Читать книгу Upadek. Trylogia Wojna. Część 2 - Jan Ali - Страница 17
Оглавление( 12 )
Kierowca coś wreszcie dostał. Dziewczyna w bojówkach przyniosła mu dwie kiełbaski, pieczywo i herbatę w blaszanym kubku. Usiadł na pniu przed namiotem i zaczął jeść. Musiał być głodny, bo chwilę później palił już papierosa, a tacka leżała obok niego pusta.
– Głodny był – powiedział Zibi.
– Kto? – nie zrozumiała.
– Nieważne. Fajnie tu?
– Fajnie. Najlepsze wakacje w moim życiu.
– Aż tak? – Pokręcił głową z niedowierzaniem. – Nie wyglądasz na patologię.
– Jak to? – znowu nie zrozumiała.
– No wiesz, ojciec i matka piją, dzieci chodzą zaszczane i niedożywione, brudne i głupie. Potem werbują je do jakiejś sekty, i tam wreszcie są szczęśliwe, bo dostają jeść i mają jakiś porządek w życiu. Klasyka.
– Mój ojciec jest inżynierem, a matka tłumaczem. Żyją sobie w ładnym domku i hodują róże. Tak zwana kochająca się rodzina.
– I tego ci było brak? Musztry, dwuszeregu, ogniska i przemoczonych skarpetek?
Uśmiechnęła się. Smutno.
– Ich nic nie interesuje, oprócz własnego życia. Nic.
– Słyszę od ciebie, że to jacyś normalni ludzie.
Spojrzała na niego z widocznym sprzeciwem.
– Właśnie dlatego ten świat tak wygląda. Bo tak zwani normalni ludzie interesują się tylko sobą. A nie biedą, wykluczeniem, niesprawiedliwością i wyzyskiem. Dopóki mogą przycinać te swoje róże, mają wszystko w dupie.
– A ty, bojowniczka o uciemiężony lud.
– Europa się kończy. Zalewają nas emigranci. Kościoły pustoszeją, a powstają coraz to nowe punkty eutanazji.
– Nie u nas.
– Poczekaj jeszcze chwilę, a zaraz będzie u nas jak na Zachodzie.
– Może nie byłoby źle.
– Chcesz całe życie spłacać kredyt za mieszkanie? To twój pomysł na życie? Nie wierzę.
– Nie – odpowiedział. – Mam inny pomysł na życie.
– Ciekawe jaki.
– Późno już, może innym razem. Spotkamy się jeszcze?
Podniósł się. Wstała zaraz za nim.
– Myślałam, że do nas dołączysz.
– Przynajmniej nie śpiewacie harcerskich piosenek – powiedział Zibi. – To jest jakiś argument za.
– Wygłupiasz się, a ja mówię poważnie.
– Widzę. Prawdziwa córa rewolucji. Daj swój numer.
Podała mu numer, a on wystukał go na swojej komórce i zadzwonił do niej. Rozłączył się zaraz po pierwszym sygnale. – Zapisz sobie, Zbyszek Kowal.
– Magda Pałka.
– Wiem, słyszałem.
– Będziesz wracał pieszo?
– Rower mam w krzakach. – Pokazał głową.
– Pewnie Florian chciałby z tobą pogadać. Może jeszcze poczekasz?
– Późno już. Będę leciał, a twój komendant ma ważnego gościa. Innym razem. Jeszcze nie wyjeżdżam.
– Co tu w ogóle robisz?
– Szukam jakiejś fajnej dupy. Nie widziałaś?
Zaskoczona patrzyła na niego, a on roześmiał się, machnął ręką i poszedł w stronę krzaków. Rower i plecak czekały na niego w tym samym miejscu, gdzie je zostawił. Spojrzał na zegarek. Prawie jedenasta. W drogę. Wyprowadził rower i wskoczył na siodełko. Odwrócił się, ale dziewczyny już nie było. Reszta gromadziła się przy ognisku. Zobaczył jeszcze Zapalskiego i rudą, jak wychodzą z namiotu. Przywitał ich głośny śpiew:
Naprzód idziem zbrojni duchem,
Antychrysta pędzić precz.
Matko Boża, nas wysłuchaj,
Błogosław Chrobrego miecz!
Błogosław Chrobrego miecz!
Kiedy wyjechał na właściwą drogę do domu, wciąż słyszał śpiew. Mocno pedałował, śpiew zaczął się oddalać, aż w końcu zrobiło się całkiem cicho. Nawet sosny trwały nieruchomo w bezwietrznej ciszy nocy. Tylko rower skrzypiał lekko. Za pół godziny powinien być u siebie. Spojrzał w niebo. Było czyste, jutro zapowiada się ładna pogoda. Pójdzie nad wodę i sam spróbuje dopłynąć do wyspy. Ciekawe, czy da radę. Niezła była ta mała. Przypomniał sobie o opatrunku. Będzie musiał zdjąć, żeby popłynąć. Zobaczymy, jak to wygląda pod bandażem. Najwyżej popłynie za parę dni. Jeszcze ma czas. Nagle zrozumiał, kim była ta z rudymi włosami.
– O, w mordę – stęknął sam do siebie, mocno naciskając pedały. – Ja sobie jem kiełbaski, a tu się dzieje historia.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki