Читать книгу Fantastyka z plusem - Anna Kańtoch - Страница 13
6
ОглавлениеWrócił do domu jeszcze przed świtem.
W pracowni pstryknął włącznik, a przesłona na suficie rozsunęła się, ujawniając krągłe ślepie inoszyby. Szkło płonęło księżycowym światłem, błękitnym i drgającym, jakby przefiltrowano je przez falującą wodę. Dla przodków Finnena światło to z pewnością nie byłoby wystarczające, lecz chłopak, jak większość ludzi jego pokolenia, miał udoskonalony wzrok. Widział nawet rysunki na miedzianych płytkach, którymi wyłożono sześć z ośmiu ścian pracowni (pozostałe dwie zajmowały ciemne teraz okna), widział też bałagan na stole, wszystkie pędzle, rozpuszczalniki, farby i szmatki, a dalej sztalugi, czyste szyby i płótna. Przywykł pracować przy blasku inoszkła, bo świetlikowe, bardzo drogie lampki budził tylko na specjalne okazje.
To, co teraz zamierzał zrobić, trudno było nazwać specjalną okazją.
Rzucił kurtkę na szafkę, gdzie trzymał listy oraz wiersze, a potem rozbił niedawno namalowany obraz.
Chciał zrobić to na spokojnie, bez złości, ale nie wytrzymał. Obraz był martwy, bezduszny – Finnen nie miał pojęcia, jak kiedykolwiek mógł uważać go za dobry. Deptał więc kawałki szkła, miażdżył je podeszwami na drobny pył. Później podarł wiersz dla Aliki, wysypał przy okazji na podłogę zawartość dwóch szuflad i kopniakami rozrzucił ją po pokoju. Zniszczył też miejski pejzaż, bo malował go bez przekonania, a także zaczęty portret Aliki, bo wiedział, że go nie dokończy.
Na koniec otworzył okno i cisnął w półmrok fletnię, na której nigdy nie nauczył się porządnie grać.
Potem usiadł na łóżku, odrobinę przestraszony napadem furii. Zdarzały mu się czasem podobne, owszem, niektóre nawet świadomie podsycał, ale ten był inny, bardziej gwałtowny. I po nim Finnen wcale nie czuł ulgi.