Читать книгу Sekretne dziecko - Kerry Fisher - Страница 15
CZĘŚĆ PIERWSZA
SUSIE
ROZDZIAŁ 12
Sierpień 1983
ОглавлениеGdy Danny tego dnia wrócił wieczorem do domu, spodziewałam się, że będzie skruszony, cichy i jak zwykle zamiecie wszystko pod dywan. Tak się jednak nie stało. Zwalił się ciężko na łóżko, ciągnąc za sobą smugę piwnej woni. Trzasnął drzwiami od łazienki i obudził Grace. Przysiadłam na jej łóżeczku i głaskałam ją po główce, póki znowu nie zasnęła. Zastanawiałam się, czy oddanie ciebie dla ratowania reszty rodziny miało sens, skoro ból po tej stracie jest tak wielki, że i tak niszczę wszystkich wokół.
Wślizgnęłam się do łóżka. Danny świszczał chrapliwie jak ktoś, kto wypił więcej niż jedno piwo, a ja leżałam obok niego w gorącym letnim powietrzu i myślałam o tym, jaka byłam, zanim zaczęłam regularnie występować z Shakersami. Zanim zaczęłam filtrować wiadomości w listach do Danny’ego. Owszem, raz na jakiś czas wspominałam, że zdarzyło mi się wykonać kilka numerów na scenie, zamiast napisać prawdę, że w soboty wieczorem występowałam w całym programie zespołu i że w każdą środę mieliśmy próby. Zostawiałam Louise u mamy na noc, mówiąc, że idę na „ceramikę”, a ona radziła: „Odpocznij sobie, kochana, wyśpij się dobrze”.
Nie rozumiałaby tego, że tak bardzo chciałam śpiewać, i z pewnością by tego nie pochwaliła. To przyciąganie muzyki, pragnienie wypróbowania nowych układów, przećwiczenia kroków tanecznych było tak silne, że poczucie winy z powodu kłamstwa znikało, jak tylko skręcałam za róg. Przekonywałam siebie, że Danny nie miałby nic przeciwko temu. Często mawiał: „Nie mogę oczekiwać, żebyś siedziała w domu z założonymi rękami, póki nie wrócę”. Tyle tylko, że istnieje spora różnica między wyjściem do kina z przyjaciółką a balowaniem do rana, i to jako jedyna kobieta w gronie mężczyzn. Jak mogłam w ogóle myśleć, że rock and rollowy styl życia to coś dla mnie? Istne szaleństwo.
Był jednak taki krótki moment, jeden wieczór, kiedy dopuściłam tę myśl do siebie. Miałam nadzieję, że uda mi się wszystkich przekonać, by pozwolili mi spróbować. Odważyłam się nawet fantazjować o sławie i zarabianiu takich pieniędzy, że już nigdy nie musielibyśmy się o nic martwić. Jaka szkoda, że te drobne mgnienia, minuty, których tak często nie zauważamy, zdarzenia, które wślizgują się w nasze życie bez większego zamieszania, niczym delikatny powiew poruszający firankę, czasem okazują się punktami zwrotnymi. Chwilami, które powinny się zjawiać zapowiadane fanfarami, fajerwerkami, jaskrawoczerwoną lampką ostrzegawczą, wołającą: UWAGA!
I oto teraz, piętnaście lat po urodzeniu ciebie, doprowadziłam Danny’ego na skraj wytrzymałości, zbliżając się do takiego właśnie niebezpiecznego momentu. Przez ponad dziesięć lat łagodny charakter Danny’ego pozwalał mi łudzić się, że mój mąż chce tego samego, co ja. Ale odkąd przekroczył czterdziestkę, wszystko wskazywało na to, że nie mogę dłużej na to liczyć. Coraz łatwiej było mi wyobrazić go sobie, jak stoi w sypialni i mówi: „Suze, robiłem, co mogłem, ale dłużej już nie dam rady. Próbuję cię uszczęśliwić, ale wszystko na nic”.
Te słowa zabrzmiały mi w uszach tak wiarygodnie, tak realistycznie, że zapragnęłam wyskoczyć z łóżka i sprawdzić, czy w szafie nie czeka na wpół spakowana walizka.
Gdy nadszedł świt, zrozumiałam, że będę musiała na zawsze porzucić myśli o tobie. Koniec z kupowaniem prezentów na urodziny. Koniec z wypatrywaniem Gwiazdy Północnej. Koniec z szeptaniem do Jeanie, że marzę o tym, byśmy w tajemnicy przed wszystkimi spotkali się któregoś dnia. Musiałeś dla mnie umrzeć, jeśli reszta mojej rodziny miała przetrwać.
Kiedy zwlokłam się z łóżka, byłam już zdecydowana. Towarzyszyło mi uczucie, które można by porównać z olśnieniem, jakbym nagle zrozumiała, że nigdy już nie będę mogła o tobie myśleć. Skupiłam się wtedy na Dannym. Popatrzyłam na niego z uwagą. Jak na kogoś, w kim widzę mężczyznę, a nie osobę, przy której nigdy nie mogłam się odprężyć z obawy, że nagle gdzieś na obrzeżach naszej rozmowy pojawisz się ty. Patrzyłam na jego twarz, tak łagodną we śnie. Na duże dłonie, które potrafiły podokręcać najmniejsze śrubki w rowerku Grace; które wtykały kosmyk włosów za ucho Louise z czułością, na jaką ja nigdy nie umiałam się zdobyć; które jednym zwykłym uściskiem umiały wyrazić miłość, a zarazem dać poczucie bezpieczeństwa i panowania nad sytuacją.
Patrzyłam na te cudowne usta, które aż się prosiły, bym przesunęła po nich palcem, żebym wróciła do tych oszałamiających dni, kiedy Danny był na urlopie i wystarczały nam nasze wzajemne spojrzenia, by odcinać się od innych i budować własny świat.
Zbiegłam na dół i zrobiłam mu herbatę i tosta.
Po chwili wróciłam do pokoju i uśmiechnęłam się, kiedy zamrugał w mocnym świetle słońca. Chciałam jak najszybciej podzielić się z nim swoim pomysłem.
– Danny, tak sobie myślałam. Nie chciałbyś imprezy urodzinowej? Zdaje się, że do końca sierpnia utrzyma się ładna pogoda.
Spodziewałam się, że to go ucieszy, a tymczasem pokręcił przecząco głową:
– Nie bardzo.
– Dlaczego? Louise mogłaby pomóc, jest już na tyle duża.
Podparł się na łokciach.
– Chcesz prawdy?
Potaknęłam, chociaż nie byłam pewna.
– Nie chcę robić sobie i dziewczynkom nadziei, żebyś ty w ostatniej chwili wszystko odwołała, bo jesteś zmęczona, masz migrenę, bo nie czujesz się na siłach przyjąć tylu osób, z cateringiem za dużo kłopotu, bo to się robi zbyt drogie, więc może wolałbym zjeść kolację w rodzinnym gronie.
Opadł na poduszkę i przykrył się kołdrą.
Patrzyłam na jego kark. Jakże odległy zdawał się ten dzień, kiedy objął mnie w Portsmouth Palais i powiedział: „Każdy z tych mężczyzn cię pragnie. – Potem nieśmiało odwrócił wzrok. – Ale ty wybrałaś mnie”.
Chciałam mu pokazać, że potrafię znowu być tamtą dziewczyną. Postanowiłam, że jego czterdzieste drugie urodziny będą niezapomniane. Miałam trzy tygodnie na zorganizowanie niespodzianki.
Do trzeciej soboty sierpnia, na kiedy to zaplanowałyśmy imprezę, Louise i ja pracowałyśmy niczym drużyna agentów specjalnych. Najpierw Louise nie chciała się angażować.
– Zawsze mówisz, że coś zrobisz, i nigdy tego nie robisz.
Kiedy jednak zobaczyła, jak gromadzę piwo w szopie na węgiel i przez trzy popołudnia pod rząd robię klopsiki i paszteciki z pieczarkami, zgodziła się zabrać Grace i obejść sąsiadów, żeby ich zaprosić. Nikt nie potrafił się oprzeć Grace. Trzymały się jej najróżniejsze szelmostwa, lecz miała tę wrodzoną zdolność uwodzenia ludzi swoim zawadiackim uśmiechem. Ja czułam się niezręcznie, zapraszając gości, jakbym musiała uzasadnić nagłe pragnienie wsypania paluszków do miski i posiekania owoców na poncz. Aż do ostatniej chwili zwlekałam z telefonami do kolegów Danny’ego z marynarki. Wszyscy, bez wyjątku, zamilkli na moment, gdy powiedziałam, kto i dlaczego dzwoni, jakby słowa „Susie” i „impreza” nie miały prawa znaleźć się w jednym zdaniu. Ale mimo to się zgodzili.
Powiedziałam Danny’emu, że zjemy wspólnie rodzinny posiłek, ale żeby wybrał się z kolegami na kilka drinków, zanim przyjdzie mama na kolację o ósmej. Wyglądał, jakby było mu to obojętne, jakby jego nadzieje, że mogłabym mieć coś wspólnego z przygotowaniami do jego urodzin, dało się zauważyć jedynie przy użyciu mikroskopu. Kiedy wyszedł, Jeanie i ja udekorowałyśmy ogród, rozwieszając lampki na drzewach, podczas gdy mama robiła w kuchni sałatkę z ryżu i kurczaka. Louise zajęła się balonami. Po raz pierwszy od bardzo dawna czułam się bardziej jak rodzic, który bawi się z dziećmi, niż taki, który pilnuje dyscypliny, uczy i każe przestrzegać dobrych manier.
Przed wpół do ósmej włączyłam kasetę Bay City Rollers. Wybrałam Bye Bye Baby i zmusiłam się do wyśpiewania każdego słowa. Wszyscy machaliśmy rękami w górze, jakbyśmy byli na koncercie na Wembley, a nie na podwórzu w Portsmouth. Odpychałam od siebie poczucie winy, że śpiewam i tańczę. Przekonywałam się, że teraz już będzie łatwiej. Musiało.
Kiedy goście zaczęli się schodzić, nie miałam już czasu o niczym myśleć. Louise stała na czatach przy bramie, a ja rozlewałam drinki. Jeanie robiła koktajle, nie przejmując się proporcjami, wlewała Galliano, wódkę i sok pomarańczowy do szklanek i mówiła wszystkim, że to koktajl, jaki pije się na Majorce.