Читать книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz - Страница 13

CZĘŚĆ PIERWSZA
11

Оглавление

Alicja Kempińska. Tak nazywała się dziewczyna, która mogła mieć kluczowe znaczenie dla całej sprawy. Wadryś-Hansen była przekonana, że ostatecznie uda jej się ustalić, w jaki sposób osiemnastolatka z Pomorza łączy się z Forstem i ofiarami, ale im więcej godzin upływało od pierwszego odkrycia, tym bardziej zaczynała w to wątpić.

W nocy zdrzemnęła się niecałe dwie godziny – i to tylko dzięki temu, że Osica udostępnił jej niewielkie pomieszczenie w komendzie. Kanapa była niewygodna, obicie śmierdziało, ale Dominika wiedziała, że aby zachować choć namiastkę świeżości umysłu, musi dać sobie moment wytchnienia.

Wstała jeszcze przed piątą. Jeden z policjantów pełniących dyżur zrobił jej kawę, a potem udostępnił swoje biurko. Rozpoczęła dzień od sprawdzenia postępów w sprawie.

Sekcje w zakładzie medycyny sądowej już trwały. Nie było jeszcze wszystkich wyników, ale nie ulegało wątpliwości, że pięć kobiet pod Giewontem nie zmarło w sposób typowy dla zabójstw.

Jeśli w istocie doszło do przestępstwa, morderca dobrze zatuszował ślady.

Jeszcze lepiej poradził sobie na placu budowy przy ulicy Orkana. Wstępna opinia mówiła o tym, że na miejscu odnaleziono ślady biologiczne należące do niemal czterdziestu osób.

W pierwszej chwili zabrzmiało to dla Dominiki absurdalnie. Nawet biorąc pod uwagę robotników kręcących się po terenie, trudno było się spodziewać, że aż tylu znalazłoby się w miejscu, gdzie leżały zwłoki.

Wystarczyło jednak, że Wadryś-Hansen wczytała się w raport biegłych, by mogła potwierdzić, że to wszystko celowe działanie. Materiał pochodził głównie z włosów odnalezionych przy ciele, ale także zmiętych ręczników papierowych, zużytych prezerwatyw i opakowań po produktach spożywczych.

Zanim dotarła do końca listy, kątem oka dostrzegła, że obok niej stanął Osica. Jeszcze raz spojrzała na zegarek.

– Tak wcześnie pan przychodzi?

– Tylko kiedy na dobrą sprawę nie wyszedłem.

– Spał pan tu?

– Niezupełnie – odparł Edmund, klepiąc się po marynarce i mrużąc oczy.

Ewidentnie zapodział gdzieś okulary lub paczkę viceroyów.

– Nie spałem – dodał. – Ślęczałem całą noc nad tym barachłem.

Wskazał na komputer, jakby był jego największym wrogiem. Potem powiódł wzrokiem dokoła i dopiero po chwili uświadomił sobie, że musiał zostawić okulary w gabinecie. Zaklął cicho i pochylił się nad monitorem.

– Coś pani ma?

– Jedynie pewność, że nasz zabójca odwiedził toalety w miejscach publicznych.

– Hę?

Przesunęła palcem po liście odnalezionych rzeczy, jakby ekran był dotykowy.

– Musiał zebrać te wszystkie materiały na stacjach benzynowych, w mcdonaldach, restauracjach czy… po prostu w śmietnikach. Potem podłożył je na miejscu zdarzenia.

– Jest pani przekonana?

Pytanie było bezzasadne, więc nie odpowiedziała. Sprawca wiedział doskonale, co robi. Zdawał sobie sprawę, że nawet zachowanie największej ostrożności nie zagwarantuje, że służby nie namierzą jego materiału DNA.

Schował go więc jak igłę w stogu siana. Nie, nie jak igłę. Raczej jak suche źdźbło trawy, w dodatku odpowiednio wyczyszczone. Dominika nie łudziła się nawet, że gdzieś pośród tych wszystkich przedmiotów znajdzie się rzecz, która nosi odcisk genetyczny zabójcy.

Ten z pewnością gdzieś przy budowie się znajdował, ale odnalezienie go w tej sytuacji graniczyło z cudem. Nie dotrą po nitce do kłębka, bo ta została przedarta w tylu miejscach, że właściwie przestała przypominać nić.

– To problematyczne – zauważył Edmund.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Mam na myśli… cóż… – zaczął kluczyć. – Chciałem powiedzieć, że kłopotliwe, ale nie niespotykane. I w takich sprawach często udaje się ująć sprawcę.

Wadryś-Hansen mruknęła cicho.

– Trzeba być dobrej myśli – dodał inspektor. – A tymczasem zajmijmy się tym, na co mamy wpływ. Kontaktowała się pani z dziewczyną?

– Od wczorajszego wieczoru nie.

– Może pora to zrobić?

– Nie dowiem się od niej niczego nowego.

– A jednak można by ją przycisnąć, wydusić z niej…

– Co? – wpadła mu w słowo. – Dlaczego kupiła kartę pre-paid? Sam pan słyszał. Była promocja, dostała dwa giga internetu w pakiecie.

Na tym trop wydawał się urywać. Alicja utrzymywała, że wykorzystała przysługujący jej limit, a potem wyrzuciła kartę. Dominika nie miała powodu, by jej nie wierzyć. Szybki wywiad środowiskowy kazał sądzić, że ma do czynienia ze zwyczajną, porządną osiemnastolatką.

Tylko czy takie istniały? Kiedy była w wieku Alicji, ani rodzice, ani tym bardziej nauczyciele nie potrafiliby odmalować jej prawdziwego obrazu. Być może nawet ona sama nie umiałaby tego zrobić.

Tymczasem to właśnie wśród dorosłych rozpytywali kamieńscy policjanci. Na rówieśników przyjdzie pora, ale Wadryś-Hansen nie spodziewała się, by byli przesadnie pomocni. Nawet jeśli znali tę prawdziwszą twarz dziewczyny, z pewnością zachowają to dla siebie.

Wyduszenie czegokolwiek konkretnego z otoczenia Alicji wymagałoby długiej, szeroko zakrojonej pracy śledczej. A na to nie było czasu. Nie wspominając już o tym, że prokurator nie wiedziała, kto na Pomorzu zajmuje się sprawą – mógł zostać do niej przydzielony zarówno wiarus, który wie, w czym rzecz, jak i zupełny amator.

Dominika odsunęła te myśli. Nie była na miejscu, nie miała na to wpływu. Musiała zdać się na lokalnych stróżów prawa.

Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że Osica jej się przygląda.

– Nad czym pani tak myśli?

– Nad wszystkim.

– Chce pani tam pojechać?

– Nad morze? To jakieś osiemset kilometrów.

– Jednodniowa podróż.

– Szkoda całego dnia, panie inspektorze.

– Szkoda? – zapytał, rozkładając ręce.

Kiedy wymownie się rozejrzał, właściwie nie potrzebowała ani jednego słowa wyjaśnienia. Miał stuprocentową rację. Weszli na grząskie piaski i powoli się w nie zapadali. Nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek miał im podać pomocną dłoń i pomóc się wydostać.

– Zrobimy tę trasę w osiem godzin – zauważył.

Dominika potarła kark. Po nocy spędzonej na niewygodnej kanapie wszystko ją bolało.

– Sprawdzałem.

– Nie wątpię.

– Są wprawdzie roboty na S3 przed Zieloną Górą, ale jeśli sytuacja będzie zła, możemy pojechać przez Berlin.

– Przez Berlin do Kamienia Pomorskiego?

Pokiwał głową z powagą, jakby był w posiadaniu jakiejś niedostępnej dla innych, strzeżonej przez wieki tajemnicy.

– Podobno nawet się opłaca – dodał. – Kilometrów wychodzi więcej, ale gdybyśmy mieli stać w…

– Nigdzie się nie wybieram, panie inspektorze.

Popatrzył na nią z zawodem.

– Więc jak ma pani zamiar się czegokolwiek dowiedzieć?

Wskazała na kamerę w stojącym przed nią laptopie. Poczekała chwilę, nim Edmund załapie, w czym rzecz. W końcu mruknął coś pod nosem, skinął głową, a potem się oddalił.

Dominika spojrzała na zegarek. O tej porze dziewczyna z pewnością śpi, ale na komendzie w Kamieniu Pomorskim musiał panować już wzmożony ruch. Prokurator sięgnęła po telefon, a potem wybrała numer.

Chwilę później wiedziała już, jak skontaktować się z Alicją Kempińską. Uznała, że poczeka do siódmej, a do tego czasu postara się ustalić cokolwiek w sprawie ofiar na Podhalu.

Skinęła na policjanta, który udostępnił jej swoje biurko.

– Potrzebuję listy wszystkich stacji benzynowych w okolicy – powiedziała. – I numerów telefonów do właścicieli lub franczyzobiorców.

Mundurowy popatrzył na nią jak na wariatkę.

– Coś nie tak?

– Nie, po prostu… – Urwał i powiódł wzrokiem po nielicznych funkcjonariuszach, którzy kończyli niebawem służbę. – Zamierza pani sama sprawdzać każdą stację?

– Tak.

– Trochę ich jest.

– Ile? – spytała rzeczowym tonem. – Mniej więcej.

– W najbliższej okolicy? Z pewnością kilkanaście.

– W takim razie tak, zamierzam sama to sprawdzić.

W Krakowie być może nie miałoby to sensu, ale tutaj mogła samodzielnie dotrzeć do każdego nagrania z monitoringu i na własne oczy przekonać się, czy na stacjach pojawia się ta sama osoba.

Wciąż był to jednak strzał w ciemno. Morderca mógł zbierać materiał biologiczny od tygodni, miesięcy czy może nawet lat. I to nie tylko na stacjach paliw.

Westchnęła, myśląc o tym, jaki ogrom pracy ją czeka. Nikt jednak nigdy nie mówił, że będzie lekko. Przeciwnie, wykładowcy na studiach podkreślali, że niewielu studentów jest ulepionych z właściwej gliny, by zostać prokuratorami.

Część miała przekonać się o tym podczas pierwszego dyżuru. Pozostali przy pierwszej sekcji zwłok. Inni dopiero wtedy, kiedy trafią na ciało dziecka.

Te zawsze robiły na śledczych największe wrażenie. Szczególnie kiedy nosiły szereg obrażeń, a prawdopodobnym sprawcą był ktoś z najbliższej rodziny. Nie było takiej gliny, z której można by ulepić człowieka odpornego na tego typu widoki.

Wadryś-Hansen zawiesiła wzrok przed sobą, na powrót skupiając się na dziewczynach i kobietach znalezionych pod Giewontem. Ile mogła mieć najmłodsza z nich? Siedemnaście, osiemnaście lat?

Skąd się wzięły? Kim były? W jaki sposób zmarły? I dlaczego nie miały żadnych obrażeń?

Część odpowiedzi uzyska po skończonych sekcjach, ale miała wrażenie, że niektóre pytania pozostaną otwarte.

Około siódmej zadzwoniła do Alicji Kempińskiej. Dziewczyna odebrała i chętnie wdała się w rozmowę. Stanowczo zbyt chętnie, biorąc pod uwagę porę, w której przeciętna nastolatka ma prawo być rozdrażniona. Szczególnie w środku tygodnia.

Mogło to znaczyć, że ma coś do ukrycia. Równie dobrze mogło jednak dowodzić, że Alicja jest po prostu skora do pomocy.

Na tyle, że zgodziła się na rozmowę przez Skype’a. Dla Dominiki było to absolutnie kluczowe – musiała widzieć dziewczynę, móc spojrzeć w jej oczy i przekonać się, czy nie ma w nich fałszywości.

W napięciu czekała, aż na monitorze pojawi się obraz. Potem lekko uniosła kąciki ust w odpowiedzi na przyjazny uśmiech Alicji.

– Za piętnaście minut muszę się zwijać, bo spóźnię się na pierwszą lekcję – oznajmiła dziewczyna.

– Nie zajmę ci wiele czasu.

Młoda pokiwała głową.

– To jak mogę pani pomóc?

– Relacjonując mi wszystko od początku.

– Przecież wszystko już powiedziałam policjantom.

– Wiem – przyznała Dominika. – I przekazali mi to co do słowa, ale wolałabym…

– Usłyszeć to ode mnie.

– Otóż to.

– W porządku – odparła dziewczyna, a potem z niepokojem zerknęła na zegarek.

Było w jej zachowaniu coś, co kazało Wadryś-Hansen mieć się na baczności. Może chodziło o to, że była nad wyraz uczynna? Nie, trudno było stwierdzić, co w jej przypadku jest normą, a co poza nią wykracza.

Chodziło o coś innego.

Brak emocji.

Nie była przejęta, zdawała się bardziej martwić spóźnieniem na lekcję niż tym, że jej numer stał się przedmiotem zainteresowania zarówno policji, jak i prokuratury.

Dominice przemknęło przez myśl, że to jedynie fasada. Gdyby dziewczyna rzeczywiście podchodziła do sprawy z taką obojętnością, nie byłaby tak skora do współpracy.

Prokurator przyjrzała się jej, szukając jakiegokolwiek potwierdzenia swojej hipotezy. Bez skutku. Alicja zdawała się… na wskroś zwyczajna.

– Kupiłam kartę, bo była promocja, a mój internet domowy to jakaś tragedia – mówiła. – Dostałam w pakiecie dwa giga, więc się opłacało. Dojechałam do końca limitu, a potem wyrzuciłam SIM.

– Gdzie?

– Do kosza na śmieci.

– Na ulicy?

– Nie, w domu.

Czy możliwe było, że ktoś później odzyskał kartę ze śmietnika? Z pewnością. Szczególnie jeśli człowiek, który to zrobił, był tym samym, który dokonał zabójstw. Sprawca udowodnił, że nie ma oporów przed grzebaniem w odpadkach.

– I tyle ją widziałam – dodała. – Nie pamiętam nawet numeru, który był do niej przypisany.

– Korzystałaś z niej na swoim telefonie?

– Tak.

– Jak długo?

– Dzień, może dwa… obejrzałam parę odcinków Narcos i limit mi się skończył. Widziała pani?

– Tak – potwierdziła Dominika. – I muszę przyznać, że większą sympatią zapałałam do Escobara niż do organów ścigania.

Alicja uśmiechnęła się lekko.

– Ja też, chociaż ten kolumbijski agent, Javier…

– To był Amerykanin z Teksasu. Członek DEA.

– No – potwierdziła pod nosem Alicja. – W każdym razie niezły.

Swobodna rozmowa kazała Wadryś-Hansen sądzić, że jej wcześniejsze przypuszczenia mogły okazać się słuszne. Dziewczyna zachowywała się zbyt nonszalancko.

– Ale wróćmy do karty – powiedziała prokurator. – Wychodziłaś gdzieś, kiedy miałaś ją w telefonie?

– Może… pewnie tak. Czemu pani pyta?

– Będziemy sprawdzać lokalizację. To rutynowe działanie.

– Aha.

– A powiedz mi, czy…

– W sumie nie jestem pewna, czy wychodziłam – przerwała jej dziewczyna, marszcząc czoło.

Zbyt teatralnie, pomyślała Dominika.

– Możliwe, że przed wyjściem włożyłam starą kartę. No bo po co miałabym chodzić z nową? Nikt by się do mnie nie dodzwonił.

– No tak.

– Ale nie kodowałam tego tak… no wie pani.

– Wiem.

Przez moment milczały. Dziewczynie mina nieco zrzedła, choć na dobrą sprawę nie było ku temu powodu.

– Przypomnisz mi, gdzie kupiłaś tę kartę? – spytała Wadryś-Hansen.

– Zamówiłam przez internet.

– Dlaczego?

– Jak to dlaczego?

– Co cię do tego skłoniło?

– Reklama na jakimś portalu. Było info, że jest darmowy starter, 4G LTE w prezencie…

– Co to był za portal?

Alicja znów popatrzyła na zegarek, tym razem bardziej nerwowo. Potem uciekła wzrokiem w bok, jakby spodziewała się, że któreś z rodziców zaraz upomni ją, że pora wychodzić. W mieszkaniu jednak panowała cisza.

– Nie pamiętam – odparła po chwili.

Wadryś-Hansen skinęła głową.

– Używasz AdBlocka? – spytała.

Zawahanie.

Przy tak prostym pytaniu nie powinno mieć miejsca. A mimo to dziewczyna zamilkła na znacznie dłużej, niż powinna.

– No… tak, używam, wiadomo. To nielegalne?

– Nie, ale w takim razie nie powinnaś widzieć reklamy.

Znów sekundowa cisza.

– Widocznie musiała nie być na liście tych blokowanych.

Mało prawdopodobne, uznała w duchu prokurator. Miała już właściwie wszystko, czego potrzebowała. Potwierdziła, że należy drążyć dopóty, dopóki nie trafi na coś konkretnego.

– Przysłali ci SIM pocztą czy odbierałaś w salonie?

– Odebrałam w salonie.

– Którym?

Podała adres, a potem oznajmiła, że musi już iść. Kiedy Dominika zapytała o to, kto wydawał jej starter, powiedziała, że jakiś chłopak – ale nie poznałaby go, gdyby musiała go wskazać. Tym samym sugerowała, że on także nie powinien jej pamiętać.

Po rozmowie z dziewczyną Wadryś-Hansen uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, jaki powinien być jej kolejny krok.

Istniało niewiele powodów, dla których Alicja mogła kłamać. A jeden z nich wydawał się Dominice wielce prawdopodobny. Szczególnie biorąc pod uwagę, że dziewczyna robiła wrażenie wyjątkowo zaradnej. Wręcz przedsiębiorczej.

Prokurator weszła na Allegro, a potem otworzyła archiwum. Zaczęła przeszukiwać zakończone aukcje. W pewnym momencie wbiła wzrok w pole wyszukiwania. Zastanowiła się, po czym wprowadziła numer odnaleziony w mieszkaniu Forsta.

Już pierwszy wynik był trafiony.

„ZAREJESTROWANA KARTA SIM STARTER WYSYŁKA FREE 2 GB INTERNETU GRATIS”.

Alicja Kempińska zrobiła użytek ze zmian w prawie. Handlowała kartami SIM. Nie było to zbyt dochodowe, ale z pewnością starczało na piwo czy paczkę papierosów.

Wadryś-Hansen przesunęła na dół strony i sprawdziła, kto wygrał aukcję.

Krieger.

Nic jej to nie mówiło.

Deniwelacja

Подняться наверх