Читать книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz - Страница 17

Rozdział 1
14
Skylight, ul. Złota

Оглавление

– Załatwione – powiedział Kormak.

Oryński chodził po Jaskini McCarthyńskiej z rękoma założonymi za plecami, jakby oczekiwał wieści z porodówki. Kiedy chudzielec się odezwał, Kordian stanął przy biurku.

– Zatrzymali ją? – spytał.

– Tak.

Sporo czasu poświęcił na to, by przekonać samego siebie, że to jedyne rozwiązanie. Udało mu się nawet wmówić sobie, że dzięki temu Joanna uniknie poważniejszych konsekwencji, które od pewnego czasu zbierały się nad nią jak ciemne chmury.

– Jesteś zadowolony? – zapytał Kormak, odkładając telefon.

Aplikant opadł ciężko na krzesło przed biurkiem.

– To musiało zostać zrobione – powiedział.

Szczypior prychnął i pokręcił głową.

– Myślisz, że jak użyjesz formy bezosobowej, poczujesz się mniej winny? – zapytał.

– Nie.

– To dobrze. Przyjmij to na klatę. Zdradziłeś Chyłkę w najgorszy możliwy sposób i choćbyś zorganizował jej kiedyś prywatny koncert Ironsów, nie wybaczy ci.

– Wiem.

Chudzielec zmierzwił sobie włosy. Sprawiał wrażenie wykończonego, choć na dobrą sprawę niewiele zrobił. Żaden z nich nie musiał specjalnie się wysilać. Wystarczyło poinformować kogo trzeba, że prawniczka z pewnością niebawem pojedzie na widzenie ze swoim klientem i będzie w stanie wskazującym.

Kormak i Oryński przez chwilę trwali w milczeniu.

– Co teraz? – odezwał się w końcu szczypior.

– Postawią jej zarzuty z artykułu sto siedemdziesiątego ósmego a.

– Ile jej za to grozi?

– To zależy, ile ma promili. Ale generalnie grzywna, ograniczenie wolności albo pozbawienie wolności do dwóch lat.

– Będzie rozprawa?

– Jeśli Chyłka się zgodzi z zarzutami, a prokurator uzna, że cel postępowania zostanie osiągnięty bez rozprawy, to nie.

– To realne?

– Myślę, że tak.

– Nie będzie walczyła?

Kordian rozpiął marynarkę i usiadł wygodniej.

– Nie ma żadnych argumentów – powiedział. – Jak się z tego wybroni? Powie, że zjadła kilo jabłek i omyłkowo połknęła trochę płynu do ust?

– Nie wiem.

– Jeśli prokuratura nie przegnie z zarzutami, załatwią to szybko.

– Nie ma żadnej możliwości, żeby… no wiesz, zastosować tę swoją sofistykę?

– Nie – odparł Oryński. – Chyłka zna wszystkie kombinacje i wie, że żadna z nich nie zdziałała cudów w sądzie. Za prowadzenie pod wpływem skazywano nawet tych, którzy udowodnili, że mieli wyłączony silnik czy byli ciągnięci na lince holowniczej. To samo dotyczy tych, którzy w porę zjechali z drogi publicznej. Sądy orzekały, że nie ma to żadnego znaczenia. Skazywano zresztą nawet, jeśli nie przeprowadzono badania alkomatem.

– Jak to?

– Sąd dokonywał ustaleń na podstawie zeznań świadków.

– Więc nie ma żadnej opcji?

– Żadnej. Jedyny wyjątek to pchanie zepsutego samochodu. To możesz robić nawet nawalony w sztorc.

Kormak pokiwał głową, wyraźnie zawiedziony. Zrobił, co mu kazano, ale trudno było spodziewać się, że się z tym pogodzi. Znów zamilkł, wbijając wzrok w ścianę.

– Co jeszcze? – zapytał.

Kordian uniósł brwi.

– Co jeszcze jej grozi? – wyjaśnił szczypior. – Pozbawienie prawa wykonywania zawodu?

Oryński nabrał tchu. Nie był to łatwy temat.

– Wszystko zależy od niej.

– A konkretnie?

– Od tego, ile wypiła – odparł cicho Kordian. – Nie wlewaliśmy w nią alkoholu. Nie kazaliśmy jej wsiadać do auta. Nie mówiliśmy, żeby…

– Nie, Zordon – potwierdził Kormak. – My tylko donieśliśmy na nią jak najgorsze gnidy.

Aplikant skrzywił się i założył rękę za oparcie krzesła. Przyjaciel miał rację, a on zmagał się z podobnymi przemyśleniami, od kiedy podjął decyzję. Ostatecznie nie miał jednak wyjścia. Mógł tylko liczyć na to, że tego dnia Joanna wypije niewiele. Wszystko zależało od niej.

– Daj spokój – powiedział wreszcie. – Wykonujemy tylko naszą robotę.

– Ta…

– Ona zrobiłaby to samo.

– Z pewnością.

– Nie wiesz, do czego jest zdolna, żeby wygrać sprawę? – zapytał Oryński. – Nie pamiętasz już, ilu ludzi zniszczyła?

Sam był zdziwiony, że przeszło mu to przez gardło. Jeszcze pół roku temu prędzej oberżnąłby sobie język, niż powiedział coś takiego, nawet jeśli tylko w towarzystwie Kormaka.

Ale podjął decyzję. Nie dzisiaj, nie wczoraj. Zrobił to, kiedy Chyłka zdecydowała się na to, by sprzeniewierzyć się jednej z najważniejszych zasad swojego zawodu. Zrobił to, gdy postanowił opowiedzieć się po stronie kancelarii i klienta, nie jej. W końcu zrobił to, kiedy podjął decyzję, że kariera jest ważniejsza od moralności.

Był przygotowany, by postąpić tak, a nie inaczej. Każdy adept prawa wiedział, na co się pisze.

– Więc zawaliliśmy jej życie? – odezwał się Kormak.

– Nie.

Chudzielec spojrzał na Kordiana z powątpiewaniem.

– Po pierwsze, jeśli dojdzie do poważnych konsekwencji, sama je na siebie sprowadziła – powiedział Oryński. – Po drugie, żadna okręgowa rada adwokacka nie skreśli jej z listy za sam fakt skazania. Chyłka ma jeszcze kilka przysług do wykorzystania w palestrze, poradzi sobie.

– O ile nie wypiła za dużo.

Kordian pokiwał głową. Sam miał ochotę pójść do Hard Rock Cafe na duże piwo. Nieraz zdarzało się, że Joanna właśnie w tym celu go tam zabierała. Nigdy jednak nie powiedziałby, że ma problem. I ona z pewnością też nie.

A może była tego świadoma i miała to gdzieś? Tak, to zdecydowanie bardziej pasowało do Chyłki.

– Langer będzie zadowolony – powiedział ni stąd, ni zowąd Kormak.

Nie było dobrej odpowiedzi na taki komentarz.

– A ty będziesz wspinać się po szczeblach kariery jak szalony – dodał.

– Dasz spokój?

– Dopiero, kiedy zdasz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś.

– Zrobiliśmy – dopowiedział Oryński, po czym uznał, że nie ma sensu dyskutować teraz z Kormakiem. – A tymczasem wracaj do roboty – uciął, jakby był jego przełożonym.

W pewnym sensie może i był, ale szczypior popatrzył na niego, jakby miał zamiar wyrzucić go z biura. Kordian wstał i podszedł do drzwi.

– Jak coś będzie wiadomo, daj mi znać – rzucił na odchodnym.

– Oczywiście.

Młody prawnik wyszedł na korytarz i odetchnął. Wprawdzie poziom kancelaryjnej entropii przekraczał tu wszelkie dopuszczalne normy, ale szum działał na niego uspokajająco. Był wdzięczny wszystkim rozgorączkowanym prawnikom za to, że nie słyszy swoich myśli. Obawiał się jednak, że długo nie będzie w stanie ich zagłuszać.

Spojrzał na zegarek. Miał piętnaście minut do umówionego spotkania.

Uznał, że nie będzie wracał do cichego gabinetu. Poszedł do biura patrona i zastał go, gdy ten właśnie zbierał się do wyjścia.

– Gotowy, kawalerze? – zapytał Lew Buchelt.

– Tak.

– Sprawa z Joanną załatwiona?

– To się okaże.

– Ale rozumiem, że sprawiedliwości stała się zadość?

– Zatrzymali ją – odpowiedział wymijająco Kordian.

– Wybornie – ocenił Lew i na moment zawiesił głos. – Uważam, że prowadzenie w stanie nietrzeźwości jest jedną z najohydniejszych rzeczy, jakie można zrobić.

– To prawda.

Oryński mógł przypomnieć sobie mnóstwo momentów, kiedy Chyłka miała sposobność zasiąść po pijaku za kółkiem. Za każdym razem jednak albo dawała mu prowadzić, albo znajdowała kogoś, kto mógł ją podwieźć. Raz skończyło się to tragicznie. Być może dlatego zrezygnowała z pomocy innych.

– Chodźmy – polecił Buchelt, ruszając do wyjścia.

Stary adwokat zamknął gabinet, po czym jeszcze nacisnął klamkę by sprawdzić, czy aby na pewno. Skierowali się do windy i wjechali piętro wyżej, po czym udali się do Pure Sky Club, restauracji, gdzie mieli spotkać się z nieoczekiwanym gościem.

Buchelt nalegał na rozmowę w jego gabinecie, ale mężczyzna pozostał nieugięty. Twierdził, że nie chciał być widziany w firmie przez innych prawników.

Kordian wszedł do restauracji i potoczył wzrokiem wokół. Luksus jak w InterContinentalu, może nawet większy. Istotniejszym atutem tego miejsca było jednak to, że nie spotka tutaj Piotra Langera.

– Jest już nasz rozmówca – zauważył Buchelt i wskazał wzrokiem blondyna w nieźle skrojonym garniturze.

Prawnicy od Żelaznego & McVaya podeszli do niego, po czym trzech mężczyzn wymieniło się zdawkowymi uśmiechami i mocnymi uściskami dłoni.

Mateusz Zakierski uniósł kartę dań i spojrzał na nią, jakby trzymał w ręce śmierdzące gnijące jajko.

– Jak przeglądam to menu, stwierdzam, że za dużo zarabiacie.

Obrońcy usiedli przy stole.

– Wszystko zależy od wyników – odparował Buchelt. – Jeśli adwokat dużo wygrywa, również dużo zarabia.

– Więc ostatecznie wszystko zależy od nas – zauważył Mateusz.

– Słucham?

– A konkretnie od tego, na kogo traficie.

Obrońcy spojrzeli po sobie i nie podjęli tematu. Kordian przypuszczał, że gdyby zjawił się tu z dawną patronką, już rozpętałaby się prawdziwa burza. Lew jednak zbył tę uwagę milczeniem, a potem zamówił sobie coś, co w karcie dań określano jako „Moelleux z ciemnej czekolady”. Oryński wziął to samo.

– Zanim zaczniemy, mam dla panów ciekawą informację – odezwał się Zakierski. – Obrończyni Cygana została zatrzymana pod aresztem śledczym. Prowadziła pod wpływem alkoholu.

– Co takiego? – zapytał Buchelt.

Kordian starał się zrobić zdziwioną minę, ale jednocześnie uważał, by nie wypadło to zbyt teatralnie.

– Jak to?

– Policjanci dostali zgłoszenie, że osoba w czarnym bmw X5 wygląda na pijaną. Zatrzymali ją i okazało się, że to Joanna Chyłka.

– Ale… – zaczął Oryński i pokręcił głową. – Ona nigdy nie prowadzi pod wpływem.

– Raczej nie prowadziła. Czas przeszły – poprawił go Mateusz. – I więcej już nie poprowadzi. Czas przyszły.

Prokurator odłożył menu na bok.

– Proszę się nie krępować – odezwał się Buchelt. – To spotkanie jest na nasz koszt.

Zakierski zmrużył podejrzliwie oczy, po czym sięgnął z powrotem po kartę dań i wybrał sobie obiad za ponad siedemdziesiąt złotych. Biorąc pod uwagę tutejsze ceny, mógł zaszaleć znacznie bardziej.

Kordian czekał, by zadać nurtujące go pytanie, ale nie chciał się z tym spieszyć. Kiedy kelner przyjął zamówienie i się oddalił, prawnik uznał, że najwyższa pora. Zaraz przejdą do sedna i temat Chyłki umrze śmiercią naturalną.

– Ile miała promili? – zapytał.

– Nie wiem – odparł Mateusz. – Proszę pytać policji.

Oryński skupił na nim wzrok. Sprawiał wrażenie, jakby rzeczywiście nie miał pojęcia o tym, że to kancelaria Żelazny & McVay zadbała o zatrzymanie dawnej pracownicy.

Prokurator wyprostował się i rozejrzał, dając znak, że czeka, aż stary adwokat podejmie właściwy temat. Mateusz Zakierski miał jasny, równo przystrzyżony zarost, grzywkę postawioną do góry i garnitur, który pasował raczej do młodych headhunterów niż do prokuratury. Po prawdzie brakowało mu tylko ciemnych okularów, by wyglądać jak gwiazda Hollywood.

Buchelt również taksował go wzrokiem, wciąż milcząc.

– O ile mnie pamięć nie myli, to panowie wyszli z propozycją tego spotkania – odezwał się Mateusz.

– Owszem – mruknął Borsuk.

– Więc…

– Więc zjedzmy spokojnie, nie mamy powodu, by się spieszyć.

Zakierski podciągnął rękaw białej koszuli i spojrzał na zegarek. Kordian rozpoznał go od razu. Jeden z tissotów, które łączyły elegancję i sportowy charakter. Posiadacz wysyłał jasny sygnał – jestem nowoczesnym dżentelmenem. Oryński musiał przyznać, że zegarek w tym przypadku konweniował z całokształtem.

– Mam trochę do zrobienia – powiedział prokurator. – A przy jedzeniu nie lubię rozmawiać o ważnych sprawach.

Lew westchnął, jakby codziennie musiał zmagać się z pośpiechem.

– Zatem do rzeczy – powiedział z rezygnacją w głosie i skinął na Kordiana.

Oryński był na to przygotowany. Kilka godzin wcześniej dostał zadanie, by ułożyć odpowiednie przemówienie na tę okazję.

– Jak pan wie, stoimy po tej samej stronie barykady – zaczął.

– Tylko poniekąd.

Do stolika podszedł kelner z dwoma deserami i postawił je przed pracownikami od Żelaznego & McVaya.

– Wszystkim nam zależy na sprawiedliwości – kontynuował Kordian. – To rzadka sytuacja, biorąc pod uwagę, że normalnie…

– Darujmy sobie może te wstępy, bo zaraz przyjdzie moja uczta.

„Zaraz” było dużym niedopowiedzeniem. Jak w każdym dobrym lokalu, tak i tutaj trzeba było odczekać swoje. Prokurator jednak raz po raz spoglądał nerwowo w stronę kuchni. Najwyraźniej nie zamierzał spędzić tu wiele czasu.

– Dążymy do porozumienia – zaznaczył Buchelt. – Proszę to uszanować.

Zakierski skinął głową i uśmiechnął się zdawkowo. Grymas znikł po ułamku sekundy.

– Przygotowujemy się do procesu – ciągnął Kordian. – Reprezentujemy Salusa i…

– Wszystko to wiem.

– Więc wie pan także, że zbieramy materiał dowodowy, który pozwoli uznać, że nasz klient jest zwolniony z obowiązku wypłaty polisy.

– Oczywiście.

– Ten materiał dowodowy jest zbieżny z tym, co państwo starają się wykazać.

– Aha.

Oryński zaczął odnosić wrażenie, że Zakierski pojawił się tutaj tylko z czystej ciekawości. Względnie po to, by zasmakować kawałka łososia, który kosztował tyle, co kilka kilogramów w rybnym.

Aplikant spojrzał na patrona, ale ten sprawiał wrażenie spokojnego. Albo mu ufał, albo zdawał sobie sprawę, że ostatecznie obydwie strony musiały się dogadać, bowiem miały sobie coś nawzajem do zaoferowania.

Kordian odsunął deser i uznał, że najwyższa pora wziąć się do roboty.

– Z pewnością słyszał pan o sprawach, które prowadziła Chyłka – zaczął.

– Pewnie.

– Więc wie pan, że łatwo nie będzie.

– Raczej nie byłoby.

Oryński uśmiechnął się pod nosem.

– Joanna tak łatwo nie odpuszcza – zapewnił. – To zatrzymanie nie znaczy, że zostawi klienta. Wynajmie innego adwokata i będzie…

– Ona być może go nie zostawi – wpadł mu w słowo Mateusz. – Ale Cygan zapewne poszuka sobie innego obrońcy. Ja czym prędzej zrobiłbym tak na jego miejscu.

– Może próbować.

Zakierski wzruszył ramionami.

– Wszystko zależy od niego – powiedział, kiedy kelner stawiał przed nim wyszukane danie. – Chyłka może go terroryzować, grozić mu i twierdzić, że tylko ona jest w stanie wyciągnąć go z tego bagna, ale ostatecznie ważniejsze od jej słów będą fakty.

Kordian chciał się odezwać, ale prokurator zrobił tylko krótką pauzę, by nabrać tchu.

– A fakty są takie, że ona pogrąża go jeszcze bardziej – dodał Zakierski. – Jest toksyczna.

– Tak czy owak…

– Nie rozmawiajmy już o niej – uciął oskarżyciel. – Chyba że właśnie po to chcieliście się spotkać? By mnie ostrzec? – Popatrzył po prawnikach i westchnął. – Hm?

– Bynajmniej – zabrał głos Borsuk.

Blondyn przez chwilę czekał na ciąg dalszy, a potem zorientował się, że to wszystko, co miał do powiedzenia stary adwokat. Skupił całą uwagę na swoim daniu.

– Jak pan sobie chce – odezwał się Oryński. – Ale zapewniam, że prędzej czy później zadzwoni pan pod ten numer, szukając pomocy – dodał, wyciągając wizytówkę. Położył ją obok talerza, ale Zakierski nawet na nią nie spojrzał.

Lew Buchelt spojrzał znacząco na podopiecznego i powoli skinął głową. Najwyraźniej jego cierpliwość się skończyła.

– Ale nie po to chcieliśmy się z panem spotkać – podjął Kordian.

Przeżuwając kawałek mięsa, Mateusz podniósł wzrok.

– Więc po co?

– Mamy pewne informacje, które uzna pan za ciekawe.

– Ta?

– Dotyczą Bukano i… cóż, jego środowiska.

– A konkretniej? – bąknął Zakierski. – Kończę to jedzenie i znikam, więc sugeruję się pospieszyć.

Kordian miał wszystko przygotowane. Uśpił czujność rozmówcy, dał mu do zrozumienia, że mimo wybryku Chyłki nie będzie miał łatwo, a teraz należało wytoczyć ciężkie działa. Dzięki ustaleniom Kormaka udało im się dotrzeć do faktów, które były znaczące nie tylko dla nich, ale także dla prokuratury. A może w szczególności dla niej.

– Zanim przejdziemy do konkretów… – wtrącił mrukliwie Lew. – Upewnijmy się tylko, że wszyscy wiemy, na czym stoimy.

– Mhm.

– Panu zależy na skazaniu. Nam również.

– Świetnie, świetnie. Więc?

– Chcielibyśmy również, by stało się to jak najszybciej.

– Nie wątpię.

– Kluczowe jest dla nas, by proces cywilny nie zdążył na dobre…

– Tak, tak – przerwał mu Mateusz. – Wiem doskonale, czego oczekujecie. A teraz proszę, o co chodzi?

Buchelt z niezadowoleniem pokręcił głową, a potem przeniósł wzrok na aplikanta, oddając mu pałeczkę.

– Zrobiliśmy mały research – oświadczył Kordian. – Właściwie powinienem chyba nazywać to śledztwem, bo takie określenie stosujecie. A zakres czynności u nas i u was był taki sam. Różnica polega na tym, że my do czegoś dotarliśmy.

Zakierski nie sprawiał wrażenia przekonanego. Jadł spokojnie, ale widać było, że gdyby mógł, zabrałby wszystko na wynos.

– Dzień przed śmiercią Patrycji Horwat i jej córki Bukano kontaktował się z pewnym człowiekiem ze swojego dawnego koczowiska.

Prokurator powoli podniósł wzrok. Przestał przeżuwać.

– Udało nam się ustalić konkretnie z kim – dodał Oryński. – I być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że…

– Od lat nie utrzymywał z nikim kontaktu – dopowiedział Zakierski i odłożył sztućce. – Był persona non grata w romskiej społeczności.

– To niedopowiedzenie – ocenił Kordian, po czym nałożył sobie trochę moelleux. – I tym bardziej zastanawiające jest to, że nagle, dzień przed przestępstwem, nawiązuje ponowny kontakt z dawnym przyjacielem.

– Z kim konkretnie?

– Dowie się pan tego, jeśli…

– To informacja istotna dla śledztwa – zastrzegł prokurator. – W tym momencie żarty się kończą, panowie.

Borsuk pokiwał głową z uznaniem, jakby właśnie na to czekał.

– Wezwie nas pan na świadków na rozprawie, wszystko powiemy – zapewnił go Oryński z lekkim uśmiechem.

– Otóż to – potwierdził patron.

Zakierski przyglądał im się przez chwilę. Nagle zupełnie stracił apetyt. Odsunął talerz i skrzyżował ręce na piersi.

– Potrzebuję tej informacji teraz – powiedział.

– W to nie wątpimy – odparł Kordian.

– Więc czego oczekujecie w zamian? – zapytał prokurator, patrząc to na jednego, to na drugiego. – Wasze postępowanie cywilne i tak zostanie zawieszone z przyczyn prejudycjalnych. Artykuł sto siedemdziesiąty siódmy paragraf pierwszy punkt czwarty kpc. Ujawnienie czynu, który w drodze karnej mógłby wywrzeć wpływ na postępowanie cywilne.

– Brawo. Zna pan numer przepisu – mruknął Oryński.

– Znam też realia. Dostaniecie to, czy dacie mi coś w zamian, czy nie.

– Owszem – włączył się Lew.

Wszyscy trzej zamilkli. Kelner łypnął na nich z oddali i dostrzegł, że jeden z klientów odsunął od siebie talerz. Ruszył w ich kierunku, ale Buchelt powstrzymał go ruchem ręki.

– Nikt nie mówi, że oczekujemy czegoś w zamian – odezwał się Kordian. – Jak sam pan mówi, zależy nam na szybkim skazaniu.

– Innymi słowy chcą panowie, bym wystawił wam czek in blanco?

– Mniej więcej.

Prokurator pokręcił głową.

– Nie obiecuję przysług, kiedy nie wiem, o co zostanę w przyszłości poproszony.

– Nie oczekujemy obietnicy.

– Więc czego?

Obaj wzruszyli ramionami. Po prawdzie Kordian miał nadzieję, że rozmowa pójdzie w trochę innym kierunku, a Mateusz Zakierski okaże się człowiekiem, z którym można współpracować. Wystarczyło im w zupełności zapewnienie, że kiedyś im się odwdzięczy. Tymczasem usłyszeli właściwie coś zupełnie przeciwnego.

Dla sedna sprawy nie miało to żadnego znaczenia. I tak przekażą mu wszystkie uzyskane informacje. W ich najlepszym interesie było, by prokuratura jak najszybciej wygrała starcie z Chyłką. O ile Joanna rzeczywiście nie pozwoli odsunąć się od sprawy.

– Czuję, że będę musiał wezwać panów do… – zaczął prokurator, ale urwał, gdy Kordian stanowczo pokręcił głową.

Nic nie mówiąc, sięgnął do stojącej na podłodze torby. Wyjął niewielką teczkę, po czym podał ją rozmówcy. Zakierski szybko ją otworzył.

– Kto to jest? – zapytał.

– Koro.

– Ktoś z rodziny?

– Nie. Rodzina skreśliła Bukano. Dla nich zwyczajnie nie istnieje.

– Znajomy?

– Dobry znajomy z czasów… cóż, można by powiedzieć, że szkolnych, gdyby nie to, że Romowie nie mają wiele wspólnego ze szkołą.

Oskarżyciel skupił wzrok na zdjęciu Cygana. Miał nieco ciemniejszą karnację od Bukano, kruczoczarne włosy i wzrok, który kazał sądzić, że niewiele trzeba, by go poirytować.

– Gdzie się spotkali?

– Niedaleko kamienicy, w której mieszka Koro.

– To znaczy?

– Wszystko jest w tym pliku – zapewnił Oryński. – Ale chodzi o pewne miejsce na Pradze Południe. Tam zresztą w dużej mierze mieszkają Cyganie określający się jako Polska Roma.

Zakierski pokiwał głową. Jeszcze przez moment przeglądał zawartość pliku, a potem zamknął teczkę i wstał od stołu.

– Częstujcie się, panowie – powiedział, wskazując talerz. – O ile dobrze zrozumiałem, mnie w domu czeka znacznie lepsza uczta – dodał, unosząc teczkę.

– Z pewnością – odparł aplikant.

Oskarżyciel ruszył w stronę wyjścia, ale zatrzymał się w pół kroku.

– Jest tam coś dobrego? – zapytał, mrużąc oczy.

– Sam fakt, że Bukano spotkał się z innym Romem, nie wystarcza?

– W tych okolicznościach powinien – zauważył Buchelt.

Prokurator Zakierski popatrzył na nich, na materiały, a potem uśmiechnął się kącikiem ust i oddalił. Kordian odprowadził go wzrokiem i pomyślał, że wszystkie elementy układanki są na miejscu.

Problem stanowiło tylko to, że zaprojektował ją Piotr Langer. I to napawało Oryńskiego pewnym niepokojem.

Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3

Подняться наверх