Читать книгу Zemsta Nilu - Wilbur Smith - Страница 10
ОглавлениеTaita przebudził się wcześnie, podobnie jak Meren. Choć długa podróż go wyczerpała, kilka godzin snu przywróciło siłę jego ciału i duchowi. Światło brzasku napełniło komnatę; Taita usiadł na macie i zobaczył, że nie jest sam.
Tansid uklękła obok i uśmiechnęła się do gościa.
— Dzień dobry, Magu. Przyniosłam ci jedzenie i napitki. Kiedy się posilisz, Kaszyap i Samana będą chcieli się z tobą spotkać.
— Kim oni są?
— Kaszyap to nasz czcigodny arcykapłan, a Samana to nasza najwyższa kapłanka. Oboje są wielkimi czarownikami tak jak ty.
Samana czekała na Taitę w altanie w świątynnym ogrodzie. Była przystojną kobietą w nieokreślonym wieku, ubraną w szafranową tunikę. W jej gęstych włosach nad uszami połyskiwały srebrne pasemka, a z oczu biła nieskończona mądrość. Uścisnęła Taitę, a potem kazała mu usiąść obok siebie na marmurowej ławeczce. Zapytała o podróż.
— Bardzo się cieszymy, że zdążysz spotkać się z arcykapłanem. Kaszyap nie pozostanie z nami długo. To właśnie on po ciebie posłał.
— Wiedziałem, że zostałem wezwany tutaj, ale nie wiedziałem przez kogo — rzekł Taita, kiwając głową. — Dlaczego Kaszyap chce mnie widzieć?
— On sam ci to wyjawi — odparła Samana. — Chodźmy do niego.
Wstała i ujęła rękę Taity. Zostawili Tansid samą; Samana poprowadziła gościa korytarzami i krużgankami, a później spiralnymi schodami, które wydawały się ciągnąć bez końca. Wreszcie znaleźli się w małym okrągłym pomieszczeniu na szczycie najwyższego minaretu świątyni. Ze wszystkich stron roztaczał się widok na zieloną dżunglę i dalekie, ośnieżone wierzchołki łańcuchów górskich na północy. Na środku podłogi leżał miękki materac z poduszkami, na których siedział mężczyzna.
— Usiądź naprzeciwko — szepnęła Samana. — Arcykapłan jest prawie całkowicie głuchy, musi widzieć twoje usta, kiedy będziesz mówił. — Taita poszedł za radą Samany; usiadł i przez chwilę on i Kaszyap patrzyli na siebie.
Kaszyap był bardzo sędziwy. Jego oczy były blade i przygasłe, dziąsła pozbawione zębów, skóra sucha jak stary pergamin, a włosy, broda i brwi wyglądały jak przezroczyste szkło. Dłonie i głowa drżały mu nieustannie.
— Dlaczego po mnie posłałeś, magu? — zapytał Taita.
— Bo twój umysł jest trzeźwy — odparł szeptem Kaszyap.
— Skąd mnie znasz?
— Twoja ezoteryczna moc wywołuje zakłócenia w eterze, wyczuwa się ją z daleka.
— Czego ode mnie oczekujesz?
— Niczego i wszystkiego, może nawet życia — odrzekł Kaszyap.
— Mów jaśniej.
— Biada! Zwlekałem za długo. Czarny tygrys śmierci zbliża się do mnie. Odejdę przed zachodem słońca.
— Czy zadanie, które mi wyznaczyłeś, jest pilne?
— Bardziej niż sobie wyobrażasz.
— Co mam uczynić? — spytał Taita.
— Chciałem dać ci oręż do walki, która cię czeka, lecz dowiedziałem się od apsar, że jesteś eunuchem. Tego nie mogłem wiedzieć. Nie mogę przekazać ci mojej wiedzy w sposób, w jaki zamierzałem to uczynić.
— Jakiż to sposób?
— Wymiana cielesna.
— Znów muszę wyznać, że nie rozumiem.
— Musiałoby dojść do stosunku seksualnego między nami. Jednakże z powodu twojego okaleczenia nie jest to możliwe. — Taita milczał. Kaszyap wyciągnął pomarszczoną dłoń i położył ją na jego ręce. Łagodnym głosem mówił dalej: — Twoja aura pokazuje mi, że mówiąc o okaleczeniu, uraziłem cię. Żałuję, ale zostało mi niewiele czasu i muszę mówić bez ogródek.
Taita wciąż milczał.
— Postanowiłem dokonać wymiany z Samaną — ciągnął Kaszyap. — Jej umysł także jest jasny. Kiedy odejdę, ona przekaże ci to, co ode mnie uzyskała. Przykro mi, że cię obraziłem.
— Prawda może być bolesna, ale ty nie zadałeś mi bólu. Uczynię wszystko, czego sobie życzysz.
— Zostań więc z nami, a ja przekażę wszystko Samanie, całą wiedzę i mądrość, którą zdobyłem w ciągu długiego życia. Później ona podzieli się nią z tobą i dzięki temu będziesz mógł spełnić świętą misję, która jest twoim przeznaczeniem.
Taita skłonił głowę.
Samana klasnęła mocno w dłonie i w tej samej chwili zjawiły się dwie apsary, obie młode i piękne; jedna miała ciemne włosy, a druga jasne jak złocisty miód. Samana zaprowadziła je do małego mosiężnego kociołka stojącego przy ścianie; dziewczęta pomogły jej przyrządzić nad żarem silnie pachnący wywar z ziół. Gdy napój był gotowy, apsary podały go Kaszyapowi. Jedna podtrzymała jego drżącą głowę, a druga przyłożyła czarkę do ust. Przeor wypił napój, głośno siorbiąc i roniąc krople na brodę, a potem legł zmęczony na materacu.
Apsary rozebrały go delikatnie i z wielkim szacunkiem, a następnie rozlały na jego lędźwie pachnący balsam z alabastrowego flakonika. Łagodnie, lecz wytrwale wymasowały mu męskość. Kaszyap jęknął i przetoczył głowę w jedną i drugą stronę, ale pod zręcznymi dłońmi apsar i dzięki sile narkotyku jego członek nabrzmiał i wyprostował się.
Kiedy osiągnął pełny wzwód, Samana podeszła do materaca i uniosła na wysokość bioder krawędź szafranowej tuniki, odsłaniając pięknie rzeźbione uda i krągłe, silne pośladki. Usiadła okrakiem na Kaszyapie, ujęła jego członek i wsunęła w siebie. Wtedy puściła rąbek tuniki i zaczęła kołysać się łagodnie.
— Panie, jestem gotowa przyjąć wszystko, co zechcesz mi dać — wyszeptała.
— Z chęcią ci to powierzam — odparł Kaszyap słabym, chrapliwym głosem. — Używaj tego dobrze i roztropnie. — Znów przetoczył głowę w jedną i drugą stronę, rysy jego starej twarzy ściągnęły się straszliwie. Potem stęknął i zesztywniał, jego ciałem wstrząsnęły konwulsje. Żadne z tych dwojga nie poruszyło się niemal przez godzinę. Wówczas z gardła Kaszyapa wydarł się jęk i arcykapłan wydał ostatnie tchnienie.
Samana zdusiła krzyk.
— Nie żyje — rzekła z ogromnym smutkiem i współczuciem. Uniosła się, delikatnie odłączając się od ciała Kaszyapa. Uklękła obok i zamknęła starcowi blade oczy. Potem spojrzała na Taitę.
— O zachodzie słońca spalimy jego cielesną powłokę. Kaszyap był mi opiekunem i patronem przez całe życie, więcej niż ojcem. Teraz esencja jego istoty żyje we mnie. Zjednoczyła się z moją duszą. Wybacz, Magu, lecz może upłynąć trochę czasu, nim dojdę do siebie po tym bolesnym doświadczeniu. Wtedy przyjdę do ciebie.