Читать книгу Upadek. Trylogia Wojna. Część 2 - Jan Ali - Страница 8

Оглавление

( 3 )

Niepotrzebnie się obawiał. Lila tylko przywitała się z Michałem i zaraz oznajmiła, że idzie na kilkugodzinny spacer. Umówili się o szesnastej przy samochodzie. Nawet nie weszła do zajazdu.

– Pusto tu – powiedział Orłowski. Nawet w recepcji nikogo nie było.

– Specjalnie dla nas. Wszystko wynajęte, pracownicy na urlopie. Ja mam klucze. – Michał wyjął je z kieszeni i brzęknął kilka razy.

– Na co nam przyszło, potajemne schadzki.

– To nawet romantyczne – uśmiechnął się Michał. – A zresztą, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Napijesz się czegoś?

Skinął głową.

– Dobrej, mocnej kawy.

– Zaraz zrobię.

Podszedł do stojącego w rogu hallu ekspresu i samowara z gorącą wodą. Orłowski zauważył niewielki bufet kanapkowy.

– To dla nas?

– Wszystko dla nas. A na górze mamy pokój dla siebie. Z jednym, wielkim łóżkiem. – Michał zrobił znaczącą minę. Orłowski się zaczerwienił.

– Czerwienię się jak panna na wydaniu. Stary, a głupi.

– Nie głupi, tylko wrażliwy.

– Dzisiaj to jedno i to samo.

– W takim razie bądźmy głupi jak najdłużej – powiedział Michał i podał mu filiżankę czarnej kawy.

– A ty? – zapytał Orłowski. – Nie napijesz się?

– Ja herbatę.

– Z mlekiem.

– Z mlekiem – potwierdził Michał. – Pewne rzeczy są w przyrodzie niezmienne. Chodźmy na górę.

Wzięli po kilka kanapek na talerze i poszli na piętro. Potem ciemnym korytarzem w prawo, trzecie drzwi. Michał otworzył i przepuścił Orłowskiego.

– Voilà!

Pokój był duży. Po prawej stronie stał niski mebel z szufladami, nad nim wisiał spory płaski telewizor. Obok znajdowała się lodówka, z takim samym fornirem co mebel. Pod oknem wychodzącym na łąki stał niewielki stół i dwa krzesła. W rogu fotel. A całkiem po lewej stronie pokoju, zgodnie z zapowiedzią, ogromne łóżko.

– W sam raz dla niegrzecznych chłopców – powiedział Michał.

– Ciekaw jestem, ile kamer wycelowanych jest w to łóżko – mruknął Orłowski, stawiając talerz z kanapkami na stoliku.

– To pewny lokal.

– Pewny to jest Sąd Ostateczny.

Michał usiadł na fotelu i wypił łyk herbaty. Tulił w rękach kubek, jakby było mu zimno i chciał się ogrzać.

– Jeśli już o tym mowa, to śledzą mnie.

– Kto?

– Nie wiem. Ale śledzą.

– Skąd wiesz?

– Jakiś idiota przeszukał ostatnio moje biurko i inaczej zostawił rzeczy. Na zdjęciu babci leżała kostka do gry. Zostawiłem ją na prawym policzku, była między oczami.

– Amator. Albo chciał, żebyś zauważył.

Orłowski patrzył na łąkę za oknem. Przecinała ją wąska polna droga biegnąca aż po horyzont, do lasu. Na samym końcu tej drogi widział lekki tuman kurzu.

– Ktoś jedzie.

– Cholera!

– Jak oglądają twoją babcię w biurku, to mogą też tu przyjechać.

– Odsuń się od okna.

Stanęli po obu stronach okna, a potem na znak Orłowskiego uklękli i wyjrzeli ostrożnie znad dolnej framugi. To był samochód. Już całkiem blisko. Zanim zdążyły im ścierpnąć kolana, podjechał do ogrodzenia. Golf z przyciemnianymi szybami.

– Lokalsi – stwierdził Michał, odruchowo zniżając głos.

Otworzyły się drzwi i z golfa wysiadło kilkoro młodych ludzi. Nawet u nich w pokoju słychać było muzykę z wnętrza samochodu.

– Bayer Full.

– Skąd wiesz? – zdziwił się Orłowski i oblizał spierzchnięte wargi.

– Ty, taki patriota, a nie znasz się na najbardziej polskiej muzyce – odparł Michał. Trudno było się zorientować, czy mówi poważnie.

Chłopcy szarpali bramę. Mieli po dwadzieścia kilka lat. Dziewczyny podobnie. Obserwowali ich bez ruchu. Wreszcie cała grupa niczym zdyscyplinowane wojsko wsiadła do golfa, który zawrócił, wzbijając tuman kurzu z wyschniętej drogi i ruszył pełnym gazem w drogę powrotną.

– Przykro mi – szepnął Michał. – Dzisiaj zarezerwowane na tajną schadzkę.

Orłowski miał wrażenie, że za chwilę pękną mu kolana. Usiadł przy ścianie. Ciekawe, co robi Lila. Przypomniała mu się scena z Konopielki, jak chłop siedzi na drzewie i podgląda miastową nauczycielkę z kochankiem. Tu na szczęście nie było drzew. Ewentualnie kamery w każdym rogu pokoju. Wzdrygnął się. Nie, tak się nie da żyć. Poczuł rękę Michała na kolanie.

– Chodź. Szkoda czasu. Pościel stygnie.

Dał się pociągnąć w stronę łóżka. Skrzypnęło pod ciężarem dorosłych, męskich ciał. Nie wiedział tylko, czy w ogóle z tego będzie więcej niż skrzypienie. Miał już swoje lata. Powoli zaczynał wyczuwać, gdzie jest dno jego osobistego baku z paliwem.

– Na pewno nie ma kamer?

– Tylko te, które sam zamontowałem – odpowiedział Michał i pocałował go w ucho. Roześmiali się. Orłowski spojrzał na zegarek. Dużo czasu, zanim przyjdzie Lila. Kto wie, może jeszcze nawet coś z tego będzie. Łóżko skrzypnęło. Niech skrzypi. Mocno. Ile fabryka dała.

Upadek. Trylogia Wojna. Część 2

Подняться наверх