Читать книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz - Страница 4

Rozdział 1
1
Arkadia, al. Jana Pawła II

Оглавление

Mężczyzna trwał w bezruchu na środku korytarza, jakby znajdował się w innym świecie. Klienci omijali go mechanicznie, nikt nie zwracał na niego uwagi. Nikt oprócz kobiety siedzącej w niewielkim boksie, w którym udzielała porad prawnych.

Gdy kończyła studia, przez myśl jej nie przeszło, że kiedyś będą istniały takie miejsca. Ale wówczas blisko stu adwokatów nie było zarejestrowanych w urzędach pracy jako bezrobotni. Dziesięć lat temu aplikację kończyło raptem sześć tysięcy osób, teraz czternaście tysięcy. Rynek został przesycony i nie było na nim miejsca dla prawników, którzy zaprzepaścili swoją karierę.

Joanna Chyłka wiedziała, że powinna cieszyć się z pracy w boksie. Była upokarzająca, ale biorąc pod uwagę okoliczności, stanowiła też uśmiech losu. Po numerze, jaki wycięła ostatniemu klientowi jeszcze jako jedna z najlepszych prawniczek kancelarii Żelazny & McVay, żadna szanująca się firma jej nie zatrudni.

Sprzeniewierzyła się korporacyjnym zasadom, ale przynajmniej zachowała czyste sumienie. Było warto. Teraz mogła ze spokojem kasować czterdzieści dziewięć złotych za prostą poradę w sprawach rodzinnych czy spadkowych oraz prawie trzy stówy, jeśli w grę wchodził proces.

Wprost wymarzona sytuacja.

Chyłka skupiła wzrok na mężczyźnie, którego ktoś nieświadomie trącił. Nieszczęśnik potrząsnął głową, jakby dopiero teraz zrozumiał, gdzie jest. Opuścił rękę wzdłuż tułowia i Joanna dostrzegła, że trzyma komórkę.

Najwyraźniej miał jeszcze gorszy dzień od niej. Cokolwiek usłyszał przez telefon, musiało wywrócić jego życie do góry nogami. Mimo nieco ciemniejszej karnacji, twarz mężczyzny była trupioblada.

Powiódł nierozumiejącym wzrokiem wokół i nagle wychwycił spojrzenie prawniczki z boksu.

Chyłka poprawiła się na obrotowym stołku, który był bardziej niewygodny niż krzesło dla gości w jej dawnym gabinecie. Z rozrzewnieniem wspominała tamte warunki. Jeszcze kilka miesięcy temu pracowała w spokoju i wszyscy w firmie wiedzieli, by nie nękać jej bez powodu. Tutaj co chwilę zjawiali się upierdliwcy, którym szkoda było pięciu minut na sprawdzenie czegoś w Google, ale nie szkoda było pięciu dych na poradę prawną.

Większość przypominała tego pobladłego mężczyznę. Nikt nie przychodził do punktu porad prawnych, jeśli miał choć chwilę, by się nad tym zastanowić. Korzystali z niego ci, którzy obudzili się z ręką w nocniku. Ot, choćby tacy, którzy poszli po pęto kiełbasy do pobliskiego Carrefoura i po drodze przypomnieli sobie, że jest trzydziesty kwietnia i mija termin złożenia deklaracji PIT-37.

Tych z siatkami wyładowanymi kiełbasą, cebulą, serami pleśniowymi czy rybami Chyłka szybko odprawiała, kasując swoją standardową stawkę. Pozostałym poświęcała tylko minimalną uwagę – i to wyłącznie, jeśli była trzeźwa, co zdarzało się coraz rzadziej.

Spojrzała na trwającego w bezruchu klienta, a potem nabrała tchu. Podniosła się ze swojego miejsca, opuściła boks i zamknęła za sobą ladę. Skierowała się w stronę mężczyzny.

Minęła go i ruszyła do Carrefoura. Przeszła na dział z alkoholami, wybrała małpkę absoluta i paczkę pistacji, po czym udała się do kasy. Była to jej stała trasa. Po zrobieniu zakupów szła na pierwsze piętro i wchodziła do toalety przy Springfieldzie, z której korzystało najmniej osób. Zamykała się w kabinie, piła, a potem wracała do boksu.

Joanna opróżniła buteleczkę dwoma łykami, zakręciła ją i schowała do kieszeni żakietu. Poprawiła się przed lustrem, po czym zjechała schodami na parter. Idąc do punktu porad, zobaczyła, że pobladły mężczyzna przysiadł na ławce i zwiesił głowę.

Chyłka zaklęła w duchu i zatrzymała się obok.

– Kurs franka poszedł w górę? – bąknęła.

Kiedy rozbitek życiowy podniósł spojrzenie, przekonała się, że ma romskie rysy twarzy. Popatrzył na nią nierozumiejącym wzrokiem i Joanna dostrzegła, że trzęsą mu się usta.

– Nie, nie ten kaliber – oceniła. – Poza tym Cyganie chyba nie biorą kredytów. Jak wam brakuje pieniędzy, po prostu czekacie na kogoś w ciemnym zaułku i…

– Czego pani chce? – przerwał jej mężczyzna.

Dobre pytanie, pomyślała Joanna. Zatrzymała się przy nim bezrefleksyjnie, choć zapewne tkwiła w tym jakaś podświadoma motywacja. Chyłka chciałaby myśleć, że to altruizm, ale obawiała się, że jest zupełnie inaczej – zwyczajnie miała ochotę porozmawiać z kimś, kto ma bardziej gówniane życie niż ona.

– Zauważyłam, że coś z panem nie tak, więc podeszłam – odparła.

Wydawało jej się, że Cygan nie rozumie, co ona do niego mówi. Patrzył na nią, ale jakby na przestrzał, jakby próbował się skupić na czymś za nią.

– Wszystko w porządku? – zapytała.

Usta zatrzęsły mu się jeszcze bardziej.

– One nie żyją… – wydukał.

– Kto nie żyje? – zapytała Chyłka.

Jeśli kogoś zabił, bez procesu się nie obejdzie. Joanna skasuje trzysta złotych i być może wystarczy na… Nie, właściwie na nic nie wystarczy. Podczas długoletniej kariery w Żelaznym & McVayu zarobiła krocie, ale nadal spłacała kredyt na nowe mieszkanie. W dodatku jakiś czas temu wydała fortunę na naprawdę swojej iks piątki, która zasadniczo nadawała się do kasacji.

Jej finanse były w opłakanym stanie i jeden Cygan z pewnością nie mógł tego zmienić. Ale ziarnko do ziarnka…

– No – odezwała się. – Niech pan mówi, co się stało?

– Moja żona i córka… Właśnie się dowiedziałem… – Urwał i pokręcił głową. W jego oczach pojawiły się łzy, ale zanim popłynęły po policzkach, Rom zakrył twarz dłońmi. – Przepraszam – wybełkotał.

Joanna zaklęła w duchu. Nic ciekawego z tego nie będzie. Mimo wszystko skasuje czterdzieści dziewięć złotych za poradę w kwestii spadku, zadatku pogrzebowego i formalności związanych z prawem funeralnym.

– Niech pan podejdzie – powiedziała.

Mężczyzna opuścił ręce.

– Słucham? – zapytał.

Prawniczka wskazała boks i ruszyła powoli w jego kierunku.

– Zapraszam na chwilę. Usiądzie pan, uspokoi się, zrobię panu kawę.

– Ale ja…

– Proszę, proszę. Nie ma problemu.

Poszedł za nią, zapewne nieświadomy choćby jednego swojego kroku. Usiadł po drugiej stronie biurka, a Chyłka wrzuciła kapsułkę do nespresso i zaparzyła mu małą czarną. Po namyśle zrobiła także jedną dla siebie. Przyda się, biorąc pod uwagę, że buteleczka absoluta nie była pierwszą tego dnia.

Starała się oszacować, ile wypiła od rana, ale straciła rachubę już koło południa. Ranek z pewnością zaczął się od tequili sunrise – od pewnego czasu stanowiło to jej nową tradycję, którą kultywowała z oddaniem nie mniejszym niż muzułmanin przestrzegający postu podczas ramadanu. Potem popijała już tylko z małych, płaskich buteleczek. Chowała je w kieszeni żakietu, by ich liczba nie wymknęła się spod kontroli, ale pozbywała się obciążających dowodów szybciej, niż zdążyła się nad tym zastanowić.

Niespecjalnie się tym przejmowała. Wprawdzie dzień w dzień siadała za kółkiem ze sporą zawartością alkoholu we krwi, ale w najgorszym przypadku zabiorą jej prawo jazdy, nie samochód. Nadal będzie mogła jeździć.

Postawiła kubek kawy przed Romem, jednak klient nie zwrócił na to uwagi. Miała ochotę pstryknąć mu palcami przed twarzą. Napiła się, a potem nabrała tchu.

– Po stwierdzeniu zgonu zostanie wypisany protokół – odezwała się.

Mężczyzna nadal zdawał się znajdować w innym świecie.

– Pójdzie pan z tym do lekarza pierwszego kontaktu, który ostatnio zajmował się żoną i córką. On wypisze panu kartę zgonu, którą będzie trzeba skserować kilka razy. Dla banku, dla ubezpieczyciela, dla…

Cygan poruszył się nerwowo i wbił w nią wzrok.

– O czym pani mówi?

– O czynnościach, które będzie musiał pan podjąć – odparła spokojnie Joanna. – Z kartą zgonu, dowodem i paszportem pójdzie pan do Urzędu Stanu Cywilnego. Właściwy terytorialnie jest ten, gdzie nastąpił zgon. Nie ten, gdzie żona i córka były zameldowane.

– Ale…

– Wie pan, gdzie nastąpił zgon?

– O Boże… ja…

Rom podniósł się na drżących nogach. Chyłce przemknęło przez głowę, że sprawia wrażenie, jakby miał zamiar puścić pawia. Wzdrygnęła się na samą myśl. W boksie nie było sprzątaczki, zatrudnieni tu prawnicy musieli sami dbać o porządek. Przez to sporo było okruchów, zużytych chusteczek i pustych opakowań po batonikach. Joanna sama upchnęła kilka gum przy podłodze. Z wymiocinami nie poszłoby jednak tak łatwo.

Szybko podniosła się ze swojego stołka. Zakręciło jej się w głowie i uświadomiła sobie, że jest lekko wstawiona. To by tłumaczyło, dlaczego w ogóle przyprowadziła tutaj tego człowieka.

– Należy się czterdzieści dziewięć złotych – powiedziała.

Cygan machinalnie sięgnął po portfel, wyjął pięćdziesiątkę i położył ją na blacie. Kompletnie nie rozumiał, co się dzieje. Jego umysł momentami zaskakiwał na odpowiednie tory, ale zaraz potem wracał na kurs kolizyjny z rzeczywistością.

– Oto moja wizytówka – powiedziała Chyłka, wręczając mu porządny świstek kredowego papieru pochodzący jeszcze z czasów jej kariery w Żelaznym & McVayu. Był na nim nieaktualny adres e-mail i stary numer służbowego telefonu, który miał działać jeszcze do końca miesiąca. Joanna była przekonana, że za jednym zamachem pozbywa się ostatniej wizytówki i samego klienta.

Mężczyzna schował świstek do kieszeni, popatrzył na prawniczkę, a potem oddalił się w kierunku wyjścia. Chyłka opadła ciężko na siedzisko. Poszło całkiem sprawnie.

Do końca dnia miała jeszcze kilku klientów. Zrobiła dwa wypady do Carrefoura i do toalety przy Springfieldzie. Kiedy zapadał zmrok, była w stanie wykluczającym jazdę samochodem. Szybko doszła do wniosku, że zje coś w Streecie, poczeka trochę, a potem pojedzie do domu.

Zajęła miejsce niedaleko telewizora. Spoglądała na niego leniwie, czekając na fajitas z wołowiną. Ożywiła się dopiero, gdy zobaczyła czerwony ticker na dole ekranu, informujący o tym, że na Ursusie odnaleziono zwłoki kobiety i jej kilkunastoletniej córki.

Przemknęło jej przez głowę, że ma to związek z mężczyzną, od którego wydusiła pięć dych za poradę prawną. Szybko jednak odsunęła tę myśl.

Kamera była już na miejscu. Operatorowi udało się ująć w kadrze tory i kawałek drogi gruntowej. Teren ogrodzono już policyjnymi taśmami, a w oddali widać było charakterystyczny niebieski parawan z napisem „POLICJA. OGLĘDZINY”, za którym znajdowały się widoki nieprzeznaczone dla przypadkowych oczu.

Joanna nabiła kawałek mięsa na widelec, przysłuchując się temu, co miał do powiedzenia dziennikarz z NSI. Na początku zastrzegł, że wszystkie informacje są jeszcze nieoficjalne, a potem rozkręcił się na dobre.

– Jak udało nam się dowiedzieć, kobieta i jej córka były mieszkankami pobliskiego Ursynowa. Nie wiadomo, co robiły w tej okolicy. Ciała odnalazł złomiarz, który utrzymuje, że nie zna tożsamości ofiar.

Chyłka przeżuła kawałek mięsa ze skwierczącej patelni. Całkiem niezłe, choć sama dodałaby trochę ostrych przypraw.

– W krótkiej rozmowie mężczyzna powiedział nam, że stan kobiety i dziewczyny nie pozwalał na ich rozpoznanie. Według niego pierwsi funkcjonariusze, którzy pojawili się na miejscu, mieli stwierdzić, że czegoś takiego jeszcze nie widzieli.

Pośród klientów Streeta przeszedł szmer. Joanna spokojnie jadła swoje fajitas. Czuła, że alkohol z niej schodzi i niebawem znajdzie się w stanie, który pozwoli jej zasiąść za kierownicą iks piątki. Popijała colę, myśląc o tym, co otworzy po powrocie do domu.

Odsunęła talerz i zaczęła szukać w menu czegoś na deser. Niczego jednak nie zamówiła. Zamarła, kiedy zobaczyła na ekranie Roma, z którym wcześniej rozmawiała. Próbował przebić się przez policyjny kordon, zapewne ku uciesze operatora z NSI.

Odłożyła mechanicznie kartę dań i obserwowała, jak Cygan szarpie się z funkcjonariuszami. Nie wyglądało to dla niego najlepiej. W takiej sytuacji mąż zawsze jest pierwszym podejrzanym, a przepychanka w niczym mu nie pomoże.

Musiał dojść do podobnego wniosku, bo w końcu odpuścił. Odsunął się, a potem zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie. Joanna ze zgrozą przekonała się, że wyjął z jeansów jej wizytówkę.

Po chwili rozbrzmiał dzwonek. Refren z Afraid To Shoot Strangers Iron Maiden od czasu do czasu zwiastował możliwe kłopoty. W tym przypadku było tak z całą pewnością. Prawniczka spojrzała na wyświetlacz, a potem odrzuciła połączenie.

Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3

Подняться наверх