Читать книгу Próba sił - T.S. Tomson - Страница 2

PROLOG

Оглавление

Luizjana, 16 grudnia 2015

Tensas przypominało małe miasteczko w kryształowej kuli, posypywane śniegiem, ilekroć ktoś wprawił ją w ruch.

W tym roku zima była wyjątkowo śnieżna, co stanowiło nie lada problem dla jego mieszkańców, gdyż pługi, od lat nieużywane, spełniały bardziej wymogi formalne aniżeli praktyczne potrzeby.

Miasteczko było wyjątkowo ciche, tak za dnia, jak i nocą. Tutejsza społeczność żyła w zgodzie i względnym pokoju (nie licząc barowych bójek, które jak niepisana reguła wszechświata nakazuje, muszą się czasem zdarzyć).

Oprócz barów, gdzie znudzeni mieszkańcy przesiadywali wieczorami przy piwie, rozsiewając nowe plotki, znajdowało się tu parę sklepików, kościół, komisariat pod wodzą szeryfa Malloneya, (piastującego ten urząd nieprzerwanie od ośmiu lat), dwie szkoły, mały szpital oraz jeden motel, w którym przejezdni mogli się zatrzymać, choć Bóg jeden wie po co i ten sam Bóg świadkiem, że nie było ich dotąd zbyt wielu.

Święta Bożego Narodzenia dostarczały tu od zawsze impulsu, który pobudzał do życia mieszkańców, pompując w ich serca radość i ekscytację. Już w pierwszych dniach grudnia dawało się odczuć rosnący entuzjazm, szczególnie u dzieci (to następna reguła wszechświata, prawda?), a większość domowych, jak i sklepowych szyb zdobiły miniaturowe choinki stojące na parapetach, otoczone migającymi lampkami, które dotrzymywały kroku Migotce, wyjątkowej latarni, usadowionej przy głównej ulicy – Lane Street.

Migotka była dobrze znana mieszkańcom, choć nikt nie potrafił wyjaśnić jej fenomenu. Latarnie postawiono już w latach trzydziestych i do dzisiaj bezbłędnie oświetlają schludne i nienagannie czyste chodniki, lecz od zawsze żarówka Migotki świeci przez chwilę, by po jakimś czasie mrugnąć parę razy i zgasnąć, powtarzając ten cykl do rana, jakby nadawała tylko sobie znany sygnał, niczym latarnia morska. Dawniej w mieszkańcach wzbudzało to skrajną irytację i niejednokrotnie służby naprawcze próbowały walczyć z kapryśną latarnią, jednak od ponad czterdziestu lat – zawsze na próżno. Coś fascynującego i uroczego było w tym „miejskim cudzie” (jak to określała pani Willis, znana była małżonka bardziej znanego z niewyjaśnionych, jak dotąd, tajemnic męża), toteż mieszkańcy dali sobie spokój i na swój sposób polubili ten fenomen.

Gdy słońce kończyło swą zmianę, latarnie oświetlały ulice, kładąc długie cienie na przydrożne domy i trawniki, tak jak w tym właśnie momencie. Mróz raz po raz przecinał ostry wiatr, uderzając w szyby domów i porywając płatki śniegu do tańca. Na zegarach mieszkańców wkrótce wybije północ.

Sygnał Migotki rozświetlał skromny, drewniany dom pani Rose, gdyż latarnia usadowiona była dokładnie naprzeciwko niego. Podczas gdy nadawała swój szyfr, Rose, tak jak reszta jej sąsiadów, spała już głębokim snem.

Gdyby ktoś z nich wyjrzał teraz przez okno, to może dostrzegłby coś dziwnego. Jedni uznaliby to za halucynacje, inni mogliby pomyśleć, że ktoś zwariował.

Jednak tej nocy nikt niczego dziwnego nie dostrzegł, bo zobaczyć to mieli wkrótce tylko nieliczni.

Próba sił

Подняться наверх