Читать книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz - Страница 16

Rozdział 1
13
ul. Argentyńska, Saska Kępa

Оглавление

Chyłka otworzyła oczy zaskoczona. Właściwie nie było powodu, dla którego miałaby się czemukolwiek dziwić, a mimo to codziennie to uczucie się powtarzało. Może podświadomie zdumiewało ją, że w ogóle się budziła? A może zastanawiało ją to, że nie bolała jej głowa i nie czuła kaca? Nie, w tej ostatniej kwestii dawno miała wszystko przepracowane. Jeśli wypiła odpowiednio wiele przed snem, ranek był w porządku. Po dwóch, trzech godzinach zaczęłyby się problemy, ale klin załatwiał sprawę.

Wypiła poranną dawkę i włączyła NSI. W wiadomościach mówiono o wypadku na krajowej ósemce, a potem zajęto się makabrycznym zabójstwem sprzed kilku dni. Wypowiadał się prokurator prowadzący śledztwo.

Joanna ściągnęła brwi. Pierwszy raz widziała tego oskarżyciela, choć wydawało jej się, że zna każdego warszawskiego prokuratora. Najwyraźniej nowy narybek. I całkiem udany, musiała przyznać.

Mężczyzna patrzył prosto w kamerę, sprawiał wrażenie pewnego siebie, ale nie na tyle, by popaść w arogancję. Przywodził jej na myśl Harveya Spectera ze „Suits”, mimo że znajdował się po drugiej stronie prawniczej barykady i był blondynem. Jak na oskarżyciela publicznego ubierał się całkiem nieźle. Miał nawet poszetkę dobraną kolorystycznie do krawata.

– Chapeau bas – mruknęła do niego Chyłka, unosząc tequilę.

Pociągnęła kilka łyków i uznała, że poranna dawka klina jest wystarczająca. Spojrzała na podpis na dole ekranu. Prokurator Mateusz Zakierski.

Joanna machinalnie sięgnęła w kierunku telefonu. Naraz jednak zmitygowała się, że nie pracuje już w Żelaznym & McVayu. Nie korzysta z dobrodziejstwa posiadania w odwodzie kogoś takiego jak Kormak. Chudzielec szybko zebrałby wszystkie informacje, jakie były do zebrania na temat prokuratora, a potem ułożyłby to w zgrabny raport.

Trudno, będzie musiała radzić sobie sama. Kiedyś nie wyobrażała sobie pracy z kimkolwiek, teraz wystarczyło wrócić do tamtych czasów. Wzdrygnęła się na myśl o tym. Była wówczas zupełnie inną osobą.

Skupiła wzrok na prokuratorze.

– Jak państwo doskonale wiedzą, ustaliliśmy kilka istotnych okoliczności w sprawie – powiedział Mateusz Zakierski.

Najwyraźniej uciął sobie krótką pogawędkę z dziennikarzami przed wejściem na antenę i jak zawsze okazało się, że wiedzą więcej, niż powinni.

– Zebraliśmy materiał dowodowy, który pozwolił na zatrzymanie tego ranka podejrzanego – dodał oskarżyciel.

Chyłka zamrugała kilkakrotnie oczami. Przesłyszała się? Była jeszcze wstawiona? I to aż do tego stopnia, by mieć halucynacje? Pasek w NSI nagle zmienił kolor z żółtego na czerwony. Pojawiła się na nim informacja, że zatrzymano osobę podejrzaną o zamordowanie kobiety i jej dziecka na warszawskim Ursusie.

– Na tę chwilę mogę powiedzieć jedynie, że zatrzymany, Robert H., jest mieszkańcem Warszawy. Ze względu na dobro śledztwa nie mogę przekazać państwu żadnych innych informacji.

Joanna poczuła, że robi jej się niedobrze.

– Czy zatrzymany przebywa w areszcie? – zapytał jeden z dziennikarzy tylko po to, by rozkręcić nieco prokuratora.

– Tak. Został zastosowany środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego zatrzymania.

Satysfakcja w głosie Zakierskiego niemal sprawiła Chyłce fizyczny ból. Zatrzymali Bukano? Bez telefonu do niej, bez jakiejkolwiek informacji? Spojrzała na komórkę i przekonała się, że miga dioda nieodebranego połączenia.

Zaklęła pod nosem i sprawdziła rejestr. Dzwoniono do niej kilkanaście razy, zanim w końcu dano spokój. Chyłka natychmiast zerwała się z kanapy, ale szybko tego pożałowała. Zakręciło jej się w głowie i musiała przytrzymać się oparcia.

– Kurwa mać… – wymamrotała.

W tym stanie nie było mowy o złożeniu wizyty w areszcie śledczym. Wciąż klnąc, spojrzała na ekran telewizora. Mateusz Zakierski rozwodził się nad tym, że w przypadku Roberta H. poręczenie majątkowe nie wchodzi w grę. Zatrzymany pozostanie w areszcie.

– O jakich dowodach mówimy? – zapytała reporterka z NSI.

– Niestety nie mogę tego zdradzić.

– Ale są solidne?

Oskarżyciel robił wszystko, by się nie uśmiechnąć.

– Inaczej nie zatrzymywalibyśmy podejrzanego.

– Czy to mąż ofiary?

– Nie mogę tego zdradzić.

– Czy nazwisko tego człowieka zostanie ujawnione? – dodał ktoś z TVN24.

– Być może.

Joanna obserwowała gesty i mimikę prokuratora. Czuł, że ma władzę. Nie formalną, raczej charyzmatyczną. Dawkował informacje i czerpał z tego powodu przyjemność.

– Od czego to zależy? – spytał inny dziennikarz.

– Od tego, czy mieści się to w interesie społecznym. Jeśli tak, prokuratura lub sąd mogą podjąć decyzję o ujawnieniu tożsamości.

– W tym przypadku chyba tak jest.

– To się okaże – odparł Zakierski i powiódł wzrokiem po zebranych. – Jeśli nie ma więcej pytań, na dzisiaj dziękuję. Jutro postaramy się przybliżyć państwu szczegóły sprawy.

Zanim zalali go pytaniami, obrócił się i oddalił. Kamery odprowadzały go przez chwilę, a potem na antenie pokazał się materiał z zatrzymania. Najwyraźniej ktoś dał zawczasu cynk NSI, bo nie było to nagranie policyjne.

Chyłka doskonale pamiętała jedenastopiętrowy blok i kiosk obok. Twarz Bukano była zamazana, kilku policjantów prowadziło go w kierunku samochodu. Nagranie nie było długie i zaraz włączono obraz ze studia. Kilku komentatorów miało wypowiadać się na temat przestępczości rodzinnej i statystyk, które nie świadczyły na korzyść klienta Joanny.

Spodziewała się, że postawią mu zarzuty… ale dzisiaj? Ile czasu minęło, od kiedy zaczęli badanie DNA? O ilu dniach mówił ten… profesor z zakładu medycyny sądowej? Chyłka stała przed telewizorem, nie mogąc poskładać wszystkiego w logiczną całość.

W dodatku ktoś do niej dzwonił. Wczoraj, tuż przed tym, jak na dobre zaczęła pić. Szczerbaty, ten aspirant. Tak, z pewnością on.

Znów poczuła, jak wzbierają w niej nudności. Odchrząknęła i sięgnęła po paczkę papierosów. Palenie rzadko kiedy było dobrym pomysłem, ale w tym przypadku mogło pretendować do miana tragedii.

Mimo to zapaliła marlboro i podniosła telefon. Wybrała numer Szczerbińskiego.

Bez zaskoczenia przekonała się, że policjant nie odbiera. Po tym, jak potraktowała go wczoraj, być może nie powinna się dziwić. Miał dla niej jakieś informacje, tymczasem ona po prostu go spławiła. Wtedy wydawało jej się, że ma znacznie lepsze rzeczy do roboty.

Zaczęła już tracić nadzieję, że Szczerbiński odbierze, kiedy w końcu sygnał zmienił się w cichy szum.

– Halo? – zapytała.

– Teraz do mnie dzwonisz? – odparł Szczerbaty.

– Posłuchaj…

– Dziś nie mam na to czasu. Przykro mi.

Zanim zdążyła zaoponować, rozłączył się. Joanna cisnęła komórkę na kanapę, uświadamiając sobie, że spotkanie stało się bezcelowe. Z jakiejś przyczyny Szczerbiński miał zamiar poinformować ją wczoraj o dzisiejszym zatrzymaniu. Powinna się z nim spotkać, do cholery. Może zdołałaby zapobiec temu bagnu…

Rozmasowała skronie, przeczuwając nadchodzący ból głowy. Zgasiła papierosa i poszła pod prysznic. Wszystko po kolei, najpierw musiała doprowadzić się do stanu względnej używalności.

Obmycie się zimną wodą niewiele pomogło. Wycisnęła sobie pełną szklankę soku z cytryny, ale to również okazało się niewystarczające. W końcu sięgnęła po tequilę, uznając, że i tak gorzej już być nie może.

Jej klient znalazł się za kratkami. Chyłka złoży zażalenie, ale na niewiele się to zda. Wprawdzie Bukano znajdował się w grupie podwyższonego ryzyka – był jednocześnie Cyganem, gwałcicielem i dzieciobójcą – ale Joanna nie sądziła, by jakikolwiek sąd zdecydował, że w areszcie grozi mu niebezpieczeństwo tak duże, iż trzeba go wypuścić.

Rozejrzała się niepewnie po mieszkaniu. Na fotelu leżał pognieciony żakiet, spódnica wylądowała na podłodze. Joanna przeszła do sypialni i przekonała się, że większa część jej garderoby była w podobnym stanie. Właściwie została jej tylko jedna czysta bluzka – ta, którą prała ręcznie jakiś czas temu, gdy w środku nocy alkohol cofnął się jej do gardła. Nie zdążyła do toalety i wszystko wylądowało na podłodze. Prawie wszystko.

Włożyła czystą bluzkę.

Najpierw widzenie, potem zażalenie, a później… później pomyśli, co dalej.

Ubrała się, wzięła torebkę i klucze, po czym ruszyła na korytarz. Ledwo zamknęła drzwi do mieszkania, a rozległ się znajomy głos:

– Nie wyglądasz najlepiej.

Przez chwilę nie była pewna, czy naprawdę go słyszy. Wbiła wzrok w drzwi i wmówiła sobie, że za jej plecami nikogo nie ma. Wyimaginowała sobie jego obecność. Nie mógł tutaj być. Nie teraz i nie po tylu latach.

– Magda dzwoniła – powiedział.

Joanna obróciła się powoli, z trudem przełykając ślinę. Spojrzała na ojca i mimowolnie pokręciła głową.

– Magdalena – wydusiła.

– Słucham?

– Po tych wszystkich latach mógłbyś… mógłbyś uszanować to, jak chce, żeby się do niej zwracać.

Ojciec sprawiał wrażenie, jakby nie dosłyszał. Zmrużył oczy, a zmarszczki wokół jego oczu stały się jeszcze wyraźniejsze. Kiedy Chyłka widziała go ostatnim razem, wyglądał na kilkanaście lat młodszego.

Oboje milczeli, patrząc na siebie. Na palcach jednej ręki mogła policzyć sytuacje w dorosłym życiu, kiedy trwała w niewygodnej dla siebie ciszy.

– Wychodzisz? – odezwał się w końcu ojciec.

– Jak widać.

– Mogę…

– Nie.

Skinął głową i cofnął się o krok. Jego zachowanie przywodziło na myśl zastraszonego uczniaka, który obawia się, że jednym niefortunnym słowem może sprowadzić na siebie łomot ze strony starszych kolegów.

Joanna zrobiła krok w kierunku schodów, nadal nie wiedząc, co powiedzieć. Oznajmić mu, by się odsunął? Zaproponować spotkanie później? Zastrzec, że nie ma zamiaru go widzieć?

Ostatnim razem rozmawiali pięć lat temu. I nie była to miła rozmowa.

– Muszę iść – odezwała się Chyłka i minęła go.

Było to najlepsze, na co wpadła.

– Czuć od ciebie alkohol – zauważył ojciec.

Nie odpowiedziała. Kto jak kto, ale on nie miał prawa formułować takich zarzutów. Bez względu na to, czy obecnie pił, czy zaliczał odwyk. Zresztą picie w jego wypadku było tylko kroplą w morzu przewinień.

Joanna zeszła do garażu i wsiadła do iks piątki. Nie była roztrzęsiona – by doprowadzić ją do takiego stanu, los musiałby zrzucić na nią jeszcze kilka takich niespodzianek – ale z pewnością czuła niepokój.

Jeśli jej siostra zadzwoniła do ojca, musiała uznać, że Chyłka dotknęła dna i nie odbiła się od niego. To oznaczało, że prawniczce nie uda się uniknąć długich i nikomu niepotrzebnych dyskusji z Magdaleną.

Wyjechała z garażu i bez problemu włączyła się do ruchu na Argentyńskiej. Dopiero po chwili zreflektowała się, że skręciła w złą stronę. Areszt śledczy był w przeciwnym kierunku.

Wbiła kierunkowskaz i zrobiła szybką nawrotkę. Musiała przyznać, że po porannej tequili udawało jej się wpasować w miejski ciąg samochodów z jeszcze większą łatwością. Jadąc w stronę Białołęki, trawiła świadomość tego, że ojciec pojawił się w Warszawie. Będą problemy, nie miała co do tego wątpliwości. Ilekroć ten człowiek wracał do siebie, pozostawiał za sobą spaloną ziemię.

W takich momentach Joannę cieszyło to, że nie ma rodziny. Nie ma osób, którym ojciec mógłby zatruć życie. Z Magdaleną było inaczej i Chyłka z trudem mogła uwierzyć, że siostra sięgnęła po taką pomoc.

Kilkaset metrów przed białołęckim aresztem nadal nie mogła zebrać myśli po niespodziewanej wizycie. Westchnęła. Ewidentnie nad jej klatką schodową wisiało jakieś fatum. Najpierw napastował ją tam Kormak, teraz widmo z przeszłości.

Omiotła wzrokiem okolicę, szukając wolnego miejsca parkingowego. Poniewczasie zauważyła policyjny radiowóz i funkcjonariusza, który złowił jej spojrzenie. Wszystko, co działo się później, widziała jak w zwolnionym tempie.

Umundurowany mężczyzna uniósł lizak, a potem wskazał jej, by zjechała na pobocze. Instynktownie wykonała polecenie, nie mając czasu zastanowić się nad implikacjami tego, co się dzieje. Zatrzymała się przy chodniku i dotarło do niej, że nawet bez alkomatu policjant bez trudu ustali, że jest nawalona. Dmuchanie będzie tylko formalnością.

Położyła ręce na kierownicy i uchyliła okno. Robiła to wszystko mechanicznie, nieraz zatrzymywano ją za przekraczanie prędkości i łamanie innych przepisów. Nigdy jednak nie wpadła, gdy chodziło o alkohol.

Zerknęła w lusterko i zobaczyła, że funkcjonariusz z ciekawością ogląda iks piątkę. Nie spieszyło mu się.

Poczuła, jak oblewa ją fala gorąca. Ostatnim razem czuła się tak przed swoją pierwszą rozprawą w sądzie okręgowym, wiele lat temu.

Gorączkowo zastanawiała się nad tym, jak się z tego wywinąć. Nadchodziła katastrofa i trudno było zebrać myśli. Konsekwencje bombardowały jej umysł jedna po drugiej.

Spojrzała na telefon leżący obok skrzyni biegów. Może krótka rozmowa ze Szczerbińskim by pomogła? Aspirant najwyraźniej darzył ją niejaką sympatią, skoro wczoraj miał zamiar zrobić coś, co stało w sprzeczności z jego obowiązkami.

Nie, z pewnością nie znał nikogo w drogówce. Potrzebowała innego ratunku.

Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, policjant podszedł do drzwi od strony kierowcy. Podał stopień służbowy i przedstawił się, ale Joanna z trudem rejestrowała jego słowa. Dotarło do niej, że straci prawo jazdy, a bmw zostanie odholowane na policyjny parking. Niestety będzie to tylko kropla w morzu wszystkich problemów, których sobie narobiła.

Jeśli stężenie alkoholu w wydychanym powietrzu przekroczy pewien pułap, zakaz prowadzenia pojazdów będzie jej najmniejszym zmartwieniem. Groziły jej za to konsekwencje prawne, a prokuratura chętnie postawi jej zarzuty. Sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na kilka lat to minimum, co zdołają osiągnąć.

– Słyszy mnie pani? – zapytał funkcjonariusz, marszcząc czoło.

Położył dłoń na kaburze pistoletu i zrobił krok w tył.

– Proszę wysiąść z samochodu – polecił.

Chyłka spojrzała przed siebie. Gdyby dobrze depnęła, zostawiłaby za sobą radiowóz. Zanim mundurowy wróciłby do auta, ona byłaby już po drugiej stronie aresztu śledczego. Stamtąd popędziłaby w kierunku Legionowa, być może udałoby się zgubić pościg.

– Proszę pani?

Nie wiedziała, ile ma promili. Z pewnością sporo, skoro rzeczywiście rozważała ucieczkę.

Spojrzała w tylne lusterko. Drugi ze stróżów prawa wpatrywał się w tablice iks piątki.

– Pani mecenas? – zapytał ten stojący przy aucie.

– Tak… – powiedziała. – Już wychodzę.

Wyłączyła silnik i zaklęła w duchu. Otworzyła drzwi, po czym chwiejnie wyszła na zewnątrz. Policjant od razu poczuł alkohol. Oczy zabłysły mu, jakby wygrał los na loterii.

Chyłka dopiero po chwili zorientowała się, że odniósł się do niej prawniczym zwrotem grzecznościowym. Wiedział, kim jest. Czekali na nią.

Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3

Подняться наверх