Читать книгу Eragon - Christopher Paolini - Страница 18
Lot przeznaczenia
ОглавлениеEragon biegł do domu, a myśli kłębiły mu się w głowie. Ani na moment nie zwalniał kroku, nawet wtedy, gdy z trudem chwytał powietrze. Pędząc zmarzniętym traktem, posyłał przed siebie myśli w poszukiwaniu Saphiry, była jednak zbyt daleko, by nawiązać kontakt. Zastanawiał się, co powie Garrowowi. Nie miał już wyboru, będzie musiał ujawnić istnienie Saphiry.
Dotarł do domu zdyszany, z walącym sercem. Garrow stał z końmi obok stodoły. Eragon zawahał się. Czy powinienem pomówić z nim od razu? Nie uwierzy mi, chyba że zobaczy Saphirę. Lepiej najpierw ją znajdę. Okrążył farmę i zagłębił się w las. Saphiro! – wykrzyknął w myślach.
Przybywam – usłyszał odległą odpowiedź. Wyczuł w tych prostych słowach niepokój smoczycy. Eragon czekał niecierpliwie. Już wkrótce łopot ciężkich skrzydeł wypełnił powietrze. Wylądowała przed nim w obłoku dymu. Co się stało? – spytała.
Dotknął jej ramienia i zamknął oczy. Uspokajając umysł, szybko opowiedział jej o wszystkim. Gdy wspomniał o nieznajomych, Saphira szarpnęła się, wspięła na tylne nogi i ryknęła ogłuszająco, po czym machnęła mu nad głową ogonem. Cofnął się zaskoczony i skulony, a ciężki ogon rąbnął w zaspę. Z umysłu smoczycy promieniowała falami żądza krwi i przerażenie. Ogień! Nieprzyjaciel! Śmierć! Mordercy!
Co się stało? Przelał w te słowa całą swą siłę, lecz jej umysł otaczał żelazny mur, osłaniając myśli. Wydała z siebie kolejny ryk i rozdarła ziemię szponami, szarpiąc zmarzniętą ściółkę.
Przestań, Garrow cię usłyszy!
Przysięgi złamane, dusze zabite, strzaskane jaja! Wszędzie krew. Mordercy!
Gorączkowo próbował zatamować falę uczuć Saphiry, nie spuszczając wzroku z jej ogona. Gdy znów przeleciał obok niego, Eragon skoczył naprzód i chwycił szpikulec na grzbiecie smoczycy. Ściskając go, wciągnął się w zagłębienie u podstawy jej szyi i przytrzymał mocno, gdy znów wierzgnęła.
– Saphiro, wystarczy! – huknął. Strumień smoczych myśli ustał gwałtownie. Eragon przesunął dłonią po jej łuskach. – Wszystko będzie dobrze.
Saphira przykucnęła, jej skrzydła uniosły się gwałtownie, przez moment zawisły w powietrzu, po czym opadły, gdy wystartowała do lotu.
Eragon wrzasnął, widząc, jak ziemia oddala się w niewiarygodnym tempie. Wzlecieli ponad drzewa. Poczuł wstrząsy tak silne, że wypuścił ustami powietrze i nie zdołał zaczerpnąć tchu. Saphira, nie zważając na jego przerażenie, skręciła w stronę Kośćca. Pod sobą dostrzegł farmę i płynącą w dole Anorę. Żołądek ścisnął mu się gwałtownie, Eragon mocniej objął rękami szyję Saphiry, wbijając wzrok w łuski tuż przed swym nosem i próbując nie zwymiotować. Wciąż wzlatywali wyżej. Gdy wyrównała lot, zebrał się na odwagę i rozejrzał. Powietrze było tak zimne, że na rzęsach osiadał mu szron. Dotarli do gór szybciej, niż wydawało mu się to możliwe. Z powietrza szczyty przypominały olbrzymie, ostre jak brzytwa zębiska, czekające, by rozszarpać ich na strzępy. Saphira zachwiała się niespodziewanie i Eragon o mało nie spadł z jej grzbietu. Wierzchem dłoni otarł wargi, czując smak żółci, i ponownie przycisnął głowę do szyi smoczycy.
Musimy wracać – błagał ją w myślach. Obcy zmierzają na farmę. Trzeba ostrzec Garrowa. Zawracaj!
Nie odpowiedziała. Sięgnął ku jej umysłowi i natychmiast natrafił na mur gwałtownego strachu i wściekłości. Zdecydowany zawrócić, z ponurą determinacją zaczął przebijać myślową zbroję Saphiry. Wyszukiwał najsłabsze miejsca, poruszał mocniejsze fragmenty, cały czas walczył, próbując zmusić ją, by go wysłuchała. Bez skutku.
Wkrótce otoczyły ich góry, niewiarygodnie wielkie białe ściany i granitowe urwiska. Między wierzchołkami połyskiwały błękitne lodowce, przypominające zamarznięte rzeki. W dole otwierały się długie doliny i przepaście. Eragon słyszał dobiegające z oddali ptasie krzyki. Stadko kudłatych kóz przeskakiwało między skałami.
Prądy powietrzne wzbijane przez skrzydła Saphiry szarpały nim gwałtownie. Za każdym razem, gdy poruszała głową, rzucała nim z boku na bok. Wydawała się niestrudzona. Bał się, że będzie leciała całą noc. W końcu, gdy zapadł zmrok, zanurkowała w dół.
Eragon rozejrzał się i odkrył, że zmierzają w stronę niewielkiej polany w dolinie. Saphira zatoczyła kilka kręgów, leniwie przepływając nad wierzchołkami drzew. Gdy ziemia była tuż-tuż, raz jeszcze uderzyła skrzydłami i wylądowała na tylnych nogach. Potężne mięśnie napięły się, pochłaniając wstrząs. Saphira opadła na cztery nogi i postąpiła parę kroków, by utrzymać równowagę. Eragon, nie czekając, aż zwinie skrzydła, zsunął się na ziemię.
Gdy na niej wylądował, kolana ugięły się pod nim, policzkiem uderzył w śnieg. Jęknął, czując przeszywający ból w nogach. Do oczu napłynęły mu łzy. Mięśnie, obolałe po godzinach stałego napięcia, dygotały gwałtownie. Drżąc, przekręcił się na plecy i wyprostował kończyny. Potem zmusił się, by spojrzeć w dół. Po wewnętrznej stronie ud na wełnianej tkaninie spodni rozlewały się dwie ciemne plamy. Dotknął materiału, był mokry. Wystraszony, zsunął spodnie i skrzywił się. Uda miał otarte do krwi, skóra zniknęła, zdarły ją twarde łuski Saphiry. Delikatnie pomacał otarcia i syknął. Nagle poczuł ukąszenie mrozu. Szybko naciągnął spodnie i krzyknął, gdy dotknęły ran. Próbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
Szybko zapadająca ciemność skrywała świat. Ciemniejące góry nie wyglądały znajomo. Jestem w Kośćcu, nie wiem gdzie, w środku zimy, z oszalałym smokiem. Nie mogę chodzić ani znaleźć kryjówki, zapada noc. Jutro muszę wrócić na farmę, a jedynym sposobem jest lot na grzbiecie Saphiry. Tyle że nie wytrzymam tego znowu. Odetchnął głęboko. Żałuję, że Saphira nie potrafi ziać ogniem. Odwrócił głowę i ujrzał ją obok, przycupniętą przy ziemi. Położył rękę na boku smoczycy i odkrył, że drży. Otaczająca jej umysł bariera zniknęła. Bez niej zalały go fale smoczego strachu. Naparł na niego, a on powoli ją uspokoił, przesyłając kojące obrazy.
Czemu ci obcy tak cię przerazili?
Mordercy – syknęła.
Garrowowi grozi niebezpieczeństwo, a ty porywasz mnie na idiotyczną wyprawę. Nie potrafisz mnie chronić? W odpowiedzi warknęła nisko i kłapnęła zębami. Skoro uważasz, że potrafisz, czemu uciekasz?
Śmierć to trucizna.
Eragon oparł się na łokciu, walcząc z irytacją. Saphiro, spójrz, gdzie jesteśmy. Zaszło słońce, przez ten lot obdarłaś mi nogi ze skóry, tak jak ja oprawiłbym rybę. Czy tego właśnie chciałaś?
Nie.
Zatem czemu to zrobiłaś? – spytał ostro. Poprzez więź z Saphirą poczuł jej żal z powodu bólu, jaki odczuwał, ale nie z powodu podjętych działań. Odwróciła wzrok, odmawiając odpowiedzi. Mróz sprawił, że nogi zaczęły mu drętwieć, i choć zmniejszało to cierpienie, wiedział, że w tym stanie nie zwiastuje nic dobrego. Zmienił taktykę. Jeśli nie zrobisz mi kryjówki bądź nory i mnie nie ogrzejesz, zamarznę. Wystarczy stos sosnowych szpilek i gałęzi.
Nie ma potrzeby. Wyraźnie poczuła ulgę, że przestał ją wypytywać. Owinę się wokół ciebie i okryję cię skrzydłami. Mój wewnętrzny ogień cię ogrzeje.
Głowa Eragona opadła na ziemię. Dobrze, ale najpierw usuń śnieg, tak będzie wygodniej. W odpowiedzi Saphira jednym potężnym uderzeniem ogona ścięła zaspę. Ponownie nim machnęła, usuwając resztki stwardniałego śniegu. Eragon z niesmakiem spojrzał na odsłoniętą ziemię. Nie dam rady tam podejść, będziesz musiała mi pomóc. Jej głowa, dłuższa niż tułów chłopaka, opadła i spoczęła obok niego. Spoglądając w wielkie szafirowe oczy, oplótł rękami jeden z kościstych szpikulców smoczycy, która uniosła głowę i powoli pociągnęła go w odsłonięte miejsce. Ostrożnie, ostrożnie. Przed oczami rozbłysły mu gwiazdy, gdy otarł się o kamień. Zdołał się jednak utrzymać. Kiedy rozluźnił uchwyt, Saphira przekręciła się na bok, odsłaniając ciepły brzuch. Wtulił się w miękkie łuski, a ona wyciągnęła prawe skrzydło, osłaniając go i spowijając w kokonie absolutnej ciemności żywego namiotu. Niemal natychmiast powietrze wewnątrz zaczęło się ogrzewać.
Eragon wsunął ręce pod płaszcz i zawiązał wokół szyi puste rękawy. Po raz pierwszy zorientował się, że czuje przeraźliwy głód. Nadal jednak dręczył go podstawowy problem: czy zdoła dotrzeć do domu, nim zjawią się tam obcy? Nawet jeśli się zmuszę, by znów dosiąść Saphiry, minie już południe, gdy tam wrócimy. Obcy zdążą znacznie wcześniej. Zamknął oczy, po policzku spłynęła mu samotna łza. Co ja zrobiłem?