Читать книгу Poniewczasie - Wit Szostak - Страница 15

11 stycznia

Оглавление

Józef, niezapisana karta.

Wszystko jest możliwe. Czy na pewno? Czy nie będzie kolejnym moim Józefem, Bartłomiejem, Błażejem? Czy naprawdę może się wyrwać, wybić na niepodległość? Nie podlegać nikomu, nawet autorowi? Być sobie Józefem na własny rachunek? To wszystko jest w zasięgu ręki. Ale nie dla Józefa.

Józef, syn Jakuba, to oczywiste. W Biblii, u Schulza, w Oberkach. Tu też. Ale nie będzie ani chwili Jakuba, nie będzie o Jakubie i jego mocowaniu się z aniołem. To Józef będzie uchodził, ojciec tym razem w rozmazanym tle.

Józef, sprzedany przez braci, powraca w chwale. Jaka chwała? Może wystarczy samo sprzedanie?

Nie widzę Józefa dobrze i nie zobaczę. Jest niski, wysoki, łysieje, tyje? Nie chcę go widzieć na oczy.

Chcę Józefa usłyszeć. Chcę wsłuchać się w intonację i rytm zdań, jego mocowanie się z językiem, ślizganie po obrazach i słowach.

Niech pisze dziennik.

Niech uczy się mówić: to będzie jego pierwszy dziennik, strojenie głosu, szukanie rejestrów. Niech się zmaga, zaciska zęby i brnie, dzień w dzień, w wyznania, kłamstwa, zmyślenia, niech lepi siebie. Niech kradnie i podsłuchuje, niech porzuca swe łupy.

Uchodźca jest na granicy języków. Swój musi porzucić, nowego nie ma. Uchodzić z języka. Co to znaczy?

Nie mieć mowy, nic nie mieć.

Kupię mu tylko marynarkę. Szytą na miarę, niech ma. Na miarę, ale nie na niego. Kupił ją na allegro i polubił. Dobra wełna, ciepła wełna, tweed. Marynarkę uszyto na garbatego. I Józef się w niej garbi, dostosowuje do kroju, wtedy lepiej leży. Kiedy stoi prosto, materiał marszczy się. Zmarszczony lub zgarbiony, Józef nie może się zdecydować.

Dlaczego ją lubi? Może nie będzie lubił? Ukryje w szafie? Wyrzuci?

Poniewczasie

Подняться наверх