Читать книгу Przewiew. 12 historii otwartych - Praca zbiorowa - Страница 9

Skrawek nieba

Оглавление

(Z opowieści Moniki)

Moja mama zawsze komuś pomagała. Zostawiałyśmy potrzebującym prezenty pod drzwiami. Dzwoniłyśmy i uciekałyśmy, żeby nikt nie musiał dziękować. Po jej śmierci mogłam zamknąć się w sobie albo uwrażliwić na ludzką krzywdę i biedę, mimo że tak naprawdę jej nie doświadczyłam. Stało się to drugie.

Któregoś dnia natknęłam się na ulicznego grajka, który zbierał pieniądze na bezdomnych i dzieci. To był znany katowicki społecznik, Jacek Pikuła. Coś mnie tknęło, żeby do niego podejść i zapytać, czy też mogłabym pomagać. Zostałam wolontariuszką.

Jedzenia, które otrzymywaliśmy od supermarketów dla świetlicy „Skrawek nieba”, było naprawdę dużo. Jacek wpadł na pomysł, żebyśmy dzielili się nim z innymi placówkami prowadzącymi działalność społeczną. Do Domu Aniołów Stróżów przyjechałam z naręczem kiełbas i… salcesonów. Wtedy, w 1997 roku, funkcjonowała tylko jedna placówka, dziś jest osiem: pięć w Katowicach, dwie w Chorzowie i jedna w Sosnowcu.

Zanim zostałam prezeską Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom i Młodzieży Domy Aniołów Stróżów, przez wiele lat pracowałam tam jako wychowawczyni. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych w stowarzyszeniu było dosłownie kilka osób – psycholog, pedagog, pielęgniarka, informatyk, ksiądz. Idea była taka, żeby wychodzić na ulice, na dworce i tam szukać dzieci – szczególnie tych trudnych, pozostawionych samopas, na gigancie, wąchających klej, prostytuujących się. Bo one i ich rodziny same po pomoc by nie przyszły.

W Domach Aniołów dzieci dostają to, co powinny dostawać u siebie w rodzinnym domu, ale czego im z różnych powodów brakuje. Poczucie bezpieczeństwa, wsparcie dorosłych, pomoc w nauce i nawiązywaniu oraz utrzymywaniu przyjaźni. Chodzimy z nimi do kina, na basen, do parku, jeździmy na wycieczki, organizujemy obozy. Zabieramy je do lekarza, do dentysty, psychiatry, na zajęcia do logopedy. Sześcioletniej dziewczynce robiliśmy protezę – miała tak zniszczone zęby, że nie była w stanie jeść. Dzieci przychodzą do nas po szkole i zostają do wieczora. Przedszkolaki są od rana do popołudnia. Dzięki temu, że są u nas w ciągu dnia, ich rodzice mogą podjąć pracę, w czym ich wspieramy. Dzieciaki gotują, piorą, sprzątają jak w normalnym domu, jednak na noc zazwyczaj wracają do swoich rodzin. Zdarza się, że jest to niemożliwe, bo w ich rodzinie źle się dzieje. Wtedy nocują u nas. Na początku do domów trafiała wyłącznie młodzież, dziś pracujemy też z przedszkolakami, najmłodsze mają dwa i pół roku. Doszliśmy do wniosku, że im wcześniej zaczniemy pracować z dziećmi z trudnych środowisk, tym większe szanse, że w przyszłości poukładają sobie życie.

Przewiew. 12 historii otwartych

Подняться наверх