Читать книгу Moje podróże z lotką - Jadwiga Szalewicz - Страница 13

Po mieczu Dziadek Benedykt

Оглавление

Rodzice ojca mieszkali na Woli, która zajmowała szczególne miejsce w życiu mojego dziadka Benedykta i jego całej rodziny. Dziadek opowiadał mi, jak zamieszkali w Warszawie przy ulicy Młynarskiej, jak pokochał dziewczynę z Tarczyna o imieniu Marianna, o ich ślubie i o tym, jak często tracił pracę murarza w okresie wielkiego kryzysu lat dwudziestych.

Urodził się w 1890 r. Wysoki, szczupły, niebieskooki, z włosami obciętymi na jeża. Pamiętam go starannie ubranego w podtrzymywane szelkami sztuczkowe spodnie, ciemny pasek, białą koszulę z dopinanym kołnierzykiem i ciemną marynarkę. Był mistrzem murarskim. Potrafił stawiać domy, tynkować, odnawiać ściany, malować, ale w kryzysie nie było wielkiego zapotrzebowania na fachowców takich jak on. Co kilka tygodni starał się w pośredniaku o pracę dorywczą, ale i praca, i otrzymywane z tego tytułu zarobki nie wystarczały na utrzymanie rodziny. Bardzo często zatrudniano go na kilka tygodni, ale jeszcze częściej pozostawał bezrobotny. Pewnie dlatego był bardzo nerwowy i skory do awantur. Jego krzyki słyszano w całym domu. Nie wiem, czy sprawiał to trudny charakter, czy też nerwy nie wytrzymywały codziennego napięcia. Dzieci musiały chodzić na paluszkach. Biada temu, kto się dziadkowi naraził, pocięgiel był stale w robocie, a dostawał nawet ten, który nie był winien, ale akurat znalazł się pod ręką. Jedyną osobą, którą omijały napady złości i złego humoru ojca, była córka Wiktoria, ładna, czarnobrewa, ciemnowłosa dziewczyna o pięknym głosie. Ta mogła wszystko. Owinęła sobie ojca wokół małego palca.

Benedykt, choć twardy i z natury choleryk, nade wszystko kochał ptaki. Od najmłodszych lat miał klatki z ptaszkami, które w pokoju zarówno na Młynarskiej, jak i na Ogrodowej, wisiały wokół jedynego okna. Zresztą okno było specjalnie przez niego powiększone, aby ptaki miały więcej światła. Dziadek zachęcał je do śpiewu, specjalnie pogwizdywał, dawał odpowiedni pokarm, a one w zamian za troskę odprawiały swoje trele. Na podwórku, na dachu komórki, dziadek zainstalował gołębnik. Rankiem otwierał specjalnie zbudowane woliery, aby ptaki całym stadem mogły polatać. Często dołączał do nich jakiś obcy, co sprawiało Benedyktowi wielką radość. Zgodnie z niepisanym prawem właściciel gołębia przybłędy musiał go wykupić.

Moje podróże z lotką

Подняться наверх