Читать книгу Próba sił - T.S. Tomson - Страница 4

I
BIEL
OKRYTA CZERNIĄ
ROZDZIAŁ 2

Оглавление

Vernon, 16 grudnia 2010

Była już zmęczona, ale to miał być ostatni klient, Tony jej to obiecał. Nie zawsze dotrzymywał obietnic, Tony był niesłowny. Tony był skurwysynem, ale był także jej szefem. Był też jej wybawcą i ostatnią deską ratunku.

Taksówka przywiozła ją na miejsce dokładnie o 21.45. Znajdowała się przed hotelem Marriott w centrum. Dała taksówkarzowi napiwek, po czym wysiadła. Nie bywała często w tych rejonach, ale zawsze podziwiała to sporych rozmiarów miasto. Nawet o tak późnej godzinie ulice były zatłoczone, przepełnione dźwiękami silników i klaksonów samochodów, a w powietrzu czuło się świąteczną atmosferę.

Piesi niespiesznym krokiem przechadzali się pasażami sklepowymi naprzeciwko hotelu. Można było dostrzec przekrój całego społeczeństwa. Naćpani nastolatkowie, zakochane i niezakochane pary, ubodzy, zamożni, biznesmeni, maklerzy… Niczym jedna wielka, miejska mieszanina farb na płótnie.

Śnieg prószył z wolna, a Sam miała na sobie tylko żakiet, toteż czym prędzej wyrwała się z zadumy i przekroczyła próg hotelu. Poczuła zazdrość. Święta były urokliwe, dopóki ktoś na ciebie czekał w domu. Ona nie miała tego komfortu.

Otwarcie wielkich, masywnych drzwi wymagało nie lada wysiłku, tym bardziej dla Samanthy, która była drobnej budowy. Gdy jej się to już udało, szła po eleganckim, czerwonym dywanie. Stanęła naprzeciwko recepcji, za którą stała pogodna, elegancko ubrana kobieta.

– Dobry wieczór, witamy w hotelu Marriott. – Uśmiechnęła się szeroko, choć była to wymuszona uprzejmość.

Samantha doskonale znała wymuszone uśmiechy.

– Czym mogę służyć? – zapytała recepcjonistka.

– Dobry wieczór, rezerwacja na mojego męża, nazwisko Stroker – odparła Sam.

– Proszę chwilę poczekać.

Recepcjonistka wystukała nazwisko, po czym spytała:

– Pan Martin Stroker? Pokój o podwyższonym standardzie, dwuosobowy?

– Dokładnie – odparła Sam.

– Dobrze, poproszę dokument tożsamości.

Sam podała go recepcjonistce, która wprawnymi palcami wystukiwała coś na klawiaturze. Zaczęła rozglądać się po przestronnym holu. Widziała już wiele hoteli, ale ten szczególnie wyróżniał się na ich tle. Z zamyślenia wyrwała ją recepcjonistka:

– Wszystko załatwione, Panno Mori.

No tak. Przecież w prawie jazdy miała swoje prawdziwe nazwisko. Recepcjonistka zachowała pozory, chociaż wiedziała, że Sam kłamie i wręczyła z szerokim uśmiechem kartę chipową oraz poinstruowała dokładnie, jak dostać się do pokoju, by nie zabłądzić w tym wielkim budynku.

Trafiła bez problemu, po drodze podziwiając każdy metr kwadratowy hotelu.

– I oto jest, pokój numer 354 – powiedziała cicho do siebie, po czym wsunęła kartę do czytnika, w odpowiedzi słysząc szczęk otwieranych drzwi. Po prawej stronie na wysokości barku zobaczyła kolejny otwór na kartę, który uruchamiał instalację elektryczną. Włożyła ją i po chwili zapaliło się światło, ukazując przestronny salon apartamentu.

Pokój zrobił na niej jeszcze większe wrażenie niż hotelowy hol. Wszystko było idealnie czyste. Na wielkim łóżku w sypialni zobaczyła wręcz symetrycznie ułożone ręczniki. Czuła zapach lawendy i świeżej pościeli.

Była 19.10 i według planu miała jeszcze około dwudziestu minut. Wzięła szybki prysznic, uważając na włosy i twarz, po czym podeszła do umywalki. Chwyciła ręcznik i patrząc w lustro, zaczęła się wycierać. Po chwili zastygła, przyglądając się sobie.

Miała piękne, opalone ciało i gładką skórę, szczupłe nogi, idealny brzuch, w którym tkwił diamentowy kolczyk. Lśniące, kasztanowe włosy opadały jej na krągłe, niewielkie, choć równie idealne piersi. Stała tak, patrząc sobie głęboko w oczy i zastanawiała się, kim jest. Czy wciąż jest sobą. Czy wciąż jest człowiekiem? Czy pomagało jej okłamywanie się? Sama już nie wiedziała, co myśleć. Zadzwonił jej telefon, na którym wyświetlił się napis: „szef”.

– Mam nadzieję, że to nie będzie jakiś dupek? – spytała bez ogródek.

– Wiesz, że dobieram ci klientów z klasą – odparł sarkastycznie. –Jesteś już w pokoju?

– Tak. Czekam. Kiedy się zobaczymy? Chciałabym porozmawiać, Tony, i nie chcę tego dłużej odwlekać.

– Spokojnie. Wkrótce. A tymczasem bądź grzeczna. To ważny klient.

Usłyszała krótki sygnał, który oznaczał koniec rozmowy. Całkiem w jego stylu.

– No dobra, Sammy – powiedziała do lustra. – Już niedługo. Już niedługo.

Odwiesiła ręcznik, założyła ekskluzywną bieliznę oraz szlafrok. Spięła włosy, pomalowała usta i wyszła z łazienki. Podeszła do okna. Roztaczała się z niego piękna panorama miasta, pokrytego dziś białym puchem. Mimo całego tego komfortu cieszyła się, że spędzi tutaj tylko godzinę. Modliła się o niewybrednego klienta, który szybko załatwi sprawę, co pozwoli jej co prędzej wrócić do mieszkania, otworzyć wino i delektować się ciszą. Włączy też płytę winylową ze starymi kawałkami Sinatry i poukłada sobie w głowie resztę życia. Dzisiaj kupi najdroższe wino, jakie tylko będzie w sklepie. Tak postanowiła, patrząc na ogrom światełek, które widziane z tej wysokości, niczym małe świetliki zdobiły miasto.

Gdy tak rozmyślała, usłyszała dźwięk otwieranego zamka. Punktualnie. Wyszła mu na spotkanie.

Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy, to jego wymiary. Musiał ważyć dobre sto kilo przy wzroście 185 cm. Pod garniturem rysowały się potężne ramiona. Był zadbany, wysportowany i bardzo przystojny. Sam domyślała się, że nie ma problemu z kobietami, toteż zastanawiała się, co on tu w ogóle robi.

– Cześć – powiedziała, uśmiechając się.

Mężczyzna przyglądał się jej przez chwilę, jakby taksował towar, chcąc ocenić, czy stan faktyczny zgadza się z zamówieniem.

– Jesteś czysta?

Początkowo Sam nie załapała, o co chodziło, pomyślała o narkotykach.

– Tak – odpowiedziała od razu. Co nie było do końca zgodne z prawdą

Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę. Znała ten typ. Byli to ludzie z kasą, którzy nie lubili najmniejszego sprzeciwu. Mieli dostać to, czego chcą, i wszystko powinno być wykonywane według ich woli.

– Dobrze. To nie potrwa długo – powiedział, po czym zdjął płaszcz. Mięśnie uwydatniły się jeszcze bardziej spod obcisłej koszuli.

Sam zastanawiała się, co nie potrwa długo. Miała nadzieję, że chodzi o ich spotkanie. „Nie potrwa długo”. Tak, na pewno chodzi o spotkanie.

Nie wiedziała, jak bardzo się myliła.


Wyszedł z łazienki po niecałych dziesięciu minutach, przepasany tylko białym ręcznikiem.

– Nazywam się Natalie – powiedziała, siadając na łóżku. Próbowała jakoś rozluźnić atmosferę. Poły szlafroka odsłoniły jej gładkie udo. – A jak tobie na imię?

– To chyba i tak nieważne, bo twoje jest fałszywe, prawda? – Stanął nad nią, patrząc z góry. – Poza tym nie przyszedłem tutaj rozmawiać. – Dotknął jej włosów, bardzo nieśmiało, i zaczął gładzić ją po głowie.

Spojrzała na niego i poczuła dziwny strach. Oczy zdradzały napięcie.

Wstała, ignorując jego dotyk, i podeszła do lustra, ściągając szlafrok. Była już w samej czarnej, idealnie dopasowanej bieliźnie.

– Tysiąc dolarów za godzinę, ale to chyba wiesz, prawda? – Zmieniła ton na bardziej ostry i zaraz tego pożałowała.

Mężczyzna podszedł do niej energicznym krokiem. Sam się cofnęła, ale skończyła się jej przestrzeń. Przyparł ją do ściany i uderzył mocno dłonią w twarz. Zachwiała się i świat zaczął jej wirować przed oczyma.

–Masz tupet, dziwko. Naprawdę masz tupet – odezwał się mężczyzna. Dostrzegła w jego spojrzeniu lekką satysfakcję. Jakby to skarcenie przyniosło mu ulgę. Bardziej od uderzenia zszokowała ją ta nagła zmiana nastroju. Płynne przejście od uprzejmości do brutalnego, agresywnego zachowania. Poczuła jeszcze większy lęk.

– Tu się z Tonym zgadzam, za to mogę zapłacić. – Zaśmiał się w dziwny sposób, taksując jej ciało z góry na dół. – Podobno mogą cię deportować. To prawda?

Sam dłonią zasłoniła twarz, odruchowo broniąc się przed kolejnym uderzeniem. Nie podobało jej się to pytanie. Skąd wie? Czy Tony mu o tym mówił? Złamał swoją obietnicę? Nie chciała w to wierzyć. Czuła, że wpatruje się w nią i jego oddech staje się coraz szybszy.

– Odejdź, proszę – szepnęła. – Nic nie powiem Tony’emu, tylko mnie zostaw.

Mężczyzna cofnął się i patrzył na nią przez chwilę. Wydawało jej się, że to zadziałało.

– Uklęknij – powiedział stanowczo.

– Proszę, ja…

– UKLĘKNIJ, TY GŁUPIA DZIWKO!

Ponownie zdzielił ją w twarz, tym razem odczuła to mocniej, zachwiała się.

Uklękła. Po części dlatego, że cios był tak mocny i nogi odmówiły jej posłuszeństwa, ale przede wszystkim zdała sobie sprawę, że jest już zdana na niego i ślepy los.

• • •

Obudziła się, gdy zegar na ścianie wskazywał 23.30. Po drugiej godzinie od spotkania co chwilę traciła przytomność, po czym ją odzyskiwała, by za chwilę znowu stracić. W trzeciej godzinie nie pamiętała nic.

Samo otwarcie powiek kosztowało ją wiele wysiłku i bólu. Ten ból akurat nie był fizyczny. Leżała tak na podłodze z otwartymi oczyma i patrzyła na ramę łóżka. Minęło dobrych paręnaście minut, gdy doszła do siebie.

Spróbowała się podnieść. Nie potrafiła wstać, nogi uginały się pod nią. Każdy jej mięsień protestował. Ból rozsadzał jej głowę. Czuła pieczenie na twarzy.

Po chwili udało się jej wstać i utrzymać równowagę. Założyła ręcznik na nagie, obolałe ciało. Spróbowała przejść krok w stronę łazienki, znowu upadła. Odpoczęła chwilę, po czym znów wstała.

Dopełzła do drzwi łazienki. W ustach czuła cierpki smak krwi, splunęła nią do umywalki. Spojrzała w lustro. Krew nabiegła jej do oczu, rozcięte wargi były napuchnięte i traciła ostrość widzenia.

Przyjrzała się i zobaczyła to, czego nie chciała. Twarz miała rozciętą od oka w dół policzka. Jeszcze raz wypluła krew, czuła w płucach coś ciężkiego i to coś bulgotało przy każdym oddechu. Złamane żebra, pomyślała. Nie mogła się całkiem wyprostować. Dotarła po chwili do kabiny prysznicowej, odkręciła kurek z zimną wodą i zapominając o szlafroku, weszła do kabiny. Musiała zmyć z siebie cały brud. Woda cuciła ją silnym, lodowatym strumieniem.

Siedziała z podkulonymi nogami, twarzą do płytek, a krew wpijała się w szlafrok, kapiąc na podest prysznica. Czas się zatrzymał. Nie płakała. Ani jedna łza nie poleciała z jej oczu, gdy ją upokarzał, bił i gwałcił. Pamięta, że krzyczała w poduszkę, ale tylko przez pierwszy kwadrans.

Zakręciła kurek. Opanowała już drżenie nóg. Ostatnie zmazy rozrzedzonej z wodą krwi spłynęły w odmęty kanałów, wirując delikatnie wokół odpływu prysznica. Wstała i delikatnie otarła ciało ręcznikiem, ale każdy dotyk był bolesny, jakby była poparzona. Jej ciało, jeszcze trzy godziny temu bez skazy, zdobiło teraz paręnaście sinych okręgów.

Ubrała się z wielkim trudem. Zobaczyła banknoty na szafce przy łóżku. Dostrzegła, że było ich więcej, niż powinno. Podeszła do nich i w milczeniu, jak zahipnotyzowana, wbiła w nie wzrok, po czym włożyła do torebki.

Wyszła z pokoju wolnym krokiem, starając się utrzymać równowagę oraz pozory normalności. Z całych sił próbowała być wyprostowana, ale nie mogła, płuca jej nie pozwalały. Za kontuarem wciąż siedziała młoda blond recepcjonistka. Sam położyła kartę na blacie i ukrywając twarz za kołnierzem płaszcza, udała się w stronę wyjścia.

Recepcjonistka spojrzała na nią zdezorientowana.

– Dobranoc i zapraszamy ponownie – powiedziała, lecz Sam nie słyszała już ostatnich słów.

Wyszła na zewnątrz. Mroźny wiatr uderzył w jej twarz.

Zachwiała się delikatnie i utykając, szła przed siebie. Zataczała się. Ludzie patrzyli na nią, ale nie zważała na to. Znów czuła cierpki smak krwi na języku. Sam wypluła wydzielinę na chodnik. Czuła się jak puszka, którą ktoś deptał wielokrotnie, po czym wyrzucił do śmieci.

Weszła w boczną alejkę i po paru krokach oparła się o mur. Zaczęła płakać. Po krótkiej chwili płacz przerodził się w szloch. Łkała, nie mogąc złapać powietrza. Osunęła się powoli po chłodnym murze. Popatrzyła w niebo, płatki śniegu spadały jej wprost na twarz. Na tę piękną twarz o idealnie zielonych oczach, za którymi szaleli chłopcy w dawnych latach, teraz tak mocno pokiereszowaną i napuchniętą. Było jej zimno, wiedziała, że będzie chora, ale nie dbała o to. Chłód pomagał, maskując prawdziwy ból i tylko to było ważne.

Patrzyła tak w niebo i gwiazdy, a do oczu napływały coraz to nowsze łzy, gdy nagle poczuła czyjąś obecność. Opuściła wzrok i zobaczyła dziewczynkę. Była bosa i Sam nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Dziewczyna była piękna, jej ciemnozielone oczy wpatrywały się w nią z powagą.

– Kochanie, gdzie masz buty? I jakąś kurtkę? – spytała Sam, przecierając oczy, a każde słowo wymagało od niej wysiłku. –A w ogóle co ty tutaj robisz sama o tak późnej porze? – Próbowała udawać, że wszystko jest w porządku, nie chcąc przestraszyć małej.

Dziewczynka tylko wpatrywała się w nią. Nagle Samantha uświadomiła sobie, że ludzie przechodzą obok małej całkowicie obojętnie, nieznacznie ją omijając. Nikt nie zauważył paroletniej dziewczynki, bosej na mrozie, odzianej tylko w sukienkę? Sam miała wrażenie, że traci zmysły.

– Kochanie powiedz coś. Szukasz rodzi…

Nagle dziewczynka, wciąż taksując ją wzrokiem, zrobiła powolny, lecz zdecydowany krok naprzód i weszła między nogi Sam, która siedziała oparta o ścianę. Sam przestraszyła się, ale dziewczynka uklękła i delikatnie, z wyczuciem ujęła jej twarz w dłonie. Były ciepłe i delikatne.

Sam zamknęła oczy. Czuła, jak dłonie tej małej istoty dotykają jej włosów. Po chwili dziewczynka opuszkami palców, delikatnie dotknęła jej świeżych rozcięć oraz powiek, schodząc w dół przez szyję i między piersi. Fale ciepła i ulgi przechodziły przez ciało Sam. Nigdy nie doznała czegoś podobnego. Dłonie zatrzymały się na chwilę przy brzuchu. Sam czuła przechodzącą, dziwną energię. Jakby ta mała była jakimś elektronem. Otworzyła oczy i spojrzała na dziewczynkę. Ujrzała na jej twarzy dziwny wyraz zatroskania oraz… niezrozumienia? Samantha nie wiedziała, co myśleć, ale nadal czuła, jak jej ciało falowało ciepłem emitującym od głowy po stopy.

Dziewczynka powoli ujęła ją za dłonie. Sam jeszcze raz popatrzyła na nią. To samo skupienie na twarzy. Po chwili dziewczynka popatrzyła w niebo, mrużąc oczy, jednak nie przed spadającymi płatkami śniegu. Sam zrobiła to samo.

– Co tam widzisz? – spytała zdezorientowana. – Kim jesteś?

Dziewczynka, zamiast odpowiedzieć, zaczęła coś pisać na chodniku. Sam dostrzegła jakieś cyfry.

– Co to za cyfry? To numer telefonu? Mam tam zadzwonić? – spytała kompletnie zbita z tropu.

Gdy dziewczynka skończyła, wstała i ostatni raz spojrzała na Sam, która chciała się ruszyć, zatrzymać ją, lecz nie potrafiła.

Patrzyły na siebie tak przez chwilę, którą zakłócił dźwięk klaksonu. Sam odruchowo popatrzyła w tym kierunku. Dostrzegła taksówkarza, który przeklinał głośno przez uchyloną szybę, po czym z piskiem opon pojechał dalej. Sam znów spojrzała w kierunku dziewczynki, ale jej już nie było. Na chodniku zobaczyła tylko cyfry, które powoli przykrywał już świeży śnieg:

32 52 90 T.

Samantha dotknęła policzka i stwierdziła, że nie ma tam już żadnej rany.

Próba sił

Подняться наверх