Читать книгу Księgi Jakubowe - Olga Tokarczuk - Страница 5
PROLOG
ОглавлениеPołknięty papierek zatrzymuje się w przełyku gdzieś w okolicy serca. Namaka śliną. Czarny, specjalnie przygotowany atrament powoli się rozpływa i litery tracą swą postać. W ciele człowieka słowo pęka na dwoje, na substancję i istotę. Gdy ta pierwsza zanika, druga, pozostając bez kształtu, daje się wchłonąć tkankom ciała, jako że istota nieustannie poszukuje materialnego nośnika; nawet jeśli ma się to stać przyczyną wielu nieszczęść.
Jenta budzi się, a przecież była już prawie martwa. Czuje to teraz wyraźnie, to jest jak ból, jak prąd rzeki, drganie, napieranie, ruch.
W okolicy serca wraca delikatna wibracja, serce bije słabo, ale równomiernie, pewne swego. W wysuszone i kościste piersi Jenty wpływa znowu ciepło. Jenta mruga oczami i z trudem unosi powieki. Widzi nachyloną nad sobą zmartwioną twarz Eliszy Szora. Próbuje się do niego uśmiechnąć, ale nie włada aż tak swoją twarzą. Elisza Szor ma ściągnięte brwi, patrzy na nią z pretensją. Jego usta poruszają się, ale do uszu Jenty nie dochodzi żaden głos. Skądś pojawiają się ręce – duże dłonie starego Szora, które sięgają do jej szyi i wędrują pod derkę. Szor nieporadnie próbuje odwrócić bezwładne ciało na bok i zajrzeć pod nie, na prześcieradło. Nie, Jenta nie czuje jego wysiłków, czuje tylko ciepło i obecność brodatego spoconego mężczyzny.
Potem nagle, jak za sprawą jakiegoś uderzenia, Jenta patrzy na wszystko z góry – na siebie samą i na łysiejący czubek głowy Szora, w tej szamotaninie z jej ciałem bowiem spadła mu czapka.
I odtąd tak już jest – Jenta widzi wszystko.