Читать книгу Peryferal - William Gibson - Страница 10

4
Coś w pełni zasłużonego

Оглавление

Lorenzo, kamerosoba Rainey, swym profesjonalnym, spokojnym, nieśpiesznym, pewnym spojrzeniem wyłapał Daedrę przez okno wychodzące na najwyższy przedni pokład moba.

Netherton nigdy nie przyznałby się do tego Rainey, nie przyznałby się do tego nikomu, ale żałował, że dał się w to wplątać. Dopuścił, by zmieciono go w czyjeś bardzo wytrzymałe, brutalnie proste rozumienie siebie.

Widział ją już, a raczej widział ją Lorenzo: kurtka lotnicza z owczej skóry, okulary przeciwsłoneczne, nic więcej. Zauważył, a wolałby nie widzieć, czuby dopiero co wyirokezowane, kiedyś tam, po ostatnim spotkaniu. Uznał, że tatuaże to stylizowane przedstawienie prądów żywiących i utrzymujących przy życiu Wir Północnego Pacyfiku. Świeże i lśniące pod warstwą jakiegoś mazidła na silikonie. Jako makijaż mogłyby być całkiem, całkiem.

Skrzydło okienka przesunęło się na bok. Lorenzo wyszedł. Netherton usłyszał, jak mówi „mam Wilfa Nethertona”, po czym jego znacznik znikł. Ustąpił miejsca znacznikowi Daedry.

Ręce Daedry uniosły się, dłonie zacisnęły na klapach rozpiętej kurtki.

– Wilf? Jak się masz.

– Miło znów cię widzieć.

Uśmiechnęła się, odsłaniając zęby, których kształt i rozmieszczenie mogły być dziełem komisji estetyki. Przyciągnęła do siebie klapy kurtki. Trzymała dłonie na wysokości mostka.

– Złościsz się o tatuaże – powiedziała.

– Uzgodniliśmy, że ich sobie nie zrobisz.

– Muszę robić, co kocham, Wilf. Nie kochałam tego nie zrobić.

– Byłbym ostatnim kwestionującym istotę twej sztuki. – Przetworzył z trudem opanowywane rozdrażnienie w coś, co, miał nadzieję, zostanie odebrane jako szczerość, jeśli nie sympatia. Posługiwał się tą sztuczką, czy też miał taką szczególną zdolność, w każdym razie skorzystał z niej i teraz, choć kac mu przeszkadzał. – Pamiętasz Annie, najbystrzejszą z naszych neoprymitywistycznych kuratorek sztuki?

Oczy się jej zwęziły.

– Tę ładną?

– Tak. – Przytaknął, choć osobiście był innego zdania. – Wypiliśmy kieliszek czy dwa. Po sesji w Connaught, kiedy już musiałaś nas opuścić.

– I co z nią?

– Uświadomiłem sobie, że dosłownie oniemiała z zachwytu. Opuściłaś nas, i dopiero wtedy zaczęło mi się układać w głowie. Ta jej rozpacz, że z zachwytu dosłownie oniemiała, choć miała taką okazję porozmawiać o sztuce...

– Jest artystką?

– Akademiczką. Uwielbia wszystko, co zrobiłaś, od wczesnej młodości. Subskrybowała cały cykl miniatur, mimo że nie mogła sobie na to pozwolić. Kiedy jej słuchałem, zrozumiałem całą twą karierę, jakby to był pierwszy raz.

Przechyliła głowę, zamiotła włosami. Kurtka musiała się rozchylić, kiedy podnosiła dłoń, by zdjąć przeciwsłoneczne okulary, ale Lorenzo nie zamierzał iść na łatwiznę.

Netherton szeroko otworzył oczy. Był gotów powiedzieć coś, czego jeszcze nie wymyślił, a to, co powiedział do tej pory, dalekie było od prawdy. Ale przypomniał sobie, że nie może go zobaczyć. Że patrzy na mężczyznę imieniem Lorenzo stojącego na górnym pokładzie moba, po przeciwnej stronie świata.

– Marzyła o tym, by opowiedzieć ci o pewnym pomyśle, który przyszedł jej do głowy, kiedy spotkałyście się w cztery oczy. O nowym poczuciu czasu w twych pracach. Poczucie czasu jest w jej przekonaniu kluczem do zrozumienia, jak przebiegał twój rozwój jako artystki.

Lorenzo zmienił plan i nagle było tak, jakby Netherton znalazł się o centymetry od jej ust.

– Poczucie czasu? – spytała głosem bez wyrazu.

– Żałuję, że jej nie nagrywałem. Nie sposób jej sparafrazować. – Co mówił wcześniej? – Że jesteś dziś bardziej pewna siebie? Że zawsze byłaś dzielna, nawet nie znałaś strachu, ale ta nowa pewność siebie jest jednocześnie nową jakością. Że, tak się wyraziła, to coś w pełni zasłużonego. Zamierzałem przedyskutować z tobą jej pomysły podczas naszego ostatniego spotkania, przy kolacji, ale to nie był tego rodzaju wieczór.

Głowę miała doskonale nieruchomą. Nie mrugała. Wyobrażał sobie ukryte za oczami jej ego przyglądające mu się podejrzliwie, coś jak węgorz, jak larwa, przezroczyste, aż widać ości. Skupił na sobie jej uwagę.

– Gdyby sprawy ułożyły się inaczej – usłyszał swój głos – to nie sądzę, byśmy rozmawiali na ten temat.

– Dlaczego nie?

– Ponieważ Annie powiedziałaby ci, że wejście, które rozważasz, oznacza krok wstecz, oznacza powrót do początków twej kariery. Uboższej o poczucie czasu.

Gapiła się na niego, a raczej na kogokolwiek, kim był Lorenzo. I nagle uśmiechnęła się. Odruch rozkoszy tego, co kryło się za jej oczami.

Znacznik Rainey przybladł. Połączenie prywatne.

– Chciałabym mieć twoje dziecko – powiedziała z Toronto – tylko wiem, że zawsze by mnie okłamywało.

Peryferal

Подняться наверх