Читать книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz - Страница 12

CZĘŚĆ PIERWSZA
10

Оглавление

Uderzenie było celne i mocne, niemal jak bunker shot, wybicie piłki golfowej z piasku. Forst nie zdążył zareagować, a chwilę potem opadła go zupełna ciemność.

Kiedy otworzył oczy, uświadomił sobie, że to wszystko to nie koszmar. Naprawdę podążył drogą, której nigdy nie powinien obierać. Prześledził trop w Polsce, a potem przyleciał tutaj, do Hiszpanii, by ruszyć nim dalej.

A teraz trafił na ślepą uliczkę.

Skąd wiedzieli, kim naprawdę był?

Nikt go nie zdradził, co do tego miał pewność. I to nie dlatego, że z natury ufał ludziom – wynikało to z faktu, że w całą sprawę wtajemniczona była tylko jedna osoba. Osoba, która niczego nie zyskałaby, donosząc o jego prawdziwej tożsamości.

Powiódł wzrokiem dokoła. Znajdował się w niewielkim, niewykończonym budynku. Sprawiał wrażenie dobudówki do czegoś większego, w stanie najwyżej deweloperskim. Wiatr śmigał między pustymi oknami, ale nie chłodził, temperatura nadal była wysoka.

A może to nie z jej powodu było mu gorąco.

– Najwyższa pora – odezwał się ktoś po polsku.

Wiktor spojrzał w kierunku wyjścia z budynku. Ostre słońce zalewało część wnętrza promieniami i Forst potrzebował chwili, by zobaczyć mężczyznę. Nie znał go. Tego stojącego obok dobrze jednak zapamiętał. I przypuszczał, że wspomnienie sceny, w której zamachiwał się wilsonem, będzie w jego wspomnieniach wyraźne przez długi czas.

– Poznaj Borysa – odezwał się Bałajew, wskazując Polaka.

Wiktor splunął na bok krwią.

– Muszę?

– Obawiam się, że tak.

Forst skinął lekko głową.

– Więc niech to chociaż będzie stosunkowo krótka znajomość.

– Możesz na to liczyć, komisarzu.

– Nie jestem komisarzem.

– Formalnie nie – przyznał Siergiej. – Ale obawiam się, że w każdym innym sensie tak.

Bałajew minął swojego podwładnego i podszedł bliżej. Oparł się o ścianę obok Forsta, a potem spojrzał na jego ręce. Na przegubach zaciśnięto mu gruby sznur. Już po pierwszym szarpnięciu Wiktor zorientował się, że wiązanie jest zbyt mocne, by udało mu się wyswobodzić.

– Inaczej dlaczego miałbyś się tu pojawić? – ciągnął Siergiej. – Pracujesz pod przykrywką, tak? Czy raczej próbowałeś pracować, powinienem powiedzieć.

– Nie.

– Nie rozumiem jednak, na co liczyłeś.

Forst uznał, że najlepiej będzie, jeśli nie odpowie.

– Na to, że jesteśmy zupełnymi idiotami? – kontynuował Bałajew. – Że nie sprawdzimy cię dokładnie? Czy że tożsamość Roberta Kriegera jest na tyle mocna, że się nie zachwieje?

Właściwie liczył tylko na to drugie. Przypuszczał, że nawet jeśli ludzie Siergieja zaczną drążyć, nie odkryją niczego, co mogłoby sprowadzić na niego kłopoty. Nawet gdyby dotarli do zdjęć Roberta, byłby stosunkowo bezpieczny. Forst wizualnie się do niego upodobnił – obydwaj byli niemal łysi i nosili gęste brody.

– Nie masz w zanadrzu żadnej elokwentnej odpowiedzi? – dodał Bałajew.

Forst westchnął.

– Dziwne. Wydawałeś się dobrze przygotowany, odrobiłeś niejedną lekcję.

Jemu też się wydawało, że tak jest. Sprawdził wszystko, co znajdowało się w jego zasięgu, dowiedział się, czego tylko mógł, o Rosjaninie i jego organizacji.

Siergiej Bałajew był zawodnikiem wagi średniej. Zatrudniał głównie Polaków i Ukraińców, a sam pozostawał pod protekcją rosyjskich magnatów. Skupiał się przede wszystkim na handlu ludźmi i prostytucji, choć nie na masową skalę. Stopniowo poszerzał sferę swojej działalności, ale nie wychodził nigdy poza ramy, które narzucili mu ważniejsi i groźniejsi od niego.

W regionach Walencji i Murcji było takich wielu. W tej chwili jednak z punktu widzenia Forsta to właśnie Siergiej był najbardziej niebezpieczny.

– Miałeś nawet gotowe odpowiedzi na moje kluczowe pytania.

– Nie.

– Nie? Więc to była improwizacja?

Wiktor kiwnął lekko głową. Mógł próbować nawiązać nić porozumienia, wciągnąć Bałajewa w rozmowę i liczyć na to, że w jakiś sposób uda mu się dzięki temu wywinąć z tego bagna. Ale czy był sens próbować? Nie, raczej nie. Na tym etapie nie mogło uratować go ani to, ani nic innego.

Poniósł beznadziejne, bezapelacyjne fiasko, w dodatku już na samym początku. Znalazł się w sytuacji bez wyjścia. To nie był Czarny Delfin, gdzie obowiązywały jakieś zasady. Tutaj próżno było ich szukać. Podobnie jak nadziei na ratunek.

Finał mógł być tylko jeden.

Bałajew wyciągnie z niego tyle, ile zdoła, a potem go zabije. I nie będzie tracił czasu. Zrobi to nie jutro, nie wieczorem, nawet nie za godzinę. Takie sprawy załatwiało się tu od ręki.

Forst z trudem przełknął ślinę, dopiero teraz rozumiejąc, jak blisko śmierci się znalazł. Kiedy Siergiej przykucnął obok niego, odniósł wrażenie, że ten dystans jeszcze się zmniejszył.

– Co tutaj robisz, komisarzu?

– Szukam pracy.

– Pizdziet.

– Sądziłem, że…

– Daj spokój – uciął Bałajew. – Nie zamierzasz chyba mydlić mi oczu?

– Zapytałeś, więc odpowiadam – uparł się Wiktor. – Chciałem uciec od przeszłości.

– W takim razie wybrałeś ciekawą drogę.

Forst tak by tego nie określił.

– W dodatku nie zostawiłeś sobie żadnej możliwości odwrotu, nie przewidziałeś żadnego planu awaryjnego. Nie zadbałeś choćby o namiastkę możliwości ratunku, komisarzu. Wedle moich ludzi spaliłeś za sobą wszystkie mosty.

Wiktor nadal nie patrzył na rozmówcę. Wlepiał wzrok przed siebie, starając się dostrzec cokolwiek na zewnątrz.

– W jakiś sposób przyciągam pożary – odezwał się.

– Najwyraźniej.

– Ten jeden raz chciałem znaleźć zarzewie, zanim zacząłem go gasić.

– I?

– I siedzę teraz związany w jakiejś szopie, Bóg jeden wie gdzie, czekając, aż mnie zabijesz.

Siergiej zaśmiał się, a potem zmienił pozycję. Usiadł obok Forsta, krzyżując nogi jak jogin lub inny uczeń dalekowschodnich religii. Przez moment mu się przypatrywał.

– Nie mam zamiaru brudzić sobie rąk – zadeklarował. – Ale Borys zrobi, co mu polecę.

Forst spojrzał na mężczyznę. Ten trwał w zupełnym bezruchu, sprawiając wrażenie, jakby nie przysłuchiwał się wymianie zdań.

– W takim razie nie traćmy więcej czasu – rzucił Wiktor. – Skoro i tak cię nie przekonam, nie ma sensu tego odwlekać.

– Tak ci się spieszy w zaświaty?

Forst w końcu obrócił ku niemu głowę.

– Od dawna zbliżam się do nich coraz szybciej – powiedział. – Może nawet trafiłem tam, na długo zanim tu przyleciałem.

Rozmówca zmarszczył czoło.

– Ty postawisz tylko kropkę nad i – dodał Forst.

Gdyby miał jednoznacznie przesądzić, czy mówi to po to, by zapozorować przed Rosjaninem obojętność, czy ze względu na to, że to prawda, miałby poważny dylemat. Wydawało mu się, że gra, ale tylko przez moment. Potem sam usłyszał w swoim głosie nutę prawdy. Stanowczo zbyt wyraźną.

– Owszem, postawię – odezwał się Siergiej. – Ale najpierw chcę się dowiedzieć, kto cię przysłał.

– Nikt.

– Któreś europejskie służby mają mnie na celowniku?

– Nie. A przynajmniej do żadnych takich informacji nie dotarłem.

– Więc skąd o mnie wiesz?

– Z sieci.

– A jednak nie wyglądasz na obeznanego w temacie.

– Pomógł mi znajomy informatyk. Czy raczej specjalista od pozyskiwania informacji, jak sam siebie nazywa.

Rosjanin zmrużył oczy, jakby dzięki temu mógł przesądzić, czy Wiktor mówi prawdę.

– Będę potrzebował namiar na tego człowieka.

– Po co? – odparł lekceważącym tonem Forst. – Na dobrą sprawę poradziłbym sobie bez niego.

– Doprawdy?

– Sam umieszczasz wszystkie informacje w internecie. Nietrudno jest trafić na twoje dziewczyny na Instagramie, trzeba tylko wiedzieć, gdzie i jak szukać. Chodzi ci przecież o to, by twoje usługi były… jak najłatwiej osiągalne.

– Dziewczyny to tylko pierwsza linia – zauważył Siergiej, a potem spojrzał na swojego towarzysza.

Borys sięgnął za pasek spodni, wyjął pistolet i podszedł bliżej.

Na Boga, P-83 „Wanad”. Kaliber dziewięć milimetrów, naboje Makarowa. Jeśli istniała broń, od której Forst nie chciał zginąć, to był to ten pistolet, niegdyś jeden z podstawowych modeli na wyposażeniu polskiej policji.

– Znajomy widok? – spytał z zadowoleniem Siergiej.

– Aż za bardzo.

– My też odrobiliśmy lekcję.

– Zdążyłem się zorientować.

Bałajew skinął na swojego ochroniarza, by ten podszedł bliżej.

– Ale wróćmy do mnie – rzekł Siergiej. – Jak dotarłeś dalej?

– Wystarczyło pójść tropem dziewczyn, wysłać kilka wiadomości przy użyciu Telegramu i potwierdzić swoją tożsamość u paru ludzi, którym ufali twoi podwładni.

Rosjanin pokiwał głową w zamyśleniu.

– Nie ukrywasz się w darknecie… deep webie, czy jak tam wolisz nazywać tę trudniej dostępną część internetu – ciągnął Forst. – Nie ma potrzeby. Wystarczy, że twoich stron nie można znaleźć w wyszukiwarce, prawda? W dzisiejszych czasach to niemal odpowiednik nieistnienia.

Milczenie Rosjanina zdawało się to potwierdzać.

– Przynajmniej tak twierdzi mój znajomy. Pomógł mi dotrzeć do określonego miejsca, a potem działałem już sam.

– Kto ci to zlecił?

– Mówiłem już, nikt.

– W takim razie dlaczego mnie szukałeś?

– Na to pytanie też już odpowiedziałem.

Siergiej westchnął i spojrzał bezsilnie na mężczyznę trzymającego wanada. Borys uniósł broń i z obojętnością skierował wylot lufy prosto w Forsta.

Czy był sens apelować do tych ludzi, by dali mu szansę? Przekonywać ich, że nie jest żadnym szpiclem? Że warto go zatrudnić, bo ze względu na jego desperację okaże się bardziej bezwzględny niż wszyscy inni członkowie organizacji?

W innej sytuacji być może tak. Dotychczasowe doświadczenie Forsta kazało mu sądzić, że zawsze istnieje jakaś szansa, by przehandlować swoje życie lub zdrowie za coś innego.

Teraz jednak tak nie było. Tym ludziom na niczym nie zależało. Niczego od niego nie oczekiwali. Chcieli odpowiedzi, ale ich uzyskanie nie było dla nich kluczowe.

Liczyło się to, by go usunąć, a potem zakopać gdzieś ciało. To wszystko.

– Polska policja trafiła na mój trop? – odezwał się Bałajew.

– Nie sądzę.

– A jednak skoro ty go odkryłeś, być może oni także.

– Nie wiedzieliby, gdzie szukać.

– Skąd ta pewność?

– Stąd, że nie wiedzą nawet, od czego zacząć.

– Ty jednak się dowiedziałeś.

Właściwie nie było powodu, by skłamał.

– Zachowałem się tak, jak zrobiłby to typowy klient – odparł po chwili Wiktor. – Zasięgnąłem języka, a potem zacząłem szukać dziewczyn.

– Tak, wiem, jak to wygląda – rzucił pod nosem Siergiej. – Mam na myśli to, dlaczego w ogóle próbowałeś mnie namierzyć?

Forst wyprostował się lekko. Na tyle, na ile pozwalały mu krępujące go sznury. Jeśli to rzeczywiście miały być jego ostatnie chwile, postanowił zachować choć odrobinę godności.

Przeszło mu przez myśl, że mogło być gorzej. W trakcie całej swojej kariery w policji mógł zginąć w znacznie bardziej parszywych okolicznościach.

– Nie szukałem ciebie konkretnie – odezwał się. – Przynajmniej nie na początku. Szedłem po prostu jedynym tropem, który mogłem znaleźć. I wiedziałem, że w końcu dotrę do kogoś, kto będzie mógł zaoferować mi to, czego szukałem. Dobrą robotę.

Siergiej westchnął teatralnie, jakby nie miał już siły zmagać się z uporem rozmówcy.

– Wszystko to bzdury – powiedział. – Kto cię zwerbował?

Forst także nie miał zamiaru dłużej tego ciągnąć. Szkoda było na to energii.

– Polska policja musiała uznać, że jesteś idealnym kandydatem – dodał Bałajew. – Odszedłeś z hukiem, przez lata byłeś cierniem w ich boku, nadawałeś się na kogoś, kto potrafiłby zmienić front.

Wiktor nabrał głęboko tchu.

– Więc po co przyjeżdżałbym tu pod fałszywym nazwiskiem?

– No właśnie. Po co?

Przez moment w niewielkim budynku słychać było tylko zawodzenie wiatru.

– Wiedziałem, że tak to się skończy, jeśli poznasz prawdę – odezwał się w końcu Wiktor. – Jesteś w gruncie rzeczy paranoikiem.

Bałajew zamilkł. W końcu chyba zrozumiał, że nie uzyska żadnych informacji. Podciągnął lewy rękaw i rzucił okiem na zegarek.

– Za dziesięć minut mam tee time – oznajmił.

– Wątpię.

– A jednak…

– Tee time to zarezerwowany czas, a ty masz własne pole golfowe.

Siergiej uśmiechnął się lekko.

– Znasz się co nieco na tym sporcie.

– Odrobiłem lekcję, jak zauważyłeś – odparł Wiktor, po czym spojrzał na mężczyznę trzymającego P-83. – Ale ostateczny sprawdzian oblałem.

– To prawda – odparł Bałajew i powoli się podniósł.

Odsunął się o kilka kroków, zapewne z obawy, że krew pobrudzi mu jasny golfowy strój. Schował ręce do kieszeni, przechylił głowę na bok, a potem wzrokiem wskazał Borysowi, by ten wziął się do roboty.

Ochroniarz wymierzył w Forsta. Byłemu komisarzowi serce zabiło jak młotem. Dopiero teraz na dobre dotarło do niego, że to koniec.

Nie było możliwości, by się uratować.

Ale być może istniała szansa, by odwlec nieco egzekucję.

– Poczekaj – rzucił trzęsącym się głosem. – Daj mi… daj mi telefon.

Siergiej uniósł brwi z umiarkowanym zainteresowaniem.

– Znam pewną osobę w polskiej prokuraturze, która może ci się przydać – dodał Forst.

Deniwelacja

Подняться наверх