Читать книгу Moje podróże z lotką - Jadwiga Szalewicz - Страница 18

Wracamy do Polski

Оглавление

Po zakończeniu działań wojennych, zgodnie z podpisaną deklaracją bezwarunkowej kapitulacji, Bleckenstedt i okolice znalazły się w brytyjskiej strefie okupacyjnej. Ślub Szczepana z Kazimierą odbył się w maleńkim kościele katolickim we wsi. W maju 1990 r. kościół był już zamknięty, a wszystkie księgi parafialne przekazano do kościoła św. Bernwarda w Salzgitter. Na dziewiątej stronie dziewiątej księgi z 1945 r., pod pozycją numer 2, znajduje się wpis o ślubie moich rodziców.

W Gospodarstwie Ogrodniczym „Gartenbaum” w Bleckenstedt Szczepan pracował do 9 maja 1945 r. W czerwcu zatrudniono go jako kierowcę w brytyjskiej jednostce UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration – Administracji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy i Odbudowy), międzynarodowej organizacji, którą utworzono w roku 1943 r. Jej rola polegała na niesieniu pomocy dla ludności w krajach zniszczonych podczas II wojny światowej. Organizacja zajmowała się przede wszystkim dostarczaniem leków, żywności i odzieży. Ojciec, jako kierowca, wykonywał różne prace, przede wszystkim jednak rozwoził paczki żywnościowe, które dostarczał robotnikom przymusowym przebywającym w dalszym ciągu na terenie Niemiec w brytyjskiej strefie okupacyjnej.

Po długich dyskusjach rodzice ustalili, że wystąpią do władz o wydanie paszportów na wyjazd do Kanady. Przygotowanych paszportów nie odebrano, ponieważ zdecydowali się jednak na powrót do Polski. Na początku 1946 roku Kazia, Szczepan, ja, Wiktoria z synkiem Antonim oraz Ignacy zostali wraz z dwudziestoma osobami załadowani do jednego z wielu wagonów towarowych i rozpoczęli wielotygodniową powrotną podróż.

Gdy byliśmy mali, słyszeliśmy wiele opowiadań dotyczących prawie trzymiesięcznej jazdy wagonami towarowymi. Matka najczęściej opowiadała o konieczności zdobywania wody do picia i do mycia. O dziurze, jaką wyrżnął ojciec w rogu wagonu, która służyła wszystkim pasażerom za WC. Mama wiozła ze sobą miednicę, używaną przede wszystkim do kąpieli Antosia i mnie, a także do prania pieluszek. Opowiadała o piecyku, o słynnej kozie stojącej w ich wagonie, na której kilkanaście osób starało się cokolwiek ugotować. Na każdym postoju, przepinaniu i przetaczaniu wagonów mężczyźni poszukiwali jakiegokolwiek opału, aby koza grzała. Niełatwo było zorganizować zaopatrzenie i ciepłą strawę. Szczególnie, gdy chodziło o dwoje maleńkich dzieci…

Moja matka miała dużo pokarmu, a ja chętnie ssałam cyca pomimo ukończonego roku. Oczywiście problemem było umycie dziecka, utrzymanie czystości, bo o pieluszkach z prawdziwego zdarzenia nikt wtedy nie słyszał. Po przekroczeniu granicy w pobliżu Legnicy przedstawiciele urzędu powiatowego PUR zabrali repatriantom niemieckie książki pracy. PUR był Państwowym Urzędem Repatriacyjnym, który zgodnie z dekretem z 7 maja 1945 r. u odpowiadał za pomoc i „powrót wysiedlonych przez niemieckiego okupanta do poprzednich miejsc zamieszkania” oraz „przesiedlenia na tereny odzyskane ludności z innych okręgów państwa polskiego”.

Wiktoria, ich mały syn Antoś i jej mąż dojechali do Legnicy. Tu postanowili wysiąść z pociągu i pojechać do Bolesławca, gdzie mieszkała rodzina Ignacego. Rodzeństwo rozstało się na kilkanaście lat.

Po dokonaniu wszelkich niezbędnych urzędowych czynności, po otrzymaniu przydziału żywności, można było ruszyć dalej. Przyjazd do Warszawy w takich warunkach wydawał się wjazdem triumfalnym. Dojechali po dziewięćdziesięciu dniach. Pierwszy etap powrotnej podróży do Polski dobiegał końca. Teraz mogło być już tylko lepiej.

Moje podróże z lotką

Подняться наверх