Читать книгу Moje podróże z lotką - Jadwiga Szalewicz - Страница 16
Moi rodzice
ОглавлениеBleckenstedt Salzgitter to nieduża wieś położona około 17 kilometrów na południe od Brunszwiku. Od momentu przyjazdu do Niemiec moja matka Kazia pracowała w gospodarstwie rolnym u Meierów. Nasilenie robót polowych zależało od pory roku. Do tego dochodziła stała praca przy krowach, w stajni, a także w domu. Kazia nie narzekała. Od małego ciężko pracowała, doskonale pamiętała służbę u Żydów w Iłży, biedę, głód, a także niekończącą się harówkę od świtu do nocy. Teraz miała własny, maleńki pokoik na poddaszu, łóżko, poduszkę i pierzynę, wielką miskę do mycia, prawie taką jak w rodzinnym domu, stałe miejsce przy stole gospodarzy i tak jak oni dysponowała własną deską do chleba nazywaną bretchen, która była używana również jako talerz. Oprócz tego miała łyżkę i widelec. Trzy razy dziennie Liselotta, Kazia i dwaj parobkowie jedli posiłki wspólnie z bauerami.
Nie mogła się skarżyć. W sytuacji, gdy inni Polacy głodowali, byli terroryzowani przez służby wewnętrzne i gestapo, ona miała całkiem nieźle. Wyrosła na ładną kobietę. Dbała o siebie, jak umiała. Wielu chłopaków ze wsi przychodziło pod dom Meierów, wielu zagadywało Kazię w czasie pracy na polu. Gospodarz wszystkim pokazywał drzwi, troszczył się o dziewczynę tak samo jak o własną córkę, kilka lat młodszą. Trzymał je jednak krótko. O wszystkim musiał wiedzieć i biada, jeżeli chciały ukryć jakiś wyskok. W domu panowały surowe zasady, które miały swoje dobre strony. Gestapo dobrze znało Meiera i wiedziało, że w jego gospodarstwie nie może się zdarzyć nic niezgodnego z regulaminem wojennym.
Na początku 1944 r. zauważono młodego przystojnego chłopaka z literką P w klapie zniszczonej marynarki, który coraz częściej przychodził pod dom Meierów, przynosząc kwiaty doniczkowe. Na schodkach prowadzących na poddasze Kazi pojawiały się hiacynty, tulipany i żonkile. Kwiatami chłopak wyrażał swój zachwyt, a ich liczba powiększała się wprost proporcjonalnie do rosnącego zainteresowania dziewczyną. W końcu zdobył się na odwagę i odbył poważną rozmowę najpierw z panną, a w końcu z Meierem. Opowiadał o swoich zamiarach, o tym, co chce robić po zakończeniu wojny, i poprosił o rękę Kazi. Ostatecznie przez ostatnie lata to niemiecki gospodarz opiekował się dziewczyną, stąd w wyobraźni młodego władza rodzicielska należała do niego. Po kilkunastu dniach moi rodzice zamieszkali razem w maleńkim pokoiku mieszczącym się w pomocniczym domu nad samym kanałem Stichkanal Salzgitter.
W Bleckenstedt życie toczyło się w miarę spokojnie. Nastroje zależały od sytuacji na obu frontach. Informacje, które po cichu docierały do przymusowych robotników zatrudnionych w okolicznych gospodarstwach oraz w fabryce broni, były dla nich optymistyczne. Wraz z nadchodzącym frontem zachodnim zbliżało się wyzwolenie.