Читать книгу Ludzkie potwory - Nikki Meredith - Страница 16

10
Mondo Video A-Go-Go

Оглавление

Październik 1996

Zamierzałam spędzić trochę czasu w gmachu Sądu Hrabstwa Los Angeles, gdzie chciałam znaleźć transkrypcje stenogramów z procesu, oraz w miejscowej bibliotece publicznej, by przejrzeć poświęcone sprawie artykuły. Postanowiłam zatrzymać się w Santa Monica, w domu, który wraz z bratem odziedziczyłam po rodzicach. Wieczory miałam wolne, więc zadzwoniłam do najstarszych przyjaciół mamy i taty – małżeństwa, które będę nazywać Ruth i Sid – by umówić się z nimi na kolację w barze z grillem przy Vermont Avenue w Los Feliz Village. Zawsze byłam im wdzięczna za ich przyjaźń z moimi rodzicami i za wsparcie, którego udzielili im wtedy, gdy mój brat miał problemy. Oboje byli już po dziewięćdziesiątce i żadne nie mogło prowadzić, ale ponieważ mieszkali zaledwie kilka kilometrów od lokalu, upierali się, że wezmą taksówkę, choć zaoferowałam im podwiezienie.

Kiedy dotarłam na miejsce, siedzieli już za stołem, ale jak zwykle uprzejmy Sid z trudem wstał, by odsunąć mi krzesło. Byli o dziesięć lat młodsi od moich rodziców, więc kiedy dorastałam, zawsze widziałam w nich młodszych znajomych mamy i taty. Nawet po dziewięćdziesiątce zachowali młodzieńczy urok. Sid był szczupły, choć jego twarz z wysoko osadzonymi, okrągłymi policzkami i różową cerą sprawiała wrażenie pucułowatej. Czerń jego włosów podkreślały pojawiające się u skroni srebrne refleksy. Ruth wciąż miała włosy w kolorze truskawkowy blond, które jak zawsze przystrzygła na pazia. Miała klasę Nancy Reagan. Wprawdzie zachowywała się z większą powściągliwością niż mąż, ale pod tą rezerwą kryły się głębokie pokłady ciepła i dobroci. Ta jej życzliwość pomogła moim rodzicom wyjść z dołka psychicznego wywołanego sytuacją, w jakiej znalazł się mój brat. Dodatkowo Sid, który był sędzią w Los Angeles, podpowiadał mamie i tacie, jak poruszać się po systemie sądowniczym.

Po kolacji zapytał mnie, nad czym aktualnie pracuję. Spodziewałam się, że padnie takie pytanie, ale nie do końca byłam pewna, czy chcę rozmawiać o Leslie i Pat. Zaczynałam właśnie odkrywać, że choć od zabójstw popełnionych przez Rodzinę Mansona zdążyło upłynąć trzydzieści lat, to osoby je pamiętające wciąż reagowały na wzmianki o nich bardzo emocjonalnie i łatwo wpadały w gniew lub oburzenie. Ruth i Sid byli liberalnymi demokratami, ale sympatie polityczne traciły na znaczeniu, kiedy rozmowa schodziła na ludzi jakkolwiek powiązanych z tymi morderstwami. Zarówno liberałowie, jak i konserwatyści często uważali, że kobiety Mansona, a także wszystkie kojarzone z nimi osoby zasługiwały wyłącznie na pogardę. Skoro jednak Ruth i Sid zawsze okazywali mi przyjacielskie i rodzicielskie wręcz uczucia, postanowiłam zaryzykować i podjąć temat.

Opowiedziałam im o filmie dokumentalnym, który widziałam w telewizji, o swoich odwiedzinach w więzieniu i próbach rozeznania się, czy obie kobiety rzeczywiście przeszły przemianę. Z początku żadne z nich nie odezwało się nawet słowem, ale Ruth miała tajemniczy wyraz twarzy.

– Zaskoczyłam was? – spytałam.

– Nie do końca – odpowiedziała z uśmiechem Ruth. – Te sprawy nie są ci przecież obce. – Co miała na myśli? Losy mojego brata? Sądownictwo karne, o którym pisałam? Więzienia, które odwiedziłam, zbierając materiały do swoich tekstów? Wszystko to było prawdą. Zanim jednak zdążyłam zapytać, o co jej konkretnie chodziło, Ruth westchnęła: – Ta biedna kobieta…

Jaka znowu kobieta? W tej historii pojawiało się wiele takich, o których można było tak powiedzieć. Sharon Tate? Matka Sharon Tate? Abigail Folger? Jej matka? Rosemary LaBianca? Ruth miała dobre serce, ale wątpiłam, by chodziło jej o Pat lub Leslie. Najbardziej logiczną odpowiedzią wydawała się Rosemary LaBianca, bo była sąsiadką Ruth. Niewykluczone, że się znały.

– Tak, zgadzam się – powiedziałam. – To okropne zginąć w taki sposób.

– Och, nie miałam na myśli żadnej ofiary. Oczywiście, to było straszne, ale tak naprawdę mówiłam o matce Leslie Van Houten. Pracowałyśmy w tej samej instytucji, choć się nie znałyśmy. Było mi z jej powodu bardzo przykro.

Przez ponad trzydzieści lat Ruth była kierowniczką Wydziału Oświaty w Los Angeles, z kolei matka Leslie pracowała jako nauczycielka zajmująca się dziećmi z grup podwyższonego ryzyka. To olbrzymi rejon szkolny, ale kiedy już zidentyfikowano morderców, plotki rozniosły się błyskawicznie.

– Rozeszło się pocztą pantoflową, że jest bardzo dumną osobą, i nie chodzi mi tu o arogancję. Nie próbowała ukrywać, kim jest jej córka, ale jasno dawała do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać… Któż by zresztą chciał?

Sid był wówczas sędzią w sądzie okręgowym, ale nie dysponował żadną szczególną wiedzą na temat tej sprawy.

– Za to każdy, kto pracował w pobliżu gmachu sądu, widział, jaki cyrk urządzono wokół tego procesu – skomentował.

Właściwie każdy, kto mieszkał w Los Angeles lub miał telewizor, mógł zobaczyć, jak to wyglądało. Codziennie rano fanki Mansona siadały na chodniku przed Pałacem Sprawiedliwości ze zdjęciami swojego idola i urządzały czuwanie.

Ruth wspominała strach, który owładnął całą dzielnicą Los Feliz, nim policja ujęła podejrzanych.

– W nocy ulice były puste – wspominała. – Ludzie bali się wychodzić z domów. Myślałam sobie wtedy, że nie ma w tym zbyt wiele logiki, bo przecież LaBianców zabito w ich domu.

Żałowała, że nie byli w stanie ujawnić mi żadnych sensacji na temat Mansona lub morderstw, ale ich wiedza ograniczała się do tego, co było powszechnie wiadome. Odpowiedziałam, że choć lubię sensacyjne informacje, to jednak nie tego szukam. Przede wszystkim interesowały mnie same kobiety i ich życie przed zbrodnią, w jej trakcie i po niej.

Nie jestem pewna, czy Ruth usłyszała moje słowa, bo nagle się ożywiła.

– Och, właśnie sobie przypomniałam pewną błahostkę – odezwała się z błyskiem w oku. – Czy wiesz, kto kiedyś mieszkał w domu Rosemary i Lena LaBianców?

– Nie – odpowiedziałam.

– Walt Disney.

– Naprawdę? – spytałam. – Widziałam zdjęcia i wcale nie wyglądało to okazale.

– I takie też nie jest. To porządny dom, ale dość skromny jak na Walta. Mieszkał tam w latach trzydziestych, kiedy budował własny parę przecznic dalej. Stawiał sobie tam swoją wersję chatki Jasia i Małgosi.

Zamówiliśmy desery i Sid wspomniał o sprawie, którą prowadził na rok przed przejściem na emeryturę.

– Jednym z podsądnych był jakiś wariat od Mansona. Nie sądzę, by oficjalnie należał do Rodziny, zresztą może i należał, nie mam co do tego pewności, w każdym razie przedtem nie zdawałem sobie sprawy, że po tym wszystkim Manson miał jakichkolwiek naśladowców. Najwyraźniej jest autentycznym sekciarskim antybohaterem. – Tu Sid wzruszył ramionami i pokręcił głową w geście „wyobraź to sobie”. – Ale dobrze, ten człowiek pracował w sklepie specjalizującym się w nowościach dla sekt. Czy raczej, jak teraz mi się wydaje, coś z tego sklepu ukradł. Można byłoby się spodziewać, że powinienem to pamiętać – powiedział i się zaśmiał. – Wszystko jedno. Wspominam o tym dlatego, że ten sklep jest tutaj w okolicy. – Dodał, że przejeżdżał koło niego, wracając po pracy do domu, i nieraz kusiło go, by zajrzeć do środka, ale nigdy tego nie zrobił. – Coś czuję, że mają tam niezły zbiór pamiątek związanych z Mansonem.

Chciałam podkreślić, że nie jestem zainteresowana samym Mansonem, ale widząc, jak bardzo chcieli mi pomóc, pomyślałam sobie, że odmowa byłaby z mojej strony małostkowością. Powiedziałam więc, że zajrzę do tego sklepu.

Po posiłku Sid i Ruth zaproponowali, że mnie odprowadzą.

– To zaledwie kilka przecznic stąd – powiedział Sid. – Chyba nie powinnaś iść tam sama.

– Nie martwcie się – odparłam, unosząc telefon komórkowy. – Poradzę sobie.

Ogarnęło mnie wzruszenie. Niezależnie od tego, ile już miałam lat i jak starzy i zniedołężniali się stawali, zawsze działali in loco parentis.

Kiedy już odjechali, przyszło mi do głowy, że choć nie interesują mnie pamiątki po Mansonie, to ciekawią mnie ci, których one obchodziły. Przeszłam się kawałek Vermont Avenue i dotarłam do Mondo Video A-Go-Go.

Tuż za progiem wkroczyłam do świata jak z sennych majaków. Początkowo nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ktoś na moich oczach uniósł jakiś głaz, a cały inwentarz Mondo Video A-Go-Go ożył i wypełzł na zewnątrz. Pomyślałam o Upadku z Michaelem Douglasem i pojawiającym się tam surwiwalowcu prowadzącym sklep ze sprzętem z demobilu, tym w czarnej czapce dokerce i czarnej skórzanej kamizelce, która eksponowała jego wytatuowane bicepsy. Świetnie pasowałby do Mondo Video A-Go-Go. W każdym razie mógłby tam robić zakupy. Dobrze, to nie do końca uczciwe z mojej strony, bo na półkach nie było broni i w przeciwieństwie do mowy nienawiści wylewającej się z tego gościa z Upadku tu nie było niczego jawnie homofobicznego. Niemniej sklep mógłby się reklamować hasłem: „Jeśli jest coś obraźliwego, mamy to na składzie”. Na ścianach było pełno plakatów, znaczków, naklejek na samochody czy magnesów, z których wiele wyglądało tak, jakby zaprojektował je Hitler lub któryś z jego naśladowców.

Dostrzegłam swastyki, bicze i kaptury Ku Klux Klanu. Była oszałamiająca kolekcja filmów sekciarskich i z innych, wąskich specjalizacji, które opatrzono etykietami i ułożono działami – na przykład UFO, seryjni mordercy, pornografia z udziałem osób po amputacjach, pornografia z udziałem karłów, wszelkiego rodzaju sado-maso, wykorzystywanie czarnych, pominięte odcinki Strefy mroku. Nie pytałam, lecz nie wątpiłam, że gdzieś upchnięto filmy ukazujące sceny autentycznego morderstwa. Nie trzeba dodawać, ale odczuwałam ulgę, że nie pojawiłam się tam w towarzystwie sędziego i jego żony.

Przy ladzie zgromadziła się grupka mężczyzn i wydawało mi się, że kątem oka dostrzegłam przyklejone do kasy zdjęcie odciętego penisa z przylegającymi do niego jądrami. Czułam się zbyt zawstydzona, by ściągnąć na siebie uwagę jakimkolwiek pytaniem. Dojrzałam stojącego z boku faceta, który czytał napisy na opakowaniu płyty CD. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, a z jego głowy zwisał pojedynczy kosmyk kruczoczarnych włosów, a poza tym były ogolony na łyso. Członek klubu? Pracownik? Półgłosem zapytałam, czy są może jakieś filmy wideo o Mansonie.

– Och, zaraz sprawdzę – odpowiedział z uśmiechem. – Jakieś dwa lub trzy pewnie się znajdą.

Następnie poprowadził mnie zatłoczonymi korytarzami do ogromnego działu z materiałami poświęconymi Mansonowi.

Było tam mnóstwo kaset wideo: nagrania wywiadów telewizyjnych udzielonych w ciągu minionych trzydziestu lat, posiedzenia, podczas których rozpatrywano wnioski o zwolnienie warunkowe, urywki z rozpraw sądowych z udziałem Mansona, Texa Watsona i trzech kobiet; wszystko oczywiście nagrane w domu na magnetowidzie. Stawiłam czoła tłumowi przy kasie i za dziesięć dolarów wykupiłam kartę dożywotniego członkostwa w klubie. Mogłam odtąd wypożyczać na noc kasety za półtora dolara w dni robocze i za dwa i pół dolara w weekendy. Wypożyczyłam dziesięć pierwszych, kupiłam popcorn do przygotowania w mikrofalówce, wróciłam do Santa Monica i zaczęłam oglądać.

Ludzkie potwory

Подняться наверх