Читать книгу Z pamiętnika zajętej wróżki - Ewa Zdunek - Страница 9
9 września, piątek
ОглавлениеMarek jest cudowny. Będę tak zaczynać każdy codzienny wpis. Naprawdę cudowny. Wysyła mi buźki SMS-em co rano i telefonuje w ciągu dnia. Ogromnie słodkie to z jego strony, gdy zaczyna rozmowę od słów: „No, co tam?”. Potem spokojnie słucha, gdy ja opowiadam i opowiadam. On sam niewiele mówi o sobie, ale to przecież nieważne. Znamy się dopiero kilka tygodni, a mam wrażenie, że od zawsze. Chyba odnalazłam wreszcie swoją bratnią duszę.
Wyszedł dziś z propozycją, żebyśmy zamieszkali razem. Najpierw ogromnie się ucieszyłam, a potem ogarnęły mnie wątpliwości. Jak to będzie? Dopiero co wyprowadziłam się od ojca i bardzo dobrze jest mi samej, gdy nikt nie plącze się po mieszkaniu i nie zgłasza pretensji o niepozmywane naczynia. Gdy mam ochotę zostawić mokry ręcznik pośrodku podłogi, to nikt poza mną o tym nie wie.
Może za bardzo przywykłam do roli samotnej? Świadczy o tym fakt, że stale podejmuję decyzje, rozważając przede wszystkim własne racje. Nie patrzę na świat z perspektywy dwóch osób, tylko jednej. Wiem, że krótko się znamy, ale wydawało mi się, że tak właśnie będzie, gdy poznam tego jednego jedynego. Tymczasem on jest, istnieje, a ja wciąż w myślach używam liczby pojedynczej, nie mnogiej.
Kto ma się do kogo przeprowadzić? Ja do Marka czy Marek do mnie? Przyzwyczaiłam się do tego, że wychodzę rano w kapciach i płaszczu zarzuconym na szlafrok, żeby wyprowadzić psa na trawnik przed domem. Sąsiedzi także już oswoili się z widokiem nas obojga, zaspanych, gdy sterczymy razem na trawie, pochrapując z lekka.
U Marka byłoby to niemożliwe. Przede wszystkim dlatego że przed jego domem nie ma trawnika, tylko elegancki klombik i przepiękna kostka brukowa. Musiałabym wyjść poza zagrodzony teren eleganckiego osiedla, tutaj nie uświadczysz nawet jednego centymetra kwadratowego trawnika, na który pies mógłby nasikać. Poza tym nawoływania Bolka dochodziłyby nawet do sąsiada z sąsiedniego bloku, bo ściany w jego budynku są z papieru. Wczoraj słyszałam, jak pani mieszkająca obok siorbała herbatę.
Z kolei Marek także nie bardzo chce rozstawać się ze swoim mieszkaniem, w którym wszystko sobie zorganizował. On, podobnie jak ja, pracuje w domu. Projektuje strony internetowe i grafiki komputerowe. Odpowiednie połączenie wszystkich kabli, ustawienie światła padającego na ekran komputera, wyciszenie ścian w jednym z pokoi, żeby mógł się skupić, tego wszystkiego pewnie nie mógłby przenieść, od tak, do mojego starodawnego mieszkania w kamienicy. Jeden pokój jest zawsze zamknięty – Marek twierdzi, że znajdują się tam superczułe urządzenia i musi utrzymywać je w sterylnych niemal warunkach. Otwieranie drzwi powoduje przedostawanie się kurzu, dlatego prosił, abym tam nie wchodziła. No to nie wchodzę, poza tym i tak są zamknięte na klucz.
Zatem kwestia wspólnego zamieszkania na razie zawisła w powietrzu jako nierozstrzygnięta. Marek przestał nalegać, choć wyraził dezaprobatę dla mojego niezdecydowania. Mnie samą też to zaskoczyło, ale – szczerze? – odczułam ulgę, że ustąpił.
I dobrze, bo gdy wczoraj otworzyłam szafę w sypialni, po chwili doszłam do wniosku, że wszystko, co się tam znajduje, jest mi absolutnie potrzebne, niczego nie mogę wyrzucić, a co za tym idzie, należałoby kupić nową szafę i wstawić ją nie wiadomo gdzie, uznałam więc, że problem na razie jest nie do rozwiązania. Podobnie zresztą jak zagadnienie, czy weźmiemy ślub, czy nie, jeśli tak, to gdzie i w jakiej formule, i kiedy, poza tym, czy zorganizować wesele, czy nie, a jeśli tak, to wystawne czy skromne, a jeśli skromne, to czy zapraszamy tylko najbliższą rodzinę, czy rodzinę i najlepszych przyjaciół, czy nikogo, tylko świadkowie i my, czy jedziemy w podróż przedślubną czy poślubną, czy też w jedną i drugą... Ech, jakie to wszystko jest skomplikowane!