Читать книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz - Страница 7

Rozdział 1
4
Skylight, ul. Złota

Оглавление

Kordian zapukał do biura patrona, a potem odczekał chwilę. Lew Buchelt nigdy nie wpuszczał nikogo ot tak. Musiał podejść do drzwi, uchylić je i dopiero potem zapraszał gościa do środka.

– Wejść – rozległo się mrukliwe polecenie.

Cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz, uznał Oryński. Wszedł do gabinetu, a potem skinął starszemu mężczyźnie za biurkiem. Na dwudziestym pierwszym piętrze biurowca Skylight był nazywany ponurakiem, ale stanowiło to pewne niedomówienie. Wiekowy prawnik był raczej borsukiem.

Jego niezmiennie posępna mina przywodziła na myśl nie melancholię, a głębokie zgorzknienie. Właściwie Kordiana trochę to dziwiło. Buchelt miał wszystko, co człowiek w jego wieku mógł chcieć – małą fortunę w OFE, dobry pakiet socjalny, porządne mieszkanie i niemalejący strumień gotówki. W dodatku nikt w pracy mu nie podskakiwał, bo każdy zdawał sobie sprawę, że część przynoszących zyski klientów odejdzie od Żelaznego & McVaya z dniem, gdy Lew przejdzie na emeryturę.

– Ach, to ty, kawalerze.

Określenie to było tylko kroplą w morzu rzeczy, które irytowały Oryńskiego. Mimo to uśmiechnął się i zajął miejsce przed biurkiem.

– Co cię sprowadza? – zapytał Buchelt.

– Wczorajsze wydarzenia.

Pozbawiona wyrazu twarz patrona stężała jeszcze bardziej. Po chwili zmrużył oczy, a zmarszczki wokół nich stały się wyraźniejsze. Przywodził na myśl pomarszczonego Clinta Eastwooda, z tym że dobre dziesięć kilogramów tęższego.

– A konkretnie? – mruknął Lew.

– Salus i polisa tych ofiar z Ursusa.

Jeśli Buchelt był pod wrażeniem, nie dał tego po sobie poznać.

– Tak? – zapytał pod nosem.

– Tak. Przypuszczam, że nie leży w interesie naszego klienta, by wypłacać tę należność.

– Hipotetyczną należność.

– Oczywiście, hipotetyczną – poprawił się Kordian. – I z tego, co słyszałem, wcale niemałą.

Lew przez chwilę milczał. Spuścił wzrok na papiery rozłożone na biurku i pokiwał głową. Był chyba jedynym prawnikiem w kancelarii, który nie korzystał z komputera. Nie miał też sekretarki, więc cała papierkowa robota spadała na Ankę z Recepcji. I z tego powodu dziewczyna bynajmniej nie należała do zwolenników starego adwokata. Być może nikt nie należał.

Kiedy Oryński został do niego przydzielony, odczuł to jako prztyczek… nie, właściwie nie jako prztyczek, a napiętnowanie. O ile się orientował, Lew nigdy nie miał żadnego aplikanta. Być może dysponował szeroką wiedzą z zakresu spraw gospodarczych, ale najwyraźniej nie był skłonny się nią dzielić.

– Tak… – podjął w końcu. – Kwota rzeczywiście jest duża.

Mrukliwa odpowiedź stanowiła chyba rekord liczby słów, które Kordian usłyszał od patrona podczas jednej rozmowy. Najwyraźniej udało mu się przykuć jego uwagę.

– Mogę spytać o konkretną sumę? – zapytał Oryński.

Buchelt mruknął coś niezrozumiałego.

– Dwieście tysięcy? – podsunął aplikant.

– Więcej.

– Pięćset?

Lew niemal niezauważalnie pokręcił głową.

– Siedemset?

– Milion, kawalerze.

– Milion złotych? – wypalił Kordian. – Przecież to… to cygańska rodzina.

– Nie mnie oceniać, kto, co i w jakim zakresie ubezpiecza.

Oczywiście. Jego zadaniem było, by wbrew pierwotnym postanowieniom umowy Salus mógł uchylić się od wypłaty pełnej kwoty. W tym przypadku z pewnością liczyli na to, że uda im się urwać dobre pół miliona, może więcej, w zależności od tego, jakie w istocie były składki.

– To kupa pieniędzy.

– Słusznie – zauważył Lew i spojrzał pytająco na podopiecznego. – Ale powiedz, z czym do mnie przychodzisz?

Oryński nabrał tchu i poczuł lekkie zdenerwowanie. Miał okazję naprawdę się wykazać. Jeśli w firmie był ktoś, kto nie wiedział, że wszelkie najprzydatniejsze informacje pochodzą od Kormaka, to taką osobą był właśnie Borsuk. Będzie przekonany, że Kordian sam dotarł do wieści, które miał zamiar mu przekazać.

Byłoby to trochę nie fair, gdyby nie to, że chudzielca właściwie nie obchodziło zdanie innych. Poza tym nie mógł nic ugrać – i tak zarabiał więcej niż wielu innych pracowników, którzy ukończyli nie tylko studia prawnicze, ale i aplikację. Oryński postawi mu piwo i będą kwita.

– Na miejscu zdarzenia nie znaleziono żadnych śladów świadczących o udziale osób trzecich – zaczął, starając się zachować spokój.

Lew popatrzył na niego z minimalnym zaciekawieniem.

– Mam na myśli to, że obie ofiary zostały zgwałcone, a mimo to na zwłokach odnaleziono jedynie ślady DNA Roberta Horwata. Podobnie jak na terenie przy torowisku. Wszystko wskazuje na to, że…

Buchelt podniósł się z krzesła. Kordian pierwszy raz widział, by patron wykonał tak energiczny ruch.

– To pewne informacje? – zapytał stary.

– Tak.

– Jak pewne?

– Na tyle, że zdecydowałem się z nimi do pana przyjść – zapewnił go Oryński.

Lew zastanawiał się tylko przez moment. Zaraz potem sięgnął po telefon i polecił Ance z Recepcji, by natychmiast skontaktowała się z przedstawicielami Salusa i umówiła spotkanie w restauracji w Sali Kongresowej.

Kordian z rozrzewnieniem pomyślał o tym, że Chyłka spotkałaby się z najlepszym klientem raczej po drugiej stronie ulicy, w Hard Rock Cafe.

– Dziękuję – zakończył Buchelt i odłożył telefon. Podniósł wzrok na Oryńskiego, wciąż nie siadając. – I tobie również, kawalerze.

– Nie ma problemu.

Stary adwokat w końcu spoczął.

– Masz jeszcze jakieś informacje?

– Nie, ale przypuszczam, że to wystarczy, żeby zadowolić klienta.

– Och, oczywiście. To wymarzona sytuacja.

Kordian pokiwał głową, starając się nie sprawiać wrażenia zbyt zadowolonego z siebie.

– Zapewne w takiej sytuacji jest tylko kwestią czasu, nim prokuratura postawi mu zarzuty i cała zasadność polisy stanie pod znakiem zapytania.

– Naturalnie, naturalnie.

– Na dobrą sprawę wszystko zrobią za nas w postępowaniu karnym. Cywilne będzie tylko wisienką na torcie. Czy może raczej ostatnim świstem ostrza gilotyny.

– Mmhhmm…

– Może nawet nie opłaca się go wszczynać?

Buchelt stopniowo odpowiadał z coraz mniejszym zaangażowaniem, aż w końcu w ogóle zamilkł. Najwyraźniej nie miał zamiaru deliberować z aplikantem na temat swojej sprawy, tym samym dając do zrozumienia, że nie ma możliwości, by poprowadzili ją wspólnie.

Kordian odczekał jeszcze chwilę, po czym stwierdził, że nie został wyproszony z biura tylko ze względu na to, że po drugiej stronie biurka znajdowała się osoba kulturalna. Chyłka dawno kazałaby mu stąd szorować.

Podniósł się, uśmiechnął, a potem opuścił gabinet patrona.

Przeszedł przez korytarz i dotarłszy do Jaskini McCarthyńskiej, bez pukania wszedł do środka. Kormak leniwie uniósł wzrok znad książki.

– Musisz tak bez zapowiedzi? – bąknął.

– A ty musisz cały czas czytać? Krew innych zalewa, że harują, a ty…

– Ja też haruję. Tylko sprawniej.

– Z pewnością.

– I dzięki temu mam potem czas na czytanie. – Założył książkę i odłożył ją na biurko. – A teraz mów, mój młody padawanie, jak poszło?

– To nieadekwatne porównanie.

– Nie szkodzi – odparł Kormak, wyciągając nogi na biurko. – Ponurak był pod wrażeniem? Drgnął? Wypuścił ze świstem powietrze? Otworzył szerzej oczy? Opisz mi reakcję tego osobliwego stworzenia.

– Stwierdziłem, że Borsuk bardziej pasuje.

– Co?

– Określenie Borsuk. Ponurak to niedomówienie.

– Lew… Borsuk… sam nie wiem, czy nie robi się za bardzo zwierzęco – przyznał szczypior. – Ale zrobiłeś na nim wrażenie czy nie?

– Zrobiłem – odpowiedział Oryński, kładąc nogi po drugiej stronie biurka. – Na tyle, że od razu umówił się z ludźmi z Salusa. I chlapnął nawet, jaka jest wysokość polisy.

– Milion.

– Skąd…?

Kormak uśmiechnął się i machnął ręką.

– Zresztą nie chcę wiedzieć – dodał Kordian. – I mimo wszystko Buchelt nie wciągnie mnie do sprawy.

– Spodziewałeś się czegoś innego?

– Sam nie wiem – przyznał Oryński. – Myślałem, że zabierze mnie chociaż na to spotkanie.

Kormak obrócił książkę na biurku, a potem powoli podniósł wzrok. W jego oczach zakołatało zrozumienie.

– Ty przebrzydły sukinsynu – powiedział z uznaniem. – Robisz to, żeby podebrać mu Salusa.

– W żadnym wypadku.

– Ależ oczywiście, że tak! Chyłka w spodniach!

– Daj spokój.

– To zaprzecz szczerze.

– Właśnie to robię.

– Gapiąc się na mnie jak sroka w gnat. Tak robią kłamcy, Zordon. Nie odrywają wzroku od rozmówcy, żeby sprawiać wrażenie, że…

– Jaka sroka?

– To takie powiedzenie. Gnat to kość.

– Nigdy nie słyszałem.

Chudzielec prychnął i skierował spojrzenie na drzwi.

– Właśnie dlatego przychodzisz do Jaskini McCarthyńskiej. Tutaj można się doedukować.

– Z pewnością.

– A w dodatku wyspowiadać – dodał Kormak, patrząc na rozmówce wilkiem. – Więc proszę bardzo, opowiadaj o swoim przebiegłym planie przejęcia Salusa, synu.

– To nie żaden przebiegły plan.

– A jednak zamierzałeś go podebrać.

– Nie podebrać, a zatrzymać, kiedy Borsuk przejdzie na emeryturę.

– Naprawdę musimy go tak nazywać?

– Tak.

– Okej. I w takim razie wychodzi na to, że chciałeś zrobić firmie przysługę?

– Owszem – potwierdził z pełną stanowczością Kordian. – Wszyscy zdają sobie sprawę, że jak tylko Lew odejdzie, Salus pójdzie do Dentonsa. Chciałem temu zapobiec, zachować ciągłość reprezentacji.

– Oczywiście.

– W każdym razie przepadło – zakończył Oryński, znów kładąc nogi na blacie. – Buchelt wytoczy pozew cywilny, który potem zawieszą na czas postępowania karnego, a ostatecznie uznają, że wyrok w sądzie karnym rzutuje bezpośrednio na sprawę i wszystko zakończy się z hukiem. Ten Rom pójdzie siedzieć, a Salus nie wypłaci ani grosza.

Kormak milczał, wpatrując się w sufit.

– Coś nie tak? – zapytał Kordian.

– Nie. Myślę po prostu o tym, co zastali na miejscu.

– A co zastali?

– Nie wiem. Żaden z moich… znajomych z policji nie chce się na ten temat wypowiadać. Ale podobno była niezła masakra. Cygan zgwałcił obie, zmasakrował ciała, a potem widziano go w centrum handlowym. Robił zakupy, jak gdyby nigdy nic.

Oryński skinął głową. Zdążył już przyzwyczaić się do świadomości, że na świecie jest więcej zwyrodnialców, niż sądził przed rozpoczęciem pracy w Żelaznym & McVayu. Dopóki pozostawali niemal anonimowymi osobami, wszystko było w porządku. Problemy zaczynały się, gdy należało reprezentować takiego człowieka.

W tym przypadku Kordian na szczęście stał po właściwej stronie barykady. Szczerze współczuł temu, kto znajdzie się po drugiej.

Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3

Подняться наверх