
No tak! Współrzędne! Nie wpadła na to w ogóle. Chociaż nie rozumiała, jak ta mała dziewczynka mogła rozumieć coś takiego jak współrzędne, to żadne inne lepsze rozwiązanie tej zagadki nie przychodziło jej do głowy.
– A ta literka?
– Tego nie wiem. Może potwierdzać nazwę miejscowości, w której ulokowany jest ten obiekt. Skąd masz te namiary?
– Od wujka.
– Zakopał tam skarb? – Znowu uśmiechnął się swoim cwaniackim uśmiechem.
– Tak, setki kostek Rubika. Jakim sposobem mogę namierzyć te dane?
– Najłatwiej GPS-em, tak sądzę. A teraz wybacz, ale muszę zbierać się do pracy. Miło było poznać. – Znowu wycelował w nią palec, którym wystrzelił, po czym wstał i ruszył do wyjścia.
Sam siedziała jeszcze przez chwilę, myśli kotłowały się jej w głowie. Zobaczyła przez szybę, jak chłopak otwiera auto. Był to biały samochód dostawczy. Nadal zniesmaczona była całym tym incydentem. Jednak mimo aroganckiej i bezczelnej postawy chłopaka Samantha w jakiś sposób mu zaufała. Może dlatego, że nie zabiegał o nią w żaden sposób? Wręcz zniechęcał swoim zachowaniem. Patrzyła, jak wsiada do auta. Silnik zapalił, chłopak spojrzał na nią i ponownie wymierzył palec, szczerząc przy tym zęby, po czym założył okulary przeciwsłoneczne. Co za idiota, pomyślała Sam, po czym wstała szybko i pobiegła do samochodu, który właśnie cofał. Zapukała w szybę. Słońce świeciło już w pełni, topiąc śnieg na dachach.
– Już ci mówiłem, nie jestem zainteresowany, chociaż rozumiem i doceniam twój upór. Może kiedyś – powiedział do niej poważnym tonem, odkręcając szybę, Samantha jednak to zignorowała.
– Posłuchaj, zapłacę ci dużo pieniędzy, ale potrzebuję dostać się w to miejsce. Potrzebuję, żebyś mnie tam zawiózł.
Chłopak patrzył na nią przez chwilę i Sam zobaczyła swoje odbicie w jego ciemnych okularach.
– Zdajesz sobie sprawę… – Przerwał i ściągnął okulary. – …że to może być każdy zakątek świata?
– Nie będzie. To będzie bliżej – odparła pewnie.
– Skąd niby to wiesz?
Sam zawahała się i spojrzała w lewą stronę, na kawiarnię. Chłopak miał rację. Skąd wie?
– Czuję to – odparła.
– A skąd wiesz, kim jestem? Może porywam samotne dziewczyny?
Tego też nie wiedziała.
– Wątpię w to.
– Dasz mi kilka kostek Rubika, jak znajdziemy ten skarb?
– Dostaniesz wszystkie, będziesz mógł patrzyć na nie do woli.
– Kiedy chcesz tam wyruszyć?
Sam patrzyła na niego i zagryzła wargę.
– Jak najszybciej – odrzekła.