Читать книгу Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6 - Remigiusz Mróz - Страница 15

Rozdział 1
Sigma
12
Komenda Rejonowa Policji, Śródmieście

Оглавление

Przesłuchanie rozpoczęło się dość szybko. Policjanci wyrecytowali wszystko to, do czego obligowało ich prawo, ale na tym nie poprzestali. Prowadzący czynności zaproponował, że znajdzie w internecie numer do kancelarii – wystarczy, że Oryński wskaże, kto będzie go bronił.

– Nie potrzebuję adwokata – zadeklarował Kordian.

– Jesteś pewien?

Przesłuchujący go funkcjonariusz sprawiał dość neutralne wrażenie. Nie wyglądał na sympatycznego, ale nie patrzyło mu z oczu przesadnie źle. Lekko oskarżycielsko, ale tego należało się spodziewać.

– Tak – zapewnił Oryński.

– W takim razie przejdziemy do rzeczy?

Kordian pokręcił głową.

– Jestem przesłuchiwany w charakterze podejrzanego.

– To było pytanie czy oznajmienie?

– Oznajmienie. I sugestia zarazem.

Policjant uśmiechnął się lekko. Mógł mieć najwyżej czterdzieści pięć lat, choć gdyby szacować wiek wyłącznie na podstawie dużych zakoli, trzeba by mu dać co najmniej dziesięć więcej.

– Sugestia?

– Że mam pełne prawo odmówić składania jakichkolwiek oświadczeń.

– A jednak rozmawiasz ze mną – zauważył policjant. – Co każe mi sądzić, że masz coś do powiedzenia.

Starszy aspirant Gondecki przyglądał mu się przez moment wyczekująco, jakby spodziewał się, że w ten sposób zachęci go do mówienia. Kordian jednak się nie odzywał. Zdecydował się na wymianę kilku zdań tylko dlatego, by wybadać, jakie mają wobec niego zamiary.

Oprócz tego miał wszystkie informacje. Mundurowi dopełnili wszelkich formalności, co z pewnością zdarzało się znacznie częściej w przypadku oskarżania prawników niż osób wykonujących inne zawody. I bez tego Kordian nie tylko znałby swoje prawa, ale także doskonale wiedział, jaki jest powód zatrzymania.

Nie miał za to pojęcia, kto do niego doprowadził. Oczywiste było, że to ta sama osoba, która przysłała mu ciąg cyfr, ale wciąż nie ustalił, kim jest ten człowiek. Możliwości niestety było zbyt wiele.

– Znalazłeś się w bardzo kłopotliwej sytuacji – zauważył Gondecki.

– Bez dwóch zdań.

– Powiedziałbym, że sobie poradzisz, bo masz za sobą adwokacką machinę jednej z największych kancelarii w kraju, ale skoro cię wyrzucili…

– Rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron.

Starszy aspirant zbył uwagę milczeniem, a Kordian na dobrą sprawę nie wiedział, dlaczego w ogóle o tym wspominał. Robił wszystko, by zachować spokój, ale nerwy powoli musiały wziąć górę. Wiedział, jak niepokojąca perspektywa się przed nim rysowała.

– Liczę, że szybko skierujecie wniosek do sądu – odezwał się.

– Wniosek?

– Niech pan nie rżnie głupa. O tymczasowe aresztowanie.

– Skąd pewność, że to zrobimy?

– Bo najwyraźniej podejrzewacie mnie o ewentualne próby mataczenia.

Gondecki lekko się uśmiechnął, jakby ta sugestia świadczyła, że policja w istocie ma ku temu powody.

– No dobrze… – mruknął. – Ale zakładasz, że jeszcze nie wystąpiliśmy z takim wnioskiem.

– Nie działacie tak szybko.

– Z zasady nie. Staramy się nie pędzić, żeby w całym tym procesie dochodzenia prawdy nie zabrakło czasu na uczciwy osąd.

Oryński miał ochotę się roześmiać.

– W tym wypadku jednak dowody mówią same za siebie.

– Jakie dowody?

– Wszystkiego dowiesz się z dokumentów.

– Jakoś w to wątpię.

– Zapewniam, że z naszej strony nie będzie żadnego, najmniejszego uchybienia.

Co do tego Kordian nie miał żadnych wątpliwości. Sam fakt, że spieszyli się z uzyskaniem pozwolenia na tymczasowy areszt, dowodził, jak są ostrożni. Niestety oznaczało to także, że mają wystarczająco dużo dowodów.

Efekt mógł być tylko jeden. Niebawem Oryński trafi do aresztu śledczego, gdzie przesiedzi czas pozostały do rozprawy. Jeśli prokuratura się postara, warunki będą zbliżone, a być może gorsze niż w więzieniu. A pierwsze posiedzenie sądu odbędzie się na długo po tym, jak Kordian pozna wszystkich współwięźniów.

Spojrzał na krawat, który moment wcześniej zdjął i złożył w kostkę na blacie. Przypuszczał, że szybko go nie założy.

Jak ten system miał dobrze działać, kiedy tak niewiele było trzeba, by zamknąć człowieka? Właściwie wystarczyły dobre relacje z sędzią, który zaakceptuje wniosek o tymczasowe aresztowanie. Reszta zależała od inwencji śledczych.

– Nad czym myślisz?

– Nad liczbami.

Policjant uniósł brwi.

– Niemal pół miliona ludzi siedzi teraz w amerykańskich aresztach śledczych bez skazania.

– Sporo.

– Dwadzieścia procent wychodzi po jakimś czasie, bo ustają przesłanki do wszczęcia procesu albo aresztant zostaje uniewinniony. To całkiem niezły wynik dla wymiaru sprawiedliwości.

– I?

– U nas sytuacja jest mniej więcej taka, jak w Czadzie, Egipcie, Tunezji czy Arabii Saudyjskiej. Przynajmniej jeśli wierzyć raportowi…

– Do czego zmierzasz?

Kordian przesunął złożony krawat na skraj stołu.

– Do tego, że nie macie przesłanek, żeby wsadzić mnie do aresztu – odparł, nie patrząc na rozmówcę.

– To oceni sąd.

– Tak, ale…

– Daj spokój – uciął policjant i machnął ręką. Rozsiadł się wygodniej, jakby dopiero teraz przystępowali do właściwej rozmowy. – Myślisz, że rzucenie kilku statystyk zrobi na mnie wrażenie? Że wezmę cię za kopię Mike’a Rossa?

Oryński przeniósł pytający wzrok na funkcjonariusza.

– Co? – spytał Gondecki. – Sądziłeś, że policjanci to jakiś inny gatunek? Że nie oglądamy Suits?

Uśmiechnął się, kręcąc głową. Jego uwagi właściwie potwierdzały to, co Kordian wiedział od samego początku. Aspirant miał zamiar podejść go pokojowo, jawić się jako równy chłop, z którym można porozmawiać. Z którym można wszystko wyjaśnić.

Lepsze to niż bezpodstawne groźby, uznał w duchu Oryński.

– Wiem, co potrafisz, Kordian – zapewnił rozmówca. – Zanim cię tu zamknąłem, dokładnie prześledziłem twoją karierę.

– Nie wątpię, że nie tylko karierę.

– Na studiach trochę się obijałeś, ale potem ruszyłeś z kopyta. Najpewniej dzięki temu, że miałeś wyjątkowo upierdliwą patronkę.

Oryński pokiwał głową.

– Dziwi mnie, że ot tak pozwoliła firmie cię zwolnić. – Wzruszył ramionami. – Ale ostatecznie nie mnie oceniać wasze standardy lojalności.

Kordian milczał, nie mając zamiaru wdawać się w czczą gadaninę. Poza tym był przekonany, że Chyłka zrobiła wszystko, co w jej mocy, żeby nie dopuścić do tego, co się właśnie działo.

A mimo to był to jeden z niewielu momentów, kiedy poniosła porażkę.

– Nie masz nikogo w odwodzie – ciągnął starszy aspirant. – Jesteś zdany na siebie.

– Jakoś mnie to nie martwi.

– A powinno – zauważył Gondecki i nagle spoważniał. – Uświadomisz to sobie już pierwszego dnia za kratkami.

– A więc jednak będzie się pan uciekał do gróźb?

– To przyjacielskie ostrzeżenie.

Oryński się rozejrzał.

– Nic tu nie jest przyjacielskie – odparł. – Mimo że usilnie starał się pan robić takie wrażenie.

– Chcę ci pomóc.

– Pewnie.

Policjant spojrzał na niego tak współczująco, jakby rzeczywiście był gotów wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Oryński wiedział jednak, że jeśli za nią złapie, ta natychmiast wciągnie go w jeszcze większe bagno.

– Dowody przeciwko tobie są mocne, dobrze o tym wiesz.

– Zobaczymy.

– Mamy twój materiał DNA, mamy odciski palców i samo narzędzie zbrodni.

Oryński się nie odzywał. Mógłby polemizować z tym ostatnim, ale uznał, że nie ma to sensu. Na wszystko przyjdzie pora, także na poprawianie policjantów, którzy najwyraźniej mocno się zagalopowali.

– Są więc środki, jest motyw, a w końcu jest także ciało.

Młody prawnik próbował trwać w bezruchu, ale mimo woli pokręcił głową.

– Mamy nawet świadków, Kordian.

– Z pewnością.

– Chyba nie sądzisz, że mógłbym cię okłamać.

– Okłamać? Nie, uważa pan na każde słowo – oświadczył Oryński. – A po tym, jak obalę wartość tych rzekomych dowodów, będzie pan twierdził, że był święcie przekonany o ich wiarygodności.

Policjant skrzyżował ręce na piersi i głośno wypuścił powietrze.

– Niełatwo się z tobą dogadać.

– W ogóle nie powinien pan próbować, skoro macie tak mocne dowody.

– Wychodzę ci naprzeciw.

– Tak?

– Jeśli się przyznasz, dostaniesz znacznie mniejszy wymiar kary.

– Względem czego?

– Tego, który ci się należy.

– Jestem niewinny, więc nie należy mi się żadna kara. Trudno, żebym wnioskował o mniejszą – zauważył Oryński, pochylając się. – Poza tym nie może mi pan niczego zagwarantować. A ja nie zamierzam przyznawać się do czegoś, czego nie zrobiłem.

Stanowczy ton głosu i mocne spojrzenie poskutkowały. Policjant w końcu uznał, że niczego nie osiągnie. Rozplótł ręce, klepnął uda, a potem otrzepał dłonie, jakby wykonał tylko to, do czego został zobligowany.

– Jak chcesz – rzucił na odchodnym.

Kiedy otworzył drzwi, Kordian spodziewał się usłyszeć jeszcze jedną propozycję, by skorzystał z ostatniej szansy. Policjant jednak się nie odezwał.

– Czekam na odpis z protokołu zatrzymania – rzucił Oryński.

– Wszystko dostaniesz – zapewnił go funkcjonariusz, wychodząc na zewnątrz. – To i dużo, dużo więcej.

Zanim prawnik zdążył o cokolwiek zapytać, mundurowy się oddalił. Szybko zjawił się inny, po czym zaprowadził zatrzymanego do pomieszczenia, w którym miał czekać na decyzję sądu.

Nadeszła po kilkunastu godzinach. Sędzia nie miał wątpliwości, że należy zastosować środek zapobiegawczy, o który wnioskowano. Niewiele później Kordian trafił do Aresztu Śledczego Warszawa-Mokotów.

Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6

Подняться наверх