Читать книгу Podziemia - Joanna Pypłacz - Страница 3

Prolog

Оглавление

Drzwi do piwnicy ustąpiły z cichym skrzypnięciem. Ostrożnie, trzymając się śliskiej ściany, Tamara Topolska postawiła pierwszy krok w dół. Stopa zniknęła w mroku, tak jakby została przezeń wessana już na zawsze. Za drugim krokiem granica przesunęła się jeszcze dalej i podziemna czeluść pochłonęła częściowo brzeg ciemnozielonej sukni.

– Hekate! – zawołała.

Nikt nie odpowiedział. Dopiero po prawie minucie z czarnych odmętów dobiegł długi jęk, łudząco podobny do kwilenia niemowlęcia.

– Hekate, chodźże do pani! – odezwała się ponownie Tamara. – Gdzieś ty się znowu zapuściła? Wracaj natychmiast!

Tym razem nie usłyszała nic.

Zeszła zatem jeszcze niżej, stopniowo pogrążając się w oceanie bezkresnej czerni, który, sekunda po sekundzie, pożerał ją całą. Nawet trzymana przez nią lampa ze swym mdłym światłem nie była w stanie powstrzymać owego procesu stopniowego znikania.

– Hekate? – zawołała już ciszej.

Za chwilę ten sam jęk, jeszcze dłuższy i smutniejszy niż poprzednio, przeszył gęstą ciemność niczym ostra strzała. Pani Topolska zeszła więc na sam dół, unosząc lampę w powietrzu. Jej ciemne, prawie czarne włosy zespoliły się z wszechobecnym mrokiem, stając się jego integralną częścią. Widoczna pozostała jedynie twarz, tak blada, że przypominała bardziej oblicze zjawy niż istoty ludzkiej.

Coś błysnęło w oddali. Były to dwa lśniące punkty, które łagodnie dryfowały w ciemnościach na podobieństwo świetlików poruszających się na wspólnej, niewidzialnej osi. Znów rozległ się jęk. Tym razem zabrzmiał on bliżej i z bezkresnej, wilgotnej otchłani wynurzyła się drobna istota o płynnych, eleganckich ruchach.

– Hekate, ty nieznośna kocico! – westchnęła Tamara.

Schyliła się, by wziąć zwierzę na ręce, a następnie ucałowała lśniące futerko. Szybko biło pod nim małe serce. Hekate, wygodnie rozciągnięta na jej ramieniu, rytmicznie zatapiała pazury w skórze pani Topolskiej.

– Nigdy więcej tam nie uciekaj!

Kotka odpowiedziała swej pani głośnym mruczeniem. Sprawiło ono, że odczuwany przez nią niepokój zaczął zanikać, ustępując miejsca senności.

Jedną ręką tuląc do siebie zwierzę, drugą trzymając lampę, Tamara obejrzała się w tył po raz ostatni, i wówczas stało się coś zupełnie niespodziewanego: jej percepcja ciemności, dotąd przepojona przesądnym lękiem, uległa całkowitej zmianie. Piwniczny mrok, dotąd tak odpychający oraz budzący grozę, zaczął ją teraz przyciągać. Chłonęła go oczyma niczym magiczny eliksir, nie mogąc się nasycić jego nieprzeniknioną, czarną słodyczą.

Podziemia

Подняться наверх