Читать книгу Sekretne dziecko - Kerry Fisher - Страница 11

CZĘŚĆ PIERWSZA
SUSIE
ROZDZIAŁ 8
Sierpień 1977

Оглавление

Za każdym razem, gdy miałam niestrawność czy wiatry, zakładałam, że zbliża się poronienie. A kiedy to nie okazywało się prawdą, zaczynałam się bać, że dziecko urodzi się martwe albo upośledzone. Danny jednak nie dopuszczał do siebie żadnych ponurych myśli, od samego początku przepełniony ogromną radością. Chętnie dałby ogłoszenie do gazety, gdybym mu pozwoliła.

Zabroniłam mu mówić o tym komukolwiek, póki nie będę w piątym miesiącu. Jego zdolność dochowania tajemnicy była mniejsza niż szanse Anglii na ponowne zdobycie pucharu świata. Mam nadzieję, że nigdy nie popełni morderstwa, bo za każdym razem, mijając szopę z zakopanym ciałem, ruszałby znacząco brwiami. Przechodząc obok mnie, zawsze nucił Daddy Cool. Śpiewał Isn’t She Lovely? przed moją mamą, żeby mnie rozbawić, ale moje przekonanie, że nie zasługuję na kolejne dziecko, sprawiało, że nie byłam w stanie dzielić z nim tej radości. To stawiało mnie w rzędzie „kobiet, które wiecznie są niezadowolone”.

Przez wiele lat był świadkiem, jak ulegałam nadziei, kiedy cztery tygodnie zamieniały się w sześć lub siedem, a potem któregoś dnia – jakżeby inaczej – wybiegałam z łazienki cała we łzach. „Teraz naprawdę myślałam, że jestem w ciąży”. Danny stał w drzwiach łazienki, nie wiedząc, jak łagodzić moje rozczarowanie, aż w końcu burczałam na niego: „Znajdź sobie coś do roboty!”. Louise usuwała się z linii strzału – zaraz po przyjściu ze szkoły biegła do siebie na górę. Prawie nikogo już nie zapraszała, odkąd jedna z jej koleżanek strąciła buteleczkę z czerwonym lakierem do paznokci i zabrudziła nim dywan w jej pokoju. Ja właśnie wyszłam z łazienki, odkrywszy, że jedynym, co czeka mnie w najbliższej przyszłości, jest kolejna paczka podpasek. I oczywiście moje rozczarowanie całą swoją siłą uderzyło w koleżankę Louise. Do tego stopnia, że dziewczyna pobiegła z płaczem do domu, a ja jeszcze stałam na schodach, wołając za nią, żeby wróciła, bo mamy galaretkę na deser, co wyglądało jak żywcem wzięte z komedii sytuacyjnej.

Wieczorem Danny poszedł do domu tej koleżanki, żeby załagodzić sprawę, ale szkoda już została wyrządzona. Później, gdy tylko pytałam: „Może zaprosisz Jane? Albo Karen?”, Louise kręciła głową.

„Muszę ćwiczyć grę na pianinie”, „Mam dużo nauki. Nie chcę wyjść na matoła w nowej szkole”. Czułam się wówczas bezradna, nie mogłam nic na to poradzić, bo moje własne słowa obracały się przeciwko mnie.

Moje wyobrażenia o ogromnej fali szczęścia, wspaniałym późnym macierzyństwie, gdy cała rodzina interesuje się tym wielkim wydarzeniem, jakim jest pojawienie się nowego dziecka – chyba nie muszę wspominać, że niewiele to miało wspólnego z rzeczywistością.

Gdy wreszcie byłam już na tyle pewna, by móc o tym wszystkich poinformować, zabraliśmy Louise do Wimpy, by uczcić tę okazję. Przekazaliśmy jej „niespodziankę” przy koktajlu czekoladowym.

– Dziecko? – skrzywiła się. – Myślałam, że mi powiecie, że macie bilety na Showaddywaddy w Hammersmith Apollo.

Tym razem Danny bardziej się zirytował niż ja. Od tygodni opowiadał mi, jaka Louise będzie szczęśliwa i jak to zawsze chciała mieć rodzeństwo. Ale ja pamiętałam, że ostatnio wspominała o tym w wieku siedmiu lat. Danny skulił się na krześle i pociągnął łyk przez słomkę. Zacisnął usta i robił to, czego ja nigdy się nie nauczyłam, nabierał dystansu do tego, na co liczył, żeby zrozumieć to, z czym się spotkał. Był przybity, zupełnie pozbawiony energii.

Położył dłoń na dłoni Louise. Nie cofnęła ręki.

– Nikt nigdy nie zajmie twojego miejsca, jeśli to cię martwi.

Sposób, w jaki opuściła wzrok, powiedział mi, że Danny trafił w dziesiątkę. To ja powinnam ją o tym zapewnić. Ale ja nigdy nie umiałam znaleźć odpowiednich słów.

Przekonałam Danny’ego, że sama powiem o tym mamie, na wypadek gdyby ta wiadomość spowodowała świeżą falę żalu, że tata nie dożył tej chwili. W rzeczywistości chodziło mi o to, że pod wpływem emocji mogło jej się wyrwać coś na twój temat, mogła pomieszać twoje narodziny z Louise, pomylić się co do różnicy wieku między dziećmi albo na sto innych sposobów wyjawić sekret tak skrzętnie skrywany od dziewięciu lat. Ostatecznie zareagowała zdumieniem, że w wieku trzydziestu jeden lat jestem w ciąży.

– Jesteś pewna? – zapytała takim tonem, jakbyśmy z Dannym przestali uprawiać seks wieki temu. – Nie jesteś trochę za stara, żeby zaczynać wszystko od nowa?

– Jak wiesz, to wszystko miało wyglądać inaczej.

Przeszłość tkwiła między nami jak cień, od którego nie da się uciec, albo jak ktoś, przed kim próbujemy się ukryć w tłumie, a on zjawia się obok za każdym razem, gdy idziemy po drinka.

– Chciałabyś chłopca? – uśmiechnęła się.

Miałam ochotę wrzasnąć, że kolejny syn nie zastąpi mi ciebie. Wiedziałam, że wtedy jej twarz by sposępniała, jakby twojej babci trudno było znieść brzmienie twojego imienia. Tłumaczyłam sobie, że to przez jej współudział, z poczucia winy, że można było coś zrobić inaczej.

Że mogłam zatrzymać swojego syna.

Jednak w głębi ducha wiedziałam, że ona po prostu się mnie wstydzi. Ta świadomość dodawała mi odwagi. Pozwalała mi wypowiadać myśli, które przychodziły o trzeciej nad ranem, układały się na mojej poduszce i wysysały ze mnie sen. Przyglądałam się twarzy Danny’ego, łagodnym zarysom jego ust, słuchałam jego oddechu, oddechu mężczyzny, który nigdy nie oczekiwał od żony zbyt wiele, chciał tylko, żeby była szczęśliwa, żeby jego córka była bezpieczna, a nowe dziecko zdrowe.

– Nawet jeśli to będzie chłopiec, nie zastąpi mi go. Ciągle go kocham. – Słyszałam wyzwanie w swoim głosie, tę rękawicę rzuconą matce, by powiedziała, o co naprawdę jej chodzi. Że mam szczęście, że mój mąż nie dowiedział się o dziecku z innym mężczyzną.

Mama skrzywiła się, jakbym wygadywała głupoty, jakby po tak długim czasie to, że w ogóle pamiętam o tobie, było czymś niedorzecznym.

– Lepiej nie myśleć o tamtym dziecku. Teraz masz tego maluszka i nim powinnaś się zająć. No, wezmę się do robienia na drutach.

„Lepiej nie myśleć o tamtym dziecku”. Te słowa piekły mnie wewnątrz, wypalały uczucia, które w sobie tłumiłam, wściekła i bezsilna, niczym osa zbyt długo przetrzymywana pod szklanką. A ponowna ciąża, będąca dowodem – jakbym potrzebowała dowodów – że dziecko jest istotą cenną, niezastąpioną, dała upust tej syczącej wściekłości.

– Lepiej nie myśleć o tamtym dziecku? Jak mogę o nim n i e myśleć? Oddałam go i zakonnice wmawiały mi, że to najlepsze, co mogę zrobić, a potem wszyscy zachowywali się, jakbym zrobiła coś straszliwego, tak złego, że nie mogłam o tym nawet rozmawiać z własną matką. Nigdy nawet nie mogłam przy tobie wymówić jego imienia. No to teraz je usłysz. Edward, Edward, Edward, Edward!

Obserwowałam ją, jak się rozkleja na moich oczach. Kobieta, która od śmierci taty nigdy przy mnie nie płakała i zawsze, gdy do niej wpadałam, witała mnie beztroskim: „Cześć” i radosnym uśmiechem, niepasującymi do jej zaczerwienionych oczu. Kobieta, która zaczęła przyjmować prasowanie, żeby związać koniec z końcem. „Lubię czuć się potrzebna”, mówiła, wzruszając ramionami. Kobieta, która ustawiła mały kurnik na podwórzu, i kiedy ją odwiedzałam, zawsze wciskała mi kilka jajek „dla Louise”.

Opadła na fotel, odsuwając się ode mnie, jakby moje słowa były zbyt bolesne po tylu latach oszukiwania. Wiedziałam, że dla tego dziecka będzie przeglądać swoją książkę ze wzorami, szukając idealnego kocyka, będzie ślęczeć z szydełkiem w ręku, póki światło jej na to pozwoli. Twoich narodzin nikt nie świętował, nikt się nie zjawiał z prezentami typu srebrny pucharek chrzcielny czy srebrna łyżeczka, które po chrzcinach pokrywają się patyną w kredensie. To wszystko nabrało znaczenia jedynie dlatego, że twoje przybycie na świat zostało potraktowane jako katastrofa, z której trzeba się otrząsnąć, a nie jako cud, który warto uroczyście zaznaczyć.

Gdy jednak stałam na wprost mamy i mój smutek, złość i frustracja szukały sobie ujścia, nagle poczułam, jak poruszyło się we mnie nowe życie, przypominając mi tamten strach sprzed dziesięciu lat. Kiedy nie mogłam już udawać, że brak okresu jest wynikiem niezdrowego i nieregularnego odżywiania się podczas pobytu Danny’ego na morzu; dłużej wmawiać sobie, że mój powiększony brzuch to rezultat zwiotczenia mięśni po urodzeniu Louise, a ciężkie, napięte piersi świadczą o zbliżającym się okresie, którego nie miałam od kilku miesięcy – postanowiłam nie ignorować oznak tego, że noszę w sobie dziecko należące do człowieka, z którym nigdy nie powinnam była siadać pod rozgwieżdżonym niebem.

– Byłabyś zachwycona – ciągnęłam ze złością – gdybym go po prostu urodziła, przełknęła słodką herbatę, którą dała mi siostra Domenica, wskoczyła do pociągu i nigdy o nim nie myślała, prawda?

Mama odpowiedziała ostrożnie:

– To nie ja spowodowałam ten problem. Zrobiłam, co mogłam, żeby ci pomóc z tego wybrnąć. – Spuściła wzrok. – Przepraszam. Myślałam, że z czasem zapomnisz, miałaś jeszcze Louise.

Dzięki za moją mamę. „Przepraszam”. To potężne słowo, gdy wypowiada się je bez ukrytych zamiarów. Mój gniew osłabł, a po chwili zupełnie zniknął.

– To ja powinnam przepraszać. – Za to, że ignorowałam jej zastrzeżenia co do „wyskakiwania” na tańce, kiedy Danny był na morzu. Za to, że tak wszystko pogmatwałam, ledwie skończyliśmy spłacać ślubne obrączki. Za to, że musiała okłamywać Danny’ego, a przecież traktowała go jak syna, którego nigdy nie miała. Mimo to nie obwiniała mnie, nie pytała o szczegóły tego głupiego postępku. I na szczęście nie musiałam jej o tym opowiadać.

Jej twarz złagodniała.

– Myślałam, że będzie łatwiej, jeśli nie będziemy o nim rozmawiać.

Kiwnęłam głową, uznając, że właśnie brak rozmów na temat boleśnie odczuwanych strat był tym, co pozwalało wojennemu pokoleniu wstawać rano z łóżka. Matki straciły synów, których przez osiemnaście lat obdarzały miłością, a cienie tych chłopców widziały na twarzach mężów, kiedy codziennie wieczorem zasiadali do kolacji przy stole dosuniętym do ściany tym bokiem, gdzie powinno znajdować się krzesło. Jej własny brat, Fred, zginął we Francji rozerwany przez minę. Miał wtedy dziewiętnaście lat. Lecz te kobiety się nie rozklejały; przełykały rozpacz, kierowały wzrok w przyszłość, nie pozwalając sobie na luksus roztkliwiania się nad sobą. Zawsze był ktoś w gorszej sytuacji.

Mama nigdy nie rozmawiała o Fredzie, nie szukała współczucia. Co było to było. Nic więc dziwnego, że dla niej oddanie sześciotygodniowego dziecka do adopcji nie zasługiwało na wiele rozważań. Łzy napłynęły mi do oczu.

Popatrzyła na mnie.

– Chodź, niech cię utulę. Wszystko będzie dobrze.

I tak w wieku trzydziestu jeden lat rozpłakałam się na kolanach u mamy. Łzy lały się na jej pończochy, aż wyjęła z rękawa chusteczkę, pamiątkę po tacie, i przyłożyła mi do twarzy. Nie byli bogaci, ale na pewno liczyła na coś więcej na starość niż oszczędzanie węgla w zimie, prucie swetrów taty, żeby ponownie wykorzystać wełnę, siekanie warzyw na drobniejsze kawałki, żeby uzyskać więcej porcji.

Nigdy jednak nie straciła do mnie cierpliwości, chociaż przenosiłam swoje nieszczęście na innych. Zawstydziłam się na wspomnienie mojej ostatniej reakcji na oceny semestralne Louise.

Rozpływałam się nad wszystkimi wspaniałymi komentarzami: „W wypowiedziach pisemnych używa pojęć wykraczających poza zakres przewidziany dla tej grupy wiekowej”, „Znajomość geografii jest wyjątkowa jak na jej wiek”, „Jej wypowiedzi są zawsze przemyślane i inteligentne”. Louise jednak interesowało tylko to, co miał do powiedzenia jej nauczyciel muzyki, i z przejęciem cytowała jego słowa: „Wyjątkowy słuch muzyczny i głos”.

Patrzyła na mnie z niepewnością.

– Myślisz, że mogłabym zostać piosenkarką? – zapytała.

Odwróciłam się.

– Nie ma mowy. Musisz mieć porządny zawód, jak wszyscy. Nie wychowałam cię po to, żebyś się włóczyła z bandą hipisów, którzy się uważają za kolejnych Rolling Stonesów. – Nie chciałam pamiętać siebie na scenie w kupionych na targu srebrnych obcisłych spodniach, które miałam na sobie t a m t e j nocy.

Wsparła się pod boki i powiedziała:

– To, że t y nie byłaś dość dobra, wcale nie znaczy, że i ja nie będę.

– Nie masz pojęcia, jak trudno się utrzymać w branży muzycznej! – krzyknęłam.

Wybuchnęła płaczem i wrzeszczała na mnie, aż wbiegł Danny.

– Na miłość boską, czemu u licha spieracie się o to, co Louise będzie robić za dziesięć lat?

Kazał mi iść do kuchni, a sam zajął się uspokajaniem córki. Widziałam na jego twarzy wściekłość i całkowitą niezdolność do zrozumienia tego, co się działo. Po raz kolejny wszyscy, których kochałam, po trochu odsuwali się ode mnie.


Kiedy przestałam szlochać, mama pochyliła się i dotknęła mojego brzucha.

– To maleństwo będzie miało wspaniałe życie.

Miałam nadzieję, że się nie myli.

Sekretne dziecko

Подняться наверх