Читать книгу Niebieskie motyle - Anna Sakowicz - Страница 16
3
Оглавление– Wiesz, o czym teraz pomyślałam? – spytała nagle Ania, gdy usiadłyśmy przy stoliku w przytulnej kawiarni znajdującej się na samym skraju Rynku.
– Co?
– Że jestem głupia – powiedziała. – Zanim tu przyjechałam, powinnam skoczyć do naszego starego domu.
– Po co? – zdziwiłam się. Jednak zaraz doznałam olśnienia i spojrzałam na moją siostrę. – Jezu… Chyba nie myślisz, że ona tam jest?
– Zobacz, dom stoi pusty, ponadto trochę nam zajęło, by o nim pomyśleć, bo to kawał drogi, więc na azyl nadaje się doskonale.
– I Gosia miała przecież klucze…
– Każda z nas je ma – odparła. – A pamiętasz, że ona była najbardziej przeciwna, by sprzedać dom po śmierci rodziców?
Kiwnęłam głową. Dlaczego od razu na to nie wpadłyśmy? Gośka pewnie zaszyła się przy Wiejskiej w Stargardzie! Nie mogło być inaczej! A że nasz dom rodzinny znajdował się w cichej okolicy, daleko od zgiełku centrum miasta, to pewnie tam teraz siedziała i malowała swoje obrazy.
– Dzwoń do Fabiana – powiedziałam. – Niech jedzie i sprawdzi.
Ania, nie czekając, aż powtórzę drugi raz, spełniła moją prośbę. Fabian zaczął tłumaczyć, że teraz jest w pracy i nie może się wyrwać, ale wreszcie obiecał, że pojedzie wieczorem razem z Ziemkiem.
– Rany – westchnęła Ania. – Ale czuję ulgę. Na pewno Gosia tam jest!
– Na pewno – powtórzyłam, wierząc w samospełniające się przepowiednie. Starałam się więc wyobrazić sobie ją, jak siedzi w kuchni, pije samotnie kawę i spogląda przez okno. A może chodzi właśnie po ogrodzie i szuka pierwszych oznak wiosny? Zamyśliłam się. Lubiłam swój rodzinny dom. Każda z nas opuściła go, gdy skończyła ogólniak. Wszystkie chodziłyśmy do „starego”, najważniejszego liceum w mieście. Westchnęłam, przypominając sobie szkolne korytarze i kamienne schody, po których wchodziło się i schodziło po kilka razy dziennie.
– O czym myślisz?
– O ogólniaku – uśmiechnęłam się. – Fajne to były czasy.
– Fajne. – Też podniosła kąciki ust. – O mało Gośki stamtąd nie wywalili, pamiętasz?
– Racja! Rodzice nieźle się wtedy wkurzyli. A wątpliwa sława naszej siostry potem odbiła się na mnie, jako najmłodszej Mazurównie. – Zaśmiałam się, bo faktycznie nauczyciele długo wypominali mi, że Gośka wymalowała graffiti w szkolnej toalecie.
– Szkoda, że ciągle nie jesteśmy dziećmi… – westchnęła.
– Aniu, co się dzieje? – spytałam, widząc, jak zaszkliły się jej oczy.