Читать книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz - Страница 5
CZĘŚĆ PIERWSZA
3
ОглавлениеW małopolskiej prokuraturze trwał dzień targowy. Cały czteropiętrowy, podłużny gmach przy Mosiężniczej zdawali się wypełniać handlarze prześcigający się w sprzedawaniu plotek. Dominika Wadryś-Hansen była jednak powściągliwa. Zarówno jeśli chodziło o styl bycia, jak i wymianę tego wątpliwej jakości towaru.
Zamknęła się w swoim gabinecie, otoczona łacińskimi sentencjami wiszącymi na ścianach, i starała się skupić na konkretach. Tych jednak na razie nie było wiele, w dodatku przesłaniała je mgła niedomówień i przypuszczeń.
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, podejrzewała, że opary niewiedzy stężeją jeszcze bardziej. Właściwie tylko jedna osoba mogła jej teraz szukać. Aleksander Gerc, prokurator zazwyczaj przodujący w snuciu wszelkich spekulacji.
Nie pomyliła się. Gerc wszedł do środka, nie czekając na zaproszenie, a potem zajął miejsce przed biurkiem. Założył nogę na nogę i się uśmiechnął.
– Na moje oko to kolejny seryjny – zauważył.
Przez moment miała ochotę powiedzieć, że wypadałoby się przywitać, ale przypuszczała, że zbyłby to niedbałym machnięciem ręki.
– Na szczęście twoje oko często się myli – odparła. – Najpewniej dlatego, że widzisz tylko to, co chcesz.
– Czyli co?
– To, co najgorsze w ludziach.
Skwitował jej uwagę wymownym prychnięciem, a Dominice przeszło przez myśl, że właściwie trafiła w sedno – jedyny wyjątek od tej zasady Gerc przyjmował, gdy patrzył w lustro.
– Ktoś inny powiedziałby po prostu, że mam odpowiednie doświadczenie.
– W takim razie ktoś inny by się pomylił.
– Jak wszyscy, co? – odburknął Gerc. – Bo tylko prokurator Wadryś-Hansen ma rację. Taka jest twoja filozofia życiowa, prawda?
– Nie mam dziś ochoty na przepychanki, Aleks.
– Nigdy nie masz.
Powiedział to z poważnym wyrzutem, jakby rzeczywiście miał jej to za złe.
– A przynajmniej jeśli chodzi o ostatni rok – dodał.
– Dasz spokój?
– Kiedyś, owszem, byłaś drętwa jak kij od szczotki, wyniosła i…
Odchrząknęła głośno. Tyle wystarczyło, by zorientował się, że za moment zabrnie za daleko.
– Mam na myśli, że od dobrego roku jesteś jeszcze gorsza – dodał i wzruszył ramionami. – Kiedyś mówili na ciebie Lady Mary, bo w całej tej swojej arogancji okazywałaś klasę i jakieś… bo ja wiem, dystyngowanie. Teraz jesteś…
– Aspołeczna?
– Nie o tym słowie myślałem.
– Wycofana?
– Raczej towarzysko sflaczała.
Uniosła brwi i przez moment zastanawiała się, jak na to odpowiedzieć. Ostatecznie przyjęła, że najbardziej wymownym komentarzem będzie milczenie. Aleksander miał zresztą trochę racji. Nie przeszkadzało jej, że niegdyś porównywano ją do postaci z brytyjskiego serialu, nawet jeśli kontekst nie był zbyt życzliwy.
Towarzyskie sflaczenie jednak w pewien sposób ją dotykało. Nie dlatego, że przejmowała się opinią innych – raczej ze względu na to, że stanowiło potwierdzenie tego, co ją spotkało. Urealniało ciąg zdarzeń, którego uczestniczką mimowolnie się stała.
Pomyślała, że Bestia z Giewontu nikomu już nie zagraża. Nikomu oprócz niej.
– Chcesz czegoś konkretnego, Aleks?
– Nie.
– W takim razie…
– Ale przynoszę dobre wieści.
Szczerze w to wątpiła. I nie miała zamiaru dopytywać, licząc na to, że Gerc sam zrozumie niewypowiedzianą sugestię, by opuścił jej gabinet. Zawiesiła na nim wzrok, ale jego reakcja sprowadziła się do tego, że rozsiadł się wygodniej.
– Jest kolejny trup w Zakopcu.
– Co takiego?
– Przed momentem się dowiedzieliśmy – dodał z satysfakcją, jakby rzeczywiście była to dobra nowina. – Kobietę znaleziono na jakimś placu budowy, podobno na miejscu jest niezły syf.
Następna ofiara? Związana z pięcioma ciałami, które odnaleziono wcześniej na zboczach Giewontu? Nie, to wydawało się niemożliwe. A mimo to teraz wzmianka Gerca o seryjnym zabójcy zaczynała mieć sens.
– Śladów jest co niemiara – ciągnął. – Od ubrań przez wydzieliny aż po puszki.
Wadryś-Hansen potrząsnęła głową.
– O czym ty mówisz? Jakie wydzieliny?
– Przede wszystkim szczochy, z tego, co słyszałem. Ale cholera wie, co tak naprawdę się tam znajduje. Zobaczysz na miejscu.
Przez chwilę się nie odzywała, nie odrywając wzroku od jego oczu. Nie po raz pierwszy dostrzegała w nich coś niepokojącego. Przy każdej tego typu sprawie cieszył się jak dziecko, wykazywał niemal chorobliwy entuzjazm. Być może jednak nie powinna przywiązywać do tego wielkiej wagi. W gruncie rzeczy był dobrym śledczym, a to, co sobą prezentował, miało drugorzędne znaczenie. Tym bardziej że było zapewne jedynie teatrem.
– Cokolwiek się tam stało, to nie moja sprawa – odparła Dominika.
– Mylisz się.
– Nawet jeśli odbiorą ją rejonówce, dostanie to ktoś z Nowego Sącza.
– Nie.
– Nie?
– Będzie decyzja z prokuratury krajowej o pominięciu zasad właściwości miejscowej.
Dominika przez chwilę milczała. Zbyt wiele myśli nagle pojawiło się w jej głowie.
– Dlaczego? – spytała w końcu.
– Ze względu na dobro prowadzonego śledztwa.
– Tak mówi rozporządzenie, Aleks. Ale ja pytam o to, co mówią ludzie?
Gerc uśmiechnął się pod nosem.
– Mówią, że prokurator krajowy ma do ciebie pełne zaufanie.
– Nigdy go nawet nie spotkałam – zastrzegła, jakby Aleksander w jakiś sposób ją uraził. – Nigdy nie chodziłam z żadnymi politykami na wódkę, nie bywałam na bankietach i nie dostarczałam nikomu kwitów na opozycję. Nie mam żadnych powiązań politycznych.
– Wiem.
Zmarszczyła czoło.
– I on też to wie – dodał Gerc. – I pewnie dlatego chce, żebyśmy to my prowadzili sprawę. A może zaimponowałaś mu sprawą Bestii z Giewontu, cholera go wie.
Rzeczywiście, cholera go wiedziała, uznała w duchu Wadryś-Hansen. Trudno było przejrzeć jego motywacje, ale gdyby miała zgadywać, powiedziałaby, że zwyczajnie nie ma zaufania do nowosądeckiej prokuratury. Sam zresztą pochodził z Krakowa, tutaj się wychował i zapewne miał lepsze rozeznanie w miejscowych śledczych.
A może przyświecał mu inny cel?
Szybko odsunęła tę myśl. Od czasu skandalu z jej mężem była stanowczo zbyt podejrzliwa. Właściwie z zasady przestała ufać wszystkim, nawet własnym dzieciom. Przyjmowała tę refleksję z bólem, ale wiedziała, że jest prawdziwa. W zachowaniu zarówno ich, jak i właściwie wszystkich innych dopatrywała się ukrytych motywacji i niecnych zamiarów.
Ale może to dobrze. Może jako prokurator właśnie tak powinna postrzegać otaczający ją świat. Dzięki temu nie popełni więcej błędów.
Na moment zamknęła oczy. Jeśli Gerc miał rację, przypadnie jej w udziale sprawa, przez którą znów znajdzie się na świeczniku. Zwłoki pięciu kobiet pod Giewontem będą głównym newsem w mediach przez kilka cykli informacyjnych. A szósta kobieta zamordowana w Zakopanem sprawi, że rozpęta się prawdziwa burza.
Wadryś-Hansen początkowo będzie w oku cyklonu. Otoczona iluzorycznym spokojem, obserwująca wszystko na zewnątrz z pozornie bezpiecznego miejsca. W rzeczywistości jednak to ona będzie wystawiona na największe ryzyko.
Otworzyła oczy i przekonała się, że Aleksander bacznie jej się przygląda.
– Myślałem, że się ucieszysz.
– Z czego?
– Masz szansę wrócić w chwale.
– Nigdzie nie odeszłam, żeby wracać, Aleks.
– Ty tak twierdzisz – odparł cicho. – Cała reszta…
– Nie obchodzi mnie cała reszta – ucięła, a potem się wyprostowała. – Co wiemy o ofiarach?
Gerc znów się uśmiechnął, jakby tylko czekał na to, aż przejdą do konkretów. W końcu zmienił pozycję, nachylając się w stronę Dominiki.
– Te na zboczach Giewontu to głównie młode kobiety, podobno najstarsza wygląda na trzydziestkę, najmłodsza na dwudziestkę. Poza tym niewiele ustalono. Causa mortis ignota.
Był to jeden z niewielu łacińskich terminów, który stanowił dla Wadryś-Hansen zmorę. Pojawiał się w opiniach biegłych po przeprowadzeniu sekcji zwłok, kiedy nie udało się ustalić przyczyny śmierci.
Przypuszczała, że w tym wypadku tak nie będzie i to tylko czcze gadanie Aleksa. Ciała z pewnością były w dobrym stanie, a zanim zaczną gnić, zostaną przetransportowane do prosektorium. Technicy zdążą ustalić wszystko, co istotne.
– Kiedy je znaleziono?
– Parę godzin temu.
– Kto złożył zawiadomienie?
– Pracownik TPN-u, który się na nie napatoczył.
– Co tam robił?
Gerc wzruszył ramionami, ale nie sprawiał wrażenia, jakby chciał wykonać gest niewiedzy – Dominice wydawało się to raczej sugestią, że wszystko, co dotychczas ustalono, należy traktować z rezerwą.
– Podobno sprawdzał oznaczenia szlaków po zimie.
– Podobno?
– Taką informację dostałem od jakiegoś chmyza z zakopiańskiej rejonówki – odparł ciężko Gerc i zgarbił się jeszcze bardziej. – Nie wiem na pewno, ale wydaje mi się, że gówniarz prowadzi swoją pierwszą sprawę.
– W takim razie mu współczuję.
Wprawdzie miał niebawem pozbyć się tego ciężaru, ale wszystko, co do tej pory zobaczył, zostanie z nim na długo. Dominika nieraz przekonała się, jak głęboko w pamięć potrafią się wgryźć makabryczne obrazy.
– Reszty dowiemy się na miejscu – dodał po chwili Gerc.
Wadryś-Hansen spojrzała na zegarek. Nawet gdyby teraz wyjechała, dotrze na miejsce jeszcze na długo przed tym, jak rozpocznie się badanie post mortem. Na pierwsze wyniki będzie musiała poczekać jeszcze trochę.
– A ta dziewczyna na placu budowy? – spytała. – Wiadomo coś więcej?
– Oprócz tego, że to prawdziwy burdel, nie. Dopiero co znaleźli trupa.
Dominika puściła to mimo uszu.
– Ale to wszystko tylko wstęp do tej dobrej wiadomości, z którą do ciebie przyszedłem – zastrzegł z zadowoleniem Aleksander.
– Doprawdy?
Pokiwał ochoczo głową.
– Najlepsze jest to, co znaleźli przy jednej z ofiar pod Giewontem.
– To znaczy?
– Koszulę pieprzonego Forsta.
Dominika miała wrażenie, że się przesłyszała. I być może przyjęłaby tę wersję, gdyby nie fakt, że Gerc wyszczerzył się, jakby wygrał los na loterii. Dla nikogo nie było tajemnicą, jak postrzegał Wiktora Forsta. A już szczególnie dla niej. Przez długie miesiące z bliska obserwowała, jak rosła niechęć Aleksa.
Ale czyżby naprawdę odnaleziono przy zwłokach ślad wskazujący na byłego komisarza policji? Wydawało się to niemożliwe.
– Nie wierzysz?
– A powinnam?
– Oczywiście – zapewnił ją Aleksander. – Nie wspominałbym o tym, gdyby to nie była pewna informacja.
Kiedy powiedział jej o czapce, którą Osica miał niegdyś przekazać Wiktorowi, wiedziała już, że nie może być mowy o żadnej pomyłce. Tyle w zupełności wystarczyło, by mieć pewność.
Poczuła nieprzyjemne ciarki na plecach.
Brytyjczycy określali to jako wrażenie, jakby ktoś chodził po twoim grobie. I być może mieli słuszność, uznała w duchu Dominika.
– Sukinsyn wrócił – oznajmił z satysfakcją Gerc. – I w jakiś sposób jest w to zamieszany.
Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego od kiedy wszedł do jej gabinetu, używał liczby mnogiej. Pojedziemy, przekonamy się na miejscu, zobaczymy… Najwyraźniej zrobił wszystko, by wraz z nią prowadzić sprawę. I nie ulegało wątpliwości, co nim kierowało.
– Nie wyciągaj zbyt pochopnych wniosków, Aleks.
– Kiedy w grę wchodzi Forst, żadne nie są pochopne.
– Już raz się przejechałeś.
– Ale drugi raz nie zamierzam – odparł poważnym tonem, a potem się podniósł. – Idziemy?
– Za moment.
– Te trupy same się nie obejrzą.
– Idź. Zaraz zejdę.
Dominika poczekała, aż Gerc wyjdzie z pokoju, po czym opuściła głowę i przez moment trwała w zupełnym bezruchu. Potem zrobiła głęboki wdech, starając się uspokoić. Sięgnęła po telefon, przesunęła po nim palcem i wbiła wzrok w wyświetlacz.
Znów zamarła, zastanawiając się.
Po chwili skasowała ostatni SMS od Wiktora Forsta. Moment później usunęła też wszystkie wcześniejsze.