Читать книгу Eragon - Christopher Paolini - Страница 17

Obcy w Carvahall

Оглавление

Śniadanie było zimne, ale za to herbata gorąca. Pokrywający okna szron stopniał, gdy rankiem rozpalili ogień. Woda spłynęła na drewnianą podłogę, tworząc ciemne kałuże. Eragon spojrzał na Garrowa i Rorana krzątających się przy kuchni i pomyślał, że dopiero za kilka miesięcy znów ujrzy ich razem.

Roran przysiadł na krześle, żeby zasznurować buty. Obok na podłodze złożył pełny worek. Garrow stał między nimi, ręce wsunął głęboko do kieszeni. Koszula zwisała mu z ramion, skóra sprawiała wrażenie napiętej. Mimo próśb i nalegań młodzieńców odmówił pójścia z nimi. Pytany o powód odparł, że tak będzie najlepiej.

– Masz wszystko? – spytał Rorana.

Garrow przytaknął. Wyciągnął z kieszeni niedużą sakiewkę. Gdy wręczył ją Roranowi, zabrzęczały monety.

– Oszczędzałem je dla ciebie. Nie jest tego wiele, ale jeśli zechcesz kupić jakąś drobnostkę bądź błyskotkę, wystarczy.

– Dziękuję, lecz nie zamierzam wydawać pieniędzy na błyskotki – odparł Roran.

– Cóż, są twoje. Nie mam nic więcej, co mógłbym ci dać, prócz mego błogosławieństwa. Weź je, jeśli chcesz; nie jest wiele warte.

Głos Rorana zadrżał ze wzruszenia.

– Będę zaszczycony, mogąc je otrzymać.

– Zatem przyjmij je i idź w pokoju. – Garrow ucałował go w czoło, po czym odwrócił się i dodał głośniej: – Nie myśl, że zapomniałem o tobie, Eragonie. Mam wam do powiedzenia kilka słów. To właściwa pora, bo odkrywacie świat. Słuchajcie ich, a dobrze wam posłużą. – Pochylił głowę, patrząc na nich surowo. – Po pierwsze, nie pozwólcie, by ktokolwiek zawładnął waszym ciałem bądź umysłem. Dołóżcie wszelkich starań, aby wasze myśli pozostały swobodne. Nawet wolny człowiek może być bardziej skrępowany niż niewolnik. Służcie ludziom w potrzebie uchem, lecz nie sercem. Okazujcie szacunek tym u władzy, lecz nie podążajcie za nimi ślepo. Osądzajcie, kierując się logiką i rozumem, lecz nie komentujcie głośno. Nie uważajcie nikogo za lepszego od siebie, bez względu na to, kim jest w życiu. Traktujcie wszystkich uczciwie, by nie narazić się na zemstę. Rozważnie wydawajcie pieniądze. Bądźcie wierni swym przekonaniom, a inni was wysłuchają. – Zawahał się i dodał: – A co do miłości... moja jedyna rada brzmi: bądźcie uczciwi. To najpotężniejsze narzędzie, otwierające serca i zyskujące przebaczenie. To wszystko, co mam wam do powiedzenia.

Nagle Eragonowi i Roranowi wydało się, że jest lekko skrępowany.

Garrow podniósł z ziemi worek Rorana.

– Teraz musisz już iść. Zaczyna świtać, Dempton będzie czekać.

Roran zarzucił worek na plecy i uściskał Garrowa.

– Wrócę, kiedy tylko będę mógł – oznajmił.

– To dobrze – rzucił Garrow. – Teraz jednak idź i nie martw się o nas.

Rozstali się niechętnie. Eragon i Roran wyszli na dwór, po czym odwrócili się i pomachali. Garrow podniósł kościstą dłoń, z powagą obserwując obu chłopców maszerujących w stronę traktu. Po długiej chwili zatrzasnął drzwi. Słysząc niosący się w powietrzu dźwięk, Roran przystanął.

Eragon obejrzał się, wodząc wzrokiem wokół. Na moment zatrzymał go na samotnych budynkach. Wydawały się żałośnie małe i kruche. Jedynym dowodem życia była cienka smużka dymu, wzlatującego z komina zasypanego śniegiem domu.

– To nasz cały świat – zauważył z powagą Roran.

Eragon zadrżał niecierpliwie.

– Ale dobry – rzekł szorstko.

Roran skinął głową, wyprostował plecy i ruszył naprzód w nową przyszłość. Gdy zeszli ze wzgórza, dom zniknął im z oczu.

***

Kiedy dotarli do Carvahall, wciąż było bardzo wcześnie, lecz drzwi kuźni stały już otworem. Powietrze wewnątrz okazało się przyjemnie ciepłe. Baldor powoli operował dwoma wielkimi miechami przymocowanymi z boku kamiennego pieca, który wypełniały rozżarzone węgle. Przed piecem stało czarne kowadło i okuta żelazem beczka, pełna słonej wody. Z szeregu drążków wystających ze ścian na wysokości szyi zwisały rzędy przedmiotów: olbrzymie szczypce, kleszcze, pilniki gładkie i zębate, młoty najróżniejszych kształtów i rozmiarów, dłuta, linie, przebijaki, wiertła, sztabki żelaza i stali czekające na ukształtowanie, obcęgi, nożyce, kilofy i łopaty. Horst i Dempton przystanęli obok długiego stołu.

Na widok Eragona i Rorana Dempton ruszył naprzód, z szerokim uśmiechem pod ogniście rudym wąsem.

– Roranie, cieszę się, że przyszedłeś. Mam nowe żarna i nie dałbym sam rady. Jesteś gotów?

Roran poprawił worek.

– Tak. Czy już ruszamy?

– Najpierw muszę załatwić parę spraw, ale wyruszymy w ciągu godziny.

Eragon przestąpił z nogi na nogę i Dempton odwrócił się do niego, pociągając koniuszek wąsa.

– Ty musisz być Eragon. Tobie też zaproponowałbym pracę, ale Roran zajął jedyne miejsce. Może za rok czy dwa, co?

Eragon uśmiechnął się niepewnie i pokręcił głową. Mężczyzna był przyjacielski i w innych okolicznościach chłopiec z pewnością by go polubił, w tej chwili jednak pożałował, że młynarz kiedykolwiek przybył do Carvahall. Dempton sapnął.

– Doskonale, doskonale. – Z powrotem skupił uwagę na Roranie i zaczął wyjaśniać, jak działa młyn.

– Są gotowe – przerwał im Horst, wskazując ręką stół, na którym leżało kilka zawiniątek. – Możesz je zabrać, kiedy chcesz. – Uścisnęli sobie dłonie, po czym Horst wyszedł z kuźni, wzywając gestem Eragona.

Zaciekawiony chłopak podążył za nim. Ujrzał kowala stojącego na ulicy ze splecionymi na piersi rękami. Eragon machnął kciukiem w stronę młynarza.

– Co o nim sądzisz?

– To dobry człowiek – zagrzmiał Horst. – Zaopiekuje się Roranem. – Z roztargnieniem strzepnął z fartucha opiłki żelaza, po czym położył ciężką dłoń na ramieniu Eragona. – Chłopcze, pamiętasz swoją kłótnię ze Sloanem?

– Jeśli chodzi ci o zapłatę za mięso, nie zapomniałem.

– Nie, ufam ci, chłopcze. Chcę natomiast wiedzieć, czy wciąż masz ten niebieski kamień.

Serce Eragona zatrzepotało. Czemu on pyta? Może ktoś widział Saphirę? Starając się nie panikować, rzekł:

– Mam, ale dlaczego pytasz?

– Gdy tylko wrócisz do domu, pozbądź się go. – Horst puścił mimo uszu zdumiony okrzyk Eragona. – Wczoraj przybyli tu dwaj mężczyźni, dziwni ludzie ubrani na czarno i uzbrojeni w miecze. Sam ich widok sprawił, że wstrząsnął mną dreszcz. Wieczorem zaczęli wypytywać ludzi, czy ktoś znalazł kamień taki jak twój. Dziś znów będą pytali. – Eragon zbladł. – Nikt rozsądny nie powie im ani słowa, ludzie umieją rozpoznać kłopoty. Potrafiłbym jednak wskazać paru, którzy nie utrzymają języka za zębami.

Serce Eragona ścisnęło się ze zgrozy. Ktokolwiek posłał kamień do Kośćca, w końcu go odnalazł. A może imperium dowiedziało się o Saphirze? Nie wiedział, co byłoby gorsze. Myśl, myśl. Jajo zniknęło, nie zdołają go już znaleźć. Jeśli jednak wiedzieli, czym było, domyślą się, co się stało... Coś może grozić Saphirze! Potrzebował całej siły woli, by nie zdradzić targającego nim strachu.

– Dziękuję, że mi powiedziałeś. Wiesz, gdzie oni są? – Z dumą zauważył, że jego głos tylko lekko zadrżał.

– Nie ostrzegam cię po to, żebyś się z nimi spotykał. Opuść Carvahall, wracaj do domu.

– Dobrze – rzekł Eragon, by uspokoić kowala. – Jeśli sądzisz, że powinienem.

– Sądzę. – Twarz Horsta złagodniała. – Może przesadzam, ale mam złe przeczucie co do tych obcych. Lepiej by było, gdybyś został w domu, póki nie wyjadą. Postaram się utrzymać ich z daleka od waszego gospodarstwa, choć może mi się nie udać.

Eragon spojrzał na niego z wdzięcznością. Żałował, że nie może mu opowiedzieć o Saphirze.

– Pójdę już – rzekł i ruszył z powrotem do Rorana.

Uścisnął mu ramię i pożegnał się.

– Nie zostaniesz choć trochę? – spytał zdumiony Roran.

Eragon o mało się nie roześmiał. Z jakiegoś powodu pytanie to strasznie go rozbawiło.

– Nie mam tu nic do roboty i nie zamierzam stać i czekać, aż odejdziesz.

– No to – mruknął niepewnie Roran – chyba nie zobaczymy się przez kilka miesięcy.

– Z pewnością miną szybko – odparł pośpiesznie Eragon. – Uważaj na siebie i wracaj jak najprędzej.

Uścisnął Rorana, po czym wyszedł. Horst wciąż stał na ulicy. Świadom wzroku kowala Eragon skierował się na przedmieście Carvahall. Gdy kowal zniknął mu z oczu, skręcił za dom, po czym z powrotem zakradł się do miasteczka.

Trzymając się cieni, sprawdzał kolejne ulice, nasłuchując w poszukiwaniu nawet najcichszych dźwięków. Myślami wrócił do domu, gdzie na ścianie został łuk. Pożałował, że nie ma go w dłoni. Krążył po Carvahall, unikając ludzi, aż w końcu zza jednego z domów usłyszał obcy, złowrogi głos. Choć słuch miał dobry, musiał nadstawiać uszu, by cokolwiek usłyszeć.

– Kiedy to się stało? – Słowa były gładkie niczym natłuszczone szkło, wydawały się przeciskać przez powietrze. Pobrzmiewał w nich dziwny syk, który sprawił, że chłopcu zjeżyły się włosy na głowie.

– Jakieś trzy miesiące temu – padła odpowiedź.

Eragon rozpoznał ten głos natychmiast: Sloan.

Na krew Cienia, zaraz im powie... Postanowił podczas następnego spotkania obić Sloane’a.

Do rozmowy dołączyła trzecia osoba o niskim, wilgotnym głosie, przywołującym wizje zgnilizny, pleśni i innych rzeczy, które lepiej omijać z daleka.

– Jesteś pewien? Byłoby źle, gdybyś popełnił błąd. W takim wypadku mogłoby się to skończyć niezwykle... nieprzyjemnie.

Eragon potrafił sobie wyobrazić, co mogliby zrobić. Czy ktokolwiek poza imperium śmiałby tak grozić ludziom? Pewnie nie, ale osoba, która przysłała jajo, mogła być dość potężna, by otwarcie posługiwać się przemocą.

– Tak, jestem pewien. Miał go wtedy, nie kłamię. Mnóstwo ludzi o nim wie. Popytajcie. – Sloan sprawiał wrażenie wstrząśniętego. Powiedział coś jeszcze, czego Eragon nie dosłyszał.

– Byli mało... skłonni do współpracy. – Słowa te zabrzmiały drwiąco. Po chwili ciszy przybysz dodał: – Twoje informacje bardzo nam pomogły. Nie zapomnimy o tym. – Eragon mu uwierzył.

Sloan wymamrotał coś niewyraźnie, po czym Eragon usłyszał oddalające się pośpiesznie kroki. Zerknął za róg, żeby sprawdzić, co się dzieje. Na ulicy stało dwóch wysokich mężczyzn, ubranych w długie czarne płaszcze, które z boku spływały po przypiętych do pasów pochwach. Na ich koszulach widniały symbole haftowane srebrną nicią. Kaptury osłaniały im twarze, dłonie skrywały rękawice. Plecy mieli dziwnie zgarbione, jakby ktoś wypchał im ubrania.

Eragon poruszył się lekko, próbując przyjrzeć im się bliżej. Jeden z obcych zesztywniał, odchrząknął dziwnie. Obaj obrócili się gwałtownie i przykucnęli. Eragon wstrzymał oddech, ogarnął go śmiertelny strach. Jego wzrok padł na ukryte twarze przybyszów i myśli skrępowała mu dziwna moc, nie pozwalając się ruszyć. Zmagając się z nią, krzyczał do samego siebie: Dalej! Jego nogi napięły się, bez skutku. Obcy skradali się ku niemu płynnym, bezszelestnym krokiem. Wiedział, że widzą już jego twarz, byli niemal za rogiem, sięgali po miecze...

– Eragon!

Wzdrygnął się, słysząc swe imię. Przybysze zamarli w miejscu i syknęli. Brom pośpieszył ku niemu z boku, głowę miał gołą, w dłoni trzymał laskę. Nie widział przybyszów. Eragon próbował go ostrzec, lecz jego język i ręce nie mogły się ruszyć.

– Eragon! – krzyknął ponownie Brom.

Obcy jeszcze raz spojrzeli na niego, po czym zniknęli między domami.

Eragon runął na ziemię. Na jego czole perlił się pot, dłonie miał lepkie i wilgotne. Stary mężczyzna podał mu rękę i pomógł wstać.

– Wyglądasz na chorego. Czy coś się stało?

Eragon przełknął ślinę i bez słowa pokręcił głową. Gorączkowo rozglądał się wokół.

– Nagle zakręciło mi się w głowie, to wszystko. Już minęło. To było bardzo dziwne. Nie wiem, co się stało.

– Dojdziesz do siebie – rzucił Brom. – Ale może powinieneś wrócić do domu?

Tak, muszę wracać do domu. Muszę tam dotrzeć przed nimi.

– Chyba masz rację. Może to jakaś choroba.

– Zatem najlepiej będzie, jak wrócisz. To długa droga, ale z pewnością szybko poczujesz się lepiej. Odprowadzę cię do traktu.

Eragon nie protestował. Brom ujął go pod ramię i poprowadził szybko naprzód. Laska mężczyzny z cichym skrzypieniem zagłębiała się w śnieg.

– Czemu mnie szukałeś?

Bajarz wzruszył ramionami.

– Ze zwykłej ciekawości. Dowiedziałem się, że jesteś w mieście, i zastanawiałem, czy przypomniałeś sobie imię owego kupca.

Kupca? O czym on mówi? Eragon przez moment patrzył na niego bezmyślnie. Czujne oczy Broma dostrzegły zmieszanie chłopaka.

– Nie – rzekł i poprawił się szybko – wciąż nie pamiętam.

Brom westchnął głucho, jakby coś potwierdziło jego podejrzenia, i potarł orli nos.

– Cóż, zatem... jeśli sobie przypomnisz, daj mi znać. Niezwykle ciekawi mnie handlarz, który udaje, że tak wiele wie o smokach.

Eragon przytaknął z roztargnieniem. W milczeniu doszli do traktu.

– Śpiesz do domu – polecił Brom. – Nie radziłbym ci zwlekać. – Podał mu wykręconą, kościstą dłoń.

Eragon uścisnął ją. Lecz gdy wypuścił rękę Broma, coś zaczepiło o jego rękawicę i ta upadła na ziemię. Stary mężczyzna podniósł ją.

– Taki jestem niezdarny – rzekł przepraszającym tonem i wręczył Eragonowi rękawicę.

Gdy chłopak ją ujął, silne palce bajarza chwyciły jego przegub i obróciły, na moment ukazując wnętrze dłoni i srebrzyste znamię. Oczy Broma zabłysły, pozwolił jednak Eragonowi wyszarpnąć rękę i naciągnąć rękawicę.

– Bywaj – wykrztusił wstrząśnięty Eragon i pośpieszył w stronę domu. Za plecami usłyszał, jak Brom pogwizduje wesołą melodię.

Eragon

Подняться наверх