Читать книгу Kartki na wietrze - Eduardo Sacheri - Страница 12
4
ОглавлениеMauricio patrzy we wsteczne lusterko i po raz kolejny prosi Ruska, żeby się przesunął, bo zasłania mu drogę. Tamten ponownie spełnia jego życzenie, ale natychmiast i mimo woli znów się rozwala na siedzeniu. Mauricio już się zbiera, żeby przemówić do niego mniej dyplomatycznie, kiedy rozprasza go Fernando, który sięga do schowka po swój zeszyt i zaczyna czytać na głos:
– Miał piłkę czternaście razy. Pięć w pierwszej połowie i dziewięć w drugiej. Wtedy bardziej się uaktywnił, bo przegrywali i trochę przycisnęli. Trzeba by obejrzeć, jak grają u siebie. Może tam więcej biega. Tyle że do Santiago del Estero raczej nie pojedziemy. Czy pojedziemy?
Mauricio zdecydowanie kręci głową. Jeśli do Nueve de Julio wybrał się niechętnie, to do Santiago nie zaciągną go wołami. Niech Fernando nawet o tym nie marzy.
– Z tych czternastu razy dwukrotnie zagrywał z pierwszej piłki, ale niecelnie.
– Wiesz, kogo mi teraz przypominasz? – przerywa mu Rusek, najwyraźniej rozbawiony. – Komentatora koszykówki. Jednego z tych, co to ciągle przywołują najgłupsze meczowe statystyki. Ci od tenisa też to robią, ale rzadziej.
– Kontynuuj – mówi Mauricio, ignorując wtręt Ruska.
– Z pozostałych dwunastu, pięć podań miał celnych, jednak z daleka od pola karnego. Takie kopanie bez sensu.
– Słyszałem, że działa w Argentynie firma – nie ustępuje Rusek – która zbiera tego rodzaju dane o każdym piłkarzu. Wszystko o wszystkich. Nawet najgłupsze drobiazgi. Żeby potem sprzedawać informacje zagranicznym klubom, jak szukają u nas zawodników. Klubom i menedżerom.
– Zostaje siedem interwencji. Dwie z tych siedmiu zaprzepaścił, usiłując kiwać.
– Przylatują tacy kolesie z Europy i mówią: „No dobra, chcę wiedzieć, jak się w tym i zeszłym roku spisywał taki a taki”, powiedzmy, Mauricio Guzmán. Wtedy ktoś naciska guzik i biiip… – Rusek naśladuje gestem ruch wypływającego z drukarki papieru. Mauricio widzi to, bo znów ma kolegę na środku wstecznego lusterka. – „Proszę bardzo”, mówi. I do kasy. Za usługę należy się tyle i tyle.
– Poza tym dwie wysokie główki. Chybiony strzał na bramkę. I dwie piłki zatrzymane przez bramkarza. – Fernando zamyka zeszyt i patrzy na Mauricia. – Nic więcej.
– Ale w sumie nie wiem, czy to dobry interes. Może i tak… A wy co myślicie?
Ci z przodu jadą kawałek w milczeniu, aż Mauricio nie wytrzymuje.
– Czyli się, bestia, wysilił!
Fernando spogląda przez chwilę na żółtawe pastwisko ciągnące się wzdłuż drogi.
– Jest kiepski – stwierdza w końcu. – Strasznie kiepski.
Rusek sprawia wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu rezygnuje.