Читать книгу Eragon - Christopher Paolini - Страница 14

Herbatka
przy kominku

Оглавление

Roran i Eragon rozstali się na przedmieściach Carvahall. Eragon ruszył powoli do domu Broma, zatopiony w myślach. Zatrzymał się na progu i podniósł rękę, by zastukać.

– Czego chcesz, chłopcze? – spytał ktoś ochryple.

Gwałtownie obrócił się na pięcie. Za jego plecami Brom opierał się na wygiętej lasce, ozdobionej dziwnymi rzeźbami. Miał na sobie czarną szatę z kapturem, niczym mnich. Ze znoszonego skórzanego pasa zwisała sakwa. Nad białą siwą brodą i ustami sterczał dumny orli nos, dominujący element twarzy. Brom spojrzał na Eragona spod wydatnych brwi, czekając na odpowiedź.

– Informacji – oznajmił Eragon. – Roran naprawia hebel, miałem wolną chwilę, więc przyszedłem prosić, byś odpowiedział mi na kilka pytań.

Stary mężczyzna mruknął coś w odpowiedzi i sięgnął do drzwi. Eragon dostrzegł złoty pierścień na jego prawej dłoni. Promienie słońca zamigotały w szafirze, podkreślając dziwne symbole wyryte w klejnocie.

– No dobrze, możesz wejść. Trochę to pewnie potrwa. Twoje pytania nigdy się nie kończą.

Wnętrze domu było ciemne jak grafit, w powietrzu wisiała ostra, gryząca woń.

– A teraz światło.

Eragon usłyszał, jak gospodarz krąży wokół, potem ciche przekleństwo, brzęk spadającego naczynia.

– No, mam.

Rozbłysła biała iskra, po niej pojawił się płomyk.

Brom stał ze świecą przed kamiennym kominkiem. Stosy książek otaczały umieszczony naprzeciw kominka rzeźbiony fotel o wysokim oparciu, osadzony na czterech nogach w kształcie orlich szponów. Siedzenie i oparcie wyściełała skóra wytłaczana w różyczki. Na mniejszych krzesłach piętrzyły się zwoje. Na biurku Eragon dostrzegł kałamarze i pióra.

– Zrób sobie miejsce, ale, na zapomnianych królów, ostrożnie! To cenne rzeczy.

Eragon uniósł nogę, by nie nadepnąć na pergaminy pokryte kanciastymi runami. Delikatnie zebrał z krzesła szeleszczące zwoje i umieścił na podłodze. Gdy usiadł, w powietrze wzleciał obłok kurzu. Z trudem stłumił kichnięcie.

Brom pochylił się i podpalił świecą drwa.

– Świetnie. Nie ma nic lepszego niż zasiąść przy kominku, skoro czeka nas rozmowa. – Odrzucił kaptur, ukazując włosy nie białe, lecz srebrne, po czym powiesił nad ogniem czajnik i usadowił się w wysokim fotelu.

– Mów zatem, czego chcesz. – Zwracał się do Eragona ostro, lecz przyjaźnie.

– Cóż – odparł Eragon, zastanawiając się jak najlepiej zacząć. – Wciąż słyszę o Smoczych Jeźdźcach i ich bajecznych dokonaniach. Niemal wszyscy chcą, by wrócili. Lecz nigdy nie słyszałem, skąd się wzięli i skąd przybyły smoki. Co sprawiło, że Jeźdźcy byli tacy wyjątkowi – prócz smoków?

– To bardzo rozległy temat – mruknął Brom, czujnie patrząc na Eragona. – Gdybym opowiedział ci całą historię, siedzielibyśmy tu jeszcze do następnej zimy. Będę musiał ją jakoś skrócić. Ale nim zaczniemy, muszę zapalić fajkę.

Eragon czekał cierpliwie, podczas gdy Brom ubijał tytoń. Lubił go. Stary mężczyzna czasami bywał nieznośny, ale nigdy nie skąpił mu czasu. Eragon spytał go kiedyś, skąd pochodzi. Brom zaśmiał się tylko, mówiąc:

– Z miasteczka podobnego do Carvahall, lecz nie tak interesującego.

Zaciekawiony Eragon zapytał o to wuja, Garrow jednak potrafił tylko powiedzieć, że Brom jakieś piętnaście lat temu kupił dom w Carvahall i od tamtej pory tam mieszka.

Teraz zapalił fajkę od krzesiwa i parę razy zaciągnął się dymem.

– No proszę... już nie będziemy musieli robić przerwy. Chyba że na herbatę. A zatem Jeźdźcy albo Shur’tugal, jak nazywały ich elfy. Od czego mam zacząć? Istnieli niezliczone lata, u szczytu potęgi władali ziemiami dwukrotnie rozleglejszymi niż dzisiejsze imperium. Opowiadano o nich mnóstwo historii, większość zmyślonych. Gdyby wierzyć we wszystko, co mówiono, można by sądzić, że mocą dorównywali mniejszym bogom. Uczeni poświęcali życie, próbując oddzielić prawdę od fikcji, wątpliwe jednak, by komukolwiek się to udało. Nie jest to jednak niemożliwe, jeśli ograniczymy się do trzech rzeczy, o których wspomniałeś: skąd wzięli się Jeźdźcy, czemu darzono ich tak wielką estymą i skąd przybyły smoki. Pozwól, że zacznę od tego ostatniego.

Eragon usadowił się wygodnie, słuchając fascynującego głosu bajarza.

– Smoki nie mają początku, chyba że mowa o stworzeniu samej Alagaësii. A jeśli mają koniec, nadejdzie on wraz z końcem tego świata, żyją bowiem tak długo jak sama ziemia. To one, a także krasnoludy i kilka innych ras, są prawdziwymi jego mieszkańcami. Żyły tu przed innymi, silne i dumne, w chwale żywiołów. Ich świat nie zmieniał się, póki pierwsze elfy nie przypłynęły zza morza srebrnymi statkami.

– Skąd przybyły elfy? – przerwał mu Eragon. – I czemu nazywają je pięknym ludem? Czy naprawdę istnieją?

Brom się skrzywił.

– Chcesz, żebym odpowiedział ci na twoje pierwsze pytanie, czy nie? Bo nie zdążymy, jeśli będziesz wypytywał o każde kolejne wydarzenie.

– Przepraszam – powiedział Eragon. – Przykro mi. – Pochylił głowę, udając skruszonego.

– Wcale nie – rzucił Brom z rozbawieniem. Spojrzał na palenisko, na płomienie liżące czajnik. – Skoro już musisz wiedzieć, elfy nie są legendą. Nazywają je pięknym ludem, bo urodą przewyższają wszystkie inne rasy. Przybyły z krainy zwanej przez nie Alaleą, choć nikt prócz nich nie wie, czym była ani gdzie się znajdowała. Wracając do naszej historii – popatrzył ostro spod krzaczastych brwi, by upewnić się, że słuchacz już mu nie przeszkodzi – elfy były wówczas dumną rasą, znały potężną magię. Z początku uważały smoki za zwykłe zwierzęta. Stąd wziął się śmiertelny w skutkach błąd. Zapalczywy elfi młodzik urządził polowanie na smoka niczym na jelenia i zabił go. Oburzone smoki schwytały w zasadzkę i zabiły elfa. Niestety, na tym się nie skończyło. Smoki zwarły szeregi, atakując cały elfi naród. Przerażone straszliwym nieporozumieniem elfy próbowały zakończyć walkę, nie mogły jednak znaleźć sposobu, by porozumieć się ze smokami. Krótko mówiąc, i pomijam tu wiele skomplikowanych wydarzeń, nastała bardzo długa i krwawa wojna, której obie strony niezmiernie później żałowały. Z początku elfy tylko się broniły, nie chciały bowiem dopuścić do eskalacji konfliktu, lecz gdy w końcu dla własnego bezpieczeństwa przeszły do ataku, smoki poczynały sobie bardzo gwałtownie. Trwało to pięć lat i ciągnęłoby się znacznie dłużej, gdyby elf imieniem Eragon nie znalazł smoczego jaja.

Eragon wzdrygnął się, zaskoczony.

– O, widzę, że nie słyszałeś o swoim imienniku – dodał Brom.

– Nie. – Czajnik zagwizdał przeraźliwie. – Czemu nazwano mnie imieniem elfa?

– Zatem historia ta tym bardziej winna cię zainteresować – rzekł Brom. Zdjął czajnik z ognia i nalał wrzątku do dwóch kubków. Jeden z nich wręczył Eragonowi. – Liście nie muszą parzyć się długo, więc pij szybko, nim herbata stanie się zbyt mocna.

Eragon spróbował pociągnąć łyk, gorący płyn oparzył mu język. Brom odstawił swój kubek na bok i znów zaciągnął się dymem.

– Nikt nie wie, czemu jajo zostało porzucone. Niektórzy twierdzą, że rodzice zginęli w ataku elfów, inni wierzą, że smoki z rozmysłem je tam zostawiły. Tak czy inaczej, Eragon uznał, że warto wychować przyjaźnie nastawionego smoka. W sekrecie opiekował się nim i zgodnie ze zwyczajami pradawnej mowy nazwał go Bid’Daum. Gdy Bid’Daum dorósł, razem wyruszyli do siedlisk smoków i przekonali je, by zakończyły wojnę z elfami. Obie rasy zawarły rozejm, a żeby wojna nigdy już nie wybuchła, ustaliły wspólnie, że należy stworzyć Jeźdźców.

Z początku Jeźdźcy mieli jedynie zapewniać łączność między smokami i elfami. Jednakże z czasem dostrzeżono ich wartość i dano większą władzę. W końcu osiedli na wyspie Vroengard i wznieśli miasto – Dorú Areabę. Nim Galbatorix ich zniszczył, Jeźdźcy dysponowali władzą większą niż wszyscy królowie Alagaësii. Tym samym odpowiedziałem chyba na twoje dwa pierwsze pytania.

– Tak – mruknął z roztargnieniem Eragon. Co za niezwykły zbieg okoliczności sprawił, że nadano mu imię pierwszego Jeźdźca. Z jakiegoś powodu imię to wydawało mu się teraz inne, obce. – Co znaczy słowo Eragon?

– Nie wiem – przyznał Brom. – Jest bardzo stare. Wątpię, by prócz elfów ktokolwiek pamiętał, a musiałbyś mieć doprawdy ogromne szczęście, by pomówić z jednym z nich. Ale to dobre imię, powinieneś być z niego dumny. Nie każdy ma miano tak godne szacunku.

Eragon otrząsnął się, porzucając próżne rozważania. Skupił się na tym, czego dowiedział się od Broma. Czegoś tu jednak brakowało.

– Nie rozumiem. Gdzie byliśmy, gdy stworzono Jeźdźców?

– Byliśmy? – Brom uniósł brwi.

– No wiesz, my wszyscy. – Eragon machnął ręką. – Ludzie.

Brom roześmiał się.

– Nie należymy do tego świata, tak samo jak elfy. Dopiero po trzech stuleciach nasi przodkowie przybyli tu i dołączyli do Jeźdźców.

– Niemożliwe – zaprotestował Eragon. – Zawsze mieszkaliśmy w dolinie Palancar.

– To prawda, gdy weźmie się pod uwagę kilka pokoleń, ale nie więcej. Nawet jeśli chodzi o ciebie, nie jest to prawdą, Eragonie – rzekł łagodnie Brom. – Choć uważasz się za część rodziny Garrowa, i słusznie, twój ojciec nie pochodził stąd. Popytaj i znajdziesz wielu ludzi, którzy nie przebywają tu wcale tak długo. To stara dolina, nie zawsze do nas należała.

Eragon skrzywił się, pociągając duży łyk herbaty. Była wciąż dość gorąca, by oparzyć gardło. To jego dom, nieważne, kim był ojciec.

– Co się stało z krasnoludami po zniszczeniu Jeźdźców?

– Nikt nie wie na pewno. W pierwszych kilku bitwach walczyły u boku Jeźdźców. Gdy jednak zrozumiały, że Galbatorix zwycięży, zamknęły wszystkie znane wejścia do swych tuneli i zniknęły pod ziemią. Z tego, co wiem, odtąd nikt ich nie widział.

– A smoki? – spytał Eragon. – Co z nimi? Z pewnością nie wszystkie zabito.

– To największa tajemnica Alagaësii – odrzekł smutno Brom. – Ile smoków przeżyło rzeź urządzoną przez Galbatorixa? Oszczędził tylko te, które zgodziły się mu służyć. Lecz jedynie na pół szalone smoki Zaprzysiężonych były na to gotowe. Jeśli jakikolwiek smok – oprócz Shruikana – żyje, ukrył się tak, by imperium nigdy go nie znalazło.

Skąd zatem wziął się mój smok? – pomyślał Eragon.

– Czy urgale były już tutaj, gdy elfy przybyły do Alagaësii? – spytał.

– Nie, podążyły za nimi przez morze niczym złaknione krwi kleszcze. To jeden z powodów, dla których tak bardzo ceniono umiejętności walki Jeźdźców i ich zdolność utrzymania pokoju... Wiele można się dowiedzieć z historii, szkoda, że król nie pozwala jej nauczać – zauważył Brom.

– Tak, słyszałem twoją baśń, gdy ostatnio byłem w mieście.

– Baśń?! – ryknął Brom, jego oczy zabłysły groźnie. – Jeśli to baśń, to pogłoski o mojej śmierci są prawdziwe i rozmawiasz z duchem! Szanuj przeszłość, nigdy nie wiesz, jak może na ciebie wpłynąć.

Eragon odczekał, aż twarz Broma złagodnieje. Dopiero wtedy odważył się spytać:

– Jak duże były smoki?

Nad głową Broma unosił się ciemny pióropusz dymu, niczym miniaturowa burza.

– Większe niż dom. Nawet najmniejsze miały skrzydła o rozpiętości ponad stu stóp. Nigdy nie przestawały rosnąć. Niektóre z najstarszych, nim zabiło je imperium, dorównywały rozmiarami sporym wzgórzom.

Eragon poczuł nagłą rozpacz. Jak zdołam w przyszłości ukryć mojego smoka? Mimo dręczących go pytań, pozornie zachował spokój.

– Kiedy dojrzewały?

– Hmm. – Brom podrapał się po brodzie. – Ziać ogniem zaczynały, gdy miały około pięciu, sześciu miesięcy, wtedy też mogły się rozmnażać. Im starszy był smok, tym dłużej mógł ziać ogniem. Niektóre potrafiły to robić całymi minutami.

Brom wydmuchnął kółko z dymu i patrzył, jak wzlatuje ku powale.

– Słyszałem, że ich łuski lśniły jak klejnoty.

Stary mężczyzna pochylił się.

– Dobrze słyszałeś – warknął. – Miały najróżniejsze kolory i kształty. Powiadają, że grupa smoków wyglądała niczym żywa tęcza, nieustannie zmieniająca się i lśniąca. Ale kto ci to powiedział?

Eragon zamarł na sekundę.

– Handlarz.

– Jak się nazywał? – naciskał Brom. Jego krzaczaste brwi ściągnęły się, tworząc grubą, białą krechę, a zmarszczki na czole się pogłębiły. Zapomniał o fajce, która zgasła.

Eragon udawał, że się zastanawia.

– Nie wiem. Siedział u Morna, ale nie mam pojęcia, jak miał na imię.

– Szkoda – mruknął Brom.

– Mówił też, że Jeździec słyszał myśli swego smoka – dodał szybko Eragon z nadzieją, że fikcyjny handlarz ochroni go przed podejrzeniami.

Brom zmrużył oczy. Powoli wyjął hubkę i krzesiwo, z fajki ponownie wzleciał dym, a on zaciągnął się głęboko i powoli wypuścił go z płuc.

– Mylił się – rzekł głucho. – Nie wspominają o tym w żadnej z opowieści, a znam je wszystkie. Mówił coś jeszcze?

Eragon wzruszył ramionami.

– Nie.

Brom był zbyt zainteresowany kupcem, by Eragon mógł bezpiecznie kontynuować swą historyjkę.

– Czy smoki żyły bardzo długo? – spytał od niechcenia.

Brom nie odpowiedział od razu, jego broda opadła na pierś. Palce z namysłem postukiwały w fajkę, pierścień migotał w blasku ognia.

– Przepraszam, myślałem o czymś innym. Tak, smok może żyć bardzo długo. Ściśle mówiąc: wiecznie, póki ktoś go nie zabije albo jego Jeździec nie umrze.

– Skąd to wiadomo? – wtrącił Eragon. – Jeśli smoki umierają wtedy, kiedy ich Jeźdźcy, mogą żyć najwyżej sześćdziesiąt, siedemdziesiąt lat. Mówiłeś w swojej... opowieści, że Jeźdźcy żyli setki lat, ale to niemożliwe.

Myśl, że mógłby przeżyć rodzinę i przyjaciół, wstrząsnęła nim do głębi.

Wargi Broma wygięły się w lekkim uśmiechu.

– To, co możliwe, jest rzeczą względną – rzekł przebiegle. – Niektórzy twierdzą, że nikt nie wyjdzie żywy z Kośćca, tobie się to udaje. Wszystko jest kwestią punktu widzenia. Jesteś widać bardzo mądry, skoro wiesz to w tak młodym wieku. – Eragon zarumienił się, a jego towarzysz zachichotał. – Nie złość się, skąd miałbyś wiedzieć podobne rzeczy. Zapomniałeś, że smoki to istoty magiczne – wszystko wokół siebie odmieniały w dziwny sposób. Jeźdźcy byli im najbliżsi, odczuwali to najmocniej. Najbardziej zauważalnym skutkiem magii było wydłużone życie Jeźdźców. Nasz król żyje dość długo, by tego dowieść, lecz większość ludzi przypisuje to jego magii. Były też inne, mniej zauważalne zmiany. Wszyscy Jeźdźcy mieli mocniejsze ciała, silniejsze umysły i bystrzejszy wzrok niż zwykli ludzie. Poza tym uszy ludzi Jeźdźców powoli robiły się spiczaste, choć nigdy tak wyraźnie jak u elfów.

Eragon powstrzymał się w ostatniej chwili, by nie sięgnąć i nie pomacać czubków własnych uszu. Jak jeszcze smok odmieni moje życie? Nie tylko wtargnął do mego umysłu, ale zmienia też ciało!

– Czy smoki były bardzo mądre?

– Nie słuchałeś tego, co opowiadałem przed chwilą? – spytał ostro Brom. – Jak elfy mogły zawrzeć przymierze i układy z tępymi stworzeniami? Były równie mądre jak ty czy ja.

– Ale to przecież zwierzęta! – upierał się Eragon.

Brom prychnął wzgardliwie.

– Nie były zwierzętami bardziej niż my. Z jakichś przyczyn ludzie wysławiają wszystkie czyny Jeźdźców, lecz zapominają o smokach, jakby były one jedynie egzotycznym środkiem transportu, pozwalającym im przedostać się z miejsca na miejsce. A to nieprawda. Wielkie czyny Jeźdźców były możliwe tylko dzięki smokom. Ilu ludzi dobyłoby miecza, wiedząc, że wkrótce powstrzyma ich olbrzymi ziejący ogniem jaszczur, dysponujący mądrością i wiedzą przewyższającą nawet królów, hę? – Wypuścił z ust kolejny pierścień dymu, odprowadzając go wzrokiem.

– Widziałeś kiedyś smoka?

– Nie – rzekł Brom. – Wszystko to działo się na długo przed moim urodzeniem.

A teraz imię.

– Próbowałem sobie przypomnieć imię pewnego smoka, ale nie mogę, choć mam je na końcu języka. Słyszałem je chyba, kiedy kupcy odwiedzili Carvahall. Nie jestem pewien. Mógłbyś mi pomóc?

Brom wzruszył ramionami i szybko wyrecytował całą listę imion.

– Był wśród nich Jura, Hírador i Fundor, który walczył z wielkim wężem morskim. Galzra, Briam, Ohen Potężny, Gretiem, Beroan, Roslarb... – potem wymienił jeszcze wiele innych. Na samym końcu tak cicho, że Eragon ledwie usłyszał, dodał: – I Saphira. – Brom umilkł i szybko opróżnił fajkę. – To jedno z nich?

– Chyba nie – mruknął Eragon. Brom dał mu wiele do myślenia i robiło się późno. – Cóż, Roran pewnie już skończył u Horsta. Powinienem wracać, choć wolałbym zostać.

Brom uniósł brwi.

– I to wszystko? Spodziewałem się, że będę odpowiadał na twoje pytania, póki nie przyjdzie cię szukać. Nie chcesz usłyszeć o taktyce bitewnej smoków, nie prosisz o opis oszałamiających walk powietrznych? To już koniec?

– Na razie. – Eragon zaśmiał się. – Dowiedziałem się tego, czego chciałem, a nawet znacznie więcej.

Wstał. Brom zrobił to samo.

– Dobrze zatem. – Odprowadził Eragona do drzwi. – Do widzenia, uważaj na siebie. I pamiętaj: jeśli przypomnisz sobie, kim był ten kupiec, powiedz mi.

– Powiem, dziękuję.

Eragon wyszedł na oślepiające zimowe słońce, zmrużył oczy i ruszył powoli przed siebie, rozmyślając o tym, co usłyszał.

Eragon

Подняться наверх