Читать книгу Berek - Marcin Szczygielski - Страница 12
II
Оглавление– Ania, patrz! – Janka szepcze mi do ucha. – Ta spod piętnastki znowu była w lumpeksie.
Spoglądam na utlenioną kobietę stojącą dwa rzędy przed nami. Wredne babsko ma na sobie turkusową jesionkę. Całkiem ładny płaszcz, chociaż ja nigdy nie założyłabym czegoś w takim kolorze. Stara robi się na liceum.
– Rękawy za krótkie – odszeptuję.
– Chodź, idziemy – mówi Janka półgłosem, szturchając mnie w bok.
Źle stanęłam, ma bliżej do przejścia. Znowu będzie pierwsza, przecież nie będę się z nią ścigała. Janka wtyka torebkę pod pachę i rusza w kierunku ołtarza. Na pewno zjadłam całą szminkę, cholera. Nie zdążyłam sprawdzić w lusterku, kazanie było takie zajmujące. Janka przepycha się między ławkami, roztrąca inne kobiety. Krowa. I jak grubo wygląda z tyłu. Ksiądz Marek spogląda prosto na mnie i uśmiecha się, kiwając głową. Boże, jaki to piękny mężczyzna. Krótko obcięte, czarne włosy, śniady, białe zęby. Że też tacy piękni mężczyźni chodzą po tej ziemi. Uśmiecham się szeroko do niego i klękam na twardej, zimnej posadzce. Wciągam zapach kadzidła i kwiatów, przytłumiony nieco przez zapach perfum i wilgotnych płaszczy. Majtki wpijają mi się w pupę, ale nie mogę ich poprawić – czuję dziesiątki oczu na swoich plecach. Janka klęczy obok. Jeżeli wstanie sama, to będzie cud boski, moim zdaniem. Jest tłusta jak wieloryb. Boże jedyny, jak pięknie to wszystko wygląda. Ołtarz umajony kwiatami, biała koronkowa serweta. Matka Boska spogląda na mnie z obrazu swoimi mądrymi oczami. Czuję lekki dreszcz szczęścia, zupełnie jakbym już prawie w niebie była. Ksiądz Marek zbliża się do mnie. Spoglądam w górę, na jego silną szczękę, śniade policzki. Potem mój wzrok schodzi w dół, przesuwa się po czarnej sutannie i zatrzymuje na czarnych pantoflach. Duże stopy. Wzdycham, podnoszę twarz i spoglądam mu prosto w oczy. Uśmiecha się dobrotliwie, a ja szeroko otwieram usta. Kiedy kładzie białą hostię na moim języku, jego kciuk przez ułamek sekundy dotyka mojej wargi. Czuję ciepło, a żołądek kurczy się i na moment zwija w kulkę. Nad prawym ramieniem księdza Marka wisi nagi, cierpiący Jezus na krzyżu. Widzę jego szeroko rozpostarte ramiona, białą szatę na biodrach, jasną skórę podbrzusza, krople krwi. Pod beretem robi mi się cholernie gorąco, głowa mnie swędzi. Zamykam oczy i połykam Go. Zbawienie. Zalewa mnie fala szczęścia, uda drżą lekko. Dobry Boże, dziękuję Ci. Dzięki takim chwilom wiem, po co żyję.