Читать книгу Martwa cisza - Will Dean - Страница 11

7

Оглавление

Wracam do Gavrik. Chmury się przerzedziły i od czasu do czasu ciepłe słoneczne światło pada na górujący nad miastem budynek fabryki lukrecji.

Parkuję przed redakcją i idę na drugą stronę ulicy. Przed posterunkiem stoi kilka obcych radiowozów, którymi przyjechali detektywi i specjaliści z Karlstad, ale najwięcej jest furgonetek z antenami satelitarnymi na dachach.

Z recepcji zniknęła maszyna wydająca numerki, a za ladą siedzi Thord. Byłby przystojny, gdyby nie końskie zęby.

– Zająłem ci miejsce, Tuvs. Pośrodku pierwszego rzędu – mówi, akcentując słowo „rzędu”. – Zjawiłaś się w samą porę.

Dziękuję mu, mijam przytwierdzone do podłogi krzesła i idę do sali konferencyjnej, w której na co dzień odbywają się zajęcia dla dzieci o bezpieczeństwie na drodze i kursy na kartę rowerową. Pomieszczenie jest zatłoczone. Kilka osób siedzi, kolejnych dziesięć stoi. Są kamery na statywach i czekające w pogotowiu laptopy. Nikt nie zwraca na mnie uwagi – wszyscy koncentrują się na osobie znajdującej się na podwyższeniu. To komendant Björn Andersson. Björn patrzy na mnie, potem odwraca wzrok. Wyjmuję z torebki dyktafon cyfrowy, notatnik i długopis. Kładę dyktafon przed komendantem, obok mikrofonów TV4, SVT i „Aftonbladet”.

Zajmuję miejsce, a do sali wchodzi Thord. Przedstawia swego przełożonego i staje obok niego, jak żołnierz ćwiczący pozycję „spocznij” drugiego dnia szkolenia wojskowego. Björn ma okulary, które rozkładają się na dwie części, połączone zawieszonym na szyi sznurkiem. Podnosi obie połówki do oczu i spina je razem na nosie.

– Panie i panowie, witam i dziękuję za przybycie. Wczoraj o godzinie siedemnastej zero osiem na posterunek policji w Gavrik zadzwoniła mieszkanka wioski Mossen. Poinformowała nas, że w lesie Utgard, około trzydziestu kilometrów stąd, natrafiono na ciało. Po dotarciu na miejsce funkcjonariusze znaleźli zwłoki mężczyzny w wieku około pięćdziesięciu lat, prawdopodobnie zastrzelonego z broni palnej, oraz sztucer, z którego nie zostały oddane strzały. Śledztwo prowadzi policja w Gavrik, ze wsparciem i z wytycznymi wydziału zabójstw w Karlstad oraz Krajowego Centrum Kryminalistyki. Nie zidentyfikowaliśmy jeszcze żadnych podejrzanych w związku z tym zdarzeniem. Z uwagi na charakter śledztwa w tej chwili nie mogę udzielić wszystkich informacji. Proszę zadawać pytania.

W sali nie wybucha wrzawa, jaką widuje się w filmach. Nikt się nie przepycha. Ludzie podnoszą ręce. Ktoś woła komendanta po imieniu. „Duży błąd, chłoptasiu”. Skupiam wzrok na złotej spince do krawata. Nigdy wcześniej nie widziałam jej u Björna. Podnoszę rękę.

– Tuva – wywołuje mnie. Na bocznej ścianie sali gaśnie żarówka.

– Komendancie Andersson, czy zidentyfikowali państwo zmarłego?

Björn kiwa się na piętach, zerka na stojącego obok Thorda, odkasłuje i kiwa głową.

– Ofiara została formalnie zidentyfikowana jako Fredrik Erik Malmström. Niektórzy z państwa znali pana Malmströma. Od lat wspierał naszą społeczność, był bardzo szanowanym nauczycielem w gimnazjum w Gavrik. Łączymy się w bólu z jego rodziną.

Znów podnoszę rękę, ale tym razem policjant wskazuje kogoś za mną.

– Czy ciało ofiary w momencie znalezienia było nietknięte?

Komendant się krzywi.

– Nie mogę w tej chwili skomentować tej kwestii.

Wskazuje kolejną osobę.

– Czy to morderstwo jest powiązane z zabójstwami Meduzy z lat dziewięćdziesiątych?

Björn zdejmuje okulary.

– Bez komentarza.

W jego głosie słychać napięcie. Chociaż ma na sobie granatową koszulę od munduru, widzę pod jego pachami plamy potu. Dostrzegam też fragment wyblakłego tatuażu na nadgarstku: to symbol kier albo karo – nie jestem pewna, bo większość jest zasłonięta.

Pytania padają coraz szybciej.

– Komendancie Andersson, gdzie została trafiona ofiara? Z jakiej broni? – pyta mężczyzna stojący za mną.

– Według naszej wiedzy narzędziem zbrodni był sztucer. Śledczy przeczesują w tej chwili las w jego poszukiwaniu. Ofiara została trafiona w klatkę piersiową.

– Czy to prawda, że planowane jest wezwanie wojska do pomocy w przeszukaniu lasu?

Björn patrzy na pytającą, jakby przyleciała z innej planety.

– Nie – odpowiada, a po chwili dodaje: – Teren jest niezwykle wymagający, nawet dla nas, miejscowych funkcjonariuszy. Ale nie ma takich planów.

Znów podnoszę rękę.

– Tuva.

– Czy cokolwiek świadczy o tym, że doszło do wypadku na polowaniu? Czy w momencie morderstwa w okolicy były jakieś drużyny łowieckie?

Björn przed udzieleniem odpowiedzi odczekuje moment. Ponownie składa okulary i upija łyk wody z plastikowego kubka. Znów widzę czerwony tatuaż.

– W czasie, kiedy, według szacunków, doszło do zdarzenia, w lesie Utgard znajdowała się drużyna łowiecka, polowała jednak w innej jego części. Staramy się zachować otwartą postawę i sprawdzać wszelkie tropy oraz kierunki dochodzenia.

Thord odkasłuje.

– Zanim zakończę, chcę zaapelować do państwa widzów i czytelników. Jeżeli wiedzą państwo cokolwiek o tym zdarzeniu, zauważyli jakiś szczegół, nieważne, jak drobny, albo mają jakiekolwiek podejrzenia, prosimy o niezwłoczny kontakt z policją w Gavrik.

Björn schodzi z podwyższenia przy akompaniamencie kolejnych pytań, z których najgłośniej wykrzykiwane są: „Komendancie Andersson, czy to seryjny morderca?” i „Czy w lesie jest bezpiecznie?”.

Thord otwiera drzwi do prywatnego biura mieszczącego się za ladą i znika w nich razem z Björnem. Natychmiast po ich wyjściu słyszę w aparatach słuchowych mnóstwo wysokich, piskliwych dźwięków. Moi koledzy po fachu ścigają się, kto pierwszy opublikuje relację na Twitterze.

Pismacy jazgoczą do siebie. Niektórzy zwracają się do mnie, inni krzyczą mi nad głową, ale nie dociera do mnie ani słowo z tego bełkotu. Zabieram dyktafon, wracam do recepcji i wychodzę na ulicę.

Idą za mną dwie osoby, facet ze sztokholmskiego brukowca z przylizanymi włosami i brodą oraz kobieta z telewizji, z fatalną sztuczną opalenizną. Po drugiej stronie ulicy stoi biała taksówka na jałowym biegu.

– Jesteś stąd? – pyta kobieta, po czym zapala papierosa i unosi trzymającą go dłoń.

– Nie – odpowiadam.

– Ale pracujesz w lokalnej gazecie?

– W miejskiej gazecie.

Kobieta wypuszcza powietrze. Jednocześnie robi wydech, marszczy brwi i wrednie się uśmiecha.

– Słuchaj, Tuvo – odzywa się mężczyzna, próbując zaimponować mi faktem, że zapamiętał moje imię z konferencji. – Gdzie tu można dobrze zjeść? I gdzie jest… – mija nas pędząca ciężarówka – najlepszy…

Nie mogę odczytać jego słów z ruchu warg, bo zasłania je zapuszczona broda.

– Przepraszam, najlepszy co?

– Hotel – powtarza. – Nowoczesny, z ładnymi pokojami i dobrym jedzeniem.

Śmieję się w duchu, ale wyrywa mi się parsknięcie.

– Masz do wyboru jeden. Widać go po lewej. Nie jest ani trochę nowoczesny, a jedzenie trudno przełknąć.

Mężczyzna patrzy na ceglano-drewniany budynek sąsiadujący z bramą dla ciężarówek w fabryce lukrecji. Wisi na nim szyld „Hotel Gavrik”, całkiem czytelny, ale umieszczony z boku fasady.

– A lunch? – pyta kobieta o pomarańczowej twarzy i białej szyi. – Gdzie można zjeść coś prostego?

– Pierwszy lokal po prawej przy wyjeździe na E16. Polecam nuggetsy i podwójnego cheeseburgera. To najlepsze jedzenie w tym mieście. Przepraszam, muszę wracać do pracy. Pewnie się jeszcze spotkamy.

Po przejściu dziesięciu metrów otwieram drzwi redakcji „Gavrik Posten”. Umieszczony nad nimi dzwonek dzwoni, a ja wchodzę do środka, zamykając za sobą drzwi.

Martwa cisza

Подняться наверх