Читать книгу Zemsta Nilu - Wilbur Smith - Страница 17
ОглавлениеKarawany przybywające z Egiptu i zmierzające przez skaliste pustkowie do Sagafy nad Morzem Czerwonym regularnie przynosiły nowiny z królestwa. Gdy nadciągnęła kolejna, Taita wysłał Merena na spotkanie z przewodnikiem; wszyscy przewodnicy traktowali wojownika z najgłębszym szacunkiem, wiedzieli bowiem, że jest zaufanym Maga Taity, wielkiego Czarownika. Wieczorem Meren wrócił z miasta.
— Obed Tindali, kupiec, prosi cię, byś wspomniał o nim w modlitwie do wielkiego Horusa. Przysyła ci hojny dar w postaci najprzedniejszych ziaren kawy z dalekiej Etiopii. Muszę cię jednak uprzedzić, Magu, że nie przynosi krzepiących wieści.
Starzec spuścił wzrok, by ukryć cień lęku, który pojawił się w jego oczach. Czy mogą być jeszcze gorsze wieści od tych, które już usłyszeli? Podniósł głowę.
— Nie próbuj mnie oszczędzać, Merenie — rzekł surowo. — Niczego nie ukrywaj. Czy zaczął się już wylew Nilu?
— Jeszcze nie — odparł Meren cichym, pełnym żalu głosem. — Siedem lat upłynęło od poprzedniego.
Twarz Taity zasmuciła się jeszcze bardziej. Bez życiodajnego osadu żyznej gleby z południa Egipt był skazany na głód, zarazę i śmierć.
— Magu, napawa mnie to bólem, ale są jeszcze gorsze nowiny — ciągnął cicho Meren. — Żałosna resztka wody w Nilu zamieniła się w posokę.
Taita spoglądał w oczy towarzysza.
— W posokę? — powtórzył jak echo. — Nie rozumiem.
— Nędzne bajora, które pozostały z rzeki, zrobiły się ciemnoczerwone i cuchną jak zaschnięta krew padlinożerców — odparł Meren. — Nie może z nich pić ani człowiek, ani zwierzę. Konie, bydło, nawet kozy padają z pragnienia. Ich chude jak szkielety truchła ścielą się na brzegach.
— Plaga i nieszczęście! Takie rzeczy nie zdarzały się na świecie od zarania dziejów — wyszeptał Taita.
— Niejedna plaga, Magu — ciągnął nieubłaganie wojownik. — Z krwawych bajor Nilu wypełzły ogromne stada kolczastych ropuch, wielkich i chyżych jak psy. Cuchnąca trucizna sączy się z brodawek, które pokrywają ich oślizgłe cielska. Pożerają ścierwo padłych zwierząt. Ale to jeszcze nie wszystko. Ludzie powiadają, że wielki Horus nie powinien do czegoś takiego dopuścić, bo te poczwary atakują dzieci i każdego człowieka, który jest za stary lub za słaby, żeby się obronić. Nieszczęśnik krzyczy i wije się, a one pożerają go żywcem. — Meren zamilkł i wziął głęboki oddech. — Co się dzieje z naszą ziemią? Jaka straszliwa klątwa na nas spadła, Magu?
Przez wszystkie lata od czasu wielkiej bitwy z uzurpatorami, fałszywymi faraonami, od wstąpienia Nefera Setiego na podwójny tron Górnego i Dolnego Egiptu Meren zawsze stał u boku Taity. Był przybranym synem, którego nie mogły spłodzić okaleczone lędźwie Czarownika. Meren stał się czymś więcej aniżeli synem: jego miłość do starca była silniejsza od więzów krwi. Rozpacz wojownika poruszyła Taitę, mimo że on sam był w niej również pogrążony.
— Czemu ta katastrofa spadła na naszą umiłowaną ojczyznę, na naród i króla, których kochamy? — pytał głęboko przejęty siłacz.
Taita pokręcił głową i przez dłuższą chwilę milczał. Potem pochylił się i dotknął ramienia Merena.
— Bogowie są rozgniewani — rzekł.
— Dlaczego? — Potężny wojownik i wierny towarzysz Czarownika wydawał się bezradny jak dziecko w obliczu przesądnej trwogi. — Czym ich obraziliśmy?
— Odpowiedzi na to pytanie poszukuję od czasu naszego powrotu. Złożyłem ofiarę, przeczesałem wzrokiem całe niebo, by dojrzeć jakiś znak. A mimo to przyczyna gniewu bogów wciąż pozostaje dla mnie nieuchwytna. Tak jakby ukryła ją czyjaś zła moc.
— Dla Faraona i dla Egiptu, dla nas wszystkich, musisz ją znaleźć, Magu. Ale gdzie jeszcze możesz szukać?
— Niebawem sama do mnie przyjdzie, Merenie. Zapowiadają to znaki. Przyniesie ją nieoczekiwany posłaniec, człowiek lub demon, bestia albo bóg. Może ukaże się jako znak na niebie, zapisana w gwieździe. Lecz przybędzie do mnie, poznam ją tu, w Gallali.
— Kiedy, Magu? Czy już nie jest za późno?
— Może jeszcze tej nocy.