Читать книгу Eragon - Christopher Paolini - Страница 13
Przebudzenie
ОглавлениеSmok był nie dłuższy niż przedramię Eragona, wyglądał jednak dostojnie i szlachetnie. Łuski miał ciemnoszafirowe, tej samej barwy co wcześniej kamień. Nie kamień, uświadomił sobie Eragon. Jajo. Smok załopotał skrzydłami. To one sprawiały, że wydawał się dziwnie kanciasty. Kilka razy dłuższe niż ciało, rozpinały się na cienkich kościanych palcach, wystających poza krawędź skrzydła i zakończonych szponami. Głowa smoka przypominała kształtem trójkąt. Z górnej szczęki sterczały dwa maleńkie białe kły. Wyglądały na bardzo ostre. Szpony miał równie białe, lśniące, kościste, lekko ząbkowane na wewnętrznej krawędzi. Wzdłuż kręgosłupa zwierzęcia biegł rząd maleńkich szpikulców, od podstawy głowy po czubek ogona. Zagłębienie, tam gdzie szyja łączyła się z barkami, było jedynym wolnym od nich miejscem.
Eragon poruszył się lekko, smok gwałtownie obrócił głowę. Błękitne jak lód oczy spojrzały wprost na niego. Zastygł bez ruchu. Gdyby smok postanowił zaatakować, mógłby okazać się bardzo groźnym przeciwnikiem.
Stworzenie szybko straciło zainteresowanie Eragonem i zaczęło niezręcznie badać izbę, popiskując przy każdym zderzeniu ze ścianą bądź meblem. Zatrzepotało skrzydłami i wskoczyło na łóżko. Piszcząc, ułożyło się na poduszce. Pysk trzymało otwarty niczym pisklę. Wewnątrz połyskiwały rzędy szpiczastych zębów. Eragon usiadł ostrożnie na skraju łóżka. Smok obwąchał mu rękę, skubnął rękaw, pociągnął.
Usta Eragona wygięły się w uśmiechu. Spojrzał na małe stworzenie, nieśmiało wyciągnął prawą dłoń i dotknął jego boku. Dłoń przeszyła gwałtowna fala lodowatej energii, która przebiegła w górę do ramienia, zalewając żyły niczym płynny ogień. Z głośnym krzykiem odskoczył. Uszy wypełnił mu ogłuszający brzęk żelaza. Usłyszał bezdźwięczny wrzask wściekłości. Każdą częścią jego ciała zawładnął porażający ból. Starał się poruszyć, ale nie mógł. Po kilku godzinach – przynajmniej tak mu się zdawało – do jego kończyn powróciło ciepło, poczuł ostre mrowienie. Drżąc, gwałtownie odepchnął się i usiadł. Rękę miał odrętwiałą, palce sparaliżowane. Przerażony, patrzył, jak na jego dłoni wykwita biały owal. Skóra swędziała i piekła niczym po ugryzieniu pająka. Serce waliło mu w piersi.
Eragon zamrugał, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Coś musnęło jego świadomość niczym palec przebiegający po skórze. Poczuł to znowu, tym razem wyraźniej. Ukłucie myśli, w której wyczuwał narastającą ciekawość. Zupełnie jakby niewidzialny mur otaczający jego umysł runął i Eragon mógł teraz sięgać myślami ku innym. Bał się, że jeśli nic go nie powstrzyma, wyrwie się z ciała i nie będzie mógł wrócić, stając się eterycznym duchem.
Przerażony, cofnął się, zrywając kontakt. Nowe wrażenie zniknęło, zupełnie jakby zamknął oczy. Zerknął podejrzliwie na nieruchomego smoka.
Łuskowata noga podrapała go w bok. Eragon odskoczył, lecz nie poczuł nowego uderzenia energii. Zdumiony, pogłaskał smoka po głowie. Po skórze przebiegło mu lekkie mrowienie. Smok przytulił się do niego, wyginając grzbiet w łuk niczym kot. Eragon musnął palcami cieniutką błonę skrzydeł. W dotyku przypominała stary pergamin, aksamitny i ciepły, lecz wciąż lekko wilgotny, pulsujący setkami cieniutkich żyłek.
I znów maleńka macka dotknęła jego umysłu. Tym razem jednak zamiast ciekawości wyczuł wszechogarniający głód. Eragon westchnął i wstał. Niewątpliwie miał do czynienia z niebezpiecznym zwierzęciem, lecz pełzający mu po łóżku smok wydawał się taki bezradny. Chłopiec zastanawiał się, czy mógłby go zatrzymać. Smok zapiszczał melodyjnie, szukając jedzenia. Eragon szybko podrapał zwierzątko po głowie, by je uciszyć. Przemyślę to później, zdecydował i wybiegł z izby, starannie zamykając za sobą drzwi.
Gdy wrócił, niosąc w dłoni dwa paski suszonego mięsa, zastał smoka siedzącego na parapecie i patrzącego w księżyc. Szybko pokroił mięso na niewielkie kawałki i podsunął jeden smokowi. Stworzenie ostrożnie obwąchało mięso, po czym gwałtownie wysunęło głowę niczym wąż i wyrwało mu je z palców, połykając w całości z lekkim szarpnięciem ciała. Następnie smok stuknął łebkiem w dłoń Eragona, domagając się więcej jedzenia.
Chłopiec karmił go, uważając na palce. Gdy został mu już tylko jeden kawałeczek mięsa, brzuszek smoka wyraźnie się wydął. Eragon poczęstował stworzenie ostatnim kąskiem; smok zastanawiał się przez chwilę, po czym chwycił go leniwie. Skończywszy się posilać, wpełzł na ramię Eragona i przytulił mu się do piersi. A potem prychnął; z jego nozdrzy uleciał obłoczek ciemnego dymu. Eragon patrzył na niego w zachwycie.
W chwili gdy Eragonowi wydawało się, że smok śpi, z gardła stworzenia dobiegł niski wibrujący pomruk. Chłopak ostrożnie zaniósł zwierzątko na łóżko i ułożył obok poduszki. Smok, z zamkniętymi oczami i zadowoloną miną, owinął ogon wokół jednego ze słupków. Eragon ułożył się obok, rozprostowując w półmroku palce.
Miał przed sobą bolesny dylemat. Gdyby zatrzymał smoka, mógłby zostać Jeźdźcem. Ludzie uwielbiali mity i baśnie o Jeźdźcach. Jako jeden z nich stałby się częścią owych legend. Gdyby jednak imperium odkryło smoka, Eragona i całą rodzinę czekałaby śmierć – chyba że dołączyłby do króla. Nikt nie mógłby – i nie chciałby – im pomóc. Najprostszym rozwiązaniem było zabicie smoka, lecz Eragon ze wstrętem odrzucił tę myśl. Smoki były zbyt cudowne, zbyt wspaniałe. A zresztą kto by nas zdradził? – pomyślał. Mieszkamy na odludziu, nie przyciągamy niczyjej uwagi.
Pozostawał jednak problem jak przekonać Garrowa i Rorana, by pozwolili mu zatrzymać smoka. Żaden z nich nie miałby ochoty na podobne towarzystwo. Mógłbym hodować go w tajemnicy. Za miesiąc czy dwa będzie za duży, by Garrow zdołał się go pozbyć. Ale czy go przyjmie? A jeśli nawet, to czy przez ten czas zdołam zdobyć dość jedzenia? Smok jest nie większy od kota, ale zjadł dwa płaty mięsa! Pewnie w końcu nauczy się polować, ale co do tego czasu? I czy zdoła przetrwać na mrozie? Mimo wszystko chciał zatrzymać smoka. Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym większą miał pewność. Nieważne, co powie Garrow; Eragon zrobi wszystko co w jego mocy, by chronić stworzenie. Podjąwszy decyzję, zasnął ze smokiem u boku.
O świcie smok siedział na wezgłowiu niczym pradawny wartownik witający nowy dzień. Zachwycony Eragon podziwiał jego barwę. Nigdy nie widział równie czystego ciemnego błękitu. Łuski smoka przypominały setki maleńkich klejnotów. Dostrzegł, że biały owalny znak na dłoni, w miejscu którym dotknął smoka, nabrał srebrzystego połysku. Miał nadzieję, że zdoła go ukryć, brudząc ręce.
Smok zeskoczył ze słupka i poszybował na podłogę. Eragon podniósł go ostrożnie i cicho wyszedł z domu, po drodze zabierając mięso, kilka skórzanych pasów i naręcze szmat. Ranek, choć mroźny, był piękny. Wszystko pokrywała świeża śnieżna pierzyna. Uśmiechnął się, patrząc na stworzonko, które z zainteresowaniem oglądało świat, ufnie skulone w jego ramionach.
Szybkim krokiem przeciął pola i w milczeniu dotarł do ciemnego lasu, szukając bezpiecznego miejsca dla smoka. W końcu znalazł jarzębinę, która stała samotnie na nagim pagórku. Jej ośnieżone szare gałęzie wyciągały się ku niebu niczym palce. Posadził smoka pod pniem i wyjął rzemienie.
Kilkoma zręcznymi ruchami zrobił pętlę i zarzucił ją na szyję smoka, badającego ciekawie śnieżne zaspy wokół drzewa. Skóra była wytarta, ale wciąż mocna. Eragon przez chwilę patrzył na pełzającego po ziemi smoka. Potem odwiązał rzemień i przełożył zaimprowizowaną uprząż, zakładając ją na nogi zwierzęcia tak, by się nie udusiło. Zebrał naręcze gałęzi i zbudował z nich chatkę wysoko wśród konarów, a jej wnętrze wyścielił szmatami. Zaniósł tam mięso. Drzewo kołysało się, z gałęzi spadał śnieg. Eragon powiesił kolejne szmaty nad wejściem, ocieplając wnętrze. Zadowolony, przyjrzał się efektom swojej pracy.
– Czas zwiedzić nowy dom – rzekł głośno i posadził smoka na gałęzie. Stworzenie wiło się, próbując się uwolnić. Po chwili jednak wgramoliło się do chatki. Tam zjadło kawałek mięsa, zwinęło się w kłębek i zamrugało nieśmiało.
– Jeśli tu zostaniesz, nic się nie stanie – powiedział Eragon.
Smok mrugnął ponownie.
Pewien, że go nie zrozumiał, Eragon sięgnął w głąb umysłu, starając się wyczuć świadomość smoka. Znów ogarnęło go straszliwe uczucie otwartości – przestrzeni tak rozległej, że napierała na niego niczym ciężka pierzyna. Wzywając wszystkie siły, skupił się na smoku, starając się przekazać mu jedno: Zostań tutaj. Smok znieruchomiał i przekrzywiając głowę, spojrzał na niego. Eragon pomyślał intensywniej: Zostań tutaj. Z drugiej strony dobiegło go niewyraźnie potwierdzenie, lecz chłopiec zastanawiał się, czy stworzenie naprawdę pojęło. W końcu to tylko zwierzę. Z ulgą wycofał myśli.
Eragon zeskoczył z drzewa i odszedł, oglądając się za siebie. Smok wystawił głowę z chatki i obserwował go wielkimi oczami.
Po szybkim marszu do domu zakradł się z powrotem do izby, żeby zebrać kawałki skorupek. Był pewien, że Garrow i Roran nawet nie wspomną o jaju; gdy się dowiedzieli, że nie można go sprzedać, natychmiast o nim zapomnieli. Kiedy wstali, Roran wspomniał, że w nocy słyszał dziwne hałasy, ale ku uldze Eragona nie drążył tematu.
Entuzjazm chłopaka sprawił, że dzień minął bardzo szybko. Z łatwością zdołał ukryć znamię na dłoni i wkrótce przestał się nim martwić. Pod wieczór z powrotem znalazł się pod jarzębiną, przynosząc kilka zwędzonych z piwnicy kiełbas. Z lękiem zbliżył się do drzewa. Czy smok zdołał przeżyć na mrozie?
Szybko odkrył, że nie ma podstaw do obaw. Smok siedział na gałęzi, szarpiąc zębami coś trzymanego w przednich łapach. Na widok Eragona zaczął piszczeć radośnie. Eragon ucieszył się, widząc, że stworzenie nie zeszło z drzewa, które chroniło je przed większymi drapieżnikami. Kiedy tylko upuścił kiełbasy na ziemię, smok sfrunął z konaru. Podczas gdy żarłocznie pochłaniał jedzenie, Eragon obejrzał chatkę. Całe pozostawione mięso zniknęło, lecz sam domek był nietknięty, a w środku walały się pióra. Świetnie, potrafi polować.
Nagle przyszło mu do głowy, że nie wie, czy smok to samiec, czy samica. Podniósł go i obrócił, nie zważając na pełne oburzenia piski. Nie zdołał jednak niczego dostrzec. Najwyraźniej smok nie zamierzał bez walki ujawniać swych sekretów.
Eragon spędził z nim dużo czasu. Odwiązał smoka, posadził na ramieniu i ruszył na długą przechadzkę. Wokół nich wznosiły się ośnieżone drzewa, niczym dostojne kolumny olbrzymiej katedry. Eragon przekazywał smokowi swoją wiedzę o lesie. Nie obchodziło go, czy zwierzę rozumie. Liczyła się sama rozmowa. Cały czas do niego przemawiał. Smok wpatrywał się w niego lśniącymi oczami, spijając kolejne słowa. Przez jakiś czas Eragon po prostu siedział ze smokiem w ramionach, patrząc na niego w zachwycie, wciąż oszołomiony niedawnymi wydarzeniami. O zachodzie słońca ruszył do domu, czując na plecach spojrzenie dwojga zimnych niebieskich oczu; zwierzę z oburzeniem patrzyło, jak chłopiec odchodzi i je zostawia.
Tej nocy długo rozmyślał o wszystkich nieszczęściach, jakie mogły spotkać małe, bezbronne zwierzątko. Wizje śnieżnych burz i groźnych drapieżców nie dawały mu spokoju. Dopiero po kilku godzinach w końcu zasnął. Śnił o lisach i czarnych wilkach, rozszarpujących smoka zakrwawionymi kłami.
O wschodzie słońca Eragon wybiegł z domu z jedzeniem i dodatkowymi szmatami do ocieplenia smoczej chatki. Smok już nie spał, siedział na wysokiej gałęzi, oglądając jaśniejące niebo. Eragon w duchu podziękował gorąco wszystkim bogom, znanym i nieznanym. Na jego widok smok sfrunął na ziemię i wskoczył mu w ramiona, tuląc się do piersi. Mróz mu nie zaszkodził, lecz stworzenie wydawało się przerażone. Z jego nozdrzy wypłynął obłoczek ciemnego dymu. Eragon pogłaskał smoka i usiadł na ziemi, opierając się plecami o pień jarzębiny i nucąc cicho. Siedział bez ruchu, smok ukrył mu głowę pod kurtką. Po dłuższej chwili wyczołgał się z objęć i wdrapał na ramię. Eragon nakarmił go i ocieplił starannie chatkę. Jakiś czas bawili się razem, potem jednak musiał wracać do domu.
***
Wkrótce ustalili stały rozkład dnia. Co rano Eragon biegł pod drzewo i dawał smokowi śniadanie, po czym wracał pośpiesznie. Za dnia wykonywał swoje obowiązki. Po ich skończeniu znów odwiedzał smoka. Roran i Garrow zauważyli zmianę w zachowaniu chłopaka. Kilka razy pytali, czemu tak dużo czasu spędza na dworze. Eragon jedynie wzruszał ramionami i od tej pory zaczął sprawdzać, czy nikt nie idzie za nim pod jarzębinę.
Po pierwszych kilku dniach przestał już tak bardzo martwić się o smoka. Stworzenie rosło w zadziwiającym tempie. Wkrótce mało co będzie mogło mu zagrozić. Przez pierwszy tydzień smok podwoił swą wielkość. Cztery dni później sięgał mu już do kolana. Nie mieścił się w chatce w gałęziach, toteż Eragon zbudował mu nowe schronienie na ziemi. Zajęło mu to trzy dni.
Gdy smok skończył dwa tygodnie, Eragon musiał puścić go wolno, bo stworzenie miało za duży apetyt. Za pierwszym razem chłopiec jedynie siłą woli powstrzymał je przed powrotem razem z nim na farmę. Kiedy tylko smok próbował ruszyć w tamtą stronę, Eragon odpychał go myślami, aż w końcu zwierzę nauczyło się unikać domu i jego mieszkańców.
Cały czas powtarzał smokowi, by polował jedynie w Kośćcu, gdzie raczej nikt go nie zobaczy. Chłopi z doliny Palancar z pewnością by się zorientowali, że znika im bydło. Gdy jednak smok odlatywał tak daleko, Eragon co prawda czuł się bezpieczniejszy, ale też ogarniał go niepokój.
Umysłowa więź łącząca go ze smokiem z każdym dniem stawała się coraz silniejsza. Eragon odkrył, że choć stworzenie nie rozumiało znaczenia słów, mógł się z nim porozumiewać obrazami i uczuciami. Metoda ta nie była jednak zbyt precyzyjna i często smok nie do końca rozumiał, o co chłopcu chodzi. Zasięg ich myślowego kontaktu rósł z każdym dniem. Wkrótce Eragon mógł porozumiewać się ze smokiem z odległości trzech staj. Smok natomiast lekko muskał jego umysł. Nieme rozmowy wypełniały Eragonowi każdą chwilę pracy. Jakaś część jego umysłu utrzymywała nieustannie kontakt ze smokiem. Czasem ignorował ów kontakt, lecz nigdy o nim nie zapominał. Gdy rozmawiał z ludźmi, kontakt rozpraszał go, niczym brzęczenie muchy w uchu.
W miarę jak smok dorastał, piski przekształciły się w niski ryk, a mruczenie w cichy warkot. Nadal jednak nie ział ogniem. Eragona to martwiło. Widywał często, jak zaniepokojony smok wypuszczał z nozdrzy chmury dymu, nigdy jednak nie towarzyszył im nawet najmniejszy płomyk.
Po upływie miesiąca smok sięgał w kłębie łokcia Eragona. W tym krótkim czasie z małego, słabego stworzonka przekształcił się w potężne, groźne zwierzę. Łuski miał twarde niczym metalowa zbroja, zęby ostre jak sztylety.
Eragon wieczorami wypuszczał się na długie spacery, smok dreptał mu wtedy u boku. Gdy natrafiali na polanę, siadał pod drzewem i patrzył, jak stworzenie szybuje w powietrzu. Uwielbiał oglądać je w locie i żałował, że smok jest zbyt mały, by go dosiąść. Często sadowił się obok niego i głaskał zwierzę po szyi, czując odprężające się pod palcami mięśnie i napięte ścięgna.
Mimo wysiłków Eragona las wokół farmy zapełnił się śladami obecności smoka. Nie dało się zatrzeć wszystkich odcisków wielkich łap o czterech szponach. Nawet nie próbował też zakopywać olbrzymich stosów odchodów. Smok ocierał się o drzewa, zdzierając długie pasma kory. Ostrzył pazury na suchych pniach, pozostawiając głębokie nacięcia. Gdyby Roran bądź Garrow zapuścili się poza granice farmy, odkryliby smoka. Eragon nie potrafił sobie wyobrazić gorszego rozwoju wydarzeń, postanowił zatem przyśpieszyć sprawę i samemu ujawnić prawdę.
Najpierw jednak chciał zrobić dwie rzeczy: nadać smokowi stosowne miano i dowiedzieć się czegoś więcej o smokach. W tym celu musiał pomówić z Bromem, mistrzem legend i baśni – jedynych miejsc, w których przetrwały smoki.
Tak więc, gdy Roran postanowił pojechać do Carvahall, by naprawić hebel, Eragon zaproponował, że dotrzyma mu towarzystwa.
***
Wieczorem przed wyjazdem poszedł na małą polanę w lesie i myślami wezwał smoka. Po chwili ujrzał na ciemniejącym niebie szybko poruszający się punkcik. Smok opadł ku niemu, zahamował ostro i zawisł nad drzewami. Skrzydła przecięły ze świstem powietrze. Powoli skręcił w lewo i zataczając spiralę, łagodnie sfrunął na ziemię. Wylądował z głuchym łupnięciem, trzepocząc skrzydłami, by zachować równowagę.
Eragon otworzył przed nim umysł. Nadal nie przepadał za owym dziwnym uczuciem. Powiedział smokowi, że wyjeżdża. Smok prychnął niespokojnie. Chłopiec postarał się go uspokoić, przesyłając pogodne myślowe obrazy, lecz stwór jedynie machnął gwałtownie ogonem. Eragon położył mu rękę na grzbiecie, próbując przekazać spokój, ciszę. Zaczął łagodnie gładzić twarde łuski.
W jego głowie zabrzmiało jedno słowo, głośno, wyraźnie.
Eragon.
Brzmiało smutno, uroczyście, jakby właśnie zawarli nierozerwalny pakt. Spojrzał na smoka, czując zimne mrowienie w ręce.
Eragon.
Żołądek zacisnął mu się gwałtownie. Czuł na sobie spojrzenie szafirowych oczu. Po raz pierwszy nie myślał o smoku jak o zwierzęciu. Był czymś innym, czymś... odmiennym. Eragon pobiegł do domu, próbując uciec przed smokiem.
Moim smokiem.
Eragon.