Читать книгу Kasacja. Joanna Chyłka. Tom 1 - Remigiusz Mróz - Страница 23
Rozdział 1
18
ОглавлениеPierwsze dziesięć minut Oryński mógł w przypływie dobrej woli określić mianem najnudniejszego widowiska, w jakim przyszło mu uczestniczyć.
Potem było już tylko gorzej.
Prokurator odczytał akt oskarżenia, co formalnie rozpoczęło przewód sądowy, a następnie wygłoszono całą litanię pouczeń. Pozwanego poinformowano, że przysługuje mu prawo składania wyjaśnień, odmowy ich udzielenia, odmowy odpowiedzi na konkretne pytania… et cetera. Gdyby nie to, że ważyły się losy tego człowieka, Kordian mógłby przysnąć.
Gdy sędzia jeszcze perorował, Oryński omiótł wzrokiem salę i stwierdził, że została żywcem wyjęta z czasów, gdy na ulicach ciągnęły się kolejki po wędliny. Siermiężny klimat tego miejsca przytłaczał już po przestąpieniu progu, przez co nawet niewinny człowiek zapewne nie tryskał tu optymizmem.
Kordian oglądał relacje z procesu Breivika w Norwegii – tam sala sądowa była urządzona zgodnie z najnowszymi, minimalistycznymi trendami w architekturze wnętrz. Skład orzekający zasiadał na fotelach obitych czarną skórą, na tle szarej ściany. Wszystkie elementy drewniane były wykonane z jasnego materiału w ciepłym kolorze, podobnie jak jesionowa podłoga. Lekkość i elegancja – całkowite przeciwieństwo tego, co miał teraz przed oczyma Kordian.
Spojrzał na siedzącego obok Langera i stwierdził, że jego klient ma to w głębokim poważaniu. I nie tylko to. Piotr sprawiał wrażenie, jakby przyszedł do kina na film, który widział już kilka razy. Więźniowie często manifestują swoją pogardę czy obojętność wobec wymiaru sprawiedliwości – zazwyczaj jednak robią to ostentacyjnie. Tymczasem Langer wydawał się autentycznie niezainteresowany wszystkim, co się działo.
– Czy oskarżony zrozumiał treść aktu oskarżenia? – zapytał sędzia prowadzący rozprawę. Oprócz niego, los Langera zależał od czterech innych osób: trzech ławników i jeszcze jednego sędziego zawodowego.
– Tak – odparł Piotr.
– Czy oskarżony przyznaje się do zarzucanych mu czynów? – wyrecytował sędzia.
Chyłka obróciła głowę i spojrzała na Langera. Kordian zrobił to samo, przygryzając dolną wargę. Od początku zastanawiał się, co powie ich klient, kiedy przyjdzie do udzielenia odpowiedzi na to nieuchronne pytanie.
Sędzia patrzył wyczekująco na aresztanta.
– Nie – powiedział Piotr.
Obrońcy wymienili się spojrzeniami.
– Zatem proszę złożyć wyjaśnienia, jeśli oskarżony ma taką wolę – burknął sędzia. Najwyraźniej nie po drodze było mu z tym procesem, i trudno się dziwić. Do tej pory akta zdążyły rozrosnąć się niebotycznie, a sprawa zasadniczo była banalna. Odciski palców, DNA i własność mieszkania stanowiły wystarczający materiał dowodowy.
– Nie będę składać wyjaśnień, Wysoki Sądzie.
Ławnicy popatrzyli po sobie nieco zdezorientowani, ale mężczyzna siedzący pomiędzy nimi sprawiał wrażenie, jakby niespecjalnie go to obchodziło.
– Zatem przechodzimy do przesłuchania świadków – rzekł sędzia, a następnie wezwał pierwszego z nieszczęśników, którzy tego dnia musieli wyspowiadać się przed sądem pod rygorem odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania.
Kordian do końca łudził się, że Chyłka w ostatniej chwili postąpi wbrew Żelaznemu i seniorowi. Wszystko wskazywało jednak na to, że do tego nie dojdzie.
Na miejscu dla świadków pojawiali się biegli. Psychiatra już na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie sądowej weteranki, która byłaby w stanie przemielić na drobno każdego delikwenta siedzącego po lewej stronie ławy sędziowskiej.
– Na jakiej podstawie dokonała pani oceny stanu psychiki oskarżonego? – zapytał prokurator, gdy kobieta zajęła miejsce na mównicy.
– Miałam do dyspozycji szereg środków – odezwała się skrzekliwie. – Transkrypcje wyjaśnień składanych przez oskarżonego, spostrzeżenia osób z jego środowiska, a także bezpośrednią obserwację.
– Uważa pani, że to wystarczające?
– W moim przekonaniu nie.
Rejchertowi zrzedła mina. Chyłka drgnęła, nagle uświadamiając sobie, że los może sprawić jej niezwykle przyjemną niespodziankę.
– Proszę wyjaśnić – odezwał się sędzia, marszcząc brwi. Dopiero teraz zaczął sprawiać wrażenie zainteresowanego.
– Rzecz w tym, Wysoki Sądzie, że stwierdzenie poczytalności, niepoczytalności albo ograniczenia w swobodzie podejmowania decyzji jest procesem długotrwałym i skomplikowanym. Konieczne jest zagłębienie się w…
– Proszę zwięźle – upomniał ją przewodniczący.
– Oczywiście – potaknęła biegła. – Moim zdaniem materiały, jakie otrzymałam, nie są wystarczające do postawienia jednoznacznej diagnozy. Niemniej jednak jeden czynnik, znajdujący się poza nimi, pozwala na wysnucie jednoznacznej opinii.
– Jaki czynnik? – wtrącił prokurator, podejmując przesłuchanie.
– Oskarżony twierdzi, że był poczytalny w momencie popełnienia czynu – odparła kobieta z pewnością w głosie.
Joanna spojrzała z wściekłością na Rejcherta. Prokurator puścił do niej oko, co kazało jej sądzić, że scenariusz był ukartowany. I to wyłącznie po to, by na moment zrobić jej nadzieję, a potem rozbić ją w drobny mak.
Chyłka zaklęła w duchu. Wiedziała, że mogłaby zbudować na tym całkiem przyzwoitą linię obrony. Czas przeszły. Przepadło. Była pod ścianą i nie mogła już nic zrobić. Lekarka potwierdziła niepoczytalność, sam Langer też zaraz to zrobi. Nie miała żadnego pola manewru.
– Dziękuję, nie mam więcej pytań – oznajmił z satysfakcją Rejchert, po czym wrócił na swoje miejsce.
– Pani mecenas? – zapytał sędzia, spoglądając na Chyłkę spode łba.
Joanna odchrząknęła i wstała, po czym pociągnęła za poły żakietu. Powoli podeszła do biegłej i stwierdziła, że trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Pozostało jej ostatnie zagranie, które było tak banalne i żenujące, że najpewniej zapadnie w pamięć obu zawodowym sędziom, którzy słali jej ponaglające spojrzenia. Jeśli trafi na nich przy jakiejś innej sprawie, będzie stała na gorszej pozycji niż oskarżyciel. Ale tym będzie przejmowała się później.
– Pani mecenas? – ponaglił ją przewodniczący.
Skinęła głową i posłała mu wymuszony uśmiech. Potem wbiła wzrok w biegłą.