Читать книгу Sekretne dziecko - Kerry Fisher - Страница 12

CZĘŚĆ PIERWSZA
SUSIE
ROZDZIAŁ 9
Październik 1977

Оглавление

Jak można było się spodziewać, w trzeciej ciąży moje mięśnie brzucha były zwiotczałe, i w siódmym miesiącu poruszałam się ciężko, powłócząc nogami. Danny mówił o mnie z czułością: „sunący krążownik”. W każdym razie miałam nadzieję, że mówił to z czułością. Im bliżej było terminu porodu, tym częściej budziłam się w nocy z niestrawnością i podparta poduszkami czekałam, aż ustanie pieczenie w przełyku. Te nocne godziny, gdy podchodziłam do okna i wpatrywałam się w Gwiazdę Północną, stanowiły dodatkową pożywkę dla moich obaw. A jeśli ktoś ukradnie mi dziecko w parku albo ono wypije wybielacz, kiedy na chwilę się odwrócę, a może nawet pogryzie je olbrzymi pies? Próbowałam odpychać od siebie te myśli, zwłaszcza że widziałam, z jakim entuzjazmem Danny czekał na pojawienie się kolejnego członka rodziny. W wolnym czasie pomalował nawet ściany pokoju dziecięcego w małe stateczki.

„Może nam się trafić dzieciaczek z żądzą podróży jak ja, który będzie chciał zobaczyć cały świat” – oznajmił.

Wiedziałam, że liczył na chłopca. Ja wolałam się nie zastanawiać, co bym chciała, bo każda myśl o nowym dziecku prowadziła mnie w przeszłość, do ciebie.

A jednak kiedy Louise była w szkole, a Danny w pracy, nie potrafiłam się oprzeć, by nie wejść do pokoju dziecięcego i nie dotknąć łóżeczka, które Danny odczyścił i pomalował. Wracałam wtedy myślami do chwil, kiedy jeszcze byłeś przy mnie – te cenne wspomnienia z taką siłą wirowały w mej pamięci, że aż kręciło mi się w głowie. Chwilami tak bardzo chciałam wiedzieć, co się z tobą dzieje, że przypominało to fizycznie odczuwalny głód. W takiej sytuacji pomagał mi tylko spacer, dalej i dalej przed siebie, dużo dalej, niż pozwalało na to moje niezdarne ciało, aż z wyczerpania nie byłam już w stanie myśleć.


To był właśnie jeden z takich dni. Szłam nabrzeżem w kierunku doków, myśląc o tym, jak kiedyś czekałam tu na Danny’ego wracającego z rejsu, jak moje ciało domagało się tego momentu, kiedy się do niego przytulę, i cała moja siła i samodzielność, które pomagały mi przetrwać, gdy był daleko, topniały, gdy zjawiał się przy mnie, zawsze nieco inny, niż pamiętałam, bardziej opalony, z krótszymi włosami, z bardziej ogorzałymi dłońmi. Tylko jedno się nie zmieniało: to, co czułam, gdy był w pobliżu. Przekonanie, że jest na tej planecie ktoś, kto stoi po mojej stronie. I oto jak mu odpłaciłam.

Mimo opuchniętych kostek i bólu w krzyżu szłam dalej, aż za siedzibę cechów, bo wysiłek fizyczny bronił dostępu niechcianym wspomnieniom.

Gdy ją zobaczyłam, było za późno na ucieczkę. Szła z przeciwnej strony, pchając wózek z małym dzieckiem, a starszy chłopiec, mniej więcej czteroletni, trzymał się krawędzi wózka i płakał.

Mimo to uśmiechnęła się szeroko:

– Rita!

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

– Przepraszam, to jakaś pomyłka. – Próbowałam ją wyminąć, ale chodnik był zbyt wąski, a jezdnią bez przerwy coś przejeżdżało. Jedynym wyjściem było przywrzeć do muru.

Popatrzyła na mnie z rezygnacją.

– To ty. Wiedziałam, że to ty, jak tylko cię zobaczyłam na jubileuszu. Z taką urodą się nie ukryjesz. – Spojrzała na mój brzuch. Szybko położyłam na nim dłonie w żałosnej próbie ukrycia go, jakby to był dowód mojej nielojalności wobec ciebie.

Miałam ochotę uciec, wbiec między samochody i zniknąć. Zobaczyła moje spojrzenie i podniosła chłopca na ręce, by kciukiem zetrzeć mu z nosa zieloną wydzielinę.

– To normalne, że nie chcesz tego pamiętać. Straszne to było, nie?

Już miałam zaprzeczyć. Jak mogła mi cokolwiek udowodnić? Panika jednak zniszczyła moje wszelkie zdolności aktorskie. Słyszałam błagalny ton w swoim głosie.

– Nie możesz nikomu powiedzieć. Mój mąż i córka nic nie wiedzą. – Myśli kołatały się w mojej głowie, nie chciałam przyjąć do wiadomości, że całe moje życie może się zawalić w ciągu kilku minut jednego przypadkowego dnia. Zaczęłam się odwracać.

Chwyciła mnie za rękę.

– Nie powiedziałaś mężowi?

Najwyraźniej nie zawracała sobie głowy obliczeniami, gdy wszem wobec ogłoszono, że moja jedenastoletnia córka wygrała konkurs piękności. Przecież dobrze wiedziała, że adopcja odbyła się dziewięć lat temu.

Uwolniłam ramię z jej uścisku.

– Nie powiedziałam nikomu. Tylko moja matka wie.

Skinęła głową. Na jej twarzy widać było zrozumienie. To była twarz kogoś, kto wiedział, jak to jest być osądzanym.

– Niech cię Bóg ma w opiece. – Wskazała na mój brzuch. – A ten tu, na kiedy masz termin?

– Początek grudnia.

– To jedyne dziecko po tamtym?

Kiwnęłam głową, wiedząc, że powinnam odejść, ale coś mnie ciągnęło do tej kobiety, jedynej osoby, która rozumiała.

– To jaka będzie różnica między tym małym a twoją córką?

Chciałam skłamać. Najchętniej przyłożyłabym gumkę do prawdy i wydrapała dziurę na tej stronicy mojej przeszłości, tak jak to czasem robiła Louise w zeszycie do matematyki. Ale nie mogłam. Nie mogłam wyprzeć się córki. Próbowałam trochę zaciemnić obraz.

– W tym roku kończy podstawówkę.

Lizzy jednak nie była głupia. Widziałam, jak składa wszystkie elementy w całość i trybiki w jej mózgu kręcą się jak w automacie w salonie gier, do którego zawsze ciągnęła mnie Louise. Jedna myśl popycha następną, która opada na niższy poziom, by spowodować całą kaskadę wniosków. Zmrużyła oczy.

– Zaraz, jak to się stało, że twoja córka jest starsza od dziecka, które oddałaś? Czy o n a jest twojego męża?

Byłam zrozpaczona i przerażona, miałam ochotę pobiec do domu i zatrzasnąć za sobą drzwi, żeby ukryć się przed całym światem. Jej słowa powinny brzmieć głośno, surowo, wręcz oskarżycielsko. Było w niej jednak coś takiego, jakby nic nie mogło jej zdziwić, jakby sama już tyle razy upadła, że ciemne sekrety innych nie zasługiwały na nic więcej niż lekkie uniesienie brwi. Nagle zaczęłam odpowiadać na jej pytania. Najpierw ostrożnie, a potem coraz swobodniej opowiadałam jej o tym, jak Danny był daleko na morzu, aż skomentowała:

– Biedactwo. I cały czas trzymasz to w tajemnicy. Nic dziwnego, że się rzuciłaś jak zranione kocię, kiedy spotkałyśmy się na jubileuszu. Nie powinnam była nic mówić przy Louise. Ale wyrwało mi się, to było tak niespodziewane.

Cofnęłam się myślami do tego dnia, gdy zobaczyłam ją w otoczeniu rudowłosej gromadki. Nie mogłam zapomnieć tego wysokiego syna. Wyglądał na jakieś dziewięć lat, tyle, ile ty miałbyś w tym momencie.

Zapytałam swobodnie, jakby to była zwykła wymiana uprzejmości.

– A ty, nie zatrzymałaś tamtego dziecka? – Byłam spięta, nie chciałam usłyszeć odpowiedzi, bo bałam się dowiedzieć, że ktoś inny w tych samych okolicznościach okazał się lepszą, odważniejszą matką ode mnie. Ale z drugiej strony, musiałam się upewnić, że ona także nie znalazła sposobu, żeby zatrzymać swoje dziecko. Że rozumie, jak to jest żyć z brakującą połową serca.

Nim zdążyła odpowiedzieć, chłopczyk trzymany na rękach poruszył się i pociągnął ją za włosy, aż się skrzywiła.

– Oj, Carl, puść, to boli. – Obróciła się w moją stronę. – Wszystkie ciągną mnie za włosy. Nawet on to robił, tamten mały urwis.

Przez jej twarz przemknęły słodko-gorzkie wspomnienia. Mimo wszystko poczułam ulgę, gdy powiedziała:

– Nie, nie zatrzymałam go. Nie mogłam. Ojciec nie chciał słyszeć o córce z bękartem, która przynosiłaby mu wstyd przed ludźmi. Pobił mnie niemal na śmierć, jak się dowiedział. A już po podpisaniu papierów adopcyjnych matka powiedziała, że i tak nie mogę wrócić do domu.

– Szybko chyba miałaś następnego syna. Ile ma lat?

– Dopiero siedem. Rick jest duży jak na swój wiek. Często się zastanawiam, czy Bobby też jest wysoki. Nigdy nie powiedziałam o nim żadnemu z dzieci. Z bólem serca myślę, że Rick ma starszego brata, o którym nic nie wie.

Obok nas przejechała ciężarówka, uniemożliwiając nam rozmowę. Ta chwila milczenia pozwoliła każdej z nas z powrotem zamknąć rozdrapane rany.

– Czyli poznałaś swojego męża już po oddaniu dziecka? Powiedziałaś mu? – Tak bardzo pragnęłam zrozumieć doświadczenia innych, że aż stałam się nachalna.

– Udałam, że to się stało na długo, zanim go poznałam. Mój mąż nie lubi, kiedy o tym wspominam. Denerwuje się wtedy. – Wywróciła oczami. – Wiesz, jacy oni są. Zaczyna się wściekać, jak tylko słyszy amerykański akcent, bo powiedziałam mu, że ojciec dziecka był jankesem, który zostawił mnie na lodzie.

Dziewczynka w wózku zaczęła płakać i Lizzy wsunęła jej do ust smoczek.

– W zasadzie wyszłam za pierwszego faceta, który się napatoczył, głównie po to, żeby udowodnić mojej matce, że nie ma racji. – Zaczęła przedrzeźniać swoją matkę: – „Teraz już żaden mężczyzna nie będzie chciał na ciebie spojrzeć. Jeśli masz trochę rozsądku, to nigdy nie piśniesz nawet słówka o tym bękarcie”.

Patrzyła ponad moim ramieniem, jej twarz wykrzywiał ból.

– Wszystko w imię cholernej religii. Bardziej martwiła się o to, że kongregacja kościelna będzie plotkować, niż o osiemnastoletnią córkę, którą wysłała do Londynu, żeby pozbyła się jej wnuka. Te przeklęte zakonnice. Jeśli to była religia, to niech ją sobie wetkną tam, gdzie papież nie widzi. Potem zamieszkałam u siostry, ale nie bardzo miała dla mnie miejsce. Już i tak było jej ciasno. Poznałam Simona, jak chodził po domach i sprzedawał polisy ubezpieczeniowe. Porozmawialiśmy sobie, oj, trzeba przyznać, że gadane to on ma. Wyszłam za niego, żeby mieć własny dom.

To wyjaśniało tę jej hardość, ten brak użalania się nad sobą. Ja przynajmniej miałam do czego wracać, miałam mamę, która była gotowa mnie utulić. Nie zostałam rzucona na głęboką wodę, gdzie można się utopić albo nauczyć pływać.

Lizzy pogłaskała synka po główce, a jemu powieki opadły i wtulił się w jej bark.

– Nie zamierzałam mówić Simonowi o tej adopcji, ale nie mogłam już znieść tego poczucia wstydu. Moja matka odwiedzała mnie w tajemnicy przed ojcem. Postanowiłam, że ja będę lepszą matką niż ona, mimo że nie udało mi się zatrzymać tego malucha. Przynajmniej przyznałam, że istniał.

Chciałam dodać jej otuchy. Już nie ciągnęło mnie do ucieczki, wolałam trzymać się tej kobiety – innej wyrodnej matki, kogoś, kto jak ja udaje rodzica, jedynej znanej mi osoby, która wie, jak to jest żyć z tępym bólem pustki, której nie da się niczym wypełnić. Musiałam zrozumieć, jak udało się jej przetrwać i nie zwariować, mając świadomość, że myśli o synku – o tym, że nigdy już go nie zobaczy, nie dowie się, czy ktoś się nim opiekuje, kocha go, czy jest dla kogoś ważny – mogą ją doprowadzić do szaleństwa.

Opuściła wzrok i drapała sandałami po krawężniku.

– Wiesz, to był taki słodki chłopaczek. Miał gęstą czuprynkę. Rudą, oczywiście. Nie chciałam go oddawać. Ale co za życie mogłam mu dać, hm? Mamę na zasiłku i bez dachu nad głową. Zresztą i tak nie miałyśmy szans z tymi zakonnicami, które czaiły się za każdym rogiem, żeby nam wydrzeć nasze maluchy. – Spojrzała na mnie, błagając wzrokiem o potwierdzenie. – Prawda?

– Tak, nie miałyśmy szans. Pamiętasz siostrę Patricię?

Zmrużyła oczy na to wspomnienie.

– Suka.

Miała rację, lecz mimo to ja nadal nie potrafiłam tak mówić o zakonnicach. Co nie przeszkadzało mi podziwiać Lizzy za jej brak hipokryzji.

Skinęłam głową w stronę niemowlęcia.

– Urodzenie następnego pomogło?

Jej wzrok przesuwał się po mojej twarzy, jakby oceniając, ile prawdy jestem w stanie znieść. Westchnęła.

– Bardzo chciałam mieć następne dziecko. Zaszłam w ciążę niecałe dwa miesiące po ślubie z Simonem. Od tej pory nie mogę przestać ich rodzić. Już mam czworo. – Spuściła głowę. – Ale myślę o sobie jako o matce pięciorga, cały czas czuję, że tego jednego mi brak.

Próbowała się uśmiechnąć, ale ja rozpoznałam ból na jej twarzy, tę znajomą tęsknotę w głosie. Nie świadczy to o mnie dobrze, lecz poczułam się lepiej. Ktoś jeszcze na świecie dźwigał taki sam ciężar jak ja, odczuwał taki sam smutek, którego nie sposób się pozbyć – niewidoczne trujące ziarno gnijące od środka.

Ściszyła głos.

– Jestem świetna, jak chodzi o zachodzenie w ciążę, ale beznadziejna w wyborze mężczyzn.

Nie mogłam nie zauważyć ironii losu.

– Ja jestem beznadziejna w zachodzeniu w ciążę, ale mój mąż okazał się w porządku. – Nie chciałam, żeby to zabrzmiało, jakbym się chwaliła, dodałam więc: – To znaczy, ciągle zostawia skarpetki na podłodze i nie opróżnia popielniczek, ale jest dobrym ojcem.

Niemowlę zaczęło płakać, przerywając nam tę chwilę zwierzeń. Lizzy podała mi chłopca, który głośno protestował pozbawiony wygodnego oparcia na jej biodrze. Był ciężki i trudno mi było go utrzymać. Natychmiast to wyczuł i odepchnął mnie, płacząc za mamą i próbując do niej wrócić.

Lizzy pochyliła się nad dziewczynką w wózku, która wsuwała sobie paluszki do buzi.

– Muszę już iść, jest głodna. – Odebrała chłopca ode mnie i zaczęła całować go po policzkach, tak że już po chwili odchylał główkę, zanosząc się śmiechem. Zazdrościłam jej tych naturalnych gestów, tej beztroski. Ja już nie pamiętałam, kiedy ostatni raz śmiałam się razem z Louise. Za mało czasu spędziłam z nią na dmuchaniu baniek mydlanych, robieniu babek czy budowaniu zamków z plasteliny, gdy była mała. Za bardzo koncentrowałam się na tym, żeby umiała pisać i czytać, zanim pójdzie do szkoły. Może tym razem uda mi się lepiej rozłożyć akcenty.

– Popcham ci wózek do rogu ulicy – zaproponowałam, chcąc jeszcze przez chwilę cieszyć się radosnym towarzystwem Lizzy.

Objęła mnie wolnym ramieniem.

– Miło było cię spotkać. Zawsze po południu jestem w parku Edwarda. Mniej więcej do trzeciej, bo potem starsze dzieciaki kończą szkołę. Przyjdź, kiedy zechcesz. Pa, Rita.

Kiwnęłam głową, oceniając w duchu, czy mogę jej zaufać.

– Jestem Susie.

– Jeanie.

Sekretne dziecko

Подняться наверх