Читать книгу Niebieskie motyle - Anna Sakowicz - Страница 5

Оглавление

Gośka ciągle narzekała, że zimno jej w stopy. Przestępowała z nogi na nogę, a ja z Anią upominałyśmy ją, żeby była cicho, bo obudzi rodziców.

– Rany – stękała. – Długo jeszcze?

Świeciłam latarką na kartkę leżącą na stole. Ania wpisywała na nią ostatnie zdanie. Pisała powoli i bardzo starannie. Wtedy jeszcze nie umiałam czytać, więc wierzyłam swoim siostrom na słowo, że te zawijasy i rzędy liter tworzą naszą przysięgę.

– To teraz, jeżeli ktoś się wyłamie, ten frajer – skwitowała Anka i kazała nam podpisać. Gosia od razu chwyciła długopis z nadzieją, że za chwilę wróci do łóżka. Był środek nocy, rodzice spali, a my na bosaka, jedynie w koszulach nocnych, spisywałyśmy tekst naszej tajnej przysięgi, że zawsze będziemy trzymać się razem. Kilka dni wcześniej obejrzałyśmy film o trzech muszkieterach i od razu zapragnęłyśmy być takie jak oni. „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” – powtarzałyśmy, aż wreszcie najstarsza z nas, jedenastoletnia wówczas Ania, stwierdziła, że powinnyśmy to udokumentować. A żeby przysięga miała moc, musiała się odbyć w odpowiedniej atmosferze. Ania uważała, że najlepiej to zrobić o północy. Czekała więc, aż rodzice zasną, by wyciągnąć nas z łóżek.

– Nie umiem pisać – jęknęłam.

– Ale znasz niektóre literki – szepnęła. – Napisz „M”, to będzie jak Matylda.

Z trudem wykaligrafowałam pierwszą literę swojego imienia. Byłam z niej niezmiernie dumna. Przypominała trochę sztachety w płocie, ale dziewczyny potwierdziły, że to „M”. Potem Ania kazała każdej z nas umoczyć palec w farbie plakatowej i odcisnąć go na kartce. Zrobiłam, jak prosiła, w końcu była starsza i wiedziała, co robić. Resztę farbki wtarłam w koszulę nocną, bo nie chciałam iść do łazienki, aby nie obudzić rodziców.

Ania złożyła kartkę i wsunęła ją do koperty. Rano miałyśmy w planie zakopać naszą rotę na podwórku koło trzepaka, tuż przy wielkiej lipie zasadzonej kiedyś przez dziadka. Tam zawsze robiłyśmy widoczki. Wystarczył kawałek szkła i kolorowe kwiaty, które układało się w wygrzebanym dołku i nakrywało kawałkiem potłuczonej butelki. Wyglądały jak obrazki z kalejdoskopu. Były też równie nietrwałe jak one, bo gdy się kłóciłyśmy, od razu przystępowałyśmy do niszczenia swoich skarbów. To był najlepszy odwet za wszelkie krzywdy, niesprawiedliwości i wyzwiska. A teraz miałyśmy tam ukryć naszą przysięgę wierności. Siostry Mazur zawsze razem! Bo przecież żadna z nas nie chciała być frajerką, więc przyrzekała, że nie złamie naszego postanowienia. Żadna też nigdy nie próbowała zniszczyć koperty. Była nietykalna. Chroniona jakąś tajemniczą mocą siostrzanej solidarności, co nie znaczy, że przestałyśmy się kłócić.

Niebieskie motyle

Подняться наверх