Читать книгу Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6 - Remigiusz Mróz - Страница 13

Rozdział 1
Sigma
10
pl. Defilad, Śródmieście

Оглавление

Puste miejsce parkingowe obok żółtego daihatsu potwierdzało to, czego Chyłka i tak już się domyślała. Żelazny o wszystkim wiedział. Zawczasu załatwił formalności, by kancelaria nie została zamieszana w sprawę, a potem czym prędzej się zwinął.

Jeśli potrzebowała dodatkowego potwierdzenia, wystarczył fakt, że imienny partner nie odbierał telefonu. Wybrała numer drugiego, ale Harry McVay miał zajęte. Zaklęła cicho, rozglądając się.

Próbowała dobić się do Brytyjczyka jeszcze przez chwilę, wychodząc z założenia, że ma włączoną usługę, która informuje go o tym, że powinien skończyć rozmowę, bo ktoś usilnie stara się z nim skontaktować.

W końcu szybki, przerywany sygnał ucichł.

– Spokojnie – powitał ją Harry. – O wszystkim wiem.

Joanna nabrała tchu i przytrzymała powietrze w płucach.

– I to ma mnie uspokoić? – spytała.

– Dopiero się dowiedziałem. Artur dzwonił.

Nie mogło być inaczej. Gdyby Żelazny zrobił to wcześniej, ryzykowałby, że Harry zawczasu przekaże informację Chyłce. Gdyby zwlekał choć chwilę, spóźniłby się, a ona pierwsza odbyłaby rozmowę z Brytyjczykiem.

– Co powiedział? – zapytała.

– Że Oryńskiego zatrzymano. I że wcześniej załatwił wszystkie formalności, byśmy nie mieli z tym nic wspólnego.

– Do kurwy nędzy…

– Dodał, że partnerzy o wszystkim wiedzieli. Podjęli decyzję większością głosów.

Gdyby miała przy sobie paczkę papierosów, z trudem powstrzymałaby się przed sięgnięciem po jednego. Pokręciła głową, zaciskając usta. Potrzebowała czegoś, dzięki czemu rozładuje choć trochę emocji. Czegokolwiek.

– Skąd ten skurwiel wiedział, że go zatrzymają? – zapytała przez zęby.

– Nie wiem.

– Nie wpadłeś na to, żeby go spytać?

– Próbowałem się czegoś dowiedzieć, ale…

– Ale jesteś w Krakowie i wciągasz ten wasz zasrany smog, zamiast od czasu do czasu pojawiać się w centrali i trzymać, kurwa, rękę na pulsie!

Przez chwilę nie odpowiadał, a Chyłka skorzystała z okazji, by spróbować się uspokoić. Mimo woli ruszyła w kierunku Marszałkowskiej, ku pierwszemu lepszemu sklepowi. Nagle opadło ją dziwne uczucie otępienia i nierealności. Mogłaby przysiąc, że w ułamku sekundy podjęła ledwo uświadomioną decyzję, by kupić butelkę tequili i paczkę marlboro. Niech się dzieje, co chce.

Zatrzymała się tuż za Pałacem Kultury.

– Muszę się z nim zobaczyć.

– W jaki sposób? Tylko adwokat…

– Znam przepisy.

– I realia także – zaznaczył McVay. – A one są takie, że nie jesteś jego obrońcą. I nie będziesz.

– Chyba żartujesz. Zrobię wszystko, żeby go wyciągnąć z tego bagna.

– W żadnym wypadku.

– Posłuchaj…

– Kancelaria nie będzie go reprezentować.

– W takim razie się z nią pożegnam i zostanę jego adwokatem bez waszego szyldu.

Harry głośno westchnął, ale bez krzty irytacji.

– To nasz wspólny szyld, mimo że znajdują się na nim tylko dwa nazwiska.

– A jednak podjęto decyzję bez naszej zgody – zauważyła. – Do cholery, nawet bez naszej wiedzy.

McVay znów nie odpowiadał, najpewniej zastanawiając się nad tym, co to wszystko oznacza. Joanna nie musiała poświęcać temu ani chwili. Od dawna zdawała sobie sprawę, że punkt ciężkości władzy przesuwa się na stronę Żelaznego. Kombinował coś z kancelarią Czymański Messer Krat, a numer, który dziś wyciął, potwierdzał, że ma coraz większe poparcie wśród partnerów.

Nie było to jednak teraz istotne.

– Łachudra dostała jakiś przeciek z prokuratury.

– Nie sądzę, żeby…

– Musiało tak być – wpadła mu w słowo. – Ale mniejsza z tym, przyjdzie czas, żeby rozliczyć Żelaznego.

Przypuszczała, że McVay mógłby się pod tym podpisać, nawet jeśli powód byłby inny. Od pewnego czasu ich relacje pogarszały się coraz bardziej i nic nie wskazywało na to, by miały się poprawić. Z ostrożnych, ale pragmatycznych sojuszników zamieniali się we wrogów.

– Wyciągnąłeś z niego, za co Zordon został zatrzymany?

– Nie. Twierdzi, że nie wie.

– Gówno prawda.

– Nie masz żadnych podejrzeń? – spytał Harry.

Na dobrą sprawę nie miała jeszcze czasu się nad tym zastanowić. Widok wyprowadzanego z Hard Rocka Oryńskiego zadziałał na nią jak cios wymierzony prosto między oczy.

– Mówił coś o numerach.

– O numerach?

– Cyfrach, które znaleźliśmy przy jednej z rzekomych ofiar Tesarewicza.

Czy na pewno o to mu chodziło? Musiała uznać, że tak, było to najlogiczniejsze rozwiązanie.

– Były na świstku papieru – dodała, jakby mogło to mieć jakiekolwiek znaczenie.

– Dlaczego miałby o nich wspominać?

– Nie wiem.

– Jak ofiara Tatuażysty miałaby się wiązać z zatrzymaniem go?

Odpowiedź była zbyt absurdalna – a zarazem zbyt niepokojąca – by ją werbalizować. Chyłka zamilkła, wciąż wodząc wzrokiem dokoła. Nie chciała dłużej tkwić w bezczynności, musiała działać.

Spojrzała w kierunku torów tramwajowych i Carrefoura znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Wyobraziła sobie długi rząd butelek na stoisku z alkoholami. Przez moment trwała w bezruchu, a potem ruszyła przed siebie.

– Ktoś dał cynk Żelaznemu. Ktoś, kto wie, co jest na rzeczy.

– Z tym się zgodzę. Co nie znaczy, że to w prokuraturze powinnaś szukać…

– Wiem dobrze, gdzie powinnam. Poczekaj.

Odstawiła telefon od ucha, włączyła aplikację Ubera, a potem stanęła przy przystanku i czekała, rozglądając się nerwowo.

– Prokuratura najprawdopodobniej jeszcze o niczym nie wie – odezwał się McVay.

– Wiedzą sporo. Może nawet więcej.

– Postępowanie może być na poziomie policji – zaoponował. – Nie wiesz, czego dotyczy.

– Wiem. Wrobienia Oryńskiego w jakieś gówno.

– Tak czy inaczej zachowaj…

– Zachowam modelową strategię obrończą – weszła mu w słowo. – Wpadnę na Chocimską na pełnej kurwie, zrobię tam kołchoz, jakiego podczas najbardziej krwawej rewolucji świat nie widział, a potem wyciągnę Zordona.

Harry musiał się zastanawiać, czy jest sens ją uspokajać. W końcu najwyraźniej uznał, że nie, bo przeszedł od razu do rzeczy, nie siląc się na oklepane i zbędne formułki.

– Zatrudnimy kogoś – odezwał się. – Będzie reprezentował go najlepszy adwokat, jakiego znajdę.

– Nie.

– Nie będziesz go bronić, Chyłka. Po prostu nie ma takiej możliwości.

W głębi ducha wiedziała, że ma rację. Mimo pełnej gotowości do rozpętania trzeciej wojny światowej musiała spasować. Partnerzy nigdy się na to nie zgodzą, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że ma wysoko profilową sprawę i jest w ciąży. Ten drugi element właściwie nie powinien jej dyskwalifikować pod żadnym względem, ale prawda była taka, że znacznie ograniczał pole manewru.

Pomijając sam fakt, że Żelazny nie po to pożegnał się z Oryńskim, by teraz go bronić. Imienny partner zrobi wszystko, żeby do tego nie doszło. Nie, nie zrobi. Już z pewnością o to zadbał.

– Zapewnię mu najlepszą obronę – odezwał się Harry. – Możesz mi wierzyć.

Wiedziała, że tak jest. Jeśli na kimkolwiek w środowisku mogła polegać, to właśnie na nim.

– Chyłka?

– Zastanawiam się.

– Nie ma nad czym. Pozwól mi się wszystkim zająć.

– Tobie? – syknęła. – A coś jest nie tak ze mną? Bebzol za duży? A może za bardzo się z Zordonem zbliżyliśmy, żebym mogła trzeźwo spojrzeć na sprawę? Co?

Harry nie odpowiedział, bo nie musiał. Po raz kolejny zapewnił ją, że zrobi wszystko, co w jego mocy, a potem się rozłączył, nie czekając na kolejne mniej lub bardziej kąśliwe odpowiedzi.

Joanna czekała na transport tylko chwilę. Potem pojechała prosto na Chocimską, do siedziby prokuratury okręgowej. Wpadłaby tam podobnie jak do Hard Rocka i staranowała wszystkich w drodze do gabinetu Olgierda Paderborna, ale zatrzymały ją bramki.

Ponaglając ochroniarzy, zastanawiała się, czy Pader się jej spodziewa. Jeśli wiedział o zatrzymaniu Oryńskiego, z pewnością tak.

Wyjęła wszystkie rzeczy z kieszeni, a potem położyła je obok torebki. Wskazała na brzuch.

– Tego nie wyjmę. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Ochroniarze nie docenili tej uwagi choćby zdawkowymi uśmiechami. Nie dziwiła się, bo nieraz dochodziło między nimi do spięć. Dziś jednak się na to nie zanosiło. Nie przeciągali kontroli, nie utrudniali wejścia do środka.

Po chwili poinformowano Paderborna, że adwokat chce się z nim zobaczyć. Spodziewała się, że prokurator przyjmie ją w biurze, ale zamiast tego zszedł na dół.

– Wygląda na to, że to będzie krótka rozmowa – zauważyła Joanna.

Olgierd Paderborn jak zawsze miał na sobie dobrze skrojony garnitur, jakby uszyty pod jego muskulaturę. Nieco dłuższe włosy tylko pozornie były w lekkim nieładzie. W rzeczywistości Paderborn z pewnością codziennie rano musiał poświęcać trochę czasu na to, by przywodzić na myśl Kurta Cobaina z czasów jego świetności.

– Nie chciałem, żebyś się fatygowała na górę.

– Aha – odparła z powątpiewaniem.

Podali sobie rękę. Uścisk był mocny, ale rekordowo krótki.

– Poza tym przypuszczam, że masz apetyt na destrukcję – dodał Olgierd, rozglądając się. – Założyłem, że wśród ludzi może nieco zmaleje.

– Nie liczyłabym na to. Ludzie z zasady mi nie przeszkadzają – odparła. – Jestem ambiwertyczką.

– Kim?

– Osobą zarazem intro- i ekstrawertyczną. Z jednej strony od czasu do czasu potrzebuję samotności i skrywania się w sobie, z drugiej względnie dobrze czuję się wśród ludzi.

– Rozumiem.

– I nie zaimponujesz mi przywoływaniem tytułów płyt Guns N’Roses.

Wzruszył ramionami, a potem rozpiął guzik marynarki i wsunął ręce do kieszeni. Stali naprzeciwko siebie i właściwie powinni czuć się niekomfortowo, trwając w milczeniu. Oboje jednak byli przyzwyczajeni do podobnych niewerbalnych konfrontacji.

– O co chodzi, Pader? – spytała w końcu. – Co wy odstawiacie?

– Nie mogę o tym rozmawiać.

Zaśmiała się i bezradnie rozłożyła ręce.

– Wszystkim wam w końcu zupełnie odbiło? – zapytała. – Mówimy o Oryńskim, do kurwy nędzy. Czemu go zamknęliście?

– Policja go zatrzymała.

– Ale wy o wszystkim wiedzieliście.

Nie odpowiedział, a ona wzięła to za potwierdzenie. Zresztą gdyby Olgierd nie miał pojęcia o sprawie, nie pofatygowałby się na dół. Wiedział, że przyszła do niego z pretensjami. Ludzi wokół potrzebował jednak nie z obawy, że na niego naskoczy. Chciał mieć świadków. Osoby, które potwierdzą, że do żadnego podejrzanego tajnego spotkania nie doszło. Wszystko odbywało się na oczach innych.

A to oznaczać mogło tylko jedno, przynajmniej tak jej się wydawało.

– To ty prowadzisz sprawę? – rzuciła Chyłka.

Znów brak odpowiedzi.

– Będziesz go oskarżać? – dodała.

– Nie mogę rozmawiać o toczących się postępowaniach. Szczególnie z tobą.

– Pader, litości… – rzuciła, zbliżając się o krok. – Czego ty się spodziewasz? To Zordon. Ten sam, którego chcąc nie chcąc zdążyłeś poznać podczas sprawy Al-Jassama. Przecież zdajesz sobie sprawę, że nie mógłby zrobić niczego, o co go oskarżacie.

Co to mogło być? I kto mógłby próbować go w coś wrobić?

Od Paderborna nie uzyska odpowiedzi, prokurator będzie twardo trzymał się zasad. Ale to właśnie tutaj musiała zacząć zbierać pierwsze okruchy informacji.

Jeśli to rzeczywiście Olgierd miał oskarżać, było to już samo w sobie znaczące. Nie spodziewała się tego. Wyszła z założenia, że sfingowany materiał dowodowy będzie słaby. Paderborn szybko przejrzy sprawę, a jako jedna z największych szych nie będzie chciał się zajmować aktem oskarżenia, który upadnie po pierwszej rozprawie.

Najwyraźniej jednak coś mieli. Coś mocnego.

– Jeśli będziesz go bronić, wszystkiego się dowiesz – odparł Olgierd. – Jeśli nie, pozostaje ci czekać.

Przysunęła się jeszcze trochę. Na tyle blisko, że mimo woli zerknął na jej brzuch, oceniając, ile brakuje, by go nim trąciła.

– Dlaczego wziąłeś sprawę?

– Nie powiedziałem, że ją wziąłem.

– Nie, nie powiedziałeś.

– Gdyby tak się jednak stało, zrobiłbym to z tego samego powodu, dla którego biorę wszystkie inne.

– To znaczy?

– Chcę sprawiedliwości.

W ustach innego prawnika zabrzmiałoby to po pierwsze sztucznie, a po drugie zabawnie. Kiedy jednak takie deklaracje składał Paderborn, efekt był taki, jak nadawca zamierzył. Olgierd uścisnął Chyłce dłoń, a potem bez słowa się oddalił. Nie miała zamiaru go zatrzymywać.

Więcej z niego nie wyciągnie. Zresztą tyle wystarczyło, by zrozumiała, że mają z Zordonem niemały problem.

Szybkim krokiem opuściła budynek prokuratury, a potem znów wezwała Ubera. Jadąc w kierunku Skylight, poinformowała Kormaka, żeby czekał na nią w Jaskini. Z gotowymi odpowiedziami.

– Niewiele mogę pomóc – zastrzegł chudzielec.

– Wiesz, który raz to dziś słyszę?

– Tyle że ja naprawdę nic nie wiem.

– Więc dowiedz się.

– Czego?

– Choćby tego, co oznacza ten ciąg cyfr.

– Ten znaleziony przy Lewickim? – spytał niepewnie Kormak. – A co on ma do rzeczy?

– Właśnie to muszę ustalić w pierwszej kolejności.

Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6

Подняться наверх