Читать книгу Wielkie księstwo Litewskie i Inflanty - Sławomir Koper - Страница 9

Tutejsi

Оглавление

Polesiem interesowali się nie tylko badacze – kraina stanowiła również niemałą atrakcję turystyczną, bo tak archaicznych miejsc nie było już na kontynencie europejskim.

„Dla turysty – pisano w folderze reklamowym Ministerstwa Komunikacji – przedstawia się Polesie jako ciemny bór często zabagniony, to jako płaszczyzna piaszczysta gładka lub też pofalowana przez wydmy, dalej jako krajobraz parkowy – rozległe łąki z porozrzucanymi kępami drzew i krzaków, a przetykane zwierciadłami jezior, łach i rzek, wreszcie jako bezbrzeżne płaszczyzny bagien otwartych, porosłych trawą lub rzadkimi krzakami, gdzie jedynie stogi siana przez znaczną część roku urozmaicają zadumę krajobrazu”[5].

Wielu badaczy i pisarzy uznawało Polesie za skansen pierwotnej Słowiańszczyzny. Podobnie pojmowali ten temat również artyści, między innymi Zofia Stryjeńska i Anna Gramatyka-Ostrowska, jednak idylliczny obraz życia Poleszuków w plastyce i literaturze nie miał wiele wspólnego ze stanem faktycznym. W rzeczywistości bowiem był to najbardziej zacofany region II Rzeczypospolitej, a życie przynosiło jego mieszkańcom niewiele radości.

„[Każdy] słyszał o istniejących na Polesiu osiedlach, które przypadkowo tylko w 1895 roku wykryły władze rosyjskie – pisał Ossendowski. – Mieszkańcy ich nie przyznawali się do żadnej narodowości, a nawet wiary, z uporem powtarzając, że są… Poleszukami. Gdy zaś przysłano tam policję – całe to kołtuniaste, ciemne i przerażone bractwo rozpierzchło się po bagnach, ukryło się tak, jak się czai ryś i wilk, i tylko od czasu do czasu pokazywało kły, napadając na samotnych »uriadników«, pocztę i bogatszych chłopów, patrzących koso na taki stan, bo sprawiał im nieznośne kłopoty i ciągłe najazdy »czynowników« sądowych”[6].

Poleszucy byli wyjątkowo nieufnym ludem. Każdą administrację (rosyjską, niemiecką czy polską) traktowali jako okupacyjną, do czego zresztą mieli powody, wszelkie bowiem próby zmian odwiecznych stosunków przynosiły problemy.

„Na przestrzeni wieków wszyscy żądali czegoś od Poleszuków – kontynuował Ossendowski – wciągali ich w wir obcych im, niezrozumiałych, nieraz zgoła niebezpiecznych wypadków, za które oni potem długo i drogo płacili. To sprawiło, iż Poleszuk stał się nieufny i uparcie bierny, a gdy to nie pomaga – mściwy i zawzięty. Podciąć pęcinę koniowi spętanemu na pastwisku, pokaleczyć ukradkiem woły sąsiada, podpalić chatę lub puścić z dymem pełny spichrz wroga, spuścić obszarnikowi staw z rybami, a nawet z zasadzki napaść na gajowego […] umie to milczący zazwyczaj, podejrzliwy Poleszuk, przepojony odwieczną niechęcią do przybyszów, lecz umiejący nie zdradzić się przed nimi ze swoich uczuć”[7].

Tutejsze rzeki powoli toczyły swe wody, rozlewając się szeroko, tworząc meandry, rozgałęzienia, odnogi i starorzecza. Rzekom tym towarzyszyły liczne strugi, jeziora, stawy i bagniska. Polesie było krainą wspaniałych, dzikich krajobrazów i rzadkiej roślinności, a także ostoją ptactwa wodnego. Nie bez przyczyny nazywano je „kaczym krajem”.

Ślady bytowania człowieka były tu rzadkie. Należały do nich drewniane domy, łodzie przypominające czółna, wiklinowe kosze do połowu ryb, cmentarze z drewnianymi krzyżami obwiązanymi kolorowymi ręcznikami i ule wykonane z wydrążonych pni drzew. Nad wszystkim tym unosiła się chmura komarów, meszek, gzów i wszelkiego innego latającego (i gryzącego) świata owadów.

Poleszucy potrafili jednak przystosować się do otaczającej ich natury. Nauczyli się żyć w symbiozie z przyrodą, a ich metody połowu ryb czy polowań wzbudzały zachwyt etnografów, którzy uważali, że na Polesiu przetrwały relikty dawnych zwyczajów Słowian.

„Wsiada do niej [łodzi] trzech rybaków – opisywał połów ryb Ferdynand Ossendowski. – Jeden pcha czółno bez plusku, ostrożnie wpierając długi drąg w muliste, miękkie dno; drugi trzyma wysoko nad głową płonące szczapy smolne, trzeci – zwany »bojec«, stoi na dziobie łodzi, wpatrzony w tajemniczą głębię nurtu. Głową i ręką wskazuje kierunek bez słowa, aż nagle da znak i – czółno, wsparte drągiem, zatrzymuje się w miejscu jak wryte. »Bojec« podnosi wysoko osadzony na drążku trójząb i, wybrawszy moment, szybkim rzutem ciska go w toń, naciska ramieniem i po chwili wyciąga nabitą na ostrze trzepocącą się rybę”[8].

Lepsze gatunki ryb sprzedawano krążącym po poleskich rzekach kupcom, natomiast pozostałe stanowiły ważne uzupełnienie codziennej diety. Suszone i wędzone ryby były dodatkiem do różnych zup (nawet barszczu), stanowiły też główny składnik słynnej uchy (zupy rybnej).

Dużą atrakcją było również polowanie na ptactwo wodne. Wprawdzie dawne łuki zastąpiła broń palna, ale tak naprawdę niewiele zmieniło się od stuleci. Strzelano z zamaskowanych czółen, a dubeltówki ładowane śrutem okazywały się niezwykle skuteczną bronią. Zdarzało się też, że na ptactwo polowano za pomocą sideł z włosia końskiego lub wędek (!) z haczykami.

Przez wieki niewiele również zmieniło się w poleskich chatach. Nadal dominowała dawna, charakterystyczna dla regionu architektura:

„Najprostszą budowlą, najbardziej zbliżoną do najstarszych siedzib słowiańskich jest kureń. Składa się on z czterech pochyłych ścian, zbudowanych w kształcie dachu, opartego wprost na ziemi, gdzie pomiędzy dwiema kłodami pozostawia się miejsce na tradycyjne »obniszcze«. Niemniej pierwotnym wytworem budowniczych jest humno poleskie – odpowiadające naszej stodole. Dach z darnic lub z wiązanek trzciny opiera się na czterech grubych »stwołakach«, belkach, leżących na rogatych dębowych »sachach«, wkopanych w ziemię. Ściany humna tworzą okrąglaki, wiązane na węgieł. Zboże, które się składa w odgrodzonych narożnikach stodoły, leży w tak zwanych »zastaronkach«, a pomiędzy niemi chłopi ubijają z gliny klepisko, które pospolicie nazywa się »tok«”[9].

Wielkie księstwo Litewskie i Inflanty

Подняться наверх