Читать книгу Moje podróże z lotką - Jadwiga Szalewicz - Страница 17

3 lutego 1945 r.

Оглавление

Wieś Bleckenstedt była jedną z trzydziestu jeden wsi należących do gminy Watenstedt-Salzgitter. W tej właśnie miejscowości były wielkie zakłady Reichswerke Hermann Göring produkujące broń i amunicję dla III Rzeszy. Zakłady wojskowe wspierające dostawami broni niemiecką armię odgrywały strategiczne znaczenie podczas II wojny światowej. Dlatego też wojska alianckie wzmocniły atak lotniczy na okolice Hildesheim, Lebenstedt, Wolfenbuttel, Salzgitter i Watenstedt. Od dwudziestu godzin trwały ciężkie walki, alianci piekielnie bombardowali. Front idący z zachodu Europy przetaczał się w kierunku Łaby. Mieszkańcy wsi ukryli się w schronach. Z wyjątkiem mojej matki, ojca i niemieckiej akuszerki, która towarzyszyła mojemu przyjściu na świat. Był ranek 3 lutego, gdy matka spokojnie powiedziała ojcu, że poród chyba się zaczął. Ten, ze strachu przed bombardowaniem oraz z powodu braku umiejętności odebrania porodu, stracił głowę. Podobno biegał po maleńkim pokoiku, pytając, jak to ma być i co on ma robić.

– Wokół spadają bomby, a ty właśnie teraz chcesz rodzić nasze dziecko?! – krzyczał – Przestań, poczekaj jeszcze kilka godzin! Przecież ten poród nie może się udać! Zobacz – pokazał na okno – samoloty bez przerwy zrzucają setki bomb, sytuacja jest groźna, jestem sam, a ty w takich warunkach chcesz rodzić? Zrozum, ja sobie nie poradzę! – biadolił.

W końcu Kazia nie wytrzymała i podniesionym głosem powiedziała:

– Do cholery, po prostu wezwij akuszerkę, przecież przedostała się do nas w nocy!

W tej samej chwili do pokoju weszła kobieta, mówiąc:

– Mam już gorącą wodę, zaraz wszystkim się zajmę.

I rzeczywiście, na poręczy łóżka zainstalowała dwie grube linki, podała je rodzącej i w chwilach skurczy kazała jak najmocniej ciągnąć „lejce”, nie zapominając o oddechu. Trwało to kilka godzin. Nikt nie zwracał uwagi na odgłosy dochodzące zza okna. O jedenastej minut pięćdziesiąt, czując pewnie, że rzeczy ciekawe dzieją się wokół, postanowiłam przyjść na świat w czepku!

Natychmiast po porodzie ojciec wziął matkę na ręce. Ona, zmęczona i ledwie żywa, ściskała w ramionach mały tłumoczek. Za nimi biegła położna. Sąsiedzi pomogli uchylić właz do bunkra. Podmuch eksplodującej bomby w pobliżu rzucił ich na ziemię w piwnicy, a właz niespodziewanie zatrzasnął się, uderzając akuszerkę w głowę. W ten sposób cała czwórka znalazła się w środku. Po zakończeniu nalotów i ustaniu bombardowania, gdy rodzice wyszli z bunkra, okazało się że dom, w którym przyszłam na świat, nie istnieje, pozostał jedynie komin… Biorąc pod uwagę te i inne okoliczności, moje życie od urodzenia zapowiadało się ciekawie. Matka zawsze mówiła: „Pamiętaj, urodziłaś się w czepku, dlatego nie może ci się nic stać!”.

Walki w rejonie huty w Watenstedt trwały przez cały luty do połowy marca i były bardzo ciężkie. Trzeba było przerwać produkcję broni i amunicji. Bombardowanie okolicy miało swoje uzasadnienie, gdyż transport na front odbywał się barkami, które pływały kanałem. Chodziło o odcięcie dostaw i jednocześnie niedopuszczenie do zniszczenia kanału, który był potrzebny nie tylko wojskom III Rzeszy, ale także aliantom. Front zachodni powoli przetaczał się w kierunku Berlina. Po nalotach Meierowie ponownie przygarnęli Kazię z mężem, gdyż ich dom nie został zbombardowany. „Stara” wyszperała na strychu wózek oraz przyniosła trochę dziecinnych ciuszków.

Kilkanaście dni po porodzie odwiedziła nas akuszerka. Badanie było krótkie, a ocena mojej kondycji dobra. Otrzymałam pierwszy prezent! Piękne, porcelanowe szarobure kotki, pamiątkę przekazywaną w rodzinie położnej z pokolenia na pokolenie. Ona była samotną osobą, od lat przyjmującą porody w okolicy. Po raz pierwszy pomogła obcym – przymusowym robotnikom. Wręczając kotki, powiedziała mamie: „Niech przyniosą tej małej szczęście, niech jej towarzyszą, tak jak wszystkim poprzednim właścicielom”. Niestety, mimo całej życzliwości, jaką mnie obdarowała, kotki nie ochroniły ofiarodawczyni. Położna zginęła, a okoliczności jej śmierci nie były znane. We wsi mówiono, że zginęła za pomaganie Polakom. Szarobure kotki, mój talizman, stoją od lat w mojej serwantce.

Moje podróże z lotką

Подняться наверх