Читать книгу Zemsta Nilu - Wilbur Smith - Страница 12
ОглавлениеO świcie cała czwórka ruszyła w stronę gór ścieżką przez dżunglę, która wspinała się aż do bambusowego gąszczu. Samana obejrzała wiele kołyszących się żółtych drzew; wreszcie wybrała dojrzały pień i kazała Merenowi wyciąć giętki kawałek. Wojownik dźwignął go i poniósł do świątyni.
Samana i Tansid wykroiły z niego garść długich bambusowych igieł. Polerowały je tak długo, aż igły były niewiele grubsze od ludzkiego włosa, lecz ostrzejsze i giętsze od najlepszego brązu.
W beztroską atmosferę świątyni wdarło się napięcie i oczekiwanie. Śmiechy i radosne pogawędki apsar przycichły. Tansid spoglądała na Taitę z podziwem zaprawionym uczuciem zbliżonym do litości. Samana spędzała większość dni z Czarownikiem, podbudowując go przed ciężką próbą. Rozprawiali o wielu rzeczach, a przez Samanę przemawiał głos i mądrość Kaszyapa.
Taita poruszył kwestię, która od dawna go zaprzątała.
— Widzę, że długo żyjesz na tym świecie, Samano.
— Podobnie jak ty, Taito.
— Jak to się dzieje, że tak nieliczni z nas żyją znacznie dłużej niż reszta ludzi? — spytał Czarownik. — To coś więcej niż natura.
— W moim wypadku oraz ludzi takich jak arcykapłan Kaszyap być może decyduje tryb życia, to co jemy i pijemy, co myślimy i w co wierzymy. A może to, że mamy cel, do którego dążymy, bodziec, który nas popycha.
— A jak jest ze mną? Choć w porównaniu z tobą i arcykapłanem jestem młokosem, przeżyłem większość innych ludzi — odparł Taita.
Samana się uśmiechnęła.
— Masz jasny umysł. Jak dotąd siła twojego rozumu zdołała przezwyciężać słabość ciała, lecz w końcu wszyscy musimy umrzeć tak jak Kaszyap.
— Odpowiedziałaś na pierwsze pytanie, ale mam następne. Kto mnie wybrał? — Taita wiedział, że jego pytanie pozostanie bez odpowiedzi.
Samana posłała mu słodki, tajemniczy uśmiech i pochyliła się, by położyć mu palec na ustach.
— Zostałeś wybrany — szepnęła. — Niech to ci wystarczy.
Taita wiedział, że dotarli do granic jej wiedzy; dalej nie mogła się zapuścić.
Siedzieli razem i medytowali przez cały dzień i połowę nocy; rozmyślali o wszystkim, co między nimi zaszło. Później zabrała go do swojej sypialni i spali spleceni jak matka i dziecko, aż do chwili gdy brzask wypełnił komnatę światłem. Wtedy wstali, wykąpali się razem, a potem Samana zabrała Czarownika do starego kamiennego budynku, ukrytego w narożniku ogrodu, którego Taita jeszcze nie odwiedził. Tansid już tam była i krzątała się przy marmurowym stole stojącym pośrodku dużej sali. Gdy weszli, spojrzała na nich.
— Szykowałam ostatnie igły — odezwała się. — Ale jeśli chcecie być sami, odejdę.
— Zostań, kochana Tansid — odparła Samana. — Twoja obecność w niczym nam nie przeszkodzi. — Wzięła Taitę za rękę i oprowadziła po sali. — Ten dom zaprojektowali pierwsi arcykapłani, na samym początku. Potrzebowali dobrego światła do operacji. — Wskazała dłonią duże otwarte okna umieszczone wysoko w ścianach. — Na tym marmurowym stole więcej niż pięćdziesiąt pokoleń arcykapłanów wykonywało operację otwarcia Oka Wewnętrznego. Każdy z nich był mędrcem; tak nazywamy adeptów, tych, którzy widzą aurę zwierząt i ludzi. — Samana wskazała napisy wyryte na ścianach. — Oto zapiski tych, którzy byli tu przed nami w ciągu stuleci i tysiąclecia. Między nami nie może być żadnych niedopowiedzeń. Nie będę dawać ci fałszywych zapewnień, bo przejrzysz mnie, zanim otworzę usta. Mówię ci więc prawdę. Pod przewodnictwem Kaszyapa dopiero przy czwartej próbie udało mi się otworzyć Oko Wewnętrzne. — Skierowała dłoń na ostatnie zapiski. — Oto odzwierciedlenie moich prób. Może z początku brakowało mi wprawy i zręczności. Może moi pacjenci nie dotarli wystarczająco daleko właściwą ścieżką. W jednym wypadku wynik był katastrofalny. Ostrzegam cię, Taito, ryzyko jest wielkie. — Samana milczała przez chwilę, rozmyślając nad własnymi słowy. — Przede mną byli inni, którym się nie powiodło. Spójrz! — Podprowadziła Taitę do na wpół zatartych, omszałych inskrypcji na samym końcu ściany. — Są tak stare, że bardzo trudno je odczytać, ale powiem ci, o czym mówią. Prawie dwa tysiące lat temu przybyła do świątyni pewna niewiasta. Była ostatnią ze starożytnego ludu zamieszkującego niegdyś wielkie miasto Ilion nad Morzem Egejskim, najwyższą kapłanką Apollina. I była długowieczna tak jak ty. Po zburzeniu miasta setki lat wędrowała po ziemi, gromadząc mądrość i nauki. Ówczesny arcykapłan miał na imię Kurma. Obca kobieta przekonała go, że jest bojowniczką Prawdy. W ten sposób nakłoniła arcykapłana do otwarcia jej Oka Wewnętrznego. Zabieg okazał się skuteczny, Kurma był zdumiony i uradowany. Długo po tym, jak kobieta opuściła świątynię, Kurmą zaczęły targać wątpliwości i złe przeczucia. Szereg strasznych zdarzeń uświadomił mu, że nieznajoma była uzurpatorką, adeptką lewej ścieżki, służebnicą Kłamstwa. Wreszcie odkrył, że za pomocą czarów uśmierciła tę, która naprawdę została wybrana. Podszyła się pod zamordowaną i zdołała ukryć swoją prawdziwą naturę tak dobrze, że zwiodła arcykapłana.
— Co się stało z tym nikczemnym stworzeniem?
— Pokolenia arcykapłanów świątyni Saraswati usiłowały ją wytropić. Ona jednak dobrze się zamaskowała i znikła. Może już nie żyje. To najlepsze, czego możemy sobie życzyć.
— Jak brzmiało jej imię? — spytał Taita.
— Tu jest zapisane! — Samana dotknęła palcem inskrypcji. — Zwała się Eos, przyjęła imię siostry boga słońca. Teraz już wiem, że nie było to jej prawdziwe imię. Ale jej duchowym znakiem była kocia łapa. Oto ona.
— Ilu jeszcze ludziom operacja się nie powiodła? — Taita chciał odsunąć od siebie czarne przeczucia.
— Wielu.
— Opowiedz mi o tym, co przydarzyło się tobie.
Samana zastanowiła się przez chwilę.
— Byłam jeszcze wtedy nowicjuszką. On miał na imię Wotad, był kapłanem boga Wodena. Jego skórę pokrywały święte niebieskie tatuaże. Przybył do świątyni z północy, zza Morza Zimnego. Był potężnie zbudowany, lecz zginął pod bambusową igłą. Nawet jego ogromna siła nie zdołała się oprzeć mocy, którą rozpętało w nim otwarcie. Mózg pękł, krew trysnęła z nosa i uszu. — Samana westchnęła. — To była straszna śmierć, ale szybka. Może Wotad miał więcej szczęścia niż inni, których spotkało to wcześniej. Oko Wewnętrzne może ukąsić człowieka niczym jadowity wąż. Potworności, które ujawnia, są czasem zbyt straszne i trudno przeżyć z ich obrazem.
Przez resztę dnia milczeli; tylko Tansid uwijała się przy kamiennym stole, polerując bambusowe igły i rozkładając instrumenty chirurgiczne.
Samana podniosła wzrok na Taitę.
— Teraz wiesz, co ci grozi. Nie musisz wziąć na siebie ryzyka, wybór należy do ciebie.
Taita pokręcił głową.
— Nie mam wyboru. Wiem już, że dokonano go za mnie w dniu, w którym przyszedłem na świat.