Читать книгу Niebieskie motyle - Anna Sakowicz - Страница 14

1

Оглавление

Zaparkowałam przy ulicy Podmurnej, gdzie zarezerwowałam pokój w hotelu. Nie chciałam nocować w domu Gosi. Mieli z Patrykiem tylko trzy sypialnie, a biorąc pod uwagę, że już tam przyjechała Ania, nie chciałam się wciskać. Zresztą czułam, że muszę mieć wentyl bezpieczeństwa. Nie lubiłam Patryka, działał mi na nerwy i ciągle byśmy się kłócili. A znając moją najstarszą siostrę, będzie dwadzieścia cztery godziny na dobę trajkotać o Gosi i jeżeli ta już wróci do domu, to będzie musiała wysłuchiwać całkiem niezłych kazań. Myślę, że Piotr Skarga by się ich nie powstydził.

Wyobraziłam sobie swoją siostrę przy ołtarzu w kościele, jak przemawia do wiernych i parsknęłam śmiechem. Pasowałaby doskonale.

Zameldowałam się w hotelu i po rozpakowaniu rzeczy zadzwoniłam od razu do Anki.

– Jesteś? – rzuciła w słuchawkę.

– Tak, właśnie przyjechałam.

– Gdzie? – zdziwiła się.

– Mówiłam ci, że zatrzymam się w hotelu. Tak będzie wygodniej. Nie chcesz chyba cisnąć się ze mną na sofie.

– No nie – przyznała. – Jak byłaś mała, to kopałaś, więc obawiam się, że ci to zostało – wreszcie zażartowała.

– Zaraz u was będę, tylko wskoczę jeszcze pod prysznic. Wiadomo coś?

– Nie – posmutniała nagle. – Policja już jej szuka. Przesłuchuje jej znajomych. Na razie jednak nikt nic nie wie.

– A telefonu nie można namierzyć? – spytałam.

– Właśnie o to chodzi, że nie, ale podobno płaciła kartą tego dnia, kiedy zniknęła.

– Co kupowała?

– Przyjedź, to pogadamy. Grzebiemy właśnie w jej rzeczach.

Rozłączyłam się i chwilę zastanowiłam nad tym, co powiedziała. Chyba pierwszy raz zaczęłam się denerwować tym, że Gosi nie ma. Może intuicja nie myli Ani? Poczułam, jak serce szybciej zaczęło pompować krew. Od razu fala gorąca uderzyła mi na twarz. Zrezygnowałam z prysznica. Chwyciłam torebkę i wybiegłam z hotelu. Drżącymi palcami próbowałam wsadzić klucz do stacyjki. Udało się za trzecim razem. Ruszyłam w stronę Dominikańskiej, gdzie mieszkali Patryk z Gośką. Nie zdążyłam nawet nacisnąć dzwonka, kiedy drzwi otworzyły się przede mną, a w moje ramiona wpadła Ania. Wystraszyła mnie, bo jej histeria nie wróżyła nic dobrego. Dopiero po chwili w korytarzu pojawili się Patryk i dzieci.

– Cześć, ciociu! – Maja podbiegła do mnie i mocno się przytuliła, dzięki czemu uwolniła mnie od rozpaczającej siostry.

– Cześć, kochanie.

– Wiesz, że mama nam się zgubiła?

– Wiem, ale wspólnie na pewno ją znajdziemy – powiedziałam, całując małą w główkę. Potem przywitałam się z Patrykiem i Krzysiem. Nie spodziewałam się, że mój siostrzeniec tak wyrośnie przez te ostatnie trzy lata. Był wyższy ode mnie i coraz bardziej przypominał mężczyznę niż dziecko.

Przeniosłam wzrok na Patryka. Posiwiał i zbrzydł, stwierdziłam. Uderzyło mnie jednak to, że najbardziej zrozpaczoną osobą w tym towarzystwie była Ania. Reszta zachowywała spokój. Nie wiem, czy był pozorny, czy wyuczony przez te kilka dni, a może to tylko tymczasowa fasada, za którą cisnęła się fala rozpaczy?

– Dobrze, że jesteś – powiedział Patryk, całując mnie w oba policzki, a ja od razu zesztywniałam. Nie lubiłam, gdy mnie dotykał. Unikałam wszelkich rodzinnych spotkań z tym człowiekiem. Działał na mnie paraliżująco.

– Przepraszam, że nie mam dla was prezentów – rzuciłam w stronę dzieci. Dopiero teraz zreflektowałam się, że coś powinnam mieć dla nich.

– Wchodź, prezenty nieważne.

– Opowiadajcie, co wiadomo.

Usiedliśmy przy dużym drewnianym stole, który był jednym z ulubionych mebli Gosi. Znalazła go gdzieś w internecie i pamiętam, że jechali z Patrykiem przez pół Polski, by go kupić. Potem siostra szlifowała go, gładziła i bejcowała, by dać mu drugie życie. Zawsze powtarzała, że to najcenniejszy mebel w ich domu. Miał w sobie historię, choć nikt nie wiedział jaką. Zaklęta została w drewniane słoje i kilka wyżłobionych przez korniki dziurek.

– Nic. – Patryk wzruszył ramionami. – Gośki nie ma czwarty dzień i nikt nic nie wie, jakby rozpłynęła się w powietrzu.

– Ludzie się nie rozpływają – rzuciła Anka.

– Policja kazała przejrzeć jej komputer i sprawdzić, z kim się kontaktowała, ale nic tam nie ma.

– A jej pracownia?

– Co pracownia? Przecież tam są tylko obrazy.

– Może jakieś ślady są? – pisnęłam zdenerwowana, bo miałam wrażenie, że nagle stałam się bohaterką filmu kryminalnego. A kiedy to pomyślałam, przeszły mnie ciarki. W pamięci pojawiło się kilka obrazów, o których natychmiast chciałam zapomnieć.

– Ingerencji osób trzecich – zacytowała Ania. – Mamy szukać jakichś wskazówek. Na razie nic nie znaleźliśmy. Jedyne, co wiemy, to tyle, że płaciła kartą w sklepie spożywczym.

– Jakim? – zdziwiłam się.

– Zwykłym spożywczaku przy Trzeciego Maja. – Patryk wzruszył ramionami.

– Robiła zakupy? Może faktycznie gdzieś jechała? – zaczęłam się zastanawiać. Wszystko to absolutnie nie trzymało się kupy. – Ile wydała? A gdzie w ogóle ta ulica? Jest stamtąd blisko do dworca autobusowego? A może się pokłóciliście, co? – sypałam pytaniami jak z rękawa.

– Wydała około pięćdziesięciu złotych – odparł. – Policja twierdzi, że mogła gdzieś wyjechać. I po prostu nie chce, żebyśmy się z nią kontaktowali.

– Żartujesz? – Anka oburzyła się. – Jesteśmy jej rodziną! Gośka na pewno by tego nie zrobiła, za dobrze ją znam.

– Tak myślisz? – spytał Patryk, ale od razu spojrzał w kierunku Krzysia i Mai.

Poprosił dzieci, by poszły do swojego pokoju. Chłopiec trochę się zdenerwował, bo stwierdził, że jest prawie dorosły i też chce wiedzieć, co z mamą. Zaraz Maja jednak się rozpłakała i dyskusja została zakończona przez ojca. Dzieci potulnie wyszły.

– Dobra – powiedziałam. – Musimy opracować jakąś strategię, bo jak widać, na policję nie ma co liczyć. – Wyjęłam notes z torebki i wyrwałam z niego kartkę. – Podaj mi imiona i nazwiska wszystkich waszych przyjaciół, i numery telefonów – dodałam po chwili.

– Ale ja już ich obdzwoniłem.

– To nic, spróbujemy jeszcze raz. Nie po to tu z Anką przyjechałyśmy, by siedzieć bezczynnie. Znajdziemy ją! I trzeba pójść do tego sklepu, w którym była ostatnio! Nie znalazłeś jej do tej pory, więc raczej marne szanse, by ci się udało – dodałam ze złośliwością.

– Już byłem – rzucił lekko poirytowany. – Sprzedawczyni niczego nie pamięta.

– Pewnie, że ją znajdziemy – podchwyciła moja siostra i zaraz stwierdziła, że jeszcze raz przeszukamy jej pokój, komputer i pracownię.

– A jak ona naprawdę wyjechała i nie chce, abyśmy jej szukali? – spytał nagle Patryk.

– Nie znam kobiety, która wyjeżdżałaby tylko z torebką.

– O ile gdzieś tam nie ma już swoich rzeczy – zaznaczył.

Spojrzałyśmy na niego zdziwione. Patryk nie wyglądał na załamanego i przestraszonego zniknięciem żony. Przyglądałam mu się przez chwilę. Unikał mojego spojrzenia. Od razu dało się wyczuć, że coś było na rzeczy. – Matyldo – zwrócił się do mnie chyba nazbyt oficjalnie. – Doceniam twoją inwencję, ale może po prostu poczekajmy.

– Na co mamy czekać? Na oklaski? – rzuciłam oburzona. – Tu chodzi o naszą siostrę! A ty najwyraźniej coś wiesz, tylko nie mówisz.

– Nie wiem. Naprawdę nie wiem.

Westchnął i zaraz wstał. Zawahał się przez kilka sekund, a potem zniknął w innym pokoju. Wrócił z laptopem Gośki.

– Chcesz, to szukaj, ja tam nic nie znalazłem. Zresztą nie znam jej hasła do poczty ani do konta na Facebooku.

Przez myśl przeszło mi coś niepokojącego. Zachowanie mojego szwagra nie było naturalne. Zawsze miałam go za cholernego dupka, a teraz dodatkowo wydawał się chłodny i obcy.

Niebieskie motyle

Подняться наверх